58

Do odpalenia zenita zostały niecałe dwie minuty, gdy w centrum kontroli startów na pokładzie „Koguryo" zaczęła pulsować czerwona lampka ostrzegawcza. Inżynier w okularach sprawdził wskazania systemu stabilizacji platformy, zanotował dane i podszedł szybko do Linga.

– Włączył się alarm. Mamy przechył platformy – zameldował.

– Duży? – zaniepokoił się Ling.

– Trzy stopnie na rufie – odrzekł inżynier.

– To bez znaczenia – zbył go Ling i odwrócił się do Tongju, który stał obok niego. – Przechył do pięciu stopni nie jest groźny.

Tongju już rozkoszował się skutkami wystrzelenia rakiety.

– Niech pan pod żadnym pozorem nie przerywa odliczania – wycedził.

Główny inżynier zacisnął zęby i skinął głową. Potem spojrzał nerwowo na lśniącą rakietę na ekranie.

Kokpit „Badgera" wyglądał jak po trzęsieniu ziemi. Na podłodze walały się narzędzia, części komputerowe i kawałki wyposażenia. Przesuwały się tam i z powrotem przy każdym szarpnięciu pojazdu. Woda sięgała Pittowi do połowy łydek, ale nie zważał na to. Po raz kolejny uderzył w kolumnę platformy. Usłyszał trzask sondy przebijającej metal i poczuł swąd spalonej instalacji elektrycznej. Woda morska spowodowała zwarcie w następnym obwodzie. Od ciągłych uderzeń „Badger" zamieniał się w kupę złomu. Zaokrąglony dziób był niemal płaski, zgięta sonda ledwo się trzymała na dwóch skrzywionych wspornikach. W kokpicie mrugało światło, poziom wody rósł, silniki napędowe wysiadały jeden po drugim. Pitt czuł, jak maszyna kona wśród jęków i bulgotu. Kiedy próbował przestawić pędniki i cofnąć się od kolumny, usłyszał nowy dźwięk. Wysoko nad jego głową rozległ się głośny szum.

Dla postronnego obserwatora pierwszą oznaką zbliżającego się wystrzelenia rakiety z platformy jest szum słodkiej wody pompowanej do systemu natryskowego. Pięć sekund przed startem deflektor płomienia pod wyrzutnią zalewa prawdziwa powódź. Masa wody osłabia oddziaływanie gazów wylotowych na platformę i – co ważniejsze – minimalizuje niebezpieczeństwo ewentualnego uszkodzenia ładunku w głowicy przez fale akustyczne.

Trzy sekundy przed startem zostają uruchomione mechanizmy zenita. Masywna rakieta zaczyna jęczeć i drżeć. Wstępuje w nią życie. We wnętrzu metalowego korpusu szybkoobrotowa pompa napędzana turbiną wtłacza pod ciśnieniem paliwo płynne przez wtryskiwacze do czterech komór spalania silnika rakietowego. W każdej komorze następuje kontrolowany zapłon. Spaliny szukają ujścia i wydostają się przez dysze wylotowe u podstawy rakiety. Moc ciągu pozwala zenitowi pokonać siłę grawitacji i unieść się w powietrze.

Ale najważniejsze są trzy ostatnie sekundy odliczania. W tym krótkim czasie komputery pokładowe monitorują uruchomienie silnika, skład mieszanki paliwowej, jej przepływ, temperaturę zapłonu i proces spalania. Jeśli jest jakieś istotne odchylenie od któregoś z parametrów, automatyczny system kontroli wyłącza silnik i wstrzymuje start. Trzeba powtórzyć od początku całą procedurę wystrzeliwania, co może zająć pięć dni.

Ling wpatrzył się w monitor komputera, który pokazywał najważniejsze dane. Sekundę przed startem na wyświetlaczu błysnął rząd zielonych kontrolek i główny inżynier odetchnął z ulgą.

