Rozdział 15

Avery jeszcze przez wiele godzin nie mogła uwolnić się od myśli o dziwnym telefonie. Niczym zgrzytliwa melodia, nadal rozbrzmiewały jej w głowie i nie dawały spokoju słowa wykrzyczane przez nieznajomą kobietę.

„Ma, na co zasłużył”.

„Ty też doczekasz się zapłaty”.

W pierwszej chwili osłupiała, zaszokowana, że ktoś może aż tak nienawidzić jej ojca. Potem przyszła złość. Próbowała zadzwonić pod 69, ale przypomniała sobie, że ojciec nie miał w abonamencie telefonicznym usługi callback, pozwalającej na połączenie się z numerem, spod którego ktoś do nas dzwonił. Zastanawiała się, czy nie zawiadomić o dziwnym telefonie Matta albo Buddy’ego, ale szybko zarzuciła ten pomysł. Jak mieliby jej pomóc? Co najwyżej powiedzieliby, że to jakaś wariatka, i poradziliby, żeby zastrzegła numer.

Może rzeczywiście kobieta była stuknięta.

A jeśli nie? Jeśli to była pogróżka? Ostrzeżenie?

Avery zaczęła chodzić niespokojnie po pokoju. Jej ojciec był chrześcijaninem i lekarzem. Wierzył, że życie jest czymś świętym. Poświęcił się jego ratowaniu, walczyłby trwało.

Może miała rację, kiedy na wiadomość o jego śmierci uznała w pierwszym odruchu, że nie mógł popełnić samobójstwa? Może nie targnął się na swoje życie?

Zatrzymała się, usiłując przypomnieć sobie dokładne brzmienie jego ostatniej wiadomości, którą zostawił na automatycznej sekretarce.

„Muszę z tobą porozmawiać. Miałem nadzieję, że… Jest coś… Zadzwonię później. Do widzenia, córeczko”.

Kiedy dotarła do niej wiadomość o samobójstwie, uznała za oczywiste, że telefon od ojca był rozpaczliwym błaganiem o pomoc. Zadzwonił, bo chciał, żeby odwiodła go od tragicznej decyzji. A może chciał się z nią pożegnać? Nie mogła sobie wybaczyć, że nie podniosła wówczas słuchawki. Nawet gdyby nie powiedział wprost o samobójstwie, i tak domyśliłaby się prawdy, odgadła zamiary z brzmienia głosu.

Uratowałaby mu życie. W każdym razie wierzyła, że uratowałaby.

„Ma, na co zasłużył”.

„Ty też doczekasz się zapłaty”.

Wyraźna pogróżka. Tak to należało rozumieć. Być może ojciec wiedział, że jest w niebezpieczeństwie. Że ma wrogów. Chciał z nią o tym porozmawiać. Przekazać jej jakąś informację.

Często dzielił się z nią swoimi problemami, zwierzał się.

Jeśli dobrze dedukowała, to jej przypuszczenia stały w jawnej niezgodzie z powszechnym przekonaniem. Wszyscy uważali, że doktor popełnił samobójstwo: Lila, Matt, Buddy, bliscy jej ludzie, którym ufała i wierzyła.

Nie oni jedni, całe miasteczko tak uważało.

Wciągnęła głęboko powietrze, zmagając się z chaosem panującym w jej głowie. Czy mogła ufać własnym sądom, skoro wszyscy byli odmiennego zdania? Podważać opinię biegłych? Wątpić w kompetencje wymiaru sprawiedliwości? Z drugiej strony wiadomo, że policja często poprzestaje na rutynowych działaniach, zamiast czynić wszystko, by dojść prawdy.

Jeśli ojciec nie targnął się na swoje życie, oznaczałoby to, że został…

Zamordowany.

Straszne słowo, które niesie z sobą straszne konsekwencje.

Morderstwo? W Cypress Springs? Dwa morderstwa, przypomniała sobie. Była przecież kobieta, którą Hunter znalazł w zaułku koło swojego domu. Czy możliwe, że oboje zabiła jedna i ta sama osoba?

Mało prawdopodobne.

Równie mało prawdopodobne jak to, że w Cypress Springs grasuje dwóch morderców.

Kto mógłby chcieć śmierci doktora? – zastanawiała się. Był przez wszystkich kochany, cieszył się szacunkiem całego miasteczka.

Nie całego. Musiał mieć wrogów. Dowodził tego dzisiejszy telefon. Jak i tego, że teraz również ona miała wrogów.

