64

Trzynaście tysięcy metrów nad Pacyfikiem Dirk siedział w ciasnym fotelu rządowego odrzutowca lecącego do Korei Południowej. Próbował się zdrzemnąć, ale adrenalina nie pozwalała mu zasnąć. Minęły zaledwie godziny, odkąd on i Summer zeszli z pokładu „Deep Endeavora", żeby opowiedzieć agentom FBI i wywiadu Departamentu Obrony o spotkaniu z Kangiem i jego fortecy.

Dowiedzieli się, że Sandecker przekonał w końcu prezydenta i Biały Dom wydał rozkaz, żeby dobrać się do Kanga szybko i cicho bez informowania władz Korei Południowej. Ułożono plan operacji. Celem ataku było kilka obiektów należących do Kanga, łącznie ze stocznią w Inczhon. Tajemniczy przywódca nie pokazywał się publicznie od kilku dni, więc pierwsze miejsce na liście celów zajmowała jego rezydencja. Ponieważ niewielu ludzi z Zachodu miało okazję złożyć tam wizytę, informacje Dirka i Summer były bardzo cenne.

– Chętnie opiszemy wam całą posiadłość, łącznie z lokalizacją wejść i rozmieszczeniem posterunków ochrony – powiedział Dirk ku wielkiemu zadowoleniu agentów wywiadu. – Ale w zamian oczekuję biletu na przedstawienie.

Uśmiechnął się pod nosem, kiedy zbledli. Po kilku mrukliwych kontrargumentach i telefonach do Waszyngtonu zgodzili się. Wiedzieli, że Dirk bardzo się przyda na miejscu akcji. Summer uznała, że zwariował.

– Naprawdę chcesz tam wrócić? – zapytała z niedowierzaniem, gdy zostali sami.

– Jasne – odparł. – Muszę siedzieć w pierwszym rzędzie, kiedy będą mu zakładali pętlę na szyję.

– Mnie wystarczy jedna wizyta u Kanga. Dirk, proszę cię. Zostaw działanie zawodowcom – powiedziała z siostrzaną troską. – Dziś omal nie straciłam was obu, ciebie i ojca.

– Bez obaw. Będę się trzymał z tyłu ze schyloną głową – obiecał.

Po dwugodzinnym briefingu dostarczono go do międzynarodowego portu lotniczego w Los Angeles i odleciał do Korei. Krótko po wylądowaniu w bazie lotniczej w Osan powtórzył swoją opowieść grupie operacji specjalnych, która miała przeprowadzić uderzenie. Podał każdy szczegół i strzęp informacji o rezydencji Kanga, jaki pamiętał. Potem usiadł z tyłu i wysłuchał uważnie odprawy. Plan taktyczny zakładał, że dwie jednostki specjalne wojsk lądowych przenikną do portu Kanga i pobliskiego centrum telekomunikacyjnego w Inczhon, a oddział komandosów marynarki wojennej, Navy SEAL, do jego posiadłości. Ataki zostaną przeprowadzone jednocześnie. W gotowości będą dodatkowe siły, żeby uderzyć na inne obiekty Kanga, gdyby tajemniczego przywódcy nie było w trzech pierwszych miejscach. Po odprawie do Dirka podszedł kapitan marynarki wojennej odpowiedzialny za koordynację działań komandosów SEAL.

– Ma pan pięć godzin na odpoczynek przed zbiórką. Został pan przydzielony do drużyny komandora Gutierreza. Dopilnuję, żeby Paul wyposażył pana na czas. Niestety, nie możemy dać panu broni palnej. Rozkazy.

– Rozumiem. Jestem wdzięczny, że w ogóle mogę wziąć w tym udział.

Dirk zjadł szybko posiłek i zdrzemnął się w tymczasowych kwaterach oficerów. Potem dołączył do komandosów SEAL. Dostał czarny kombinezon kamuflujący, kamizelkę kuloodporną i gogle noktowizyjne. Po ostatniej odprawie wsiedli do dwóch furgonów i pojechali do małego portu na południe od Inczhon. Pod osłoną ciemności dwudziestoczteroosobowy oddział wszedł na pokład niepozornej łodzi wsparcia i skierował się przez Morze Żółte na północ ku wyspie Kjodongdo. Kiedy łódź pędziła po morzu, w słabo oświetlonej kabinie komandosi sprawdzali broń. Gdy zbliżyli się do ujścia Han-gang, do Dirka podszedł komandor Paul Gutierrez, krępy mężczyzna z cienkim wąsikiem.

– Popłynie pan z moją drużyną pontonem numer dwa – oznajmił. – Po zejściu na ląd niech pan się trzyma blisko mnie. Jeśli będziemy mieli szczęście, wejdziemy i wyjdziemy bez jednego strzału. Ale na wszelki wypadek… – urwał i wręczył Dirkowi mały futerał.

