Rozdział 23

wiem, co się stało — rzekł Ecuyer w zdenerwowaniu. — Nie mam bladego pojęcia. Nagle Mary uparła się, że musi jeszcze raz odwiedzić Niebo.

— Nie wiadomo, czy jej się to uda — wzruszył ramionami Tennyson.

— Myślę, że tak — odparł Ecuyer. — Jest naszą najlepszą Słuchaczką. Ma wystarczająco dużo umiejętności, żeby jeszcze raz się tam wybrać. Nie wiem, co prawda, jakie umiejętności trzeba mieć, żeby trafić ponownie w to samo miejsce, ale w ciągu wielu lat pracy, niektórzy z naszych Słuchaczy udowadniali, że jest to możliwe. Staraliśmy się ustalić, jak to robią, bo wiedza taka umożliwiłaby nauczenie tej sztuczki naszych ludzi. Ale nie to jest teraz najważniejsze. Najbardziej martwi mnie fakt, że Mary nagle, ni z tego ni z owego nabrała chęci, żeby to powtórzyć. Jeszcze parę dni temu nie chciała nawet o tym słyszeć.

— Może chce zrobić coś, co ponownie zwróci na nią uwagę wszystkich — zasugerowała Jill. — To przecież wy dwaj wmawialiście jej, że nie jest tak ważna, jak jej się wydaje.

— To była jedyna rzecz, jaką mogliśmy zrobić w tej sytuacji — odparł Ecuyer. — Przynajmniej tak mi się wydawało, a Jason zgodził się ze mną.

— Tak czy inaczej, najwyraźniej podziałało zauważyła Jill. — Teraz więc najważniejsze jest przekonanie jej, że kiedy już się tam znajdzie, powinna zarejestrować współrzędne. Czy może pan to zrobić?

— Mogę z nią porozmawiać — odpowiedział Ecuyer. — Spróbować ją przekonać. Nie wiem tylko, czy będzie chciała mnie posłuchać. — Nagle zwrócił się do Jill. — Ale może pani by z nią porozmawiała. Jak kobieta z kobietą.

— To chyba nie jest najlepszy pomysł — stwierdziła Jill. — Nigdy wcześniej się nie widziałyśmy. Chyba mi nie zaufa. Będzie wyglądało na to, że wszyscy coś tu przeciw niej knują.

— Decker twierdzi, że wie, gdzie jest Niebo — wtrącił Tennyson. — Rozmawiałem z nim wczoraj.

— A skąd on miałby to wiedzieć? — spytał zaskoczony Ecuyer. — Jak on to w ogóle może wiedzieć?

— Nie wiem. Nie mówił nic więcej, a ja nie pytałem. Ma bzika na punkcie swojej prywatności. Nie powinno mu się zadawać żadnych pytań. Chociaż akurat w tym przypadku chyba nawet podejrzewał, że to zrobię. Ale gdy nie podjąłem tematu również o nim zapomniał.

— Powinieneś był spytać — zmartwiła się Jill. — Może właśnie na to czekał.

— Chyba nie. Może nie mam racji, ale czułem się tak, jakby mnie sprawdzał. Poruszył też parę innych tematów pozostawiając zawsze wiele niedomówień, ale ani razu nie dopytywałem się o nic, chociaż gryzłem się w język, tak że mi spuchł. To dziwny człowiek. Miło się z nim rozmawiało i nie chciałem, żeby atmosfera nagle stała się napięta.

— Przez cały czas Decker spisany był na straty — zauważył Ecuyer. — Uważaliśmy go za świra i samotnika, co zresztą jest prawdą. Człowieka stojącego na uboczu. Jasonowi pierwszemu udało się nawiązać z nim bliższy kontakt. To może być cenna znajomość. Nie chcielibyśmy, żebyś ją zaprzepaścił. Myślę, że człowiek ten kryje w sobie o wiele więcej tajemnic, niż moglibyśmy przypuszczać.

Do pokoju wszedł Hubert z dzbankiem świeżo zaparzonej kawy. Napełnił filiżanki i nie odzywając się ani słowem wrócił do kuchni.

— Nadal jest na mnie obrażony — wyjaśnił Ecuyer.

Trochę go zwymyślałem parę dni temu. Od czasu do czasu trzeba to robić. Trzymaj go w ryzach — powiedział zwracając się do Tennysona.

