Rozdział 33

Parking Magnolia, nędzne osiedle przyczep samochodowych, znajdował się na południowych krańcach Cypress Springs, tuż za administracyjnymi granicami miasteczka.

Reflektor przy wjeździe na parking był rozbity, pozostałe, już na terenie, też. Robota miejscowej społeczności, oceniła Avery. Miejscowa społeczność zdecydowanie wolała podejmować rozmaite praktyki życiowe pod osłoną ciemności. Ale nawet ciemności nie były w stanie zamaskować atmosfery nędzy, zaniedbania, ludzkiej rezygnacji.

Jedyne, czym Magnolia wyróżniała się w sensie pozytywnym, to duże działki dla poszczególnych przyczep, skądinąd pełne śmieci i chwastów, zaniedbane jak wszystko tutaj.

Avery znalazła numer 12, zaparkowała obok przyczepy, wysiadła. Z różnych stron dobiegała głośna muzyka, mieszały się ze sobą rap, country, rock. W sąsiedniej przyczepie jakaś para kłóciła się zawzięcie, płakało dziecko.

Zatrzasnęła drzwiczki i powoli ruszyła do wyjścia, ogarniając spojrzeniem otoczenie. Jakiś uschnięty kwiatek w skrzynce na parapecie, żałosny niby-ogródek z dwoma od dawna nieprzycinanymi krzewami. Murek z niegdyś pobielonych otoczaków. Betonowa żaba na najwyższym stopniu schodków prowadzących do przyczepy.

Przygnębiające.

Drzwi były uchylone, w środku paliło się światło. Zapukała i drzwi same się otworzyły.

– Pani Pruitt! – zawołała. – Avery Chauvin. Żadnej odpowiedzi. Jeszcze zapukała, zawołała, tym razem głośniej.

Weszła do środka i przeraziła się. Poprzewracane meble, porozrzucane gazety, przewrócona lampa z migającą żarówką, która zaraz mogła się przepalić. Ściana w głębi przyczepy wysmarowana czymś ciemnym. Z radia płynęły dźwięki „Strangers in the Night”. Bardzo odpowiedni podkład muzyczny, pomyślała Avery i zaśmiała się nerwowo.

Podeszła do wysmarowanej ściany, dotknęła plamy ręką. Wilgotna. Spojrzała na palce. Czerwone.

Coraz bardziej przerażona, odwróciła się powoli. Przez otwarte drzwi prowadzące do kuchni zobaczyła kobietę leżącą na podłodze, na boku, w nienaturalnej pozycji.

– Pani Pruitt?

Przerażona Avery podeszła kilka kroków, nachyliła się, wyciągnęła rękę i ostrożnie dotknęła ramienia kobiety.

Pani Pruitt przewróciła się na plecy. Martwe, szkliste oczy. Krew na twarzy. Otwarte szeroko w groteskowym skurczu usta.

Avery krzyknęła i odskoczyła. Poślizgnęła się na mokrej podłodze, straciła równowagę i wylądowała na pupie. Krew, uświadomiła sobie, patrząc wokół. Teraz i ona cała była usmarowana krwią.

Doszedł ją jakiś odgłos, poderwała głowę.

Kobieta zamrugała. Poruszyła ustami. Próbowała coś powiedzieć.

Żyje. Żyje i chce mówić.

Avery przysunęła się do niej, nachyliła głowę do jej ust. Usłyszała zaledwie cichy dźwięk, świst dobywający się z gardła.

– Co? Co chcesz mi powiedzieć?

Kobieta znów poruszyła ustami, zacisnęła palce na dłoni Avery.

W pokoju od frontu rozległy się kroki. Avery na moment zamarła.

Ten ktoś, kto to zrobił, ciągle może być w przyczepie.

Znowu odgłos kroków. Przerażona poderwała się na równe nogi i potoczyła nieprzytomnym wzrokiem wokół. Nie ma drugich drzwi. Małe okno nad zlewem.

Żadnej drogi ucieczki.

Dojrzała telefon, rzuciła się w jego stronę, chwyciła słuchawkę.

– Policja.

Odwróciła się gwałtownie i zobaczyła wycelowaną w swoją stronę lufę pistoletu. Krzyk ulgi uwiązł jej w gardle.

– Ręce do góry – powiedział zimnym głosem zastępca szeryfa, po czym nachylił się, chcąc sprawdzić puls kobiety.