Dirk odciągnął suwak i wyjął pistolet samopowtarzalny SIG Sauer P226 kaliber 9 milimetrów z zapasowymi magazynkami.

– Jestem zobowiązany – odrzekł. – Miałem nadzieję, że nie będę musiał iść pod ewentualny ogień bez broni.

– W kevlarowej kamizelce kuloodpornej będzie pan bezpieczny, ale to też się może przydać – powiedział komandor. – Tylko niech pan nikomu nie mówi, skąd pan to ma – dodał i mrugnął porozumiewawczo. Odwrócił się i poszedł do sterówki.

Pół godziny później łódź wsparcia minęła wejście do zatoki, nad którą leżała rezydencja Kanga. Trzy kilometry dalej w górę rzeki sternik wyłączył silniki. Łódź zwolniła i zatrzymała się pod prąd. Kiedy zaczęła dryfować z powrotem w dół rzeki, za burtę opuszczono trzy czarne pontony Zodiac. Do każdego wsiadło ośmiu komandosów. Chwycili wiosła i oddalili się od łodzi wsparcia. Dirk był w drugim pontonie. Prawie niewidoczne w ciemności nocy trzy zodiaki popłynęły z prądem w dół rzeki i skręciły do kanału, który prowadził do posiadłości Kanga.

Zachmurzone niebo odbijało lekko blask świateł kompleksu. Pontony wyłoniły się zza ostatniego zakrętu kanału i wpłynęły na rozległą zatokę pod rezydencją. Dirk mocno ściskał wiosło i zanurzał je w równym tempie z towarzyszącymi mu komandosami. Na widok kamiennej fortecy Kanga zapomniał o zmęczeniu, które wciąż czuł po długim locie.

W połowie drogi przez zatokę zodiaki się rozdzieliły. Dwa skręciły w lewo ku piaszczystej plaży obok przystani, trzeci odbił w prawo. Jego pasażerowie w „mokrych" skafandrach płetwonurków mieli dotrzeć do lądu pierwsi i wyjść na skalisty brzeg na wprost przystani. Dirk był w jednym z dwóch pontonów kierujących się do plaży. Zastanawiał się, czy czołówka oddziału SEAL zneutralizowała wszystkie kamery obserwacyjne wokół wylotu kanału.

Kiedy zbliżyli się do brzegu, zobaczył, że włoski jacht Kanga, szybki niebieski katamaran i motorówka są przycumowane tak samo, jak w czasie jego ucieczki z Summer. Łódź patrolowa stała między dwoma statkami. Jacht i katamaran przykuły uwagę wszystkich komandosów w zodiacu Dirka. Jego drużyna miała zabezpieczyć statki, dwie pozostałe zaatakować kompleks. Dirk uśmiechnął się pod nosem, gdy zbadał wzrokiem przystań i okolice i nigdzie nie zauważył skiffa.

Dwa pontony zaczekały kilka minut na wodzie, aż płetwonurkowie SEAL wyjdą na ląd po drugiej stronie zatoki. Dirk patrzył, jak czarne postacie pojawiają się na przeciwległym brzegu. Dwie ciemne sylwetki podkradły się do wartowni i szybko unieszkodliwiły ochroniarza, który siedział z nosem w gazecie.

Na dziobie zodiaca Dirka komandor Paul Gutierrez uniósł bez słowa rękę i jego ludzie zanurzyli wiosła. Wykonali kilkadziesiąt szybkich ruchów i ponton dobił do plaży. Ledwo dotknął piasku, komandosi wyskoczyli na brzeg i pobiegli w kierunku przystani. Po chwili druga drużyna dotarła do podnóża klifu, osłaniana przez płetwonurków. W całym kompleksie panowała cisza.

Dirk trzymał się blisko swoich towarzyszy, gdy wpadli na pomost i podzielili się na dwie grupy. Czterej komandosi wskoczyli na pokład katamarana, Gutierrez i trzej inni pobiegli do jachtu. Dirk przyłączył się do grupy komandora. Ale po dwudziestu metrach gwałtownie zahamował, kiedy na pokładzie rufowym zobaczył żółty błysk. Ułamek sekundy później nocną ciszę rozdarł terkot AK-74 i rozległ się stłumiony odgłos pocisków trafiających w ciała dwóch komandosów. Dirk dał nura za beczkę, wyszarpnął z kabury sig sauera i oddał dziesięć szybkich strzałów w kierunku jachtu. Kilka metrów przed nim Gutierrez prowadził ogień z pistoletu maszynowego Heckler & Koch MP5K. Po chwili AK-74 ucichł wśród fruwających drzazg i odłamków szkła.

