Rozdział 54

Hunter chodził niespokojnie w tę i z powrotem po pokoju przesłuchań.

Nie, nie został aresztowany, nie został zatrzymany. Po prostu czekał. W każdym razie z formalnego punktu widzenia.

Rano przyszło po niego dwóch ludzi Buddy’ego. Powiedzieli, że mają go odstawić na przesłuchanie. Polecenie szefa. Przywieźli go na posterunek, zaprowadzili do pokoju przesłuchań, powiedzieli, że ma czekać na szefa Stevensa, i poszli sobie.

Od tamtej chwili minęło, dzięki Bogu, dwanaście godzin.

Omiótł spojrzeniem ciasne wnętrze, po którym, spędziwszy tu tyle czasu, mógłby już poruszać się po omacku: drewniany stół, trzy drewniane krzesła, stare, wysłużone, obite blachą, zamknięte na klucz drzwi, ani jednego okna.

Wpadł w pułapkę. Czuł to od samego początku, kiedy go tu tylko przywieźli. Podobno chodziło o Avery. Podobno znalazła się w tarapatach. Tak kazał powiedzieć mu Buddy przez swoich funkcjonariuszy.

Dał się tu zwabić jak ostatni dureń, zostawiając Avery na łasce Buddy’ego. I Matta.

Odwrócił się na pięcie, podszedł do drzwi i zaczął w nie walić.

– Albo mnie aresztujcie, jak się należy, albo wypuśćcie!

Przyłożył ucho do blachy. Nic. Cisza. Zaklął pod nosem.

Musi się stąd wydostać za wszelką cenę. Musi. Avery jest w opałach. On to wie.

Znowu zaczął bębnić pięściami w drzwi.

– Hej tam! Muszę do toalety. Ruszcie tyłki, do cholery, chyba że chcecie po mnie sprzą…

Drzwi otworzyły się gwałtownie. W progu stał młodziutki policjant ze śladami trądziku na twarzy, a za jego plecami…

– Cherry? – zdumiał się Hunter. – Co ty tutaj robisz?

– Tata potrzebuje pomocy. Wchodź – popchnęła młodzika i Hunter dopiero teraz zobaczył, że jego siostra ściska w dłoni potężne magnum 357.

– Wiesz aby, do czego to służy? – zapytał na wszelki wypadek.

– Twoje pytanie nie zasługuje na odpowiedź – oznajmiła wyniośle i chwyciła go za rękę.

– Chodź, nie ma czasu do stracenia.

Wyciągnęła Huntera na korytarz, zamknęła drzwi, klucz schowała do kieszeni. W bezpardonowy sposób pozbawiony swobody ruchów krostowaty policjant natychmiast, oczywiście, wszczął raban.

– Co się dzieje?

– Porozmawiamy w samochodzie. Sammy był sam na posterunku, ale lada chwila mogą pojawić się chłopcy z patrolu.

– Która to właściwie godzina?

– Wpół do dziewiątej.

– Trzymali mnie w tym cholernym pokoju przesłuchań od rana. Muszę iść do klopa.

– Pospiesz się.

Kiedy wyszedł z toalety, bez słowa ruszyli do samochodu. Na tylnym siedzeniu siedziała Lila. Zapłakana. Czerwone, zapuchnięte oczy. Wypieki na policzkach.

Była na krawędzi załamania nerwowego.

Hunter zerknął groźnie na Cherry.

– Niech ktoś wreszcie otworzy usta. Im szybciej, tym lepiej.

Cherry przekręciła kluczyk i ruszyła.

– Tata powiedział, że mamy cię zabrać z posterunku, jeśli nie odezwie się do ósmej.

– Zabrać? Dziękuję. A po kiego tam tkwiłem tyle godzin?

– Tata chciał, żebyś był bezpieczny. Chronił ciebie. Uznał, że posterunek będzie najbezpieczniejszym miejscem.

– O czym ty, do cholery, mówisz?

– To Matt – stwierdziła Cherry lakonicznie. – Ma Avery.

Загрузка...