.Tluskacz nadal skakał we wszystkie strony wydając z siebie radosne mlaśnięcia rozlegające się echem po pomieszczeniu.
— Nie mógłby dać sobie na chwilę spokoju — rzekł znużony Stóg Siana. — Może by tak przestał i odpoczął? Po jaką cholerę tak się rzuca?
— Zostaw go — odparł Dymek. — Zawsze się na niego wściekasz. Tylko byś krytykował.
— Bo mnie denerwuje — powiedział ze złością Stóg Siana.
— Deckerowi nie przeszkadza — zauważył Bąbel. — Decker nigdy nie narzeka.
— Bo nie musi tu siedzieć cały czas — przypomniał mu Stóg Siana. — Decker nie jest tak bliską ci osobą jak ja. Zawsze ci towarzyszę. Jestem na każde twoje zawołanie. A Decker ciągle gdzieś gania. Gdyby, tak jak ja musiał przez cały czas być z Pluskaczem…
Mlaśnięcia nie traciły na sile.
— Kurczę blade, ani na chwilę nie przestanie. Dzień czy noc, cały czas skacze — złościł się Stóg Siana. — Albo mi się wydaje, albo powinniśmy tworzyć triadę, nie? To po co nam ten bałwan? Wszyscy inni tworzą triady, dlaczego my jesteśmy we czwórkę?
— Jesteśmy triadą — sprzeciwił się Dymek. — I nie próbuj mnie zdenerwować. Nie mów rzeczy, które nie są prawdą, myśląc, że uda ci się zmusić mnie do kłamstwa. Wiesz przecież, że Pluskacz nie jest jednym z nas. Jest tylko zwierzątkiem domowym. Może gdybyś cały czas nie zrzędził, a Decker przestałby uganiać się nie wiadomo za czym, nie potrzebowałbym zwierzątka. Ale w tej sytuacji mam je i przyznaję, że bardzo je lubię.
Stóg Siana odburknął coś pod nosem.
— Co mówisz? Mów głośniej.
— Mówię, że nie tylko je lubisz, ale wręcz kochasz, skoro potrafisz wytrzymać to mlaskanie. Ja i Decker mamy go w każdym razie po dziurki w nosie. To właśnie dlatego Decker ugania się gdzieś całymi dniami. Nie może wytrzymać mlaskania. Mlask, mlask, mlask… Ile można? Ani chwili spokoju.
— Przyniesie nam szczęście — rzekł z dumą Dymek. — To nie tylko zwierzątko domowe. Jest talizmanem i przynosi szczęście…
— Nie potrzebujemy szczęścia — przerwał mu Stóg Siana. — Zawsze ci mówiłem, że powinniśmy go wyrzucić. Wszyscy się na ciebie obrazili. W całym Centrum nie masz ani jednego przyjaciela. Powtarzam ci, żebyś wziął na wstrzymanie, ale ty nic. Powiedz, co zrobisz, kiedy wreszcie osiągniesz panowanie nad Centrum?
— Tu nie chodzi tylko o Centrum. To coś znacznie więcej. Ty i Decker trzymacie ze mną, więc…
— Znowu to samo — westchnął Stóg Siana. — Nie wiem zupełnie, jak ja z tobą wytrzymuję. Sam szukasz kłopotów. Te twoje nieziszczalne marzenia. Gdyby Decker nie poszedł z tobą…
— Decker potrafi mnie zrozumieć — odparł Dymek. — Bez problemu czyta w moich myślach. A ty…
— Może i potrafi cię zrozumieć, ale to ja jestem realistą. Wiem, co możliwe, a co nie. Decker natomiast buja w obłokach.
Pluskacz mlaskał bez chwili opamiętania.
— Nikt dotąd nie odważył się przejąć Centrum — ciągnął Stóg. — Oczywiście, starasz się działać ostrożnie, zmylić przeciwnika. Wydaje ci się, że jesteś taki mądry. Ale inni wiedzą o wszystkim. Czekają tylko, aż popełnisz jakiś drobny błąd, a wtedy cię dopadną. Zmiażdżą cię jak robaka bez żadnej litości.
— Kiedy trzy istoty tworzą triadę, co jest logiczną implikacją naszego trybu życia i co, jak dowiodły obserwacje, jest najlepszym modelem koegzystencji, to są one lojalne w stosunku do siebie. Nie wadzą się, nie…
— Przecież jestem lojalny — przerwał znowu Stóg. — Pomagam ci najlepiej jak tylko potrafię. Robię, co mogę, żeby uniknąć kłopotów. Dlaczego nigdy mnie nie słuchasz?
— Słucham cię. I to bez przerwy.
— Słuchasz, ale nie zwracasz uwagi. Zupełnie opętał cię twój sen o chwale. Doszedłeś do stanu, w którym nie trafiają do ciebie żadne argumenty. Nawet w tej chwili knujesz już, w jaki sposób wykorzystać tych przybyszów do swoich celów. Nie mów tylko, że tak nie jest.
— Ich rekonstrukcja zajmie tyle czasu — narzekał Dymek. — Dlaczego nie wynaleziono jeszcze jakiejś szybszej metody?
— Procedura jest długa, ponieważ zależy od wielu czynników, które muszą być wzięte pod uwagę i przemyślane. Nie wolno popełnić błędu. A poza tym w prawie każdym egzemplarzu dokonywane są poprawki.
— Dlatego pomyślałem o wykorzystaniu oryginału, nie czekając na rekonstrukcję. Ale to może być niebezpieczne. Nie wiem, jak te galarety, ale ludzie z całą pewnością są bardzo delikatnymi i niezrozumiałymi istotami. To dziwne, że po tak długim czasie, kiedy mieliśmy tylko Deckera, pojawiła się jeszcze para ludzi. Strasznie mnie kuszą…
— Liczysz na to, że będą identyczni jak Decker? Wątpię. Zbyt małe prawdopodobieństwo. Poszczególne osobniki, nawet w zakresie tego samego gatunku, mogą być bardzo różne. Poza tym w Deckerze dokonano poprawek.
— Więc radzisz mi ostrożność?
— Tak jest.
— Zawsze radzisz mi ostrożność. Mam już po dziurki w nosie twojej ciągłej ostrożności.
— Nawet jeśli będziesz miał jeszcze dwoje ludzi — ciągnął niezrażony Stóg — nie możesz być pewien, czy będą się nadawać. Akurat tak się zdarzyło, że Decker okazał się osobnikiem, z którym możesz pracować. Co do nowych nie możesz mieć tej pewności.
— Poczekamy, zobaczymy — odparł Dymek. Mlaskanie nie ustawało.