Do dziewiątej wieczorem „Odyssey" cofnęła się o prawie trzysta mil i teraz zbliżała się do pozycji wystrzelenia wyznaczonej w Inczhon. Tongju spał w kajucie kapitana Hennesseya, gdy nagle obudziło go walenie do drzwi. Usiadł na koi i zaczął wciągać buty. Do kajuty wszedł uzbrojony komandos.
– Przepraszam, że przeszkadzam – powiedział – ale kapitan Lee wzywa pana pilnie na „Koguryo". Jest jakiś problem z rosyjskimi inżynierami.
Tongju skinął głową, wstał i poszedł na mostek. Platforma nadal płynęła na północ-północny wschód z prędkością dwunastu węzłów. Wezwał przez radio motorówkę „Koguryo", zszedł po schodach na dół przedniej podpory i wskoczył do czekającej łodzi. Po chwili był na statku wsparcia, gdzie przywitał go kapitan Lee.
– Proszę pójść ze mną do centrum kontroli startów. To ci cholerni Ukraińcy. Nie mogą się dogadać, gdzie ustawić platformę do wystrzelenia. Zaraz się pozabijają.
Zeszli po schodach i ruszyli korytarzem do obszernego centrum kontroli startów. Kiedy Lee otworzył boczne drzwi, usłyszeli głośne przekleństwa w obcym języku. Na środku obszernego pomieszczenia grupa inżynierów otaczała dwóch Ukraińców, którzy wymachiwali rękami, kłócąc się zawzięcie. Na widok Tongju i Lee tłum się rozstąpił, ale Ukraińcy nie przerwali kłótni. Tongju złapał krzesło przy konsoli, uniósł i rzucił w ich kierunku. Wszyscy wstrzymali oddech, gdy poszybowało w powietrzu i trafiło w cel. Zaskoczeni Ukraińcy zamilkli, otrząsnęli się po ciosie i spojrzeli na Tongju.
– O co chodzi? – warknął do nich.
Kudłaty szatyn z kozią bródką odchrząknął.
– O pogodę. Front wysokiego ciśnienia nad wschodnim Pacyfikiem, zwłaszcza u wybrzeży Ameryki Północnej, został zablokowany przez front niskiego ciśnienia na południu.
– I co to oznacza?
– Wschodni wiatr, zwykle przeważający na dużej wysokości, odwrócił się i mamy teraz silny wiatr od czoła. To wymaga znacznej zmiany planu. -
Ukrainiec wyjął z pliku dokumentów kartkę papieru milimetrowego z odręcznymi obliczeniami i profilami trajektorii. – Planowaliśmy zatankować pierwszy stopień zenita do połowy, żeby rakieta miała zasięg mniej więcej trzystu pięćdziesięciu kilometrów. Około pięćdziesięciu kilometrów tego dystansu jest nad rejonem celu, gdzie zostanie uruchomiony system zasobnika, więc planowana pozycja wystrzelenia znajdowała się trzysta kilometrów na zachód od Los Angeles. Wyznaczyliśmy ją, zakładając normalne warunki pogodowe. W obecnej sytuacji mamy dwa wyjścia: zaczekać, aż front niskiego ciśnienia ustąpi i wróci sprzyjający wiatr, albo przemieścić platformę bliżej celu.
– Jest trzecie wyjście – burknął z irytacją drugi Ukrainiec. – Możemy zatankować więcej paliwa, żeby zenit osiągnął cel z pierwotnie zaplanowanej pozycji startu.
Kudłaty szatyn pokręcił głową.
– To ryzykowne? – zapytał go Tongju.
– Można zrobić tak, jak mówi Siergiej. Ale wątpię, czy trafimy wtedy w cel. Nie wiemy, jaki jest wiatr na całej trasie lotu. Biorąc pod uwagę obecne nietypowe warunki pogodowe, siła i kierunek wiatru wzdłuż trajektorii mogą być zupełnie inne niż mierzone nad nami. Rakieta może zboczyć z kursu na północ lub południe albo polecieć za daleko lub za blisko o kilkadziesiąt kilometrów. Nie sposób przewidzieć, jaka może być zmiana toru lotu.
– To spekulacje – skontrował Siergiej. – Ryzyko jest minimalne.
– Kiedy wrócą normalne warunki pogodowe? – spytał Tongju.
– Front niskiego ciśnienia zaczyna słabnąć. Spodziewamy się, że ustąpi za jakieś półtorej doby i front wysokiego ciśnienia zajmie jego miejsce za mniej więcej siedemdziesiąt dwie godziny.
Tongju zastanawiał się chwilę, potem podjął decyzję.
– Musimy się trzymać harmonogramu. Nie możemy siedzieć bezczynnie i czekać, aż zmieni się pogoda, ani ryzykować, że nie trafimy w cel. Przemieścimy platformę bliżej wybrzeża. Jak daleko musimy się przesunąć, żeby nie przeszkadzała nam pogoda?
– Aby zminimalizować wpływ przeciwnego wiatru, musimy skrócić trajektorię. Z ostatnich pomiarów siły i kierunku wiatru wynika, że powinniśmy zająć pozycję tutaj – wskazał punkt na mapie wód przybrzeżnych Ameryki Północnej – sto pięć kilometrów od lądu.
Tongju patrzył na mapę, oceniając dodatkową odległość do pokonania. Proponowana pozycja była niebezpiecznie blisko wybrzeża. Niedaleko leżały dwie wyspy. Ale mogliby zdążyć wystrzelić rakietę w terminie wyznaczonym przez Kanga.
Wszyscy w pomieszczeniu czekali na decyzję Tongju. W końcu odwrócił się do Lee i polecił:
– Zmieniamy kurs. Przed świtem ustawimy statek i platformę na nowej pozycji, a rano zaczniemy odliczanie.