Rozdział 34

Tej nocy prawie nie spała. Za każdym razem, kiedy zamykała powieki, widziała Trudy Pruitt leżącą w kałuży krwi, jej szeroko rozwarte oczy, bezgłośnie poruszające się usta. W końcu wstała z łóżka, wyciągnęła pudełko z wycinkami i zaczęła je ponownie przeglądać. Szukała jakiejś niekonsekwencji, czegoś, czegokolwiek, co mogłoby wskazywać na starannie ukartowaną zbrodnię z wyroku Siedmiu.

W starych artykułach nie znalazła nic, co zwróciłoby jej uwagę.

Co takiego próbowała jej powiedzieć Trudy Pruitt? Jakim dowodem uwikłania ojca w morderstwo Sallie Waguespack dysponowała? Czy była zrezygnowaną, zgorzkniałą alkoholiczką, za jaką uważał… czy raczej w jaki sposób przedstawiał ją Matt? Czy upatrzyła sobie Avery, żeby na niej dać upust swojemu rozgoryczeniu i nienawiści do świata?

Spojrzała ponownie na wycinki. Niech to diabli. Gdyby nie one, skłonna byłaby uwierzyć Mattowi.

Dlaczego, tato?

Dlaczego je gromadziłeś?

Tylko jedna osoba mogła odpowiedzieć na to pytanie. Buddy.

Pół godziny później podjechała pod Ranczerówkę. Nacisnęła dzwonek, pełna nadziei, że Buddy nie wyszedł jeszcze do kościoła. Jeśli dobrze pamiętała, Stevensowie chodzili zazwyczaj na późniejsze nabożeństwo.

Dobrze pamiętała, bo drzwi otworzyła Lila.

– Avery! – wykrzyknęła. – Słyszałam już, co się stało. Dobrze się czujesz?

Avery skinęła głową.

– Jakoś się trzymam, chociaż nie doszłam jeszcze całkiem do siebie. Buddy w domu?

– Jest i Buddy, i Matt. Usiedliśmy właśnie do śniadania.

– Przepraszam. Powinnam była przedtem zadzwonić, uprzedzić…

– Bzdura. – Lila chwyciła ją za ręce i wciągnęła do środka. W całym domu pachniało bekonem i biszkoptami. – Chodź, siadaj z nami. Zaraz nakryjemy i dla ciebie.

Avery nie zdążyła powiedzieć, że naprawdę nie chce sprawiać kłopotu, niepotrzebna fatyga, ona tylko na chwilę, a już Lila wołała do Cherry, żeby ta przygotowała dodatkowe nakrycie.

Panowie wstali na powitanie, kiedy weszła do kuchni, Matt chwycił ją za ręce.

– Dobrze się czujesz? Uśmiechnęła się blado.

– Powiedzmy.

Posadził ją na krześle obok siebie. Cherry postawiła przed nią talerz, sztućce, położyła serwetkę.

– Kawy?

– Poproszę.

Cherry podała jej parujący kubek.

– Matt mówił nam, co się stało. To straszne. Lila podsunęła w stronę Avery talerz z biszkoptami.

– Ja chyba bym zemdlała. Wprost nie mogę sobie tego wyobrazić.

Avery wzięła biszkopt, choć na myśl o jedzeniu robiło się jej niedobrze.

– Jak postępuje dochodzenie? – zwróciła się do Matta.

– Przepytaliśmy ludzi na parkingu. Szukamy świadków. Mała z przyczepy obok mówi, że widziała jakiś samochód z wygaszonymi reflektorami. Podjechał pod przyczepę Trudy, ale rodzice zaczęli się kłócić i nie wie, co działo się dalej.

– Nie widziała, kto wysiadł z wozu? – W głosie Avery zabrzmiała nuta zawodu.

– Nie potrafi też powiedzieć, kiedy samochód odjechał. Ekipa techniczna zabezpieczyła ślady na miejscu zbrodni, czekamy na pierwsze wyniki. Zjem tylko śniadanie i jadę prosto do biura.

– Jeśli będziesz potrzebował naszego wsparcia, synu, to daj znać.

– Dziękuję, tato.

Cherry posmarowała biszkopt dżemem truskawkowym.

– Coś ty robiła w domu tej okropnej kobiety, Avery? Po co tam pojechałaś?

Przy stole zaległa głucha cisza. Wszystkie oczy zwróciły się ku Avery. Poczuła się głupio, niezręcznie. Zakłopotana otworzyła usta i zaraz je zamknęła, kiedy poczuła, że Matt trąca ją nogą pod stołem, nakazując milczenie.

– Prosiłem Avery, żeby na razie nic nie mówiła, i ona się zgodziła, chociaż wiem, że to dla niej trudne – wyjaśnił spokojnie.

Spojrzała na niego z wdzięcznością. Natomiast Cherry naburmuszyła się.

– Nic złego nie miałam na myśli. Po prostu nie rozumiem, jak można… – Zamilkła, uświadomiwszy sobie, że zaraz gotowa strzelić kolejną gafę.

Avery zwróciła się do Buddy’ego:

– Chciałam prosić cię o pomoc. Moglibyśmy zamienić kilka słów na osobności?

Buddy zmarszczył czoło.

– Oczywiście, dziecino. Skończyłem już jeść. Przejdźmy do mojego gabinetu.

