62

Tongju popatrzył przez lornetkę na „Koguryo" i zaklął.

– Dlaczego nie strzelają do samolotów ani do tego cholernego sterowca?

Pędząca z maksymalną prędkością motorówka przeskakiwała fale i nie mógł utrzymać lornetki w jednej pozycji. W końcu rzucił ją ze złością na osłonę silników.

Kim zaciskał dłonie na kole sterowym.

– Lee przestraszył się myśliwców – odparł. – Za dwie minuty zapłaci za to życiem.

„Koguryo" malał w oczach na horyzoncie. Ale kiedy eksplodowały ładunki wybuchowe, wyraźnie zobaczyli gejzery wody wzdłuż linii kadłuba.

Kapitan Lee stał na mostku. W pierwszej chwili pomyślał, że F-16 otworzyły do niego ogień. Ale odrzutowce nadal krążyły leniwie nad statkiem. Nic nie wskazywało na to, żeby wystrzeliły pociski rakietowe. Dopiero gdy Lee dostał meldunek, że w kadłubie jest kilka dziur, wszystko zrozumiał. Kilka minut wcześniej marynarz powiedział mu, że widział, jak Kim i Tongju wsiadali do motorówki. Teraz mała łódź oddalała się szybko na południe. Lee poczuł się zdradzony. Jego i „Koguryo" spisano na straty.

Uratował ich błąd minerów Kima. Użyli ładunków wybuchowych wystarczających do zatopienia zwykłego statku wielkości „Koguryo". Nie wzięli pod uwagę, że dawny kablowiec ma podwójny kadłub. Eksplozje rozerwały wewnętrzne płyty, ale tylko wygięły zewnętrzne. Do ładowni wdarła się woda, jednak nie z taką siłą, jaką wyobrażał sobie Tongju. Lee natychmiast zatrzymał statek. Kazał rozmieścić w zalewanych przedziałach przenośne pompy i zamknąć wodoszczelne grodzie. „Koguryo" przechylił się, ale utrzymywał na powierzchni morza.

Po opanowaniu sytuacji Lee popatrzył przez lornetkę na pędzącą w oddali motorówkę. Wiedział, że długo nie pożyje. Jako kapitan statku, którego użyto do ataku rakietowego na Stany Zjednoczone, będzie głównym kozłem ofiarnym, jeśli go złapią. A gdyby nawet udało mu się uciec lub zostałby uwolniony, Kang nie przyjmie go z otwartymi ramionami. Zadowolony, że statek nie zatonie, kapitan poszedł ze sterowni do swojej kajuty. Spod szuflady pełnej wyprasowanych koszul wyjął chiński pistolet Makarow kaliber 9 mm, położył się na koi, przystawił sobie lufę do skroni i nacisnął spust.

W czasie pościgu za motorówką mężczyźni w „Icarusie" zobaczyli serię eksplozji wzdłuż kadłuba „Koguryo".

– Czy ci psychole chcą go zatopić z całą załogą? – zastanawiał się głośno Dahlgren.

Obserwowali, jak statek zwalnia i zatrzymuje się. Pitt zauważył, że nikt nie biegnie do szalup. Kilku członków załogi stało bezczynnie przy relingu i patrzyło na samoloty w górze. Pitt przyjrzał się linii wodnej statku w poszukiwaniu zmiany zanurzenia, ale dostrzegł tylko lekki przechył.

– Nie ucieknie nam – powiedział. – Trzymajmy się motorówki.

Giordino zerknął na obraz z systemu LASH na monitorze laptopa i zauważył kilka szarych kształtów około trzydziestu mil na południowy wschód. Postukał w ekran.

– Nasi przyjaciele z marynarki są w drodze. Tamci nie będą długo sami.

Przy przewadze prędkości prawie dwudziestu węzłów sterowiec szybko doganiał białą łódź. Kiedy Giordino rozpoczął pościg, wzniósł „Icarusa" na wysokość tylko stu pięćdziesięciu metrów i nie marnował mocy na dalsze wznoszenie. Sterowiec szybował nisko w kierunku kilwatera motorówki. Gdy się zbliżyli, Pitt wycelował obiektyw kamery w jej odkryty pokład rufowy i kabinę. W otwartym wejściu zobaczył kilka sylwetek.

