Rozdział 39

Młotek przemył twarz zimną wodą, spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Czyżby płakał?

On i łzy?

Musi być silny. Twardy. Przewodzi innym. Daje przykład swoim generałom. Nie może pozwalać sobie na słabość. Nie dojrzą u niego oznak słabości.

Zaśmiał się triumfalnie na myśl o swoich generałach. Żałośni tchórze. Nie rozumieją jego potęgi. On tymczasem wie wszystko, wszystko widzi. Czyżby naprawdę sądzili, że nie dostrzega ich ukradkowych, porozumiewawczych spojrzeń, ich szeptów? Czyżby wierzyli, że nie przejrzał ich podstępnych planów?

Wyglądało na to, że miał coraz więcej wrogów.

Ci, którym dotąd ufał, zwracali się teraz przeciwko niemu. Ci, na których polegał, którzy dotąd go wspierali, knuli teraz, jak się go pozbyć. Poświęcił całe życie jednej sprawie: by ich świat był światem bezpiecznym. Wszystko, co robił, robił dla nich.

W zamian żądał tylko bezwzględnej lojalności. Czy to zbyt wiele?

Zmrużył oczy. Widać tak. Cóż, przyjdzie im drogo zapłacić za zdradę.

On ma pełną, wyłączną władzę nad tym miastem. Nad jego mieszkańcami. I nad swoimi ludźmi. Nic i nikt tego nie zmieni.

Ani Gwen Lancaster, ani Avery Chauvin.

Dzisiaj, ukryty w cieniu, obserwował, jak jedna z córek Cypress spiskuje z obcą. Zdrajczyni.

Przez sekundę miał ochotę otworzyć ramiona, wybaczyć. Zapomnieć. Nie. Nie może pozwolić sobie na słabość.

Rozsądek podpowiadał mu, że powinien jak najszybciej uciszyć Gwen Lancaster, zanim ta szalona kobieta narobi jeszcze większych szkód. Musiał jednak przestrzegać przyjętych reguł, bo ich złamanie doprowadziłoby do anarchii.

Skąd ta jego przenikliwość, jasność myśli, wiedza, skąd te dalekosiężne wizje? Dlaczego on ma być wybrańcem losu? Czyżby urodził się przywódcą? Przewodnikiem, który innym ma wskazywać drogę?

Ciążył mu ten dar, ciążyła samotność. Marzyłby pewnego dnia obudzić się i nie widzieć już prawdy.

Nie chciał mordować, nie sprawiało mu to żadnej przyjemności. Za każdym razem modlił się do Boga, by winny wziął sobie ostrzeżenie do serca. Wykrzywił usta w pogardliwym uśmiechu. Głupcy. Prymitywni, małostkowi głupcy.

Nie. To nieprawda, że nie chciał mordować.

Ostatnia zbrodnia była prawdziwym błogosławieństwem. Rozkoszą. Ta kobieta nie zostawiła mu wyboru. Zmusiła go, by podniósł na nią rękę. Dawno temu należało się jej pozbyć, ale usłuchał tych, którzy chcieli darować jej życie.

Błąd. Kolejny błąd. Popełnił błąd, dając posłuch ich argumentom. A teraz chcą go zastąpić kimś innym. Ciekawe kim? Kto miałby zająć jego miejsce? Sokół? Błękitny?

Śmiechu warte.

On im pokaże. Wkrótce się przekonają.

On im jeszcze wszystkim pokaże.

Загрузка...