– Jeśli chcesz się do nas przyłączyć… – bąknęła pod adresem Matta, wyczuwając przy tym doskonale, że Cherry i Lilę wprost zżera ciekawość.

– Idźcie pogadać. Zajrzę do was, jak będę wychodził.

I bardzo dobrze, pomyślała z ulgą. Matt już po raz drugi tego ranka zachował się naprawdę przyzwoicie. Wiedział, co i w jakim momencie powiedzieć, kiedy się wycofać. Przy nim czuła się bezpieczna. Otoczona troskliwą opieką.

Wstała i przeszła z Buddym do jego gabinetu. Zamknął drzwi, wskazał jej fotel.

– Matt powiedział ci, dlaczego wczoraj wieczorem pojechałam do Trudy Pruitt? – zaczęła, nie tracąc czasu na wstępy. – Mówił ci o anonimowych telefonach?

– Owszem, mówił mi – przytaknął Buddy z zafrasowaną miną. – Dlaczego nie wspomniałaś nawet słowem, co się dzieje?

– Co by to pomogło? Powiedziałbyś mi najpewniej, że to jakaś wariatka, żebym nie zwracała uwagi na jej telefony, i może jeszcze poradziłbym zmieniła numer na zastrzeżony.

– Kiedy już dowiedziałaś się, kto do ciebie wydzwania, natychmiast powinnaś była skontaktować się ze mną. – Nachylił się ku niej z marsową miną. – Zrozum, dziecino, gdybyś przyjechała tam piętnaście minut wcześniej, mielibyśmy dwa trupy zamiast jednego. Leżałabyś teraz obok Trudy Pruitt w kostnicy.

– Boże… – Avery przeszedł lodowaty dreszcz. Wzdrygnęła się. Dotąd taka możliwość nie przyszła jej do głowy.

– Trudy zawsze obracała się wśród mętów. Gotów bym pójść o zakład, że ktoś taki ją zabił.

Rozległo się pukanie i do gabinetu zajrzał Matt.

– Wychodzę.

Buddy kiwnął na niego dłonią.

– Pozwól na moment, synu.

Matt zamknął drzwi i przysiadł na kanapie.

– Twierdziła, że to nie jej chłopcy zabili Sallie Waguespack – ciągnęła Avery. – Mówiła, że mój ojciec krył prawdziwego mordercę i że ona ma na to dowody.

– Uwierzyłaś jej? – zapytał Buddy.

– Nie chciałam wierzyć, ale… czy to nie dziwne, że zginęła, zanim zdążyła pokazać mi dowód świadczący o niewinności Pruittów? Tego samego wieczoru, dosłownie na chwilę przed naszym spotkaniem?

Matt miał zaciętą minę.

– Trudy Pruitt zadawała się z podejrzanymi ludźmi, dlatego zginęła.

– Ale…

Podniósł się gwałtownie.

– Posłuchaj, Avery. Są rzeczy, o których nie wiesz. Które ujawniliśmy w trakcie dochodzenia i w które nie mogę cię wtajemniczać. Bardzo bym chciał, ale ze względu na dobro śledztwa… znasz tę formułkę, prawda? Widzę, jak cię to dręczy, ale nic nie mogę zrobić. Bardzo mi przykro. Obowiązuje mnie tajemnica. – Nachylił się i pocałował ją w usta. – Muszę już iść.

Avery, mocno zaskoczona tą czułością, odprowadziła go spojrzeniem do drzwi.

Buddy pierwszy przerwał milczenie:

– Jeśli rzeczywiście dysponowała dowodami, dlaczego czekała tak długo? Tyle lat? I dlaczego wybrała sobie akurat ciebie?

– Ona… nigdy nie przyszła z tym do ciebie?

– Ależ przychodziła. Nachodziła mnie, prokuratora rejonowego, szeryfa. Zamęczała wszystkich, kto chciał i nie chciał słuchać. Nie miała nic, żadnych dowodów, które mogłyby świadczyć o niewinności jej synów.

– Chcę cię prosić o przysługę, Buddy. Dla spokoju mego sumienia zrób to dla mnie. Mogłabym przejrzeć teczki dotyczące morderstwa Sallie Waguespack?

– Avery…

– Nazwała mojego ojca kłamcą. Mordercą. Dlaczego rzucała takie straszne oszczerstwa?

– Twój ojciec był najuczciwszym, najbardziej prawym człowiekiem, jakiego znałem. Jestem dumny, że byłem jego przyjacielem.

– Zatem powinieneś mnie zrozumieć. Chcę oczyścić jego honor. Dowieść, że jest niewinny.

Buddy nachylił się ku niej.

– Komu chcesz to udowodnić, Avery?

Zła na Buddy’ego, że nie przystał natychmiast na jej prośbę, zacisnęła dłonie.

– Przechowywał wycinki dotyczące zabójstwa Sallie Waguespack. Dlaczego to robił, Buddy? Dlaczego popełnił samobójstwo?

Podniósł się z ciężkim westchnieniem.

– Jeśli to ma cię uspokoić, oczywiście udostępnię ci teczki Sallie Waguespack, dziecino. Powiem tylko Lili, żeby na mnie nie czekała, niech sama jedzie do kościoła.

Загрузка...