– Ona żyje. – Avery znajdowała się na granicy histerii. – Próbowała coś mi powiedzieć. Kiedy cię usłyszałam, pomyślałam, że to tamten… ten, który to zrobił.

Podniósł krótkofalówkę do ust, złożył meldunek, wezwał karetkę. Pistolet cały czas trzymał wycelowany w Avery.

– Odwróć się. Ręce na ścianę. Usłuchała. W tej samej chwili gdzieś w oddali rozległy się syreny. Pobrudzę ścianę krwią, przemknęła jej przez głowę absurdalna myśl. W gardle narastał krzyk.

– Rozstaw nogi.

– Mylisz się. Ja ją znalazłam w tym stanie. – Próbowała się odwrócić, coś tłumaczyć, wyjaśniać, ale pchnął ją z całych sił na ścianę, przyłożył lufę pistoletu do głowy. Avery poczuła się jak bezwolna kukła.

– Zostaw ją, Jones. Natychmiast.

Na dźwięk głosu Matta zastępca opuścił broń i cofnął się posłusznie kilka kroków.

– Matt! – Podbiegła do niego, rzuciła mu się w ramiona.

– Nic ci nie jest, kochanie?

Przywarła do niego całym ciałem, jeszcze przerażona, roztrzęsiona. Zdołała pokręcić głową, że nie, nic jej nie jest, i ukryła twarz na jego ramieniu.

Matt przygarnął ją do siebie, objął mocno.

– Jones?

– Było zgłoszenie. Sąsiadka zadzwoniła. Słyszała jakieś hałasy, potem coś jak odgłos strzału. Przyjechałem natychmiast. Drzwi zastałem otwarte, wszystko powywracane. Wezwałem posiłki i wszedłem do kuchni. Podejrzana klęczała nad ofiarą.

– Tak ją znalazłam – wykrztusiła Avery.

– Drzwi były otwarte. Wołałam ją kilka razy. Nie odpowiadała, więc weszłam i…

Pojawili się pielęgniarze z pogotowia, zrobiło się zamieszanie. Matt i Avery musieli wyjść. W pokoju czekała ekipa techników, gotowa podjąć swoją pracę, jak tylko karetka odjedzie.

Cały czas obejmując ją ramieniem, Matt wyprowadził Avery na zewnątrz. Podeszli do krzeseł ogrodowych stojących na trawniku, już ogrodzonym żółtą policyjną taśmą, która broniła dostępu do przyczepy zbierającym się wokół ciekawskim sąsiadom.

– Usiądź – poprosił Matt. – Poczekaj tutaj. Muszę iść do moich ludzi, ale pamiętaj, na razie nie możesz wrócić do domu. Jesteś świadkiem.

– Spojrzał na nią zatroskanym wzrokiem. – Mogę cię zostawić?

Skinęła głową.

– Idź już. Nie martw się o mnie.

Uścisnął jej dłoń i zwrócił się do pilnującego dostępu do przyczepy Jonesa:

– Uważaj, żeby nikt jej nie zaczepiał. Gdyby gorzej się poczuła, zawołaj mnie.

Avery patrzyła, jak Matt odchodzi. Miała ochotę zawołać go, prosić, żeby z nią został. Przygryzłszy wargę, osunęła się na krzesło.

– Wszystko w porządku? – zagadnął Jones, młody chłopak o dziecinnej twarzy.

Skinęła głową.

– Ta kobieta… to Trudy Pruitt? – upewniła się.

Chłopak zdziwił się, że pyta o coś, co powinno być oczywiste.

– Uhu – mruknął. – Kelnerka z Hard Eight. Hard Eight. Bar z bilardem.

Avery ogarnęła ramiona dłońmi. Cały czas miała przed oczami twarz Trudy Pruitt. Nie mogła uwolnić się od jej obrazu. Puste, szkliste spojrzenie. Otwarte usta. I jej palce, zaciskające się na dłoni Avery.

Skrwawione usta zaczynają się poruszać. Trudy usiłuje coś powiedzieć… Ledwie wyczuwalne tchnienie oddechu na policzku…

I krew. Wszędzie pełno krwi.

Pielęgniarze wyszli z przyczepy. Jeden z nich spojrzał w stronę Avery. W jego oczach było współczucie, żal, jakby chciał ją przeprosić za to, co się stało.

Wstrzymała oddech.

Nie skorzystali z noszy. Są potrzebne tylko żywym. Trupami zajmują się inne służby.