– Silnik ma pełną moc! – krzyknął, gdy zobaczył, że komputery zwiększyły ciąg silnika RD-171 do maksimum. Wszyscy w pomieszczeniu spojrzeli na ekran. Zenit stał nieruchomo. Przez silnik rakietowy przepływał strumień paliwa i z dysz wylotowych wydobywał się ogień. Płomienie lizały napływającą wodę i nad „Odyssey" kłębiła się gęsta para. Nagle rakieta oderwała się od platformy. Odpadły klamry wyrzutni i siedemset dwadzieścia pięć ton ciągu uniosło ją w powietrze. Poszybowała pod niebo z oślepiającym błyskiem i ogłuszającym hukiem.

W centrum kontroli startów wybuchła radość. Kiedy zenit nabrał wysokości, Ling uśmiechnął się szeroko do Tongju. Ten tylko skinął głową z zadowoleniem.

Inżynier w okularach, który monitorował platformę, wpatrywał się jak zahipnotyzowany w ekran z obrazem rakiety na tle błękitnego nieba. Nie widział, że monitor jego komputera pokazuje rosnący przechył „Odyssey", który tuż przed startem zenita przekroczył piętnaście stopni.

Cztery i pół metra pod powierzchnią morza Pittowi krwawiły uszy od potwornego huku. Najpierw dźwięk przypominał daleki odgłos pociągu towarowego, a potem erupcję tysiąca wulkanów. Pitt wiedział, że ogłuszający hałas to dopiero zapowiedź tego, co nastąpi. Gorący wydech rakiety trafił do deflektora płomienia zalewanego tysiącami litrów wody, ale to niewiele osłabiło siłę parującego strumienia gazów wylotowych, który uderzył w ocean jak kafar.

„Badger" był niemal dokładnie pod wyrzutnią i opadł gwałtownie sześć metrów niżej. Pitt poczuł się jak uwięziony w pralce, gdy pojazd podwodny został odrzucony w dół wśród pęcherzy powietrza i pary. Kadłub zatrzeszczał od naprężenia, w kokpicie przygasły światła. „Bagder" omal nie odwrócił się dnem do góry. Luźny akumulator uderzył Pitta w głowę i rozciął mu skroń. Otrząsnął się i przytrzymał przegrody. Poczuł z zaskoczeniem, że jest gorąca. Zaklął i cofnął oparzoną rękę. Po chwili zdał sobie sprawę, że woda wokół jego nóg szybko się nagrzewa. Wydech rakiety zamieniał morze we wrzątek. Pitt zaczął się obawiać, że ugotuje się żywcem, nim zenit opuści wyrzutnię.

Kiedy silnik rakietowy osiągnął pełny ciąg, w „Badgera" uderzył jeszcze potężniejszy strumień gazów wylotowych. Pojazd przechylił się na bok i wystrzelił przed siebie. Pitt chwycił się sterów, żeby nie stracić równowagi. Widoczność na wprost spadła do zera. Gdyby wiedział, dokąd płynie, może zdołałby się przygotować na wstrząs. Ale kolizja nastąpiła bez ostrzeżenia.

Rozpędzony „Badger" uderzył w lewy kadłub „Odyssey". Gwałtowne hamowanie wyrzuciło Pitta z fotela pilota. Wpadł na przegrodę czołową wśród szybujących szczątków elektroniki. W kokpicie zgasło światło i z kilku miejsc dobiegł syk. Pitt zorientował się po zgrzycie, że pojazd sunie wzdłuż pływaka. Rozległ się następny metaliczny dźwięk, „Badger" przechylił się i gwałtownie zatrzymał. Kiedy Pitt ochłonął, uświadomił sobie, że pojazd zaklinował się przy kadłubie platformy, być może utknął między łopatami jednej ze śrub napędowych. Miał duży przechył i opierał się o pływak. Pitt zdał sobie sprawę, że jeśli wkrótce nie upiecze się żywcem, czeka go śmierć przez utonięcie w przeciekającym pojeździe.

Загрузка...