Wiemy już, co się zdarzyło — rzekł Tennyson. — Decker został trafiony w górną część klatki piersiowej. Uszkodzone zostało jedno płuco. Zmarł zapewne chwilę potem. Ale zanim zmarł, udało mu się oddać jeszcze jeden celny strzał w kierunku Huberta. Kula trafiła robota w oko i rozerwała górną część czaszki. Mózg został zniszczony. Została z niego tylko plątanina kabli i obwodów. Prawdopodobnie zginął w tym samym momencie.
— Nie rozumiem tylko, dlaczego do siebie strzelali — rzekł Ecuyer. — Hubert? Dlaczego Hubert? To prawda, był małym, denerwującym indywiduum. Miał swoje wady jako sługa, ale robił wszystko, co należało do jego obowiązków. Byłem z niego bardzo zadowolony. Zresztą pracował u mnie od lat. A Decker, do diabła, przecież on chyba nawet nigdy wcześniej na oczy nie widział Deckera. Oczywiście wiedział, kto to jest. Każdy na Końcu Wszechświata wie, kim jest Decker.
— Strzelba użyta przez Huberta, była tą samą, którą wziął doktor w czasie swojego polowania na Nestora. Ciekawe, skąd i w jaki sposób Hubertowi udało się wydobyć tę strzelbę.
— To akurat nie był żaden problem — odparł Ecuyer. — Roboty prawdopodobnie gdzieś ją upchnęły P° tym, jak przyniesiono ją razem z ciałami doktora i jego towarzyszy. Nikt nie zwracał większej uwagi na strzelbę. Przecież roboty nie używają broni palnej.
— Jeden z nich właśnie to zrobił — przerwał mu z goryczą w głosie Tennyson. — Cholerny pech, Decker był dobrym człowiekiem. Lubiłem go. Był moim przyjacielem. Jedyną jego wadą było to, że wiedział, gdzie jest Niebo.
— Co do tego się zgadzam — rzekł Ecuyer. — Nie wierzę jednak, by Hubert wdał się w jakieś konszachty z teologami. Nie mam pojęcia, co myślał o całej tej sprawie, nigdy z nim na ten temat nie rozmawiałem, ale nie był on typem robota, który…
— Może słyszał, jak rozmawialiśmy — wtrąciła Jill. — Zawsze przecież chował się gdzieś za rogiem podsłuchując. Może usłyszał, jak jedno z nas mówiło, że istnieje szansa na to, by Decker wyjawił nam, gdzie jest Niebo.
— Tak, to prawda — potwierdził Ecuyer. — Zawsze podsłuchiwał. Wchłaniał w siebie po prostu wszelkiego rodzaju informacje. Miał świra na punkcie plotek, a Watykan to przecież jedna wielka fabryka plotek. Tym niemniej był ze mną przez wiele lat, zanim pożyczyłem go tobie, Jason, i przysiągłbym, że nie skrzywdziłby nawet muchy.
— Więc pomyliłbyś się — zauważyła Jill. — Chociaż nie była to mucha.
— Musicie spojrzeć na to w ten sposób — rzekł Tennyson. — Oba sześciany zniknęły, co według mnie oznacza, że zostały skradzione. Decker został zamordowany, a kiedy przeszukiwaliśmy jego mieszkanie, nie znaleźliśmy nic, co wskazywałoby na to, że wie, gdzie ukryte jest Niebo. Ktoś, może Hubert, może ktoś inny, przeszukał chatę przed nami i prawdopodobnie znalazł dowody, że Decker posiada ważne informacje. Jeśli jednak nie udało się temu komuś odnaleźć takich dowodów, oznaczałoby to, że Decker ukrył je gdzieś. Natomiast jeżeli złodziejaszek odnalazł je, z całą pewnością możemy stwierdzić, że nasze szansę na dotarcie do nich są więcej niż nikłe. Podejrzewam, że zostały one zniszczone razem z obydwoma sześcianami. W takiej sytuacji, kiedy pozbawiono nas obu sześcianów, materiałów posiadanych przez Deckera i wreszcie jego samego, nie mamy praktycznie żadnych szans dotarcia do Nieba.
— Może Mary… — wtrąciła niepewnie Jill.
