Rozdział 24

Gwen wpatrywała się w egzemplarz środowej „Gazette”. Zapomniana poranna kawa stygła na szafce nocnej. Nie interesował jej ogromny artykuł na pierwszej stronie informujący, że Peggy Trumble wygrała w czasie festynu konkurs na najlepsze ciasto. Uwagę Gwen przyciągnęło coś innego, niepozorna notatka na dole strony: „Samochód w stawie Tillera”.

Po raz trzeci przebiegła wzrokiem króciutki tekst. Avery Chauvin i Hunter Stevens odkryli samochód w stawie Tillera. Wezwano policję. Auto wyciągnięto.

Kilka słów o tym, do kogo należało. Apel, by wszelkie informacje dotyczące Luke’a McDougala zgłaszać do biura szeryfa parafii West Feliciana. Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie…

Gwen trzęsła się jak w febrze.

Zaginął. McDougal zaginął bez śladu.

Jak jej brat.

Podniosła dłoń do ust. Samobójstwo. Morderstwo. Dwa zaginięcia. Nie miała wątpliwości, że trzy pierwsze są dziełem Siedmiu. Doktor Chauvin zginął, ponieważ wiedział za dużo. Elaine St. Claire została ukarana za swój tryb życia. Jej brat za bardzo interesował się grupą.

Ale Luke McDougal?

Spojrzała znowu w gazetę. Wedle zamieszczonej informacji przejeżdżał tylko przez Cypress. Czym mógł się narazić Siedmiu? Może jego zaginięcie nie miało żadnego związku z ich poczynaniami?

Mało prawdopodobne.

Zaginął niemal w taki sam sposób jak jej brat. Porzucony samochód. Ani śladu właściciela. Żadnych dowodów napadu, uprowadzenia.

Avery Chauvin była na miejscu. Był tam także Hunter Stevens. Gwen ściągnęła brwi w namyśle. Gdzieś już natknęła się na jego nazwisko, tylko gdzie…

To on znalazł ciało Elaine St. Claire.

Dziwna zbieżność, nawet na tak małe miasteczko jak Cypress Springs. Zbyt wiele tych zbieżności, zbyt wiele niewytłumaczalnych zdarzeń. Zbyt wiele ofiar.

Ona może być następna.

Avery Chauvin pytała ją, czy się nie boi.

Wtedy jeszcze się nie bała. Teraz zastanawiała się, czy to nie było ostrzeżenie, a nawet pogróżka.

Uciekać z tego przeklętego miasteczka. Wydostać się z pułapki. Zaufała Avery, chociaż jej nie znała, nic o niej nie wiedziała. Zaufała tylko dlatego, że dopiero niedawno wróciła do Cypress. Bo straciła ojca.

Głupio postąpiła. Avery Chauvin mogła przecież mieć jakieś związki z grupą. Mogła popierać ich metody, dzielić ich fanatyzm. Doktor Chauvin mógł rzeczywiście popełnić samobójstwo. Nie dysponowała żadnymi dowodami, że został zamordowany.

Przypomniała sobie zdumienie, wręcz oburzenie Avery, kiedy powiedziała jej o Siedmiu. I ulgę tamtej, kiedy podzieliła się z nią przekonaniem, że nie wierzy w samobójstwo jej ojca. Tak jakby sama Avery też w nie, nie wierzyła.

Nie, Avery nie mogła mieć nic wspólnego z Siedmioma.

Gwen wstała, podeszła do okna, odgięła listewkę żaluzji i wyjrzała na ulicę. Ludzie spieszyli do swoich spraw, robotnicy doprowadzali do porządku skwer miejski po festynie, demontowali oświetlenie, uprzątali śmieci.

Nikt nie zwracał na nią uwagi, a jednak nie mogła oprzeć się wrażeniu, że jest obserwowana. Że ktoś ją śledzi. Skrupulatnie rejestruje, kiedy wychodzi z pensjonatu, kiedy wraca, dokąd idzie, z kim się spotyka.

Ktoś już powziął plany względem jej osoby.

Przeszedł ją dreszcz. Odsunęła się od okna. Przycisnęła palcami powieki. Zbyt głośno mówiła o Siedmiu. Zbyt wiele pytań zadawała. Zapomniała o ostrożności.

Chcąc za wszelką cenę dojść prawdy o losie brata, wystawiła się na niebezpieczeństwo. Tak jak on wystawił się na niebezpieczeństwo, gromadząc materiały do swojego doktoratu.

Czy ona też zniknie w tajemniczych okolicznościach?

A jeśli tak, kto będzie jej szukał? A może zadbają, żeby skończyła „samobójstwem”? Widziała już te nagłówki w gazetach: „Brat zaginął bez wieści. Zrozpaczona siostra odbiera sobie życie”.

Kto będzie kwestionował autentyczność desperackiego kroku?

Z pewnością nie jej matka, która sama popadła w tak głęboką depresję, że z trudem dźwigała się rano z łóżka. Na pewno nie konował psychiatra, który najpierw przepisał jej antydepresanty, a potem wygłosił wykład o ich szkodliwości.

Nie ulegaj paranoi. Po prostu staraj się zachować ostrożność.

Potrzebowała sprzymierzeńca. Kogoś, komu mogłaby zaufać. Kogoś stąd, z Cypress. Kogoś, komu miejscowi ufali. Kto mógłby węszyć i zadawać pytania, nie wzbudzając niczyich podejrzeń. Kto potrafi gromadzić fakty. Ktoś, kto ma własne powody, by połączyć z nią siły.

Była tylko jedna taka osoba.

Avery Chauvin.

Загрузка...