25

– Dobra, Summer, zatrzymaj nawijanie – polecił Dirk, kiedy ulokował „Snoopy'ego" pod sufitem hangaru, kawałek za kompresorem. Posłusznie wcisnęła przycisk, który blokował automatyczne nawijanie kabla zasilającego ROV-a. Dirk ostrożnie cofnął pojazd w kierunku kompresora, a gdy przewód zawisł luźno w wodzie, zatoczył ROV-em krąg nad kompresorem i kabel owinął się wokół uchwytu dźwigni rozrusznika. Po kilku okrążeniach i zrobieniu pięciu pętli na końcu pręta Dirk oddalił pojazd i przewód się naprężył.

– Dobra, włącz nawijanie, a ja będę ciągnął „Snoopym".

– Ten kompresor waży ze sto pięćdziesiąt kilogramów. Nawet pod wodą go nie ruszysz – odparła Summer, zastanawiając się, czy jej brat postradał zmysły.

– Nie chodzi mi o kompresor, tylko o dźwignię rozrusznika – wyjaśnił Dirk.

Skierował ROV-a w stronę „Starfisha" i zwiększył moc. „Snoopy" wystartował przed siebie, lecz zatrzymał go naprężony kabel zasilający. Miniaturowe pędniki mełły wodę, pojazd wyrywał się do przodu, ale nie mógł pokonać oporu dźwigni. Summer nawijała drugi koniec przewodu, dopóki nie zacisnął się wokół dolnej części pręta. Szarpnięty w dwóch miejscach metalowy drążek zsunął się z wałka zębatki, która obracała kołem zamachowym, i odłączył od kompresora. Dirk ostrożnie przyciągnął dźwignię do „Starfisha".

– Obawiam się, że Ryan nie będzie zachwycony tym, jak traktowałeś jego zabawkę – powiedziała Summer z udawaną troską.

– Jeśli się uda, kupię mu nową.

– Ale co ty właściwie chcesz zrobić? – zapytała niepewnie.

– Użyć lewarka. Złap lewym manipulatorem mój nowo zdobyty łom, to zrozumiesz, o co chodzi.

Doprowadził ROV-a holującego za sobą dźwignię do lewej burty „Starfisha". Summer uruchomiła mechaniczne ramię, rozwarła chwytak i zacisnęła na jednym końcu pręta. Dirk wolno cofnął mały pojazd, poluzował przewód zasilający i zsunął z dźwigni. Potem włączył nawijanie kabla i ulokował „Snoopy'ego" na jego miejscu pod „Starfishem".

– Jak na psa gończego, „Snoopy" jest całkiem dobrym wodołazem – zauważyła Summer.

– Zobaczmy, jak spisze się manipulator w roli podnośnika – odrzekł Dirk.

Spojrzał na amperomierze na panelu kontrolnym. Używali ROV-a ponad godzinę i zostało im zaledwie trzydzieści procent mocy. Czas uciekał i musieli się pospieszyć, jeśli chcieli wypłynąć na powierzchnię o własnych siłach.

– Trzeba to zrobić za pierwszym razem – powiedział Dirk i wcisnął dwa przyciski pomp opróżniających zbiornik balastowy. Potem uruchomił napęd.

Tymczasem Summer wyprostowała poziomo manipulator i przyjrzała się pozycji śmigła. Musiałaby je unieść i odepchnąć, żeby mogli się wydostać, ale miała mało miejsca na wsunięcie dźwigni. Oparła ją o jedną płozę, przesunęła chwytak i zdołała wepchnąć dwadzieścia centymetrów metalowego pręta pod leżące śmigło.

– Gotowe – oznajmiła i wytarła spoconą dłoń o nogawkę kombinezonu.

Dirk też się pocił. Kiedy wyłączyli klimatyzację, żeby oszczędzać akumulatory, w ciasnym kokpicie natychmiast zrobiło się gorąco.

– Wydostań nas stąd – powiedział Dirk i położył rękę na sterowniku napędu.

Summer zaczęła podnosić ramię manipulatora. Śmigło uniosło się o centymetr, potem o dwa, później o kilka następnych. Dirk poczuł, jak rufa odciążonego pojazdu głębinowego odrywa się od pokładu. Kiedy Summer uniosła łopatę śmigła nad płozy, dał całą wstecz.

Nie było nagłego przyspieszenia, raczej lekkie szarpnięcie. „Starfish" cofnął się w górę i uwolnił spod śmigła, które zsunęło się po dźwigni rozrusznika kompresora i opadło z metalicznym dźwiękiem na pokład tuż przed płozami pojazdu.

