Rozdział 23

Takim właśnie Avery pamiętała festyn wiosenny: świąteczna atmosfera, śmiechy dzieci, zapach dobrego luizjańskiego jedzenia, słoneczna pogoda.

Skorzystała ze wszystkich atrakcji dnia. Jeździła na diabelskim młynie, na karuzeli, próbowała smakołyków chyba ze wszystkich budek na placu, podziwiała rzemiosło artystyczne, słuchała rozmaitych kapel i zespołów muzycznych.

Powinna bawić się znakomicie. Powinna czuć się odprężona, zadowolona. Nie potrafiła. Myśli zaprzątała jej śmierć Elaine St. Claire, odnalezienie samochodu Luke’a McDougala… Wszyscy tylko o tym mówili.

Do tego dołączały się jej własne wątpliwości na temat samobójstwa ojca, nie dawały spokoju informacje zasłyszane od Owen Lancaster. Być może grupa Siedmiu rzeczywiście istniała, działała i jej ojciec zginął, bo wiedział zbyt dużo?

Powoli wpadała w paranoję. Przyglądała się podejrzliwie napotkanym osobom. Każdy gest, każde spojrzenie mogły mieć jakieś ukryte znaczenie. Nasłuchiwała rozmów toczonych wokół, licząc, że rozpozna głos kobiety, która do niej dzwoniła.

– Napijesz się czegoś?

Podniosła wzrok na Matta. Siedzieli na kocu pod wielkim dębem, słońce dochodziło kresów nieba, ostatni zespół skończył właśnie grać i muzycy powoli pakowali instrumenty.

– Co proponujesz?

– Piwo?

– Chętnie.

Matt ściągnął brwi.

– Dobrze się czujesz?

– Dobrze. Trochę tylko jestem zmęczona. Matt otworzył już usta, chciał coś powiedzieć, ale zmienił zdanie. Wstał.

– Tylko nigdzie mi nie przepadnij.

– Nie przepadnę.

Kiedy odszedł, uśmiech zniknął z jej twarzy. „Nie przepadnę”. Luke McDougal przepadł. Jeśli wierzyć Gwen, nie on pierwszy. Ludzie nocą opuszczali swoje domy, nie informując nikogo.

– A ten mój ananas gdzie się podział? – Nad Avery stał Buddy, w mundurze, z bronią przy pasie.

– Poszedł po piwo.

– A jakże, wypiłby człowiek łyk dobrego, zimnego piwa, ale na służbie mogę sobie tylko pomarzyć.

– Współczuję ci.

– Festyn wiosenny – sarknął Buddy. – Nienawidzę tego święta. Zjeżdżają ludzie z całego stanu. W miasteczku ścisk, zamieszanie, alkohol leje się strumieniami. Nie sposób utrzymać porządku.

Avery wskazała koc.

– Siadaj.

– Cały dzień czekałem, żeby spędzić z tobą chwilę. Matt nie odstępuje cię na krok.

– Wyrósł na porządnego człowieka. Możesz być z niego dumny.

Na twarzy Buddy’ego odmalował się smutek, więc dodała pospiesznie:

– Z Hunterem też wszystko będzie dobrze. Jestem pewna. Zobaczysz.

– Dziękuję, Avery. Nawet sobie nie wyobrażasz, jakie to dla mnie ważne.

Naturalną koleją skojarzeń Avery pomyślała o matce bliźniaków.

– A gdzie Lila? Nie widziałam jej. Nie przyszła na festyn?

– Lila nie najlepiej się czuje. Została w domu. Cherry postanowiła zostać z nią.

– Tak mi przykro.

– Alergia. Zawsze o tej porze roku zaczynają się problemy.

– Mogę coś dla niej zrobić?

– Odwiedź ją. – Posłał Avery czuły ojcowski uśmiech. – Tak się cieszę, że jesteś z nami.

– Ja też się cieszę, Buddy. Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo brakuje mi Cypress. Ludzi, których znam od dziecka.

– To poczciwe miasteczko. Poczciwi ludzie. „Kto nie stosuje się do narzuconych norm, jest automatycznie odrzucany, naznaczony”. Uśmiech zniknął z twarzy Avery.

– Co się stało?

– Buddy, mogę cię o coś zapytać?

– Oczywiście, dziecino.

– Słyszałeś o grupie Siedmiu? Buddy wyraźnie się zirytował.

– Kiedy o nią zapytałaś, wiedziałem, że tak się to skończy.

– O kim mówisz?

– O Gwen Lancaster, oczywiście.

– Poznałeś ją?

– Słyszałem o niej – przytaknął niechętnie. – Kręci się po Cypress Springs nie wiedzieć po co i rozsiewa plotki.

– Grupa Siedmiu nigdy nie istniała?

– Istniała, owszem, ale to, co opowiada Lancaster, to bzdury. Gdyby wierzyć jej słowom, była to banda fanatyków i morderców. – Buddy westchnął ciężko. – Siedmiu Czuwających Obywateli. Tak brzmiała pierwotna, pełna nazwa. Grupa powstała, kiedy Cypress zalała fala przestępczości. Siedmiu podejmowało działania prewencyjne. Na ich wniosek w szkołach prowadzono zajęcia o szkodliwości narkotyków i alkoholu. Powstała poradnia planowania rodziny, zatrudniano terapeutów, namawiano ludzi, by chodzili do kościoła.

– Tak, pamiętam. – Avery przypomniała sobie, jak raptem, w drugiej klasie szkoły średniej, wprowadzono lekcje wychowania seksualnego. Uczniom puszczano również filmy dokumentalne na temat narkotyków i alkoholu. Wcześniej nigdy tego nie było.