– Tylko czterech ludzi – powiedział.

– Wygląda na to, że nie lubią uciekać w tłumie – odparł Giordino.

Pitt przesunął obiektywem kamery po pokładzie i odetchnął z ulgą, widząc, że na łodzi nie ma ciężkiego uzbrojenia. Ale przy rufie zauważył cztery beczki z benzyną.

– Dużo paliwa jak na rejs do Meksyku – stwierdził.

Tongju i jego ludzie wpatrywali się w „Koguryo", ale jeden z komandosów w końcu zauważył nadlatujący statek powietrzny. Kim został za sterem, a trzej pozostali wyszli na pokład rufowy, żeby przyjrzeć się „Icarusowi". Pitt zrobił kamerą zbliżenie i ich twarze na monitorze stały się wyraźnie widoczne.

– Rozpoznajecie któregoś z tych typów? – zapytał przez ramię Dirka i Dahlgrena.

Dirk spojrzał na ekran i zacisnął zęby. Ale szybko stłumił gniew i się uśmiechnął.

– Tego w środku. Nazywa się Tongju. To człowiek Kanga od mokrej roboty. Rządził na pokładzie „Odyssey".

– Takiemu miłemu facetowi szkoda byłoby zmarnować wakacje w Meksyku – odezwał się Giordino.

Obniżył dziób sterowca i znurkował wolno. Kiedy wydawało się, że za chwilę uderzy w wodę, przyciągnął lekko wolant do siebie i wyrównał piętnaście metrów nad powierzchnią oceanu. Podczas nurkowania „Icarus" zmniejszył odległość do motorówki i Giordino skierował sterowiec wzdłuż lewej burty łodzi. Po chwili gondola zawisła obok niej.

– Chcesz tam przeskoczyć i napić się piwa z tymi facetami? – spytał Pitt, obserwując mężczyzn w motorówce oddalonej o kilkanaście metrów.

Giordino wyszczerzył zęby w uśmiechu.

– Nie, chcę im tylko pokazać, że nie prześcigną Szalonego Ala i jego Magicznego Worka Gazu.

Cofnął przepustnice i dostosował prędkość „Icarusa" do szybkości łodzi. Wielki sterowiec rzucał na nią cień. Przez hałas dwóch silników motorówki i wirników „Icarusa" mężczyźni w gondoli usłyszeli nagle nieprzyjemny terkot. Pitt zerknął przez ramię na łódź i zobaczył, że Tongju i dwaj komandosi otworzyli do sterowca ogień z broni automatycznej.

– Przykro mi to mówić, Al, ale robią dziury w twoim worku gazu – powiedział.

– Zazdroszczą mi go – odrzekł Giordino i przesunął przepustnice do przodu.

Przed startem z Oxnard dowiedzieli się, że „Icarus" może się utrzymać w powietrzu nawet z podziurawioną powłoką. Tongju i jego ludzie musieliby zużyć skrzynkę amunicji, żeby go zestrzelić. Ale bezpieczeństwo gondoli było mniej pewne. Ogień na chwilę ustał i nagle podłoga kabiny pasażerskiej eksplodowała wśród drzazg.

– Padnij! – krzyknął Pitt, kiedy pociski roztrzaskały boczną szybę kokpitu i przeszły tuż nad jego głową.

Serie dziurawiły gondolę, wokół sypało się szkło. Dirk i Dahlgren leżeli płasko na podłodze. Kilka pocisków utkwiło w suficie. Giordino pchnął przepustnice do oporu i obrócił wolant mocno w lewo, żeby oddalić się od motorówki.

– Nie! – zawołał Pitt. – Skręć z powrotem i leć nad nimi.