– Dobra robota, siostrzyczko – pochwalił Dirk. – Czas zaczerpnąć świeżego powietrza.

Przestawił pędniki, uniósł „Starfisha" i wypłynął z wnętrza 1-411.

– Też tak uważam – odrzekła z ulgą Summer.

Ledwo wydostali się z okrętu, w słuchawkach zadudnił głos Ryana.

– „Starfish", tu „Sea Rover". Słyszycie mnie? Odbiór.

Monotonny ton wskazywał, że pierwszy oficer powtarza te słowa od kilku godzin.

– Tu „Starfish" – odpowiedziała Summer. – Słyszymy cię głośno i wyraźnie. Zaczynamy wznoszenie. Przygotujcie się do zabrania nas na pokład.

– Przyjąłem, „Starfish" – odrzekł Ryan z nagłym podnieceniem. – Martwiliśmy się o was. Potrzebujecie pomocy?

– Nie. Po prostu ugrzęźliśmy na dole. Ale już wszystko w porządku. Niedługo będziemy na górze.

– Przyjąłem. Czekamy na was.

Wznoszenie trwało trochę krócej niż opadanie, po dziesięciu minutach dostrzegli blask reflektorów w basenie wodującym „Sea Rovera". Dirk resztką mocy skierował „Starfisha" do kręgu świateł. Oboje odetchnęli z ulgą, kiedy wpłynęli do otworu w dnie statku i wynurzyli się w basenie. Morgan, Ryan i pół tuzina członków załogi stali wokół i patrzyli, jak dźwig wyławia „Starfisha" i przenosi na pokład. Dirk wyłączył zasilanie, Summer otworzyła właz i wyszli na świeże powietrze.

– Baliśmy się, że zabłądziliście na dole – powitał ich z uśmiechem Morgan. Zrobił zdziwioną minę na widok dźwigni rozrusznika kompresora, która nadal tkwiła w chwytaku lewego manipulatora.

– To nasza laska – wyjaśniła Summer. – Poszliśmy tam, gdzie nie powinniśmy chodzić, i mieliśmy mały problem z powrotem.

– A co znaleźliście? – zapytał Morgan.

Dirk się uśmiechnął.

– Dwa kartony jajek czekające na dostawę.

Załoga „Sea Rovera" zabrała się energicznie do naprawy manipulatora i wymiany akumulatorów „Starfisha". Dirk, Summer i Morgan zajęli się strategią wydobycia bomb. Obejrzeli materiał wideo nagrany na okręcie podwodnym i ustalili dokładną lokalizację skrzyń. Zauważyli, że ściany hangaru są zrobione z trzymetrowych elementów.

– Spróbujemy przeciąć oryginalne spawy i wyjąć jeden element przy pływakach – powiedział Dirk, stukając ołówkiem w nieruchomy obraz na monitorze. – „Starfish" ma niecałe dwa i pół metra szerokości. Powinno starczyć miejsca na wyciągnięcie bomb manipulatorami.

– Prądy wokół wraku mają prędkość tylko jednego do dwóch węzłów, więc nie będą nam przeszkadzały w pracy – dodała Summer. – Ale trzeba będzie się zanurzyć kilka razy.

– Ryan może was zmieniać – podsunął Morgan. – Odpocznijcie kilka godzin, a my przez ten czas przygotujemy „Starfisha" i sprzęt.

Summer ziewnęła.

– Nie musisz mi tego powtarzać.

Ale spała krótko, bo już po trzech godzinach „Starfish" miał nowe akumulatory. Dirk obudził siostrę i znów opuścili się na okręt podwodny. Pojazd głębinowy zawisł na wprost dziury po torpedzie w ścianie hangaru, potem ruszył powoli bokiem w kierunku kiosku. W dwumetrowych odstępach odmierzanych szerokością między dwoma na wpół wyprostowanymi manipulatorami Dirk oznaczał lewym chwytakiem odległość na pokrytej naroślą powierzchni. Po dziesięciu odcinkach, dwadzieścia metrów od dziury, wydrapał znak X z boku hangaru.

– Tu będziemy cięli – powiedział do Summer. – Poszukajmy spawów.

Pojazd głębinowy ruszył dalej. Przesuwał jednym z chwytaków po ścianie hangaru, zostawiając na niej długą rysę. Cofnęli się, przyjrzeli uważnie skorodowanej powierzchni i szybko znaleźli pionowy spaw. Tak jak się spodziewali, trzy metry dalej był następny. Summer oskrobała je chwytakiem. Kiedy skończyła, na ścianie hangaru widniał prostokąt wielkości drzwi garażu.