Nagły hałas obudził całą wyspę. W kompleksie rozległy się strzały. Z kabiny katamarana wypadli dwaj ludzie Kanga i nacisnęli spusty pistoletów, ale szybko powaliły ich kule komandosów na pokładzie dwukadłubowca. Dyżurny w centrum dowodzenia zobaczył na monitorze martwego kolegę w wartowni obok przystani i zaalarmował ochronę rezydencji. Nacierający komandosi znaleźli się pod ogniem sześciu przeciwników.

Na pomoście Dirk pochylił się nad dwoma leżącymi ludźmi Gutierreza. Jeden nie żył. Seria podziurawiła mu szyję i roztrzaskała obojczyk. Drugi zwijał się z bólu. Uratowała go kevlarowa kamizelka kuloodporna, ale został ranny w brzuch, biodra i uda.

– Nic mi nie jest – wymamrotał twardziel z SEAL, kiedy Dirk spróbował się nim zająć. – Kończcie operację.

Nagle ożyły potężne silniki jachtu Benetti. Dirk podniósł wzrok. Jeden z załogantów przecinał cumy, drugi osłaniał go ogniem.

– Dostaniemy ich – powiedział Dirk do leżącego komandosa i poklepał go po ramieniu. Niechętnie zostawił rannego żołnierza, wyprostował się i popędził w kierunku jachtu. Silniki z hałasem nabrały obrotów i śruby spieniły wodę.

Tuż przed Dirkiem Gutierrez strzelił krótką serią w prawą burtę jachtu, potem poderwał się do biegu.

– Na pokład!

Dirk wyprzedził komandora i jednego z komandosów. Usłyszał terkot pistoletu maszynowego i gwizd pocisków nad głową. Za nim rozległ się głuchy odgłos i ktoś krzyknął:

– Dostałem!

Dirk odbił się od pomostu i skoczył.

Uciekający jacht był jeszcze blisko. Dirk złapał się w powietrzu relingu i jednym płynnym ruchem podciągnął do góry. Padł na pokład i znieruchomiał na ciemnej rufie. Sekundę później coś uderzyło w burtę. Ktoś poszedł w jego ślady. Dirk zobaczył, jak przez reling przechodzi postać w czarnym kombinezonie kamuflującym i znika za nim.

– Tu Pitt – szepnął, żeby tamten przez pomyłkę go nie zabił. – Kto to?

– Gutierrez. Musimy się dostać do sterowni i zatrzymać jacht.

Komandor zaczął wstawać, żeby ruszyć naprzód, ale Dirk wyciągnął rękę i zatrzymał go. Obaj zamarli. Dirk spojrzał w stronę lewej burty. Zobaczył schody, które prowadziły w dół z odkrytego pokładu widokowego nad ich głowami. Gdy jacht skierował się na środek zatoki, reflektory na przystani oświetliły rufę i Dirk zauważył jakiś ruch na stopniach. Wyciągnął pistolet, wycelował w cień na schodach i czekał. Kiedy ciemny kształt nagle dał krok w dół, Dirk dwa razy nacisnął spust.

Rozległ się metaliczny dźwięk upadającej broni i na pokład stoczył się mężczyzna w czarnym kombinezonie.

– Dobry strzał – pochwalił Gutierrez. – Idziemy.

Ruszył przodem, Dirk tuż za nim. Nagle się pośliznął i omal nie stracił równowagi. Spojrzał pod nogi. Na pokładzie była kałuża krwi mężczyzny, którego Gutierrez zastrzelił z pomostu. Zabity leżał twarzą w dół, z jego ust wystawał zgięty papieros.

Jacht oddalił się z rykiem silników od jasno oświetlonej przystani i pędził przez zatokę z maksymalną prędkością. Wokół zapadła zupełna ciemność. Wyłączono wszystkie światła z wyjątkiem kilku przyćmionych lamp przypodłogowych wewnątrz. Dirk i Gutierrez posuwali się po omacku. Dotarli do jadalni w tylnej części głównej kabiny i skręcili w korytarz przy sterburcie. Nagle komandor podniósł rękę, przystanął i cofnął się w kierunku jadalni.

– W bocznym korytarzu nie będziemy mieli żadnej osłony – powiedział, podejrzewając, że za rogiem czai się strzelec. – Lepiej się rozdzielmy. Pan niech idzie naprzód wzdłuż lewej burty. Ja pójdę przy prawej. I trzeba się pospieszyć, żebyśmy nie wylądowali po złej stronie linii demarkacyjnej.

Dirk skinął głową.

– Do zobaczenia na mostku – szepnął.

Przebiegł przez pokład rufowy, wysunął się ostrożnie zza rogu przy lewej burcie i ruszył naprzód. Przez hałas silników docierały dalekie strzały na lądzie, ale Dirk nasłuchiwał odgłosów na jachcie. Dotarł do schodów. Mostek był już prawie w zasięgu, tylko jeden poziom wyżej i dziesięć metrów dalej. Dirk spojrzał w górę. Nagle zabrzmiał głośny terkot broni automatycznej. Dirkowi skoczyło tętno, ale po chwili uświadomił sobie, że strzały padły przy prawej burcie jachtu.