Giordino wiedział, że lepiej nie kwestionować jego oceny sytuacji. Przestawił ster kierunku w przeciwną stronę i znów zbliżył się do łodzi. Zerknął w bok i zobaczył, że Pitt przygląda się motorówce ze zmarszczonym czołem. Ostrzał trwał jeszcze chwilę, ale ustał, gdy gondola sterowca znalazła się nad dachem kabiny łodzi, który uniemożliwiał prowadzenie ognia.

– Wszyscy cali? – zapytał Pitt.

– My tak – odrzekł z tyłu Dirk. – Ale trafili w prawy silnik.

Kiedy umilkły strzały, usłyszeli, że silnik rzęzi i się krztusi. Giordino spojrzał na wskaźniki i pokręcił głową.

– Ciśnienie oleju spada, temperatura rośnie. Trudno będzie uciec tym facetom na jednej nodze.

Pitt spojrzał w dół na pokład motorówki. Tongju i dwaj komandosi ruszyli ku rufie i zmieniali magazynki.

– Al, utrzymuj pozycję – powiedział Pitt. – I pożycz mi swoje cygaro.

Giordino się zawahał.

– To najlepszy gatunek z zapasów Sandeckera – odparł, ale wręczył Pittowi zaśliniony zielony niedopałek.

– Kupię ci całe pudełko. Leć równo przez dziesięć sekund, potem skręć ostro w lewo i daj pełną moc.

– Chyba nie chcesz zrobić tego, co podejrzewam? – zaniepokoił się Giordino.

Pitt uśmiechnął się chytrze, sięgnął w górę do linki zwalniającej i jednocześnie obrócił dźwignię wyrzucania paliwa w pozycję otwarcia. Pociągnął linkę, policzył w myślach do ośmiu, puścił ją i przestawił dźwignię z powrotem. Z tyłu gondoli otworzył się zawór awaryjny w zbiorniku paliwa.

Na pokład rufowy łodzi spadło prawie trzysta litrów benzyny. Pitt spojrzał w dół. Tongju i dwaj komandosi zasłonili twarze i rzucili się biegiem do kabiny. Ale kiedy benzynowa ulewa po chwili ustała, wrócili na zalany pokład' i unieśli broń, żeby skończyć z „Icarusem". Pitt obserwował, jak paliwo omywa ich stopy, ławkę, krzesełka na pokładzie i cztery dwustulitrowe beczki przywiązane do burty. Pociągnął kilka razy cygaro, żeby się mocno rozżarzyło, i wystawił głowę przez roztrzaskaną boczną szybę kokpitu. Zaledwie kilka metrów od siebie zobaczył twarz Tongju. Uśmiechnął się, kiedy zabójca skierował karabin szturmowy w jego stronę. Gdy poczuł, że „Icarus" zaczyna się przechylać w skręcie, jeszcze raz zaciągnął się cygarem i rzucił je niedbale w kierunku rufy motorówki.

Fala podbiła łódź i Tongju musiał się przytrzymać relingu w momencie, gdy przyciskał kolbę AK-74 do ramienia. Ledwo zauważył mały zielony przedmiot, który upadł na pokład obok niego. Wycelował w głowę Pitta i naciskał spust, gdy wokół jego stóp buchnął ogień.

Żar cygara zapalił opary benzyny, nim niedopałek wylądował na pokładzie. Deszcz paliwa z „Icarusa" spadł wszędzie, więc w ciągu sekund cała rufa motorówki stanęła w płomieniach. Komandos obok Tongju, który był oblany benzyną, zamienił się w żywą pochodnię. Rzucił w panice broń i zaczął się miotać po pokładzie, wymachując rękami i próbując ugasić ubranie. W końcu z wrzaskiem bólu wyskoczył za burtę. W morzu ogień szybko zgasł w smudze dymu. Kim widział, jak poparzony komandos skacze do wody, ale nie zawrócił, żeby go zabrać.

Na Tongju też zapaliło się ubranie. Rzucił z wściekłością broń i wbiegł do kabiny, gdzie zdołał stłumić płomienie na butach i spodniach. Kim przeniósł przerażone spojrzenie z płonącej rufy na dowódcę.