„Ma, na co zasłużył”.

„Ty też doczekasz się zapłaty”.

Podeszła do okna, uchyliła ostrożnie zasłonę i wyjrzała na ulicę. Kilka samochodów zaparkowanych wzdłuż chodnika, poza tym pusto, cicho.

Przynajmniej na pozór.

Ściągnęła brwi. Avery nie wiedziała, czy przed jej powrotem do domu ta kobieta już dzwoniła. Możliwe. Ojciec nie miał ani identyfikatora rozmów przychodzących, ani automatycznej sekretarki. Czy nieznajoma, zanim zadzwoniła, obserwowała ją? Śledziła z ukrycia?

Nie wpadaj w paranoję, Chauvin. Potraktuj to jak materiał do reportażu. Zbierz wszystkie dostępne fragmenty i spróbuj ułożyć z nich spójną, sensowną całość.

Odsunęła się od okna i przeszła do kuchni. Spojrzała na zegar na ścianie. Trzech minut brakowało do wpół do drugiej w nocy. Z szafki pod telefonem wyjęła notatnik i długopis, potem nastawiła nowo nabyty ekspres do kawy.

Co właściwie wiedziała o morderstwach? Nie jakichś poszczególnych, tylko tak w ogóle? W swojej pracy dziennikarskiej nigdy nie zajmowała się podobnymi sprawami, ale w redakcji dzieliła pokój z kolegą, który pisał o zbrodniach, więc chcąc nie chcąc, przejęła od niego trochę wiedzy na ten temat.

Facet był wyjątkowo niesympatyczny, chorobliwie ambitny i zadufany w sobie. Kochał brzmienie swojego głosu, a przy tym ubrdał sobie, nie wiedzieć czemu, że szczegółowe relacje z miejsca zbrodni działają na kobiety niczym afrodyzjak.

Kto mógłby przypuszczać, że kiedyś będzie wdzięczna zarozumiałemu i nielubianemu koledze za jego niekończące się, mrożące krew w żyłach opowieści?

Ekspres zagulgotał po raz ostatni, informując, że wykonał zadanie. Avery nalała sobie świeżej, aromatycznej kawy, usiadła przy wielkim dębowym stole, przysunęła notes i ołówek.

Jeśli ojciec rzeczywiście został zamordowany, z pewnością nie był to fatalny zbieg okoliczności czy zbrodnia w afekcie. Ambitny kurdupel, kolega redakcyjny, zwykł mawiać, że miłość, nienawiść i chciwość stanowią świętą trójcę, która kieruje czynami morderców.

Upiła łyk kawy. Dłoń, kiedy podnosiła kubek do ust, drżała lekko, ale Avery nie potrafiłaby powiedzieć, czy ze zdenerwowania, czy ze zmęczenia. Nie była w stanie wyobrazić sobie, by jej łagodny, dobroduszny ojciec uwikłał się w jakieś ciemne sprawy, które w efekcie przesądziły o jego tragicznym końcu.

Zamknęła oczy.

Nie wyrokuj o niczym z góry, Avery. Zbierz fakty i spróbuj zbudować z nich całość.

Otworzyła oczy, wzięła długopis do ręki. Pierwszy krok: dowiedzieć się jak najwięcej o okolicznościach śmierci ojca. Porozmawiać z Benem Mitchellem. Z koronerem. Z Buddym o jego dochodzeniu.

I jeszcze jedna ważna rzecz: spróbować, przynajmniej spróbować sprawdzić, czy może istnieć jakiś związek między śmiercią ojca i zamordowaniem Elaine St. Claire.

Z samego rana Avery pojechała do Baton Rouge, by złożyć wizytę Benowi Mitchellowi.

Biegli powoływani przez regionalnego marszałka straży pożarnej dochodzili przyczyn pożarów. Ci z kolei, jeśli w grę wchodziło podpalenie, składali doniesienie na policję, a w przypadku, gdy potrafili wskazać podejrzanego, wnioskowali o wszczęcie policyjnego dochodzenia.

Ben Mitchell, pan w średnim wieku, o ciemnych włosach przyprószonych siwizną, był jednym z regionalnych biegłych.

Przywitał ją bardzo sympatycznie.

– Proszę siadać, pani Chauvin.

Usiadła naprzeciwko niego, wyjęła notes z torebki i uśmiechnęła się.

– Avery.

Ben skinął głową.

