65

Gutierrez tkwił przykucnięty na szczycie schodów przy sterburcie i szukał wzrokiem cieni. Martwy przeciwnik leżał na górnym pokładzie obok sterowni. Komandor nie widział wokół żadnego ruchu i nikt do niego nie strzelał, przynajmniej w tej chwili. Uznał, że nie ma sensu czekać na posiłki. Poderwał się, wbiegł na skrzydło mostka, przeskoczył nad leżącym ciałem i wpadł przez otwarte drzwi do sterowni.

Spodziewał się całej hordy uzbrojonych ochroniarzy czekających na niego z wycelowanymi lufami. Ale w przestronnym pomieszczeniu było tylko trzech ludzi. Spojrzeli na niego z lekceważeniem. Za sterem stał tęgi mężczyzna o wyglądzie starego wilka morskiego, bez wątpienia kapitan. Prowadził jacht w kierunku środka rzeki Han-gang. Przy lewych drzwiach pełnił wartę ponury ochroniarz. Trzymał karabin szturmowy gotowy do strzału i patrzył wyczekująco na komandosa SEAL. Z tyłu z pogardliwą miną siedział w skórzanym fotelu kapitańskim Kang we własnej osobie. Gutierrez znał go ze zdjęć, które widział na odprawie. Potentat miał na sobie ciemnoczerwony jedwabny szlafrok. Nocował na jachcie, żeby w każdej chwili być gotowy do ucieczki.

Kiedy cztery pary oczu obserwowały się nawzajem, zadziałał refleks Gutierreza. Wyszkolony komandos szybko wycelował broń w wartownika i nacisnął spust sekundę wcześniej, niż zareagował przeciwnik. Strzelił krótką serią i trzy pociski trafiły ochroniarza w pierś prawie bez rozrzutu. Wartownik został odrzucony do tyłu na przegrodę, ale instynktownie zacisnął palec wokół spustu. W kierunku Gutierreza poszybowały pociski. Komandor przez moment stał bezradnie wśród nadlatującego ołowiu, dopóki ochroniarz nie osunął się martwy na podłogę.

Gutierrez otrząsnął się w ułamku sekundy. Jeden pocisk trafił go w udo. Komandor poczuł ciepłą strużkę krwi spływającą po nodze do buta. Drugi pocisk omal nie utkwił mu w brzuchu, ale odbił się od jego pistoletu maszynowego. Roztrzaskał zamek MP5K i wyłączył broń z akcji.

Dwaj pozostali mężczyźni na mostku zauważyli to. Tęgi kapitan zostawił ster i rzucił się na rannego w nogę Gutierreza. Komandor miał zachwianą równowagę i nie zareagował na atak. Przeciwnik złapał go jak niedźwiedź i przycisnął do koła sterowego. Gutierrezowi zabrakło powietrza w płucach. Obawiał się, że pękną mu żebra. Ale nadal trzymał w prawej dłoni pistolet maszynowy. Zamachnął się nim i zdzielił kapitana w tył czaszki. Ku swemu zaskoczeniu, bez efektu. Przeciwnik ścisnął go jeszcze mocniej. Gutierrez zobaczył wszystkie gwiazdy, gdy w jego krwi spadł poziom tlenu. Ranną nogę przeszywał ostry ból, pulsowało mu w skroniach. Znów zadał cios pistoletem maszynowym, ale z takim samym skutkiem jak wcześniej. Był na granicy omdlenia. W desperacji zaczął okładać kapitana po głowie raz za razem. Poczuł, że upada. Pomyślał, że traci przytomność. Ocknął się, kiedy uderzