Rozdział 30

Młotek wszedł do sali posiedzeń. Nawał zajęć sprawił, że spóźnił się na spotkanie. Generałowie byli już na miejscu, czekali. Dwóch głośno narzekało na rządy Młotka, byli bardzo niezadowoleni ze sposobu, w jaki pozbył się Elaine St. Claire.

Na jego widok generałowie raptownie zamilkli, mocno zakłopotani.

Powściągając gniew, Młotek podszedł do swojego miejsca u szczytu stołu. Usiadł. Przesunął wzrokiem po zebranych.

– Błękitny, Sokół, macie jakiś problem?

– Owszem – odpowiedział Błękitny. – Chodzi o tę obcą. Sytuacja jest krytyczna. Musimy przystąpić do działania.

– Wniosek przyjęty. A ty, Sokół, co masz do powiedzenia?

– Likwidacja St. Claire była błędem. Wokół stołu przeszedł pomruk zdumienia. Sokół był zaufanym Młotka. Od samego początku istnienia grupy lojalnym jego sprzymierzeńcem, przyjacielem.

Młotkowi z wściekłości odebrało na moment głos. Poczuł się zdradzony. Z najwyższym trudem panował nad emocjami.

– A co mieliśmy zrobić, Sokole? Pozwolić jej zatruwać atmosferę w naszym miasteczku? Siać zgorszenie? Podważać fundament moralny, na którym wspiera się nasze życie? A może czekać, aż zgłosi się na policję? Zapomniałeś już, cośmy ślubowali sobie nawzajem i wszystkim współobywatelom?

Sokół skulił się, skurczył w sobie na to dictum.

– Nie, skądże. Ale należało to załatwić w inny sposób… tak jak w poprzednich przypadkach, bez wzbudzania czyichkolwiek podejrzeń. Pozbywając się jej tak jawnie…

– Udzieliliśmy ostrzeżenia tym innym… jej podobnym. Nikt nie wpadnie na nasz trop, zaręczam ci to.

Sokół otworzył usta, chciał coś powiedzieć, sprzeciwić się, ale dał spokój, miną tylko wyraził swoje powątpiewanie co do słuszności działań Młotka i zasadności jego zapewnień.

Młotek gniewnie zmrużył oczy. Czyżby zarodek buntu? Porozmawia sobie z Sokołem bez świadków. Jeśli uzna, że ten stanowi zagrożenie, wykluczy go z Wysokiej Rady.

– Co z dziennikarką? – natarczywym głosem dopytywał się Błękitny.

– Avery Chauvin? A niby co ma być z nią?

– Rozmawiała z tą obcą.

– Zadawała pytania – wtrącił ktoś. – Mnóstwo pytań.

Młotek zdziwił się, nie wiedział, co myśleć.

– Jest jedną z nas.

– Była – poprawił go Błękitny. – Ona była jedną z nas – powtórzył z naciskiem. – Zbyt długo mieszkała z dala od domu, by można jej ufać. Stała się człowiekiem liberalnych mediów.

– To prawda – poparł Błękitnego Sokół. – Nie wie, co jest nam drogie, o co walczymy, jakie wartości staramy się zachować. Gdyby to rozumiała, nigdy nie opuściłaby Cypress Springs.

Na te słowa dał się słyszeć wśród zebranych pomruk, wyraz niepokoju oraz akceptacji dla słów Błękitnego i Sokoła.

Młotek z trudem panował nad wzbierającą w nim wściekłością. Nie zdradzał się z tym, ale osoba Avery Chauvin i w nim budziła spore wątpliwości. Jak inni zdążył zauważyć, że zbyt się interesuje grupą.

Był jednak przywódcą i jego decyzji nikt nie mógł kwestionować. Jeśli on powie, że Avery Chauvin nie stanowi dla nich zagrożenia, reszta będzie musiała przyjąć jego zdanie.

Podniósł rękę. Generałowie umilkli, wszystkie twarze zwróciły się ku niemu.

– Czy muszę wam przypominać, że nasza moc płynie z siły naszych przekonań? Z gotowości do służenia sprawie w każdy możliwy sposób? Że rozłam w grupie będzie oznaczał jej koniec? Że grupa rozpadnie się, jak rozpadła się pierwsza? – Zamilkł na moment dla spotęgowania efektu.

– Jesteśmy elitą, panowie. Jesteśmy najlepszymi spośród najlepszych. Przyświecają nam szczytne cele, podjęliśmy się ich realizacji, wzięliśmy na swe barki wielki ciężar. – Krótka pauza. – Chwalebny ciężar. – Znów pauza. – Nie pozwolimy, ja nie pozwolę, by ktoś psuł nam szyki. Nawet nasze siostry. – Spojrzał po generałach. Przytaknęli jego słowom. – Zostawcie wszystko mnie – kończył swoje expose. – Sprawę dziennikarki również.

Загрузка...