JLJymek siedział na swoim podium. Tennyson przyglądając mu się uważnie stwierdził, że była to dość ciekawa istota. Dopiero teraz, kiedy przełamane zostały pierwsze lody, zauważył urodę swego rozmówcy. Bąbel był raczej owalny niż kulisty, a jego zewnętrzna osłona, jeśli to była osłona, błyszczała perłowo, połyskując iskierkami. Wnętrze owalu było wypełnione czymś w rodzaju dymu, jakby szarych wełnianych chmur. Nawet gdy dym się rozwiewał, aby ukazać twarz Bąbla, twarz przypominającą rysunek, pierwsze próby dziecka zabawiającego się kredkami, we wnętrzu pozostawała przejrzysta chmurka.
Po jednej stronie Dymek rozsiadł się Stóg Siana, wyglądający bardziej jak zwyczajny stóg siana niż jak żywa istota, mrugający od czasu do czasu oczyma wystającymi spod źdźbeł. Po drugiej stronie Bąbla stał drugi Decker. Patrząc na niego po raz kolejny Tennyson spróbował dostrzec jakąś zewnętrzną cechę, która pozwoliłaby mu odróżnić go od prawdziwego Deckera. Nie udało mu się to jednak. Rekonstrukcja była idealna. Przed Dymkiem skakał Pluskacz nie zajmując wiele miejsca.
Poza tym w pomieszczeniu stały stożki, mroczne cienie ubrane w czerń. Pewnie są czymś w rodzaju służby, a może strażnikami, zastanawiał się Tennyson. Nie, to chyba niemożliwe, przeciwko mnie i Ml nie potrzebują ochrony.
W pewnej chwili odezwał się Szeptacz:
Nie rozglądaj się. Właśnie przybyli ludzie ze świata równań.
Możesz mi wyjaśnić, co tu się dzieje? — spytała zdezorientowana Jill.
Me mogę. Nie wiem, odparł Szeptacz. Z całą pewnością jesteśmy na audiencji, ale nie wiem, jaki jest jej cel. Ten Bąbel coś kombinuje i nie jest to na pewno nic dobrego. Uważajcie też na Pluskacza.
Pluskacza?
Pluskacz jest tu najważniejszy.
Decker w końcu przemówił do Tennysona:
— Dymek pozdrawia was i pyta, czy byliście dobrze traktowani. Czy jest coś, co możemy dla was zrobić?
— Byliśmy dobrze traktowani — odpowiedział mu Tennyson. — I nie potrzebujemy niczego.
Bąbel powiedział coś swoim skrzeczącym, gardłowym głosem.
Decker przetłumaczył:
— Dymek mówi, że Pyłkowiec musi odejść. Nie lubi Pyłkowców. Nie znosi ich obecności wokół siebie.
— Powiedz Bablowi, że Pyłkowiec zostanie — odparł Tennyson.
— Ostrzegam cię, przyjacielu, że jest to bardzo niemądre z twojej strony — poradził mu Decker.
— Mimo to proszę, powiedz mu, że Pyłkowiec zostanie. Jest jednym z nas.
Decker rzekł coś do Bąbla, a ten odpowiedział mu patrząc na Tennysona pojawiającymi się w obłoczku dymu oczyma.
— To niezgodne z jego wolą — kontynuował Decker. — Zupełnie niezgodne z jego wolą, ale w nadziei na osiągnięcie harmonii i owocnej konwersacji, przyjmuje wasz punkt widzenia.
Jeden zero dla nas, ucieszyła się Jill. Nie taki z niego twardziel.
Nie oszukuj się, sprowadził ją na ziemię Szeptacz.
— Dziękuję — powiedział głośno Tennyson. — Powiedz Bablowi, że jestem mu wdzięczny.
Bąbel znów coś zaskrzeczał, a Decker przetłumaczył:
— Cieszymy się, że przybyliście do nas. Zawsze jest nam miło powitać nowych przyjaciół. Celem naszego Centrum jest współpraca z innymi formami życia w galaktyce.
— Cała przyjemność po naszej stronie — krótko odpowiedział Tennyson.
Bąbel mówił, a Decker tłumaczył:
— Chcielibyśmy, abyście teraz przekazali nam swoje listy uwierzytelniające stwierdzające cel waszego przybycia do nas.
— Nie posiadamy żadnych listów uwierzytelniających — odpowiedział Tennyson. — Nikogo nie reprezentujemy. Przyszliśmy jako wolni członkowie populacji galaktycznej. Przybyliśmy jako zwykli turyści.
— W takim razie powiedzcie nam, proszę, skąd wiedzieliście o istnieniu naszego Centrum.
— To proste. Cała galaktyka wie o istnieniu wielkiego Centrum.
— Nabija się z nas — rzekł ze złością Dymek do Deckera. — Chce nas zrobić w konia.
— Wątpię — uspokoił go Decker. — Taki ma sposób wyrażania się. To zwykły ciemniak.
Bąbel zwrócił się do Tennysona:
— W takim razie jaki jest cel waszej wizyty?
— Po prostu chcieliśmy zobaczyć, jak tu wygląda. Jesteśmy tylko ciekawskimi turystami.
Chyba trochę przesadzasz, zauważyła Jill. Lepiej się uspokój.
On za wszelką cenę chce się czegoś o nas dowiedzieć. A ja nie mam zamiaru mu nic mówić. Najwyraźniej nie wie, kim jesteśmy ani skąd przybyliśmy i lepiej, żeby tak zostało.
— Przyjacielu — rzekł Decker. — Chyba czegoś nie rozumiesz. Kurtuazja nakazuje, abyś odpowiedział nam na nasze pytania.