Przeszli obok niej. Wsiedli do karetki. Drzwiczki zatrzasnęły się, ich głośny szczęk zabrzmiał niczym ostatni akord.

Koniec.

– Avery?

Odwróciła głowę. Matt stał w drzwiach przyczepy. Podniosła się powoli z krzesła, on w tej samej chwili ruszył w jej stronę.

– Nie przeżyła – szepnęła.

– Nie. – Ujął jej dłonie i zamknął w swoich. – Co tutaj robisz, Avery?

Zamrugała gwałtownie, jakby obudził ją z głębokiego snu.

– Słucham?

– Po co tu przyjechałaś, właśnie dzisiaj?

– Ta kobieta, Trudy Pruitt, powiedziała mi, że ma dowody… dotyczące mojego ojca. I śmierci Sallie Waguespack.

Matt zmarszczył czoło.

– Avery, kochanie, nic z tego nie rozumiem. Postaraj się opowiedzieć wszystko od początku.

Wciągnęła głęboko powietrze, starając się uporządkować chaotyczne myśli. Przezwyciężyć panikę, wyrwać się z kompletnego oszołomienia.

– Muszę usiąść.

Matt skinął głową, sam usiadł naprzeciwko Avery, wyciągnął notes.

– Gotowa? Skinęła głową.

– Po pogrzebie taty, tego samego dnia, odebrałam anonimowy telefon. Dzwoniła kobieta. Powiedziała, że tata ma… na co zasłużył. Że mnie też spotka należna zapłata. I rozłączyła się.

– Wspomniałaś mi o niej tamtego dnia, kiedy znaleźliśmy samochód McDougala w stawie Tillera. To ta sama, tak?

– Tak.

– Mów dalej.

– Zadzwoniła znowu dzisiaj po południu. Powiedziała, że pomógł zatuszować morderstwo, że winny jest współudziału w zbrodni.

– Mówiła o Sallie Waguespack.

– Tak. Nazwała go kłamcą. Mordercą.

– I to była Trudy Pruitt?

– Powiedziała, że ma dowody. Miałam… spotkać się z nią dzisiaj wieczorem.

– Powiedziała ci, że jej synowie…

– Twierdziła, że oni tego nie zrobili. Że zostali wrobieni.

Matt przesunął dłonią po twarzy.

– A niech to, Avery… Dlaczego nie zadzwoniłaś z tym do mnie? Trudy Pruitt od piętnastu lat powtarzała, że jej synowie są niewinni. Wmawiała to wszystkim dookoła, kto chciał i nie chciał słuchać. Dwa razy wynajmowała prywatnych detektywów, aby zbadali sprawę, ale żaden nie znalazł jakichkolwiek dowodów, które mogłyby świadczyć o niewinności Donny’ego i Dylana. Trudy była alkoholiczką i narkomanką. Piła i ćpała jeszcze przed śmiercią synów. Ciągle w więzieniu albo na odwyku. To była bardzo nieszczęśliwa i ciężko chora kobieta.

Avery złożyła dłonie.

– Dlaczego mój ojciec? Dlaczego ja? Dlaczego upatrzyła sobie akurat nas?

– A jak można zrozumieć motywy postępowania kogoś takiego jak Trudy Pruitt? Śmierć twojego ojca musiała obudzić w niej jakieś wspomnienia. Wszyscy w miasteczku ci współczuli, co musiało być dla niej gorzką pigułką. Jej synów potępiono, stali się synonimem zła, nikt nie litował się nad nią. Chciano o niej zapomnieć, znalazła się na marginesie. Matka morderców… Z tym żyła przez lata, a teraz poczuła się jeszcze bardziej porzucona, zapomniana. Nie wiem, to tylko domysły. Nigdy już się nie dowiemy, co nią powodowało.

Bo Trudy nie żyje.

Została zamordowana.

Świadomość tego faktu dopiero teraz dotarła do Avery z całą siłą.

Elaine St. Claire. Luke McDougal. Tom Lancaster. Teraz Trudy Pruitt.

– Kto to zrobił, Matt?

– Nie wiem. Jeszcze nie wiem. Będzie mi potrzebna twoja pomoc, Avery.

– Jak ci mogę pomóc?

– Musisz mi dokładnie opowiedzieć, co się wydarzyło dzisiejszego wieczoru. Co widziałaś, co słyszałaś. Każdy szczegół, choćby wydał ci się zupełnie pozbawiony znaczenia.

