Gwen Lancaster stanęła przy oknie. Zapadał zmierzch i w domach wokół placu jedne po drugich zapalały się światła. Ona nie zapaliła światła. Lubiła mrok. Lubiła obserwować ludzi, życie, sama pozostając w ukryciu.
Ciekawe, czy już się dowiedzieli o jej obecności? Czy wiedzą, kim jest? Doszli, że Tom był jej bratem?
Czy dotarło do nich, że nie spocznie, dopóki nie znajdzie mordercy?
Na myśl o bracie poczuła bolesny ucisk w gardle. Odwróciła się od okna, podeszła do biurka, gdzie leżała „Cypress Gazette”, otwarta na stronie z kalendarzem najbliższych wydarzeń. Zaznaczyła już wszystkie, w których zamierzała wziąć udział. Pierwsza na liście znalazła się ceremonia w domu pogrzebowym.
Spojrzała raz jeszcze na czarno-białe zdjęcie przedstawiające miłego starszego pana. Doktor Chauvin, informował podpis pod zdjęciem. Data zgonu… A trochę niżej kolejna informacja, że zostawił córkę jedynaczkę, Avery Chauvin.
Całe miasteczko zjawi się na wieczornych egzekwiach. Słyszała, jak przypadkowi przechodnie na ulicy wymieniali uwagi na ten temat. Wiedziała już, że doktor popełnił samobójstwo. I że był człowiekiem przez wszystkich w miasteczku kochanym.
Samobójstwo. Skrzywiła się. Cypress Springs miało w sobie coś, co popychało ludzi do śmierci. Jakby mieszkało tu zło.
Wzbierała w niej wściekłość. Zimna, pełna determinacji wściekłość. Furia.
Oni na pewno też się stawią. Oni, ci, którzy zabrali jej brata.
Tom pisał doktorat z socjopsychologii na nowoorleańskim Tulane University. Temat dysertacji: „Pozaprawne formy zaprowadzania ładu na przykładzie małych miasteczek amerykańskich”. W trakcie intensywnego zbierania materiałów natrafił na coś, co kazało mu przyjechać do Cypress Springs.
Dotarł mianowicie do informacji na temat Siedmiu, grupy działającej mniej więcej między 1980 i 1990 rokiem, która systematycznie naruszała podstawowe, zagwarantowane konstytucyjnie prawa jednostki w imię ładu społecznego, cokolwiek to określenie miało znaczyć.
Tom po kilku tygodniach pobytu w Cypress Springs zniknął bez śladu.
Gwen z trudem przełknęła ślinę. Dokładniej mówiąc, zniknęło ciało Toma. Jego samochód znaleziono na wyłączonym z ruchu odcinku autostrady w sąsiedniej parafii. Auto nie było uszkodzone, nie znaleziono też żadnych śladów walki, nic, co wskazywałoby na napad albo wypadek. Ktoś tylko wyjął kluczyk ze stacyjki.
Dochodzenie prowadziła policja w Cypress Springs i biuro szeryfa. Przeszukano dokładnie samochód i całą okolicę w poszukiwaniu dowodów. Przeszukano również pokój, który Tom wynajmował w miasteczku. Przepytano innych mieszkańców pensjonatu, próbując zrekonstruować wydarzenia z ostatnich dni życia denata… a raczej, jako że nie było ciała, „osoby zaginionej”. Wszystko na nic. Nikt nie potrafił wskazać ani ewentualnych podejrzanych, ani przypuszczalnego motywu zbrodni.
Zbrodni, hipotetycznie uznano bowiem, że Tom padł ofiarą napadu. Fatalny przypadek, zrządzenie losu, tak jej powiedziano. Po prostu Tom znalazł się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. Policja obiecała, że nie zamknie dochodzenia, dopóki nie natrafi na trop sprawcy.
Gwen miała własną hipotezę. Była pewna, że Tom zginął, bo za bardzo interesował się historią Siedmiu. Za dużo wiedział. Rozmawiała z nim na kilka dni przed jego zniknięciem. Mówił, że znalazł o wiele więcej materiałów, niż się spodziewał. Był już pewien, że Siedmiu działa nadal. Udało mu się dotrzeć do informatora. Miał się z nim spotkać następnego dnia wieczorem.
Gwen błagała, żeby był ostrożny, żeby uważał na siebie.
Wtedy po raz ostatni słyszała jego głos. Głos, którego najpewniej nigdy więcej nie będzie jej już dane usłyszeć.
Chociaż w notatkach Toma nie znaleziono nic, co mogłoby stanowić zagrożenie dla kogokolwiek, Gwen nie miała wątpliwości, że informator albo wystawił jej brata mordercom, albo sam go zabił.
Przycisnęła powieki palcami.
A jeśli się myli? Jeśli jej hipoteza nie ma żadnego pokrycia w rzeczywistości?
Być może szuka tylko kozła ofiarnego, kogoś, kogo mogłaby uczynić winnym, oskarżyć o dokonanie zbrodni.
Tak uważał terapeuta, do którego zaczęła chodzić po zaginięciu Toma. To normalna i częsta reakcja, tłumaczył. Człowiek szuka sensu w bezsensownym akcie. Rozpaczliwie usiłuje zracjonalizować wpisaną w los przypadkowość, przetworzyć niewytłumaczalny chaos w ład.
Zmęczona własnymi myślami, opuściła ręce.
Chaos. Oto czym stało się jej życie po zniknięciu Toma.
Podeszła na powrót do okna. Od kilku dni pracownicy instalowali oświetlenie na placu i dzisiejszego wieczoru rozbłysły wreszcie wśród drzew tysiące lampek. Migotliwa, barwna feeria. Zupełnie jak z baśni.
Piękny widok.
Urocze miasteczko zamieszkane przez uroczych, najzacniejszych, najpoczciwszych w świecie ludzi.
Kłamstwo. Złudzenie. Cypress wcale nie było takim rajem, za jaki chciało uchodzić. Tutejsi ludzie wcale nie byli tacy zacni i poczciwi, za jakich chcieli uchodzić.
Ona tego dowiedzie. Choćby miała zapłacić za to najwyższą cenę.