– To tyle, jeśli chodzi o łatwiejszą część zadania – rzekł Dirk. – Gotowa do cięcia?

– Włóż to i zaczynamy. – Summer wręczyła mu okulary ochronne i włożyła drugą parę.

Uruchomiła oba manipulatory, sięgnęła prawym do kosza zamontowanego z przodu na płozach i wyjęła uchwyt elektrody połączony ze źródłem prądu stałego wewnątrz pojazdu. Lewym chwytakiem umocowała elektrodę i włączyła zasilanie. W przeciwieństwie do typowego palnika podwodnego, który potrzebuje dopływu tlenu, żeby powstał płomień, elektrodzie wystarczyła energia elektryczna tworząca łuk tnący. Taka konstrukcja była bardziej praktyczna głęboko pod wodą. Prąd dopłynął do końca elektrody i błysnął żółty łuk o temperaturze kilku tysięcy stopni.

– Zaczniemy w prawym górnym rogu i pójdziemy w dół – zdecydowała Summer.

Dirk uniósł pojazd i zatrzymał. Summer wyprostowała prawy manipulator i łuk elektryczny dotknął ściany hangaru. Zaczęła ciąć sześćdziesięcioletnią stal. „Starfish" kołysał się w lekkim prądzie morskim, co spowalniało pracę. Ale na zardzewiałej powierzchni powstawała pionowa linia, gdy Dirk opuszczał pojazd w dół. Po piętnastu minutach elektroda się wypaliła. Summer wyłączyła zasilanie i umocowała w uchwycie nową. Kiedy wycięła prawie cały prostokąt, chwyciła lewym manipulatorem stalową płytę. Przecięła ostatni kawałek i szarpnęła. Fragment ściany hangaru upadł na główny pokład w wirującej chmurze osadu.

Dirk cofnął „Starfisha" i zaczekał, aż woda znów zrobi się przejrzysta. Po chwili zobaczył, że wybrali idealne miejsce. Skrzynie z pływakami stały dokładnie na wprost pojazdu. Przysunął „Starfisha" najbliżej, jak mógł, i posadził pojazd na pokładzie przy wielkiej stalowej pętli. Przez okrągłe ucho biegło kilka lin, które trzymały pływak hydroplanu, kiedy okręt był w ruchu.

– Trzeba przeciąć te liny, a potem usunąć pływak – powiedział.

Summer znów włączyła spawarkę i szybko przecięła pierwszy z trzech stalowych splotów. Wysoka temperatura łatwo stopiła skorodowaną linę. Po przecięciu drugiej pływak lekko się przesunął. Kiedy odpadła trzecia lina, oderwał się od skrzyni i uniósł pod sufit hangaru.

– Ciągle jest w nim powietrze – stwierdziła zdumiona Summer.

– Gratulacje dla konstruktorów – odrzekł Dirk. – To nam ułatwi robotę.

Ustawił „Starfisha" wzdłuż skrzyń. Summer uruchomiła oba manipulatory i delikatnie opuściła w dół. Zacisnęła chwytaki na obu końcach wieka pierwszej skrzyni i uniosła mechaniczne ramiona. Gdy spróbowała odłożyć, wieko pękło.

– To tyle, jeśli chodzi o transport skrzyń – mruknął Dirk.

Ale w środku czekała na nich nagroda. W skrzyni leżało sześć srebrzystych porcelanowych bomb lotniczych. Wszystkie były nietknięte.

– Mimo wszystko to nasz szczęśliwy dzień – powiedziała Summer. – Wciąż tu są, całe i zdrowe.

Dirk ostrożnie przysunął „Starfisha" bliżej i Summer przygotowała się do niełatwego zadania wyciągnięcia kruchych bomb z rozpadającej się skrzyni.

– Delikatnie, siostrzyczko. Pamiętaj, że to porcelana – ostrzegł.

Nie musiał jej o tym przypominać. Bardzo ostrożnie oddzieliła pierwszą bombę od pozostałych, wsunęła pod nią chwytaki, uniosła i włożyła do siatki, którą wcześniej umocowano z przodu pojazdu. Wyjęła ze skrzyni drugą bombę, umieściła obok pierwszej i zablokowała stateczniki obu chwytakami manipulatorów.

– Bombardier do pilota. Gotowa do startu – zameldowała. W obawie, że mogą uszkodzić niebezpieczny ładunek, postanowili zabierać tylko po dwie bomby.