– Płyń dalej! – krzyknął Tongju. – Ogień sam zgaśnie.

Pęd powietrza i rozbryzgi wody rzeczywiście ugasiły częściowo pożar. Ale kałuże płonącego paliwa nadal przelewały się po pokładzie. Gęsty czarny dym wskazywał, że pali się nie tylko benzyna.

– Beczki z paliwem! – wrzasnął Kim na widok płomieni wokół nich.

W zamieszaniu Tongju zapomniał o zapasie benzyny na rufie. Ogień początkowo koncentrował się za beczkami, ale płonąca kałuża paliwa w końcu do nich dotarła. Tongju spojrzał na konsolę sterowniczą i zauważył małą gaśnicę na przegrodzie. Skoczył w tamtym kierunku, wyrwał ją z uchwytu, wyszarpnął zawleczkę i pobiegł na pokład rufowy chronić beczki z benzyną. Ale się spóźnił.

Korek jednej z beczek nie był zakręcony do końca i wydobywały się z niej opary paliwa. Wstrząsy łodzi i wysoka temperatura na płonącej rufie spowodowały wzrost ciśnienia w beczce. Kiedy opary się zapaliły, beczka eksplodowała jak bomba. Tuż po niej rozerwały się trzy pozostałe.

Mężczyźni w sterowcu patrzyli ze zgrozą, jak pierwsza beczka wybucha prosto w pierś Tongju. Metalowy odłamek przebił go na wylot i zrobił w jego piersi podłużną dziurę wielkości piłki softballowej. Zabójca osunął się na kolana. W ostatnich sekundach życia spojrzał w górę na „Icarusa" i skrzywił się z nienawiścią, nim ogarnęły go płomienie.

Następne eksplozje zamieniły kabinę motorówki w masę fruwających szczątków. Do góry wzbiła się wielka kula ognia. Rufa uniosła się na moment w powietrze i wirujące śruby wycelowały w niebo. Rozerwany kadłub szybko nabrał wody i zniknął pod powierzchnią morza wśród piany i dymu, zabierając na dno ciała Tongju, Kima i trzeciego komandosa.

Giordino skręcił ostro, żeby oddalić się od wybuchającej łodzi, ale jej szczątki trafiły w powłokę sterowca. Przez dziesiątki rozcięć i dziur po pociskach ulatniał się hel. Ale uszkodzony „Icarus" leciał dalej jak myśliwiec po ciężkiej walce powietrznej.

Mężczyźni w gondoli patrzyli na surrealistyczną scenerię wokół nich. Na niebie wciąż widniał biały ślad przelotu zenita. W kierunku „Koguryo" płynęła fregata i niszczyciel marynarki wojennej. Nad statkiem nadal krążyły odrzutowce. W wodzie dogasały szczątki, wskazując miejsce spoczynku Tongju i zatopionej motorówki.

– Chyba daliśmy popalić twojemu nowemu znajomemu – odezwał się Giordino, kiedy do kokpitu zajrzał Dirk.

– Czuję, że długo będzie się smażył w piekle.

– Przygotowaliśmy go do tego – powiedział Pitt. – Tobie i Jackowi nic się nie stało?

– Mamy tylko kilka zadrapań. Udawało nam się robić uniki przed nadlatującym ołowiem.

– Ale zobaczcie, jak wygląda mój sterowiec – mruknął Giordino z udawaną urazą, wskazując podziurawioną pociskami gondolę.

– Najważniejsze, że żyjemy. Ciśnienie helu na razie nie spada i mamy jeszcze dwieście litrów paliwa – odrzekł Pitt, patrząc na wskaźniki. Potem wyłączył uszkodzony silnik. – Zabierz nas do domu, Szalony Alu.

– Jak sobie życzycie – odparł Giordino i skierował dziób „Icarusa" na wschód. Kiedy polecieli wolno na jednym silniku w stronę stałego lądu, odwrócił się do Pitta. – A co do tych cygar…

Загрузка...