Nie skończyli jeszcze waszej rekonstrukcji, domyślił się Szeptacz. Gdyby już ją zakończyli, nikt by was o nic nie pytał. Otrzymaliby wszystkie odpowiedzi od zrekonstruowanych kopii. Wygląda jednak na to, że im się spieszy. Nie chcą czekać tak długo.
— Muszę zaznaczyć, że udzielam odpowiedzi jak najbardziej wyczerpujących i prawdziwych — rzekł Tennyson do Deckera. — Jeśli jednak twój przyjaciel chciałby wiedzieć, gdzie znajduje się nasza macierzysta planeta, powiedz mu, że będzie musiał sam jej poszukać, gdyż nie mam zamiaru mu tego powiedzieć. Jeśli chce wiedzieć, jak się tu dostaliśmy i po co w ogóle przyszliśmy, dowie się tego później od naszych kopii, my jednak niczego nie zdradzimy. Może jeszcze porozmawiać z sześcianami. Może one będą bardziej rozmowne.
— Świadomie utrudniasz naszą rozmowę — zauważył Decker. — Wiesz dobrze, że nie potrafimy rozmawiać z sześcianami.
— O co mu chodzi? — zaskrzeczał Dymek. — Powiedz mi, Decker, co tu się dzieje?
— To tylko kwestia semantyki — tłumaczył Decker. — Daj mi trochę czasu, a wyciągnę z nich wszystko.
Pluskacz nadal skakał niestrudzenie.
— Zupełnie mi się to nie podoba — odezwał się z kolei Stóg Siana. — Cholera, Decker, przecież tu się coś dzieje. Powiedz, o co chodzi?
— Uspokój się — uciszył go Decker. — Zamknij swoją tłustą jadaczkę.
— Mówię do niego, a on jak zwykle w ogóle nie zwraca na mnie uwagi — lamentował Stóg. — Decker, obydwaj jesteśmy przecież rozsądni. Dajmy sobie trochę czasu na porozumienie. Zostawmy teraz tę kwestię, później do niej wrócimy.
— Nie mam zamiaru zostawić tej kwestii — wrzasnął Dymek. — Potrzebuję odpowiedzi i to w tej chwili. Mamy swoje sposoby, żeby zmusić ich do mówienia.
Niezupełnie rozumiem, o co im chodzi, rzekł Szep-tacz, ale według mojej oceny sytuacja staje się co najmniej niezręczna.
Trudno, odparł bezczelnie Tennyson.
Mogę was w każdym razie zabrać stąd, kiedy będziecie chcieli.
Jeszcze nie w tej chwili, zaoponował Tennyson. Zobaczymy, co się będzie dalej działo.
Pluskacz znalazł się na wprost Dymka i bardzo szybko podskakiwał w miejscu.
Mlask, mlask, mlask, mlask, mlask, mlask…
Nadal nie mamy żadnego dowodu, przypomniała sobie Jill. Jeśli odejdziemy teraz, nie będziemy mieli żadnego dowodu.
— Powiem ci jak mężczyzna mężczyźnie, jak człowiek człowiekowi coś, co musisz zrozumieć — powiedział Tennyson do Deckera. — Tylko ty możesz to zrozumieć, bo jesteś człowiekiem. Widzisz, założyliśmy się. Chodzi o to, że musieliśmy się tu znaleźć i przynieść dowód, że tu dotarliśmy. Dajcie nam taki dowód, którego nikt nie zakwestionuje, i pozwólcie odejść. Jeśli spełnicie naszą prośbę, wrócimy, daję ci na to moje słowo, i odpowiemy na wszystkie wasze pytania.
— Chyba zwariowałeś! — wrzasnął Decker. — Uważasz mnie za głupka, który uwierzy w taką bajeczkę? Nie możesz się targować…
— Decker — krzyknął Dymek. — Mów natychmiast, co się dzieje. Rozkazuję ci tłumaczyć tę rozmowę.
— Nie chcą udzielić odpowiedzi w tej chwili — wyjaśnił Decker. — Zaproponowali układ.
— Układ! Chcą się ze mną targować?
— Czemu nie mielibyśmy się targować — wtrącił Stóg Siana. — Jako istoty inteligentne…
— Dłużej tego nie zniosę! — zirytował się Dymek. — Nie dam się zwodzić jakimś tępakom.
— Lepiej by było, gdybyś jednak zgodził się na pewne ustępstwa — doradził Decker. — Znam ludzi, bo sam jestem człowiekiem, i wiem, że nie uda ci się ich zakrzyczeć i…
Podskoki Pluskacza stały się tak gwałtowne i głośne, że ich prawie ciągły hałas zagłuszał słowa Deckera. Plus-kacz latał w górę i w dół przed Dymkiem. W tej chwili Dymek również zaczął podskakiwać, nie tak wysoko ani energicznie jak jego przyjaciel, ale w dość szybkim tempie.
Wydaje mi się, że czas już się stąd wynosić, rzekł Szeptacz.
Musimy mieć jakiś dowód, przypomniał mu Tenny-son. Nie możemy wrócić z pustymi rękami.
Nie dostaniesz żadnego dowodu od tych maniaków. Za to za chwilę eksplodują prosto w nasze twarze tego możesz być pewien.
— Dymku! — krzyknął Decker starając się mówić dostatecznie głośno, aby jego słowa mogły być usłyszane w ogólnym hałasie spowodowanym skakaniem Pluskacza. — Dymku, weź się w garść. Jesteś…
— Klątwa! — darł się Dymek. — Klątwa! Rzucam na was klątwę!
Teraz, rzekł szybko Szeptacz, zanim Tennyson zdążył zaprotestować.
Ale nim obraz pomieszczenia zniknął z jego oczu, zauważył jeszcze jak Pluskacz eksploduje mu prosto w twarz. Ujrzał światło i płomień, który nie był gorący, lecz przerażająco zimny…