Hunter przyczaił się za częściowo wypaloną ścianą i słuchał wynurzeń Matta oraz pytań Avery.
Trzy minuty. Jasna cholera.
Zamknął oczy, gotując się na spotkanie z tym, co miał zastać w „sali narad”. Trupy. Pomordowani ludzie.
Dla Matta ciągle żywi.
Nie, nie wolno mu o tym myśleć, bo przegra, poniesie klęskę. Co robić? Przemawiać Mattowi do rozsądku? Absurd. Jego brat nie miał rozsądku. Był chory, szalony. Zaatakować z bronią w ręku? Nic innego mu nie pozostawało.
– Czas upłynął, Avery. Jesteś z nami czy przeciwko nam?
Hunter przygotował się. Czekał na odpowiedni moment.
– Matt, proszę – usłyszał głos Avery. – Masz omamy. To nie wojna. A twoi generałowie to rozkładające się trupy. Musisz się leczyć. Jesteś chory i potrze…
Matt nie słuchał.
– A więc zdecydowałaś.
Hunter stanął w progu z rewolwerem gotowym do strzału.
– Rzuć broń, Matt!
Avery krzyknęła, Matt się zaśmiał.
– Oto na ratunek ukochanej przybywa dzielny rycerz pełen cnót wszelakich.
– Rzuć broń! – zawołał Hunter ponownie.
– Niby dlaczego?
– Bo to koniec. Bo cię zabiję, jeśli tego nie zrobisz. Cherry wezwała już policję. Zaraz tu będą. Zabiłeś ojca. Nie wymkniesz się. Zbyt wiele osób zginęło z twojej ręki. Nie zatrzesz śladów.
– Już zatarłem – oznajmił dumny ze swojej przebiegłości Matt. – To ty jesteś mordercą. Nienawidzisz własnej rodziny, nienawidzisz tego miasta. Wszyscy to wiedzą. Policja znajdzie w twoim mieszkaniu legitymację studencką Toma Lancastera. Sygnet Luke’a McDougala, krzyżyk Elaine St. Claire.
– Bardzo sprytnie, Matt. Tak jak z Sallie Waguespack.
– Jak z Sallie Waguespack – przytaknął Matt skwapliwie.
Hunter spróbował innej taktyki:
– Teraz rozumiem, dlaczego wstąpiłeś do policji. Jesteś tchórzem. Chowasz się za swoim pistoletem, wykorzystujesz blachę.
– Jeśli to pomaga…
– Kiepski jesteś, braciszku, skoro potrzebujesz rekwizytów. Spróbuj się ze mną. Zawsze byłem silniejszy od ciebie. Jestem gotów, a ty?
– Hunter położył rewolwer na podłodze. – No dalej. Strach cię obleciał?
Matt spojrzał na swoich generałów, jakby pytał ich o zgodę, po czym i on odłożył broń.
– Niech i tak będzie.
Przez chwilę krążyli wokół siebie, spięci, gotowi do skoku. Matt zaatakował pierwszy.
W jego dłoni błysnął nóż.
Avery krzyknęła głośno. Hunter odchylił się w prawo, ale nie zdążył uchronić się przed ciosem. Matt całym impetem wbił ostrze w jego ramię.
Rozległ się strzał.
Obaj przeciwnicy padli na podłogę.
W drzwiach stała Cherry. Trzymała strzelbę wycelowaną w braci i płakała. Łzy spływały jej po policzkach.
Hunter zaklął pod nosem. Jego siostra nie zawiadomiła policji. Przeklęta lojalność rodzinna, lojalność za wszelką cenę, znowu wzięła górę.
– Zabiłeś tatę, Matt – zaczęła łamiącym się głosem. – Jak mogłeś? Nie wolno robić takich rzeczy – bredziła. – Rodzina musi się trzymać razem. Rodzina zawsze powinna trzymać się razem.