„Starfish" uniósł się wolno ku powierzchni. Bomby ostrożnie wyjęto i umieszczono w prowizorycznym kontenerze, który zbudował stolarz okrętowy.

– Dwie już mamy, zostało dziesięć – powiedział Dirk do Morgana i Ryana. – Obie skrzynie są w zasięgu manipulatorów, więc powinno nam się udać wydobyć wszystkie bomby.

– Jeśli będziemy pracowali w tym tempie przez całą noc – odrzekł Morgan – do rana powinniśmy skończyć.

– Po tylu zanurzeniach i wynurzeniach będę się czuł jak jo-jo – zażartował Dirk.

Niecałą milę dalej Tongju patrzył na statek NUMA przez lornetkę. Obserwował „Sea Rovera" od blisko czterdziestu minut. Zapamiętywał rozmieszczenie drabinek, pomostów i włazów – wszystkie szczegóły, które mógł zobaczyć z tej odległości. W końcu wszedł na mostek „Baekje", a stamtąd do małej kabiny obok sterowni, gdzie siedział krótko ostrzyżony mężczyzna o twarzy zawodowego boksera i uważnie studiował plany statku. Na widok Tongju lekko zesztywniał.

– Oddział szturmowy zapoznał się z planami statku NUMA, które dostarczyło biuro firmy Kang Shipping. Opracowaliśmy strategię ataku i jesteśmy gotowi do akcji – zameldował Ki-Ri Kim służbowym tonem byłego komandosa Koreańskiej Armii Ludowej.

– Z fragmentów łączności podwodnej, które udało nam się przechwycić, wynika, że zlokalizowali amunicję i są w trakcie jej wydobywania – odrzekł Tongju. – Zawiadomiłem kapitana, że operację przeprowadzimy dziś w nocy.

Komandos uśmiechnął się szeroko.

– Doskonale.

– Będę dowodził drużyną A – ciągnął Tongju. – Wejdziemy z prawej burty i opanujemy część dziobową. Ty i drużyna B weźmiecie lewą burtę i część rufową. O pierwszej zbierz ludzi na ostatnią odprawę. Zaczynamy o drugiej.

– Czy napotkamy jakiś opór?

– Żadnego – odparł z przekonaniem Tongju.

Tuż po północy „Starfish" wynurzył się w basenie wodującym. Jaskrawopomarańczowa rama pojazdu lśniła w blasku podwodnych reflektorów. Dirk i Summer stali na pokładzie i patrzyli, jak dźwig unosi „Starfisha" i ostrożnie stawia na platformie. Dwaj technicy dotoczyli do płóz pojazdu mały wyciąg i zaczęli delikatnie wyjmować z siatki porcelanowe bomby.

Dirk podszedł do włazu „Starfisha" i pomógł Ryanowi i inżynierowi nazwiskiem Mike Farley wydostać się z ciasnego kokpitu.

– Dobra robota, Tim – pochwalił. – Mamy już osiem sztuk. Widzę, że dostaliście się do drugiej skrzyni bez problemów.

– Bułka z masłem. Przecięliśmy liny drugiego pływaka i uniósł się pod sufit jak pierwszy. Ale to zasługa Mike'a. Operował manipulatorami jak chirurg.

Sympatyczny, zawsze pogodny Farley uśmiechnął się skromnie.

– Skrzynia rozpadła się, jakby była z papieru. Ale bomby leżały nietknięte. Wzięliśmy dwie, pozostałe cztery są łatwo dostępne. Tylko uważajcie na prąd. Od ostatniego zanurzenia przybrał na sile.

– Dzięki, Mike.

Dirk pomógł obsłudze technicznej wymienić akumulatory w „Starfishu", a potem zrobił kontrolę przedzanurzeniową, by mieć pewność, że wszystkie systemy pokładowe działają prawidłowo. Tuż po pierwszej w nocy on i Summer wcisnęli się do pojazdu i dźwig opuścił ich do basenu wodującego. W czasie powolnego opadania niewiele rozmawiali. Powtarzające się zanurzenia zaczynały ich męczyć. Ale Dirkowi dodawał energii fakt, że wydobywają nietknięte bomby i wkrótce będzie wiadomo, jaka to broń biologiczna.

Summer ziewnęła szeroko.

– Chciałabym chrapać na koi jak reszta załogi – mruknęła. – Zdążymy zrobić dwa ostatnie kursy, zanim ktoś się obudzi.

– Spójrz na to optymistycznie – uśmiechnął się Dirk. – Będziemy pierwsi w kolejce po śniadanie.

Загрузка...