Coroczne spotkania zwane szczytem G-8 zainicjował w 1975 roku ówczesny prezydent Francji Valery Giscard d'Estaing. Grupa przywódców najbardziej uprzemysłowionych krajów świata, którzy omawiają bieżące sprawy ekonomiczne o globalnym zasięgu. W szczycie uczestniczą tylko głowy państw, nie ma tam ich doradców ani personelu. Choć rezultatem zebrań bywały niekiedy tylko okolicznościowe zdjęcia, z biegiem lat rozszerzono zakres rozmów na kwestie ochrony zdrowia, ekologii i walki z terroryzmem.
Gospodarzem najbliższego szczytu był prezydent Stanów Zjednoczonych. Po niedawnym wprowadzeniu w życie pakietu ustaw o przeciwdziałaniu globalnemu ociepleniu chciał jak najszybciej przedstawić na forum międzynarodowym swoje inicjatywy w dziedzinie ochrony środowiska. Wzorem gospodarzy poprzednich spotkań, wybrał na miejsce szczytu malowniczy Park Narodowy Yosemite. Wiedział, że w ustronnej okolicy uniknie protestów antyglobalistów. Ale znając zainteresowanie świata amerykańskim kinem, zrobił ukłon w stronę swoich gości i zaprosił ich w przeddzień konferencji do eleganckiego hotelu w Beverly Hills, żeby mogli poznać największe gwiazdy ekranu i czołowe osobistości z branży filmowej. Przywódcy Japonii, Włoch, Francji, Niemiec, Rosji, Kanady i Wielkiej Brytanii chętnie przyjęli zaproszenie.
Prezydent Ward i jego doradcy do spraw bezpieczeństwa nie mogli wiedzieć, że hotel w Beverly Hills jest celem ataku Kanga.
Kang miał świadomość, że plany może mu pokrzyżować zła pogoda, nieprzewidziane problemy techniczne i tysiąc innych rzeczy. Ale podjął nieodwołalną decyzję. Udany zamach na głównych przywódców wolnego świata byłby niewyobrażalnym szokiem. Nawet sama próba zamachu wstrząsnęłaby światem.
Zasobnik nadleci z niewidocznej pozycji wystrzelenia na Pacyfiku. System rozpylający uruchomi się nad lądem. Zabójcza substancja opadnie na północne Los Angeles, rezydencje w Beverly Hills, studia filmowe w Hollywood i podmiejskie posiadłości w Glendale i Pasadenie. Zawartość pojemników wyczerpie się nad Rose Bowl i pusty zasobnik roztrzaska się gdzieś w górach San Gabriel.
Lekka mgiełka opadająca na ziemię będzie nieszkodliwa dla ludzi na ulicach. Ale przez następne dwadzieścia cztery godziny rozpylony wirus pozostanie żywy i bardzo niebezpieczny mimo niskiego stężenia. Na ruchliwej i zatłoczonej głównej trasie turystycznej w Los Angeles niewidoczne zarazki dostaną się do organizmów nieświadomych niczego ofiar. Wirusy zadziałają jak bomby zegarowe. W ciągu dwóch tygodni inkubacji nie będzie żadnych objawów zakażenia. Potem nagle zacznie się horror.
Najpierw do lekarzy zgłosi się niewielka liczba ludzi z gorączką i bólami wewnętrznymi. Wkrótce szpitalne izby przyjęć w całym hrabstwie Los Angeles będą przepełnione. Służba zdrowia nie od razu rozpozna chorobę, którą wypleniono ponad trzydzieści lat temu. Kiedy w końcu zdiagnozują ospę, rozpęta się piekło. Chorych będzie przybywać, a media będą podsycać histerię. Tysiące ludzi zaczną szturmować szpitale, bo każdy hipochondryk z bólem głowy lub podwyższoną temperaturą będzie chciał się dostać do lekarza. Ale to będzie tylko czubek góry lodowej. Liczba chorych szybko wzrośnie i placówki służby zdrowia nie będą w stanie skutecznie zastosować podstawowej metody leczenia: kwarantanny. Brak możliwości odizolowania wszystkich zarażonych spowoduje wybuch epidemii.
Naukowcy Kanga szacowali ostrożnie, że zachoruje dwadzieścia procent ludzi wystawionych na działanie uwolnionego wirusa. W ponadosiemnastomilionowym okręgu metropolitalnym Los Angeles, gdzie w wąskim pasie rozpylonej substancji znajdzie się dwieście tysięcy osób, zarażonych zostanie czterdzieści tysięcy. Ospa rozprzestrzeni się po dwóch tygodniach, kiedy te ofiary zarażą nieświadomie innych w pierwszych dniach choroby. Liczba przypadków ospy wzrośnie dziesięciokrotnie. W ciągu miesiąca w południowej Kalifornii z zabójczą chorobą będzie walczyło prawie pół miliona ludzi.
Szybciej niż ospa rozprzestrzeni się strach. Wiadomość o tym, że zachorował prezydent i inni uczestnicy szczytu G-8, wywoła szok. Społeczeństwo, służba zdrowia i media będą zasypywały rząd prośbami o pomoc. Władze federalne będą zapewniać, że nie ma niebezpieczeństwa, bo szczepionki wystarczy dla wszystkich. Ośrodki Zwalczania Chorób dostarczają lokalnym pracownikom służby zdrowia, żeby przeciwdziałać rozprzestrzenianiu się ospy. Ale dla zarażonych wirusem będzie już za późno. W wielu wypadkach szczepionka okaże się nieskuteczna.