— Wątpię — odparł Tennyson. — Jest nieprzytomna. Być może nie dożyje rana. Szok wywołany wyjściem na spotkanie bandzie fanatyków spowodował, że upadła i musiano z powrotem zanieść ją do łóżka.
— W takim razie jesteśmy w kropce — podsumowała Jill.
— Teologowie za to mają pole do popisu — dodał Ecuyer. — Jeśli Mary umrze, będzie im jeszcze łatwiej przekonać wszystkich do jej kanonizacji. Przecież nie było jeszcze dotąd żywych świętych. Kiedy jednak umrze, doprowadzą sprawę do szczęśliwego dla nich końca. Watykan będzie wreszcie miał swojego pierwszego świętego, nikt nie będzie zgłaszał wątpliwości co do istnienia Nieba i…
— Ale kardynałowie mogą stanąć na przeszkodzie temu planowi, prawda? — spytała Jill. — Jestem pewna, że wielu z nich jest przeciwko takiemu rozwojowi sytuacji. W każdym razie na pewno Theodosius.
— Wątpię, żeby udało się im zapobiec czemukolwiek — rzekł Ecuyer. — Nie będą chcieli ryzykować buntu na dużą skalę. Mogą się oczywiście sprzeciwić i uniemożliwić kanonizację, ale doprowadziłoby to do rozruchów na Watykanie. A jak wiesz, Watykan musi zawsze być miejscem idealnego spokoju, świętym zakątkiem. Niezależnie od tego, co się przydarzy, kardynałowie muszą przede wszystkim stać na straży takiego wizerunku.
— Jeśli teologowie zwyciężą, a wszystko wskazuje na to, że właśnie tak się stanie — rzekł Tennyson — Program Poszukiwań zostanie zakończony, a bez niego…
Ecuyer przerwał mu:
— W obliczu takich zmian, kardynałowie podejmą działania zgodne z planowaniem dalekosiężnym. Zgodzą się na chwilową przerwę w pracy po to, aby w czasie nadchodzących wieków doprowadzić Watykan do sytuacji sprzed całego tego zamętu. Roboty nie zwracają w ogóle uwagi na czas. Mają go dosyć.
— Musisz pamiętać, że kardynałowie, którzy z przychylnością patrzą na Program Poszukiwań, mogą nigdy nie zdołać uruchomić go ponownie — zauważył Tennyson. — W każdym razie nie za twojego życia. Albo zrobisz coś teraz, albo przegrasz z kretesem.
— Wiem — odparł smutno Ecuyer. — Myślę… — Odwrócił się do Jill: — Jason wspominał coś o istocie zwanej Szeptaczem i o tym, w jaki sposób udało im się dostać do świata równań. Jak słyszałem, ty też tam byłaś i to dokładnie wtedy, gdy cię szukaliśmy.
— Myślę, że możemy mu o tym powiedzieć — rzekł Tennyson do Jill. — Decker nie żyje i nie musimy dłużej trzymać tego w tajemnicy.
— Chyba tak, zresztą co to za tajemnica — odparła Jill.
— Myślę, że Decker miał wiele tajemnic — rzekł Ecuyer. — Był bardzo zamkniętym w sobie człowiekiem. Jednak od momentu, gdy Jason opowiedział mi o waszych przygodach, zastanawiałem się…
— … czy Szeptacz mógłby nas zabrać do Nieba — dokończyła Jill. — Wątpię. Zabrał Jasona do świata równań, bo Jason widział sześcian. Ja go nie widziałam, ale Szeptacz mógł mnie tam wziąć, bo on z kolei znał ni drogę. Jason pokazał mu, jak tam dotrzeć, a on to zapamiętał.
Nie potrzebuje jednak współrzędnych.
Rzeczywiście, nie potrzebuje. Dla świata równań nie mieliśmy współrzędnych, kiedy jednak obejrzał wspomnienia Jasona, wiedział już, jak tam trafić. Musi używać czegoś innego niż my w charakterze współrzędnych.
— Dlaczego w takim razie nie możecie iść do Nieba?
— Bo Szeptacz musi znaleźć się w mózgu osoby, która oglądała sześcian zawierający zapis danego miejsca — wyjaśnił Tennyson.
— W mózgu? Naprawdę?