– Twój ojciec, Avery, był bardzo dobrym człowiekiem.

– Znałeś go?

– Nie było w parafii osoby, która by go nie znała. Kiedyś bardzo pomógł mojej siostrze. – Zniżył głos. – Rak szyjki macicy. Doktor od razu skierował ją do onkologa, ale potem cały czas się nią opiekował, czuwał nad przebiegiem leczenia.

Takim właśnie był lekarzem. Dla niego pacjent nigdy nie był tylko kolejnym przypadkiem. Dla niego ważne było ludzkie zdrowie, nigdy pieniądze.

– Dziękuję – powiedziała Avery. – Wiem, że był dobrym człowiekiem.

Ben zerknął na notes, który trzymała w ręku.

– W czym mogę ci pomóc?

– Wspominałam już przez telefon, że rozmawiałam z Johnem Price’em. To on mi poradził, żebym skontaktowała się z tobą. Chciałabym dowiedzieć się czegoś więcej o… okolicznościach śmierci ojca.

– Nie rozumiem.

Avery podniosła wzrok i spojrzała Benowi prosto w twarz.

– Chciałabym być z tobą zupełnie szczera.

– Naturalnie.

– Nie mogę pogodzić się z odejściem ojca. W jaki sposób zmarł. Nie mogę… tego pojąć. Gdybyś opowiedział, co zastałeś na miejscu, być może byłabym w stanie… Potrafiłabym… Krótko mówiąc, byłoby mi łatwiej.

Teraz Ben już rozumiał.

– Co chciałabyś wiedzieć?

– Co zastałeś na miejscu. Jakim torem szło dochodzenie. Co odkryłeś.

– Jesteś pewna, że chcesz to wiedzieć? Avery bezwiednie zacisnęła palce.

– Tak.

– Zadaniem biegłego jest określenie przyczyn pożaru. Jak długo trwał, jakie straty spowodował.

Kiedy, w jaki sposób doszło do zaprószenia ognia.

– A w tym przypadku? Do czego doszedłeś?

– Twój ojciec użył oleju napędowego, który, w przeciwieństwie do benzyny, nie wydziela łatwopalnych oparów.

– Każdy olej zachowuje się w ten sam sposób?

– Ten używany w silnikach diesla i lotniczy JP-5. – Ben przerwał na chwilę, jakby zbierał myśli. A może szukał odpowiednich słów. – Wiesz coś o śmierci w płomieniach?

– Przypomnij mi. – Widząc zdziwienie na twarzy Bena, Avery pospieszyła z wyjaśnieniem: – Jestem dziennikarką. Przedstaw mi fakty. Potrafię to znieść.

– Dobrze. Przede wszystkim ciało nie spopiela się całkowicie, jak w przypadku kremacji. Zachowuje swój kształt. Spala się ubranie, włosy, tkanka miękka, ale zachowują się na przykład usta, nos. Czarne, zwęglone. Zachowuje się ludzka twarz, ale bez jakichkolwiek indywidualnych cech. Staje się nie do rozpoznania.

Ojciec nie mógł zrobić czegoś takiego, skazać się na taką śmierć. To niemożliwe.

– Jak często zdarzają się samobójstwa przez samospalenie?

– Prawie nigdy.

– Jak sądzisz, dlaczego tak jest? – Miała co prawda własną hipotezę na ten temat, ale chciała usłyszeć odpowiedź Bena.

– Nie jestem psychologiem. Zajmuję się badaniem przyczyn pożarów. To, co mógłbym powiedzieć, będzie wyłącznie moją prywatną opinią, która nie musi mieć potwierdzenia w faktach.

– Pomimo wszystko chciałabym ją usłyszeć.

– Większość ludzi, którzy decydują się popełnić samobójstwo, szuka sposobów szybkich, najlepiej bezbolesnych.

– Czego z pewnością nie da się powiedzieć o samospaleniu.

– Pamiętaj, że to tylko moja opinia – zastrzegł się raz jeszcze.

– Rozumiem. – Avery spojrzała na notes i podniosła wzrok na Bena. – Myślisz, że mój ojciec wiedział, na czym polega różnica w spalaniu się oleju napędowego i benzyny?

– Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Być może po prostu użył tego, co miał pod ręką.

– Ściągnął olej ze swojego mercedesa.

– Tak.

– Wykluczasz podpalenie? Benny skinął głową.