Ku przerażeniu służby zdrowia i władz ujawni się prawdziwa natura superwirusa: zabójcza chimera jest odporna na szczepionkę. W obliczu rosnącej liczby zgonów przygnębieni lekarze i naukowcy będą starali się wynaleźć lek, który można by produkować masowo, ale to zajmie miesiące. Tymczasem epidemia ogarnie cały kraj. Turyści i przyjezdni z Los Angeles nieświadomie przeniosą chorobę do tysięcy innych miejsc w Stanach Zjednoczonych. Władze będą musiały sięgnąć po ostatni dostępny środek przeciwko epidemii: masową kwarantannę. W desperackiej próbie powstrzymania ekspansji wirusa zakażą organizowania publicznych spotkań i zgromadzeń. Wprowadzą ograniczenia w podróżach. Zamkną porty lotnicze i stacje metra.
Przestaną kursować autobusy. Firmy będą musiały dawać urlopy swoim pracownikom, a lokalne władze zrezygnują z ich usług w trosce o zdrowie własnego personelu. Zostaną odwołane koncerty rockowe i mecze baseballowe, a nawet msze w kościołach. Ci, którzy zaryzykują wyjście po żywność lub leki, będą wkładali gumowe rękawiczki i maski chirurgiczne.
Załamie się gospodarka. Z dnia na dzień zamrą produkcja i handel. Bezrobocie będzie dwukrotnie większe niż w czasie wielkiego kryzysu. Państwo będzie balansowało na granicy niewypłacalności, kiedy przestaną wpływać podatki, a jednocześnie wzrośnie zapotrzebowanie na żywność, leki i usługi socjalne. W ciągu kilku tygodni produkt narodowy spadnie do poziomu krajów Trzeciego Świata.
Epidemia zagrozi bezpieczeństwu narodowemu. Choroba zakaźna rozprzestrzeni się wśród tysięcy skoszarowanych żołnierzy i marynarzy. Całe dywizje wojsk lądowych, pułki lotnicze i załogi okrętów wojennych będą niezdolne do służby. Siły zbrojne staną się papierowym tygrysem. Po raz pierwszy od blisko dwustu lat kraj będzie miał poważnie ograniczone możliwości obrony. Szpitale i kostnice będą pękały w szwach. Liczba chorych i umierających szybko osiągnie punkt krytyczny. Dostępne środki przestaną wystarczać. Krematoria będą pracowały bez przerwy, ale wkrótce nie zdołają się uporać z liczbą zwłok. Trzeba będzie budować prowizoryczne krematoria, żeby masowo palić zmarłych.
Ludzie będą żyli w swoich domach jak więźniowie. Nie będą spotykali się z sąsiadami, przyjaciółmi ani nawet z bliskimi krewnymi w obawie przed zarażeniem. W najlepszej sytuacji będą mieszkańcy wsi, ale w dużych miastach niewiele rodzin uniknie choroby. Zarażonych podda się kwarantannie, a ich bliscy będą palili pościel, ręczniki, ubrania, meble i wszelkie inne przedmioty, w których mogły być zarazki.
Zabójczy wirus będzie uśmiercał wszystkich, bez względu na wiek i rasę. Ale najbardziej zagrożeni będą pracujący dorośli, którzy muszą zdobywać żywność dla swoich rodzin. Miliony zmarłych rodziców osierocą dzieci. Niemal całe pokolenie zostanie stracone, przestanie istnieć w ciągu kilku miesięcy. Powtórzy się tragedia z Europy Zachodniej po I wojnie światowej. Tylko zatrzymywanie chorych podróżnych, tak jak zarażonych wirusem SARS, uchroni inne kraje przed takim zdziesiątkowaniem ich populacji, jak w Stanach Zjednoczonych.
Zarażonych chimerą będą czekały straszne cierpienia. Po dwutygodniowym okresie inkubacji wystąpi u nich gorączka, a potem piekąca wysypka, która zacznie się na ustach i wkrótce rozprzestrzeni na twarz i całe ciało. Choroba będzie w tym stadium wysoce zakaźna. Bezpośredni kontakt z pacjentem lub nawet z jego ubraniem czy pościelą będzie groził zakażeniem. W ciągu trzech, czterech dni wysypka przekształci się w twarde, bolące guzy. Zmiany na skórze będą wyglądały odrażająco. Na guzach stopniowo pojawią się strupy. Przez następne dwa lub trzy tygodnie strupy będą odpadały od ciała i ryzyko zarażenia innych w końcu zmaleje. Organizm chorego będzie musiał sam walczyć z ospą, bo nie ma na nią lekarstwa.
Szczęśliwcom pozostaną tylko blizny na ciele. Inni stracą również wzrok. Jedna trzecia zarażonych umrze.
Ale to nie będzie koniec horroru. Ocalałym nadal będzie zagrażał HIV, działający wolniej niż wirus ospy, trudniejszy do wykrycia i bardziej zabójczy. Nie tylko uodporni chimerę na szczepionkę przeciwko ospie, ale również zaatakuje osłabione organizmy chorych. Podczas gdy większość zarażonych HIV żyje dziesięć lat, ofiary chimery umrą już po dwóch, trzech latach. Przez kraj przejdzie następna fala śmierci, powodując zgony tych, którzy przeżyli epidemię ospy. Tym razem życie straci nie trzydzieści, lecz blisko dziewięćdziesiąt procent chorych. Społeczeństwo stanie w obliczu tragedii na nieznaną w historii skalę.
W Stanach Zjednoczonych umrą dziesiątki milionów ludzi, na całym świecie z pewnością więcej. Nie będzie rodziny, która kogoś nie straci, nikt nie będzie czuł się bezpieczny. Niewiele osób zwróci uwagę na polityczne wstrząsy za granicą. Kiedy na drugiej półkuli Korea Południowa padnie ofiarą agresji swojego totalitarnego sąsiada z północy, jedyną reakcją jej zdziesiątkowanego sojusznika będzie słaby krzyk protestu.