— Trzeba mu jednak przyznać — odrzekł Tennyson — że przyrządza wspaniałą kawę.

— Czy moglibyście mi odpowiedzieć na jedno pytanie? — odezwała się Jill. — Czy Mary jest człowiekiem? W ogóle, ilu Słuchaczy jest ludźmi?

— Oczywiście, że jest człowiekiem — zdziwił się Ecuyer. — Czemu pytasz?

— Słuchacze doświadczają tylu, jak wy to mówicie, pozaświatowych doznań, na przykład często wcielają się lub wydaje im się, że się wcielają w istoty z innego świata, że zastanawiam się, jak w obliczu tego wszystkiego udaje im się zachować swoje człowieczeństwo.

— Też się nad tym zastanawiałem — zasmucił się Ecuyer. — Nigdy jednak nie odważyłem się z żadnym z nich na ten temat porozmawiać. Bałem się. Z ludźmi tak wyczulonymi na wszelkie doznania zewnętrzne trzeba obchodzić się jak ze zgniłym jajkiem. Każdy z nich posiada silną osobowość. Może to właśnie ich ratuje. A może silna osobowość to warunek konieczny do tego, aby zostać Słuchaczem. Jednak mimo swojej silnej osobowości i charakteru częstokroć nie mogą pozbyć się wspomnień z jakiejś podróży. Czasami odmawiają powrotu do miejsca, które znaleźli. Zgadzają się na dalszą współpracę, ale pod warunkiem, że nie będą musieli jeszcze raz tam wracać. Niezależnie od okoliczności, jeszcze nigdy dotąd nie zdarzyło się, aby Słuchacz się załamał.

Ecuyer dokończył swoją kawę.

— Chyba lepiej będzie, jeśli pójdę porozmawiać z Mary. Jason, nie chciałbyś się ze mną przejść?

— Nie, dziękuję. Nie należę chyba do jej ulubieńców.

— Ja też nie.

— Ale ty znasz ją od wielu lat. To zupełnie co innego.

— Zobaczymy — westchnął Ecuyer. — Dobra, to do zobaczenia.

Po jego odejściu Jill i Tennyson siedzieli jeszcze przez chwilę w ciszy. Wreszcie Jill odezwała się.

— Wydaje mi się, Jason, że jesteśmy już blisko. Czuję to przez skórę.

Tennyson kiwnął głową.

— Jeśli Mary wróci do Nieba i rzeczywiście potwierdzi jego istnienie lub znajdzie coś więcej niż poprzednim razem…

— Zupełnie nie rozumiem, o co w tym wszystkim chodzi — rzekła Jill. — Załoga Watykanu podzieliła się w bardzo dziwny sposób na dwa obozy. Ale dlaczego? A najgorsze jest to, że nie mam pojęcia, czym jest Watykan. Religią czy grupą poszukujących filozofów. Co oni chcą osiągnąć?

— Wątpię, żeby sami to wiedzieli — wzruszył ramionami Tennyson.

— Myślałam o kardynale, jak mu tam było, Roberts, tak? Powiedział, że nie będziemy mogli opuścić Końca Wszechświata.

— Uhm. Mówił tak, jakby to było oczywiste.

— Ja i tak na razie nigdzie się nie wybieram — rzekła Jill. — Jestem już blisko dokopania się czegoś w tych dokumentach. Kiedy napiszę o tym książkę — Książkę? A ja myślałem, że miałaś spisywać kroniki Watykanu?

— Książka będzie się sprzedawać w miliardach egzemplarzy — ciągnęła Jill. — Będę się pławić w luksusie i już nigdy nie będę musiała pracować.

— Jeżeli uda ci się stąd uciec… — zauważył Tennyson.

— Słuchaj, przyjacielu, Jill jeździ tam, gdzie jej się podoba i kiedy jej się podoba. Nie znalazło się jeszcze miejsce, w którym zatrzymano by ją dłużej. Nie spotkała tak małej dziury, z której nie mogłaby się wydostać.

— Wierzę ci — uśmiechnął się Tennyson. — Kiedy będziesz stąd uciekać, nie zapomnij zabrać mnie ze sobą.

— Pomyślę o tym…

Загрузка...