Gutierrez czekał na atak przeciwnika. Posuwał się wzdłuż prawej burty i trzymał nisko przy pokładzie. Kiedy dotarł do schodów, wspiął się po stopniach cicho jak kot. Ledwo postawił stopę na górze, nad jego głową zagwizdały pociski. Ogień otworzył strzelec ukryty na skrzydle mostka.

Gutierrez omal nie dostał. Seria poszła za wysoko, bo jacht nagle zwolnił i przechylił się w skręcie do wąskiego kanału wychodzącego z zatoki. Komandor zbiegł kilka stopni w dół, potem się odwrócił i uniósł pistolet. Zaczekał cierpliwie kilka sekund, aż znów zobaczy błysk z lufy przeciwnika. Pociski podziurawiły tekowy pokład centymetry od jego głowy i poczuł na twarzy ukłucia drzazg. Wycelował spokojnie w ciemność i nacisnął spust. Rozległ się krótki stłumiony krzyk, potem broń ukrytego strzelca znów błysnęła ogniem. Ale tym razem seria poszła w niebo i po chwili zapadła cisza, gdy śmiertelnie ranny przeciwnik runął martwy na pokład.

Przy lewej burcie jachtu Dirk usłyszał, że strzały umilkły. Zastanawiał się, czy Gutierrez żyje. Wspiął się na schody. Pokonał dwa stopnie i zamarł na dźwięk cichego trzasku za plecami. Odwrócił głowę i zorientował się, że odgłos doszedł z bocznej kabiny u stóp schodów. Cofnął się cicho na dół i podkradł do wejścia. Zacisnął prawą dłoń na kolbie sig sauera, a lewą ręką delikatnie obrócił do oporu mosiężną klamkę. Wziął głęboki oddech i gwałtownie pchnął drzwi.

Spodziewał się, że otworzą się na oścież, ale zablokowała je masa ludzkiego ciała. Omal nie stracił równowagi i stanął twarzą w twarz z zaskoczonym muskularnym ochroniarzem. Zobaczył na jego brodzie głęboką bliznę w kształcie litery L i skrzywiony po złamaniu nos. Mięśniak stał w wejściu i zmieniał magazynek w AK-74. Lufa była skierowana w dół, ale ochroniarz błyskawicznie zamachnął się bronią do góry. Dirk odskoczył do tyłu, żeby strzelić, ale karabin uderzył go z prawej strony, nim zdążył wycelować. Nacisnął spust i pocisk utkwił w ścianie. Dirk przechylił się w bok i zadał cios lewą pięścią. Trafił mięśniaka sierpowym w szczękę. Ochroniarz zatoczył się do tyłu, wpadł na kosz z praniem i runął na plecy.

Dirk dopiero teraz zauważył, że kabina to mała pralnia. Pod tylną ścianą stały pralka i suszarka, przy drzwiach rozłożona deska do prasowania. Dirk wycelował w pierś przeciwnika i nacisnął spust.

Nie usłyszał huku wystrzału i nie poczuł szarpnięcia broni. Rozległ się tylko metaliczny trzask iglicy trafiającej w pustą komorę nabojową. Dirk skrzywił się, gdy zdał sobie sprawę, że zużył cały trzynastonabojowy magazynek. Mięśniak uśmiechnął się drwiąco i podniósł na kolana. W prawej dłoni wciąż trzymał pełny magazynek. Wcisnął go z wprawą do karabinu szturmowego. Dirk wiedział, że nie zdąży załadować sig sauera. Kątem oka dostrzegł lśniący przedmiot i sięgnął w tamtym kierunku po ostatni środek obrony.

Chromowane żelazko na desce do prasowania nie było gorące ani nawet włączone. Ale musiało wystarczyć. Dirk chwycił je i cisnął przed siebie. Ochroniarz właśnie unosił załadowany karabin i nawet nie próbował się uchylić. Żelazko trafiło go płaską stroną w głowę jak kowadło. Rozległ się trzask pękającej czaszki i karabin upadł na podłogę. Strzelec przewrócił oczami i poszedł w ślady swojej broni.

Dirk usłyszał, że silniki znów nabierają wysokich obrotów. Jacht pokonał kanał i wypłynął na rzekę. Był dużo szybszy od czekającej łodzi wsparcia sił specjalnych. Jeśli Dirk i Gutierrez mieli go zatrzymać, musieli zadziałać natychmiast. Ale ilu jeszcze przeciwników jest na pokładzie? I co ważniejsze, gdzie jest Gutierrez?

Загрузка...