– To prawda. Ja cię tego nauczyłem. – Matt podniósł się powoli, na jego twarzy pojawił się przymilny uśmiech. – Moja mała siostrzyczka. Zawsze opiekowałaś się nami wszystkimi. – Zrobił krok w kierunku Cherry.
– Uważaj, to podstęp – ostrzegł ją Hunter.
– On jest obłąkany.
– Obaj jesteście – powiedziała Cherry. – Zawsze się bałam, jak zaczynaliście ze sobą walczyć. Bałam się Matta. Tamtej nocy… też się pobiliście. – Spojrzała na Huntera. – Mama cały dzień była zdenerwowana. Tata w pracy. Poszłam spać, ale nie mogłam usnąć. Wszystko było nie tak. – Wzięła głęboki oddech. – I wtedy usłyszałam mamę. Wyślizgnęłam się ze swojego pokoju. Słyszałam, jak płacze. Widziałam krew. Wszystko słyszałam – powtarzała jak w transie. – Matt mówił, żebym się nie martwiła, że on się wszystkim zajmie. Ale ja się denerwowałam, dlatego wymknęłam się za nim z domu. Ukryłam się na skrzyni jego furgonetki. Potem… poszłam za nim. Widziałam, co zrobił.
Hunter zaczynał rozumieć, dlaczego został odsunięty, wykluczony. Wszyscy poza nim należeli do tego samego klubu. Łączyła ich wspólna tajemnica. Gdyby wtedy nie uciekł do Karla, gdyby został w domu, wszystko może potoczyłoby się inaczej.
– Milczałam – ciągnęła Cherry. – Bałam się ci powiedzieć. Bałam się, że nas rozdzielą. Zabiorą mamę i Matta. To nie była jego wina, Hunter.
– Skierowała lufę na Huntera. – Nie gniewaj się na niego. Ja tam byłam. Widziałam. On musiał…
– Słowa przeszły w szloch. – Ta okropna kobieta. Dziwka. Chciała ukraść nam tatę. Ale nie ukradła.
– Znów zaszlochała. – Ucieszyłam się, że Avery wróciła. Myślałam, że znowu będą razem, ona i Matt. I wszystko będzie dobrze, jeśli tylko będzie go mocno kochała. Wszystko będzie jak dawniej. Taką miałam nadzieję… że wróci to co najlepsze. Ale teraz… żałuję, że przyjechała. To ty wszystko popsułaś!
– Obydwoje popsuli – wtrącił Matt. – To obcy. Zdrajcy.
– Zapytaj go o Karla! – zawołała Avery w ostatecznej desperacji. – Nie pojechał do Kalifornii. Jest tutaj, w tym pokoju. Zapytaj Matta, czy to prawda.
Cherry spojrzała na brata.
– O czym ona mówi?
– Potrzebuję cię, siostrzyczko. Ty się mną zaopiekujesz. Wszystkimi się zaopiekujesz. Nie opuszczaj mnie.
– On zabił Karla, Cherry! – Avery chwyciła się ostatniej deski ratunku. – Zabije nas wszystkich. On oszalał, zawsze był szalony. Zapytaj o Karla. Zapytaj go o sprawę.
– Matt? – szepnęła Cherry.
– Karl przedłożył sprawę nad miłość. Nie możesz mieć o to do niego pretensji. Sprawa ponad wszystko.
Matt spojrzał w kierunku stołu, szukając potwierdzenia u swoich generałów.
Cherry poszła za jego wzrokiem. Na jej twarzy odmalowała się zgroza. Bliska szaleństwa, cofnęła się o krok.
– Nie! – zawołała. – Nie!
Matt wykorzystał moment, rzucił się ku niej. Hunter błyskawicznie schylił się po rewolwer. Avery głośno krzyknęła.
Rozległ się ogłuszający strzał. Matt zachwiał się, przez chwilę kołysał, jak na filmie w zwolnionym tempie, po czym runął na podłogę.
Cherry wypuściła strzelbę z rąk i z płaczem przypadła do brata.