7

Irv Fowler obudził się z potwornym bólem głowy. Za dużo piw, pomyślał i zwlókł się z łóżka. Przy kawie i pączku przekonywał samego siebie, że już mu lepiej. Ale z upływem godzin czuł się coraz gorzej. Aspiryna niewiele pomogła. Rozbolały go plecy i z trudem się poruszał. Wczesnym popołudniem był tak słaby i zmęczony, że wyszedł wcześniej ze swojego tymczasowego biura i pojechał do domu odpocząć.

Zjadł rosół i próbował się zdrzemnąć, ale mdłości nie pozwoliły mu zasnąć. To tyle, jeśli chodzi o domowe sposoby leczenia, pomyślał. Poczłapał do łazienki po następną aspirynę. Przyjrzał się w lustrze swojej zmęczonej twarzy i szklistym oczom. Zauważył, że ma silne wypieki. – Cholerna grypa – mruknął, wrócił do sypialni i opadł ciężko na łóżko.

Tokijski hotel Hilton był pilnie strzeżony. Goście zaproszeni na prywatny bankiet musieli minąć trzy punkty kontrolne, zanim mogli wejść do eleganckiej jadalni. Na corocznej kolacji wydawanej przez Japońskie Stowarzyszenie Eksporterów gromadzili się czołowi biznesmeni i dygnitarze z całego kraju. Zaangażowano najlepszych lokalnych szefów kuchni i artystów estradowych. Dyrektorzy największych japońskich firm eksportowych zapraszali swoich głównych zagranicznych partnerów. Jako gości specjalnych traktowano też dyplomatów ze wszystkich krajów, z którymi Japonia miała największą wymianę handlową.

W tłumie rozmawiano o niedawnym zamachu na ambasadora Stanów Zjednoczonych i o pożarze nowej fabryki SemConu podczas uroczystości jej otwarcia. Kiedy do sali wszedł wiceambasador USA Robert Bridges w towarzystwie dwóch agentów ochrony, wszyscy spojrzeli w jego stronę.

Bridges był zawodowym dyplomatą, ale wolał opracowywać strategię polityczną, niż uczestniczyć w spotkaniach towarzyskich. Hamilton był w tym dużo lepszy, pomyślał, gawędząc z japońskim przedstawicielem handlowym. Wkrótce zjawił się gospodarz przyjęcia i zaprowadził Amerykanina do stołu bankietowego, przy którym siedzieli europejscy dyplomaci.

Podano tradycyjne potrawy, saskimi i soba, a na scenę weszły tancerki w kolorowych kimonach i z bambusowymi wachlarzami. Bridges wychylił ciepłą sake, żeby wytrzymać narzekania francuskiego ambasadora na kiepskąjakość azjatyckich win.

Po pierwszym daniu tancerki zeszły ze sceny i zaczęły się nudne przemówienia zarozumiałych dyrektorów firm. Bridges skorzystał z okazji, żeby pójść do toalety.

Pilnujący go potężny ochroniarz obrzucił wzrokiem wyłożone kafelkami pomieszczenie. Zobaczył tylko kelnera, który mył ręce. Przepuścił wiceambasadora do pisuaru, zamknął drzwi od środka i stanął plecami do nich.

Łysy kelner skończył myć ręce. Odwrócił się tyłem do agenta, wytarł dłonie papierowym ręcznikiem i wykonał błyskawiczny obrót. Zaszokowany agent zobaczył przed sobą pistolet automatyczny kaliber 25. Lufa małej broni z tłumikiem była wycelowana w jego twarz. Sięgnął odruchowo do ukrytej kabury i wtedy padł strzał. Nad lewą brwią ochroniarza pojawiła się okrągła czerwona dziurka. Mężczyzna zachwiał się i runął na podłogę. Z głowy ciekła mu krew.

Bridges nie usłyszał przytłumionego strzału, ale usłyszał odgłos upadającego ciała. Odwrócił się i zobaczył kelnera z wycelowanym w niego pistoletem.

– Co, do cholery? – wymamrotał.

Łysy mężczyzna odsłonił w sadystycznym uśmiechu krzywe żółte zęby. Dwa razy nacisnął spust i patrzył, jak Bridges chwyta się za pierś i pada na podłogę. Potem wyjął z kieszeni zadrukowaną kartkę, zwinął ją w rulonik i wetknął w usta martwego dyplomaty. Schował broń do kieszeni, przeszedł ostrożnie nad dwoma ciałami, opuścił toaletę i skierował się do kuchni.

Загрузка...