– Tak. Jesteśmy w stanie określić źródło ognia, miejsce, z którego pożar się rozprzestrzenia. W przypadku podpalenia źródło znajduje się zazwyczaj na zewnątrz właściwego obszaru. Poza tym podpalacze bardzo często zostawiają ślady, jakby byli pewni swojej bezkarności albo po prostu nie potrafili przewidzieć konsekwencji swoich działań dla innych i dla samych siebie.

– Tutaj wykluczasz podpalenie? – upewniła się jeszcze.

– Wykluczam. Wszystkie ślady wskazują na to, że twój ojciec sam się podpalił. Od niego zaczął się pożar. Znaleźliśmy nawet resztki gumowej rurki, którą ściągał paliwo.

– Nie dostrzegłeś nic niezwykłego? Nic, co wzbudziłoby twoje wątpliwości?

Benny zmarszczył czoło, jakby próbował odświeżyć pamięć.

– Znaleźliśmy kapeć twojego ojca na ścieżce prowadzącej z domu do garażu.

– A drugi?

– Pewnie spłonął, jak całe ubranie. W każdym razie nie znaleźliśmy go.

– Gdzie dokładnie na ścieżce? Benny zastanawiał się przez chwilę.

– Kilka kroków od drzwi kuchennych. Skoro zgubił kapeć zaraz po wyjściu z domu, dlaczego nie zatrzymał się i nie wzuł go na powrót? Coś się tu nie zgadzało. Avery nie była ekspertem od ludzkich zachowań, ale takie rzeczy jak ponowne wzucie kapcia, który zsunął się ze stopy, człowiek robi odruchowo, nawet jeśli za chwilę ma zamiar skończyć z sobą.

– Nie wydaje ci się to dziwne?

– Dziwne?

– Próbowałeś kiedyś przejść choćby kilka metrów w jednym bucie? To bardzo irytujące. Jak zakłócenie równowagi, wzroku czy słuchu.

– Cóż, twój ojciec musiał być w stanie silnego wzburzenia. Trudno mi postawić się w jego położeniu, ale nie widzę nic dziwnego w tym, że nie zwrócił uwagi na taki szczegół.

Była odmiennego zdania, ale nie drążyła już tematu kapcia.

– Coś jeszcze?

Ben poruszył się niespokojnie w fotelu.

– Avery… kiedy już płonął, próbował czołgać się w stronę drzwi garażu.

Chciał się ratować. Szukał pomocy. Było już za późno na ratunek. Próbowała się trzymać, ukryć rozpacz pod maską chłodu. Nie udało się.

– Przepraszam – bąknął Benny. – Nie powinienem był ci mówić…

– Nie. – Podniosła dłoń. – Dziękuję, że nic nie ukrywałeś. Może wydać ci się to dziwne, ale im więcej wiem, tym łatwiej mi będzie uporać się z jego śmiercią. Chcę poznać wszystkie fakty.

– Rozumiem. Jestem taki sam. – Zerknął na zegarek. – Rozmawiałaś z Buddym o dochodzeniu? Widziałaś się już z koronerem?

– Rozmawiałam z Buddym, na razie dość pobieżnie. Z koronerem jeszcze się nie widziałam, ale mam zamiar.

Benny podniósł się zza biurka.

– Powodzenia, Avery.

Też wstała, uśmiechnęła się z wdzięcznością i uścisnęła mu dłoń na pożegnanie.

– Dziękuję, Ben, że zechciałeś poświęcić mi chwilę czasu. – Zatrzymała się jeszcze przy drzwiach, obejrzała. – Ostatnie pytanie, Benny. Nie masz żadnych wątpliwości, że to było samobójstwo?

Był wyraźnie zaskoczony, widziała to po jego minie. Zawahał się, jakby szukał właściwych słów.

– Do mnie należy ustalenie przyczyn i źródła pożaru. Przyczyny i okoliczności śmierci to już sprawa policji oraz koronera.

– Oczywiście. – Trochę zawiedziona położyła dłoń na klamce. Więcej się nie dowie.

– Avery? Buddy zrobił wszystko, co do niego należało. Niczego nie zaniedbał. Nigdy nie widziałem, by był aż tak… poruszony. On też nie chciał, żeby to była prawda.

Nawet najbardziej skrupulatny policjant może popełnić błąd. Zdarza się przecież, że coś przeoczy, coś umknie jego uwagi.

Nie powiedziała tego głośno. Podziękowała jeszcze raz za rozmowę i wyszła.

Загрузка...