— Zgadza się.
— Dlaczego w takim razie nie miałby się dostać do mózgu Mary? Nawet jeśli jest nieprzytomna.
— Bo jest nieprzytomną, a więc nie posiada żadnych wspomnień. Jej mózg nie funkcjonuje. A nawet gdyby nie była nieprzytomna i czuła się dobrze, prawdopodobnie i tak nie mógłby przeniknąć do jej mózgu.
— To znaczy…
— Słuchaj Paul — westchnął Tennyson zmęczony tłumaczeniem — Szeptacz nie mógł przedostać się do mózgu Deckera, mimo że byli sobie przecież bardzo bliscy.
— Ale udaje mu się dostać do umysłu twojego i Jill. Dlaczego?
— Nie wiem. Sam długo się nad tym zastanawiałem. Większość ludzi nie może nawet dostrzec Szeptacza. Na przykład ty. Szeptacz próbował się z tobą zaPoznać, ale nie udało mu się. Pokazał ci się, ale nawet 8° nie zauważyłeś.
— Skąd wiesz?
— Mówił mi. Wydaje mi się, że próbował już z wieloma ludźmi na Końcu Wszechświata, z tym samym rezultatem. Nigdy nie próbował z robotami. Mówi, że mają inny rodzaj umysłu, może nawet inny rodzaj postrzegania świata zewnętrznego. Już od dawna węszy wokół Watykanu, starając się zebrać jakieś informacje. Ma kota na punkcie informacji. Jego życiowym celem jest zrozumienie zasad funkcjonowania wszechświata. Udało mu się zdobyć jakieś strzępki danych z Watykanu. Ciężko na to pracuje.
— Watykan już od dawna świadom jest, że ktoś wokół niego węszy — rzekła Jill. — „Jak myszka podgryzająca ważący tonę kawałek sera.” Tak to określił Theodosius. Nigdy jednak nie udało mi się dowiedzieć, kto lub co to jest. Bardzo się tego obawiają. Wygląda na to, że na razie błądzą po omacku.
— W takim razie nie mamy żadnych szans — zauważył Ecuyer.
— Nie ma co do tego wątpliwości — potwierdził Tennyson.
— Tylko siąść i płakać — rzekł smutno Ecuyer. — Boże, kiedy pomyślę o wszystkim, czego mogliśmy dokonać. Krążyliśmy po całym wszechświecie. Teraz to wszystko zostanie wyrzucone na śmietnik z powodu idiotycznego poszukiwania prawdziwej religii.
Tennyson poruszył się niespokojnie na krześle.
— Chciałbym ci jakoś pomóc. Jill chyba też. Mam wrażenie, że cię zawiodłem.
— Nie — zaprzeczył szybko Ecuyer. — To nie wasz problem.
— Właśnie że również nasz — nie zgodził się Tennyson. — To równie dobrze problem ludzi, co Watykanu. Chyba każdy na tym ucierpi. Nie wiem. Wszelkie formy życia zyskałyby, gdyby udało nam się uzyskać jakieś odpowiedzi.
— Może wymyślimy jeszcze jakiś sposób kontynuowania programu — rzekła Jill z zapałem. — Nie powinniśmy się poddawać. Mogę porozmawiać z moim znajomym kardynałem, który na pewno mnie posłucha.
— To na pewno wszystko załatwi — zaszydził Ecuyer. — Zbyje cię byle czym. Powie: „Wszystko się jakoś ułoży, nie martw się, dziecko. W dalszej perspektywie wszystko wróci do normy”.
Tennyson podniósł się.
— Powinienem zobaczyć, co dzieje się u Mary.
— Pójdę z tobą — rzekł Ecuyer. Zwrócił się do Jill: — Idziesz?
Jill ocknęła się z zamyślenia.
— Nie, chyba nie. Przygotuję coś na obiad. Wpadniesz do nas Paul?
— Nie, dziękuję. Bardzo bym chciał, ale mam mnóstwo pracy.
Kiedy wyszli na zewnątrz odezwał się do Tennyso-na:
— Nie chciałem przy niej pytać, co z jej twarzą? Co się zdarzyło tak naprawdę?
— Kiedyś opowiem ci całą tę historię — przyrzekł Tennyson.