– Dobrze. – Avery próbowała skupić się, zebrać myśli. – Przyjechałam tu o dziesiątej. Pierwsze, co mnie uderzyło, to egipskie ciemności na parkingu. Wszystkie reflektory wygaszone.

Matt zapisał to sobie.

– Zauważyłaś może jakiś wyjeżdżający samochód?

Pokręciła głową.

– Znalazłam przyczepę, w której mieszkała pani Pruitt, wysiadłam. Słyszałam głośną muzykę dochodzącą z różnych stron. W sąsiedniej przyczepie ktoś się awanturował, płakało dziecko.

– W sąsiedniej przyczepie? Jesteś tego pewna? Avery spojrzała na parę stojącą tuż za żółtą taśmą.

– Prawie pewna.

Matt znowu zanotował kilka słów.

– Co dalej?

– Zapukałam. Drzwi były uchylone. Zawołałam, ale nie doczekałam się odpowiedzi, więc zajrzałam do środka. Znowu zawołałam. – Avery zamknęła oczy, usiłując wszystko dokładnie sobie przypomnieć. – W pokoju był potworny bałagan. W pierwszej chwili pomyślałam, że Trudy Pruitt sama doprowadziła przyczepę do takiego stanu. A potem… zobaczyłam krew na ścianie… w głębi. Nie wiedziałam jeszcze, że to krew. Dotknęłam, spojrzałam. Dopiero dotarło do mnie, że coś jest nie tak. – Avery wzięła głęboki oddech. – Przeszłam do kuchni. I wtedy… zobaczyłam ją.

– Dotykałaś czegoś? Zastanawiała się przez chwilę.

– Krwi na ścianie. Dotknęłam i zobaczyłam, że to krew.

– Mów dalej.

– Podeszłam do niej, dotknęłam jej ramienia. Przewróciła się na plecy.

– Przedtem leżała na boku?

– Tak. Próbowała coś powiedzieć. Matt wyprostował się.

– Zrozumiałaś, co mówiła? Avery łzy napłynęły do oczu.

– Ona… Ja… Nic… Usłyszałam kroki i wystraszyłam się. Pomyślałam, że może morderca jest jeszcze w przyczepie i… – Avery wszelkimi siłami próbowała zapanować nad sobą. – Jej ręka… ona… – Spojrzała na swoje ubrudzone krwią palce. – Dotknęła mnie. Jakby chciała, żebym jej wysłuchała. Jakby miała mi coś ważnego do powiedzenia.

– Ona umierała, Avery – powiedział cicho Matt. – Może po prostu potrzebowała czyjejś bliskości.

– Nigdy się tego nie dowiemy.

– Poza krokami Jonesa, słyszałaś coś jeszcze?

– Muzykę z radia.

– To wszystko?

Wpatrywała się jak zahipnotyzowana w swoje zakrwawione palce, nie mogła oderwać od nich wzroku.

– Tak.

– Jeśli coś sobie przypomnisz, daj mi znać. Cokolwiek, nawet nieistotne z pozoru drobiazgi mogą okazać się ważne. – Zamknął notes. – Obiecujesz?

– Obiecuję.

– Avery?

– Tak? – Podniosła głowę.

– Dzwoń, jeśli będziesz czegoś potrzebowała albo będziesz miała ochotę po prostu chwilę porozmawiać.

– Dziękuję, Matt.

– Poproszę, żeby jeden z moich ludzi pojechał za tobą do domu. Jesteś w stanie prowadzić?

Gdy Avery skinęła głową, Matt zawołał jednego z funkcjonariuszy, dał mu odpowiednie instrukcje, po czym odprowadził Avery do samochodu.

– Przejeżdżałem wieczorem koło twojego domu. Zostawiłem coś.

– Dla mnie?

– Tak. Chociaż w obecnej sytuacji… Cholera. Fatalny moment sobie wybrałem. – Otworzył przed nią drzwiczki. – Zadzwonię do ciebie jutro.

Na progu domu znalazła bukiet wiosennych kwiatów z bilecikiem:

Myślę o nas. Tańczę z tobą pod rozgwieżdżonym niebem. Matt.

Z gardła wyrwał się jej niepohamowany, histeryczny śmiech.

Śmiała się jeszcze długo, aż wreszcie śmiech przeszedł w płacz.

Загрузка...