Rozdział 48

Zostawiła swój samochód i pojechała z Mattem. Już z daleka poczuła zapach spalenizny, a po chwili dojrzała idące w niebo kłęby dymu.

Dwa wozy strażackie.

Dom. Cały w ogniu. Nie chciała wierzyć własnym oczom. Z trudem wysiadła z samochodu.

Wiedziała już, że wszystko przepadło. Pamiątki rodzinne, zdjęcia, którym przyglądała się dzisiaj rano… Wszystko.

Zostaną jej wyłącznie wspomnienia.

Matt upewnił się, czy może zostawić ją samą, i pognał pomagać strażakom. Ledwie odszedł, pojawił się Buddy. Podbiegła do niego, a on objął ją mocno, przytulił do piersi.

– Tak się bałem o ciebie. Myślałem, że może tam jesteś… w środku, ale dzięki Bogu widzę cię całą i żywą. Bogu dzięki – powtórzył.

– Co ja teraz pocznę, Buddy? – Głos się jej załamał. – Straciłam wszystko…

– Masz nas, dziecino. Nas nie straciłaś.

– Gdzie teraz będzie mój dom?

– Zamieszkasz u nas. Możesz zostać tak długo, jak zechcesz. Jesteśmy teraz twoją rodziną, zawsze będziemy.

– Pani Chauvin?

Do Avery i Buddy’ego podszedł John Price, strażak, którego poznała na czuwaniu. Zdjął hełm, otarł chustką spoconą, osmaloną sadzami twarz.

– Bardzo mi przykro, że nie udało się uratować domu. Naprawdę… Proszę mi wierzyć.

Skinęła głową, nie mogąc dobyć głosu. W tej samej chwili pojawił się Ben Mitchell. Wysiadł z samochodu, podszedł do Matta, zaczął z nim rozmawiać, po czym obydwaj zniknęli za węgłem domu, czy też tego, co z niego pozostało.

– Wiecie już, jak doszło do pożaru? – zwróciła się do Price’a.

Strażak pokręcił głową.

– To już sprawa biegłego, nie moja. Ale…

– Price przestąpił z nogi na nogę. – Najpierw pani ojciec, teraz to…

Tak, najpierw ojciec zginął w płomieniach, teraz pożar strawił dom. To nie mógł być przypadek.

– Wygląda na podpalenie. – Matt, który podszedł niezauważony, jakby wpadł w tok jej myśli.

– Znaleźliśmy kanister po benzynie.

– Podpalenie – powtórzyła Avery głucho.

– Kto…? Dlaczego?

– Może nam pani powiedzieć, gdzie była i co robiła w czasie ostatnich kilku godzin?

– Tak, ja…

Lektura dzienników. Wizyta w pensjonacie. Mieszkanie Huntera. Świstek z nazwiskiem Gwen i numerem jej pokoju. Otwarty komputer.

– Avery? – Matt położył jej dłoń na ramieniu.

– Mówiłaś coś o Hunterze. Pytałaś, skąd wiem. Co miałaś na myśli?

Wpatrywała się w Matta i bezgłośnie poruszała ustami.

Skup myśli, dziewczyno. Nie panikuj. Nie wpadaj w histerię. Skup się.

Dzienniki matki. Grupa Siedmiu istnieje. W dochodzeniu po śmierci Sallie Waguespack jest jakaś luka…

Wszystko przepadło w pożarze. Wszystko z wyjątkiem…

Przecież nie mówiła nikomu o dziennikach.

– Avery. – Matt potrząsnął nią łagodnie. – Avery, co z tobą?

– Musisz mi pomóc, Matt. – Chwyciła go za ręce. – Chodź ze mną. Już, teraz.

– Avery – odezwał się Buddy. – Jesteś w szoku. Musisz odpocząć. Ochłonąć. Zawiozę cię do domu i…

– Nie! – Potrząsnęła głową. – Przyjaciółka… Gwen Lancaster. Ona… ma kłopoty. – Podniosła głos. – Trzeba jej pomóc!

– Dobrze. Pomożemy ci – zgodził się Buddy.

– Znajdziemy twoją przyjaciółkę. O nic się nie martw.

– Ja się tym zajmę, tato – powiedział Matt.

– Ty jesteś potrzebny tutaj.

– Jedźcie zatem. Potem przywieź Avery do nas. Mama i Cherry przygotują dla niej pokój.

– Dokąd? – zapytał Matt, kiedy siedzieli już w jego wozie.

– Do pensjonatu. Boję się, że stało się coś strasznego.

Загрузка...