– Nie afiszowali się, to prawda. Nie zależało im na poklasku. Byli zwykłymi obywatelami wrażliwymi na problemy społeczne. Lila tam działała, pastor Dastugue.

– Czuję się jak idiotka. Nie wiedziałam.

– Gdyby nie byli tacy skromni, gdyby robili szum wokół siebie, po latach nie wyglądałoby to tak tajemniczo i nie byłoby powodu do głupich plotek.

– Co tu się dzieje? Próbujesz ukraść mi dziewczynę, tato?

Buddy rozpogodził się natychmiast.

– Twoja matka miałaby tu coś do powiedzenia, synu.

Przy estradzie dla orkiestry wybuchło jakieś zamieszanie. Buddy spojrzał w tamtym kierunku, zaklął cicho i podniósł się z koca.

– Wybaczcie, obowiązki wzywają.

Patrzyli za nim w milczeniu, dopóki nie zniknął im z oczu w tłumie. Avery czuła, że rozmowa z Buddym zmieniła w zasadniczy sposób jej punkt widzenia. Jakby ktoś zdjął jej z ramion ogromny ciężar. Jak mogła uwierzyć obcej kobiecie, a nie ludziom, których znała i kochała? Którym ufała?

– Miła rozmowa?

– Bardzo miła.

– On cię bardzo kocha. Jak mnie i Cherry.

Ale nie Huntera. O nim ani słowa.

– Pomyślałaś o moim bracie, prawda? Szybko odgadł, ale też o czym, o kim, miała pomyśleć, usłyszawszy taką deklarację?

– Tak, pomyślałam o Hunterze.

– On sam tego chciał. Odizolował się od nas. To była jego decyzja.

– Dlaczego? Czegoś tu nie rozumiem. Byliście tak bardzo ze sobą związani.

– Też chciałbym wiedzieć, co się stało. Nie wiesz, jak to… – Odwrócił wzrok. – Nikt nigdy nie był mi tak bliski jak on. Kiedy byliśmy dziećmi, nie wyobrażałem sobie, że kiedyś może go zabraknąć, że przestaniemy być przyjaciółmi. Że w ogóle przestaniemy rozmawiać ze sobą.

– Nie próbowałeś pogodzić się z nim? Matt zaśmiał się gorzko.

– Żartujesz chyba. Wszyscy próbowaliśmy. Wiele razy. Za każdym razem odwracał się do nas plecami.

– Hunter wspomniał, że tata i Buddy też podobno przestali ze sobą rozmawiać. Omijali się na ulicy szerokim łukiem. To prawda?

– Sukinsyn – mruknął Matt przez zaciśnięte zęby. – Fiut złamany.

– A więc to nieprawda?

– Półprawda. W ostatnich miesiącach przed śmiercią Phillip rzeczywiście unikał ojca. Pewnie nie chciał, żeby Buddy się zorientował, jak z nim źle.

– Mój Boże… – Avery nie mogła tego słuchać. Znowu czuła się mała, podła i samolubna.

– Co jeszcze ci powiedział mój drogi braciszek?

Nic, co chciałaby powtórzyć Mattowi.

– Wydaje się taki poważny. Jakby miał…

Matt przerwał jej w pół słowa, co było zachowaniem dość, trzeba przyznać, niekonsekwentnym.

– Nie chcę o nim rozmawiać, Avery. Nie dzisiaj. Dzisiaj jest dzień wspomnień. Powiedz, jakie masz wspomnienia z dawnych festynów.?

– Same dobre.

– Pamiętasz, jak wymknęliśmy się z domu i przybiegliśmy tutaj? Miałaś wtedy trzynaście, ja czternaście lat.

– Twój ojciec zorientował się. Poszedł za nami. Musiałeś mnie przepraszać.

– Zrobił mi wykład o szacunku należnym damom.

Avery parsknęła śmiechem.

– Biedny Buddy nie wiedział, że to dama wpadła na pomysł eskapady.

Trzy lata później to znów ona namówiła Matta na wyprawę nad staw Tillera.

I tam, pod rozgwieżdżonym niebem, po raz pierwszy empirycznie sprawdzili swoją wiedzę w zakresie życia seksualnego Ziemian.

– Byliśmy okropni – podsumowała głośno swoje wspomnienia.

Tym razem też nie musiała wyjaśniać Mattowi, o czym myślała.

– Byliśmy zakochani w sobie, Avery. Pragnąłem cię, nie mogłem się tobą nasycić. – Nachylił się do niej i szepnął: – Kiedy zobaczyłem cię wczoraj nad stawem w towarzystwie Huntera, zdjęła mnie wściekłość. Bałem się spojrzeć na ciebie. Bałem się, że mogę zrobić coś złego. Tobie. Jemu. Nie wiedziałem, czy potrafię zapanować nad sobą.

Jak by to było znowu kochać się z Mattem? – myślała. Być znowu razem, po tylu latach? Jak by to było wrócić do przeszłości, być znowu przez moment tamtą dziewczyną?

Cherry ostrzegała ją, żeby trzymała się z daleka od jej brata, sama też nie wiedziała do końca, czego pragnie, co czuje.

– O czym myślisz?

– O przeszłości. O nas.

– Było nam dobrze razem. Znowu może być.

– Chciałabym być równie pewna jak ty. Tyle się zmieniło, Matt. My się zmieni…

Położył jej palec na ustach.

– Jestem cierpliwym facetem. Czekałem bardzo długo, mogę poczekać jeszcze trochę.

Загрузка...