Kiedy Tennyson się obudził, było jeszcze ciemno. Przez dłuższą chwilę leżał w puszystym, spowijającym go ze wszystkich stron mroku błądząc na granicy jawy i snu, niezupełnie przytomny, nie pamiętając, co przydarzyło mu się poprzedniego dnia, i wciąż sądząc, że znajduje się na Gutshot. Pomieszczenie było nie oświetlone, ale gdzieś w pobliżu sączyła się strużka światła, dzięki której spod półprzymkniętych powiek dostrzegał zarysy znajdujących się w pokoju przedmiotów. Łóżko było wygodne i Tennyson nie mógł się oprzeć uczuciu senności. Ponownie zamknął oczy pragnąc pogrążyć się jeszcze na chwilę we śnie, ale nagle przypomniał sobie, że nie jest już na Gutshot ani na statku kosmicznym.
Statek! Otrząsnąwszy się z resztek snu, momentalnie usiadł na łóżku. Statek, Jill, Koniec Wszechświata…
Boże drogi, Koniec Wszechświata! W tej chwili wszystkie ostatnie wydarzenia przeleciały mu przed oczami z szybkością błyskawicy.
Wokół panowała straszliwa cisza. Tennyson usiadł wygodniej na łóżku.
Mary odnalazła Niebo!
Słaby błysk, który zauważył wcześniej, dochodził zza drzwi prowadzących do pokoju dziennego. Światło migotało zmieniając intensywność, to wzmagając, to tracąc na sile, sprawiało, że cienie tańczyły po pokoju.
Po chwili zorientował się, że jest to poświata rzucana urzez rozpalony kominek. Dziwne, pomyślał Tennyson, przecież już dawno temu powinien zgasnąć.
W jednym ze spowitych ciemnościami kątów pokoju poruszył się cień wyraźnie odcinający się od innych.
— Czy pan śpi, Sir? — spytał cień.
— Nie — odpowiedział Tennyson przez zaciśnięte usta. — A kim, do cholery, pan jest?
— Nazywam się Hubert — odparł grzecznie cień. — Zostałem wyznaczony na pańskiego ordynansa. Będę dla pana pracować…
— Zaraz, zaraz, to słowo obiło mi się już o uszy — przerwał mu Tennyson. — Zdaje się, że natknąłem się na nie parę lat temu, studiując historię Starej Ziemi. Ordynans… to miało coś wspólnego z wojskiem brytyjskim. Ten wyraz był tak dziwny, że zaintrygował mnie i zapamiętałem go.
— Doskonale — ucieszył się Hubert. — Gratuluję panu, Sir. Większość ludzi nie miałaby o tym pojęcia.
Ordynans wynurzył się z głębokich ciemności i teraz można było trochę wyraźniej dostrzec jego zarysy. Miał kanciastą, podobną do ludzkiej sylwetkę, sprawiał wrażenie silnego i usłużnego.
— Proszę odpoczywać, Sir — powiedział. — Jestem robotem, ale nie skrzywdzę pana. Moim jedynym zadaniem jest służenie. Czy mam włączyć światło? Jest pan gotów?
— Tak, proszę. Włącz światło — odparł Tennyson. Na stole po drugiej stronie pokoju zapaliła się lampa. Wystrój wnętrza podobny był do wystroju pokoju dziennego, stały tu ciężkie, drewniane meble zaopatrzone w metalowe gałki, na ścianach wisiały obrazy.
Tennyson odrzucił kołdrę i stwierdził, że jest nagi. Wysunął nogi z łóżka i postawił stopy na miękkim dywanie. Sięgnął w stronę stojącego obok krzesła, gdzie poprzedniego wieczora pozostawił ubranie. Ubrania nie było. Cofnął rękę, przeczesał włosy i starł z twarzy resztki snu. Pod palcami poczuł szczecinę wąsów.
— Pańska garderoba jeszcze nie dotarła — powiedział Hubert — ale zamówiłem już zmianę bielizny. Łazienka jest tam. W kuchni na stole stoi kawa.
— Najpierw kąpiel — mruknął Tennyson. — Macie tu prysznice?
— Prysznice i wanny. Jeśli woli pan wannę, zaraz napuszczę wody.
— Nie, nie. Wystarczy prysznic. Będzie szybciej. Mam mnóstwo pracy. Czy były jakieś wiadomości o Mary?
— Wiedząc, że zapewne będzie pan tego ciekaw, odwiedziłem ją przed jakąś godziną — odparł spokojnie Hubert. — Pielęgniarka powiedziała, że pacjentka czuje się dobrze, organizm we właściwy sposób reaguje na proteinę. Ręczniki, szczoteczkę do zębów i przyrządy do golenia znajdzie pan w łazience. Kiedy pan skończy, ubranie będzie już przygotowane.
— Dzięki. Muszę przyznać, że dobrze się spisujesz. Często zajmujesz się tą pracą?
— Należę do pana Ecuyera, Sir. Dwóch z nas służy u niego. Ja zostałem wypożyczony specjalnie dla pana.
Po zakończeniu toalety Tennyson wrócił do pokoju i zauważył, że łóżko zostało posłane, a na narzucie leżało przygotowane ubranie.
Dopiero w tej chwili dokładniej przyjrzał się robotowi. Hubert był zbudowany na wzór człowieka. Jedyną różnicą była łysa głowa obłeczona wypolerowanym metalem. Nie nosił na sobie nic, ale korpus pomalowany był we wzór imitujący ubranie.
— Czy zechce pan teraz zjeść śniadanie? — spytał robot.
— Nie, wypiję tylko kawę. Śniadanie później. Rzucę tylko okiem na Mary i wracam.
— Podam kawę w pokoju dziennym — odparł Hubert — przed kominkiem. Dorzucę jeszcze do ognia.