Gwen wzięła szybki prysznic, szybko się ubrała. Wysuszyła włosy, przypudrowała nos, chwyciła torebkę i wybiegła z pensjonatu. Znała już trochę rozkład dnia Avery i wiedziała, że po porannej przebieżce zwykle zaglądała do Azalii na kawę i pierwsze śniadanie.
Było już dość późno, ale przy odrobinie szczęścia może uda się jej złapać Avery przed wyjściem z kawiarni.
Miała więcej niż odrobinę szczęścia, bo już przez okno dostrzegła, że Avery dopiero zaczyna jeść.
Kiedy weszła do środka, przywitały ją zaciekawione spojrzenia Avery i Peg, właścicielki Azalii. Uśmiechnęła się promiennie i podeszła do stolika.
– Dzień dobry.
– Dzień dobry – odpowiedziała Avery chłodno. Po ostatnim spotkaniu może nie stały się przyjaciółkami, ale na pewno przełamały wzajemną nieufność. Avery zaczęła wierzyć w istnienie Siedmiu.
Co się stało?
– Siadaj, gdzie zechcesz, skarbie – przywitała ją Peg. – Zaraz cię obsłużę.
Gwen zawahała się, po czym skinęła głową, usiadła w pobliżu stolika Avery i zamówiła kawę oraz pączka, a kiedy Peg zniknęła w kuchni, powiedziała:
– Miałam nadzieję, że cię tu zastanę. Avery zabrała się do jedzenia, nie zaszczyciwszy jej nawet spojrzeniem.
– Muszę z tobą porozmawiać. To ważne. Avery dopiero teraz podniosła wzrok.
– Nie chcę z tobą rozmawiać. Zostaw mnie w spokoju, bardzo cię proszę.
– Sprawdziłaś fakty, które ci podałam?
– Fakty? Raczej półprawdy i niepotwierdzone opinie.
– Gdybyś sprawdziła…
– Nie zamierzam wdawać się w dyskusję na ten temat.
– Dotarli do ciebie, tak? Grozili ci?
– Albo cierpisz na manię prześladowczą, albo masz złe intencje. Tak czy inaczej, mam tego dosyć.
– Mylisz się. Jako dziennikarka…
– Dobra dziennikarka, dodaj. Staram się zawsze patrzeć obiektywnie. Nie naginam faktów do własnych potrzeb, nie szukam sensacji.
– Gdybyś mnie wysłuchała…
– Dość już się nasłuchałam. – Avery nachyliła się. – Kłamałaś, kiedy opowiadałaś o Siedmiu. Owszem, istniała taka grupa, ale przedstawiłaś ją zupełnie fałszywie. To byli zaangażowani ludzie, którzy dbali o sprawy społeczne, a nie banda fanatyków, jak mi wmawiałaś. Walczyli z narkotykami w szkołach, z alkoholem. Mój pastor był jej członkiem, na litość boską. Lila Stevens. Raz jeszcze przyjrzyj się faktom, Lancaster.
– To wszystko nieprawda! Wierutne bzdury! Kto ci powiedział, że…?
– Nieważne, kto mi powiedział. – Avery rzuciła serwetkę na stolik i wstała, prawie nie tknąwszy jedzenia. – Dopisz to do mojego rachunku, Peg. Muszę zaczerpnąć powietrza.
Gwen poderwała się i ruszyła za Avery, omal nie przewracając po drodze Peg. Przeprosiła przerażoną właścicielkę Azalii i wybiegła na ulicę.
– Poczekaj! Nie powiedziałam ci wszystkiego. Avery zatrzymała się, odwróciła, spojrzała Gwen prosto w oczy.
– Jeszcze nie rozumiesz? Nie chcę już słuchać twoich kłamstw. Kocham to miasteczko, kocham ludzi, którzy tu mieszkają.
– Pomimo że zabili twojego ojca? Nadal będziesz ich kochać?
Avery zamarła na moment, potem powoli pokręciła głową.
– Jesteś… okrutna. Podła i okrutna. Żal mi ciebie, Lancaster.
– Mam prawo tak mówić. Oni nie tylko zabili twojego ojca. Zabili też mojego brata.
– Sprytnie sobie poczynasz, ale…
– Zniknął w taki sam sposób jak Luke McDougal. Bez śladu. Znaleźli tylko porzucone auto. Mój brat też po prostu przepadł. – Gwen prawie krzyczała. Kilka osób odwróciło się. Wśród nich mógł być ktoś, kto ją śledził, obserwował. Podeszła do Avery. – Tom Lancaster – ciągnęła już ciszej. – „Gazette” zamieściła informację o jego zaginięciu. W wydaniu z szóstego lutego tego roku. Mam egzemplarz, ale możesz pomyśleć, że sama go sfabrykowałam. – Rozejrzała się wokół i jeszcze bardziej ściszyła głos. – To Tom opowiedział mi o Siedmiu. On pisał doktorat na temat „obywatelskiej” przemocy, nie ja. Zbierał materiały. Zbyt wiele odkrył.
– Jesteś nienormalna. – Avery drżał głos. – Powinnaś się leczyć.
– Sprawdź to. I skontaktuj się ze mną, kiedy wreszcie przekonasz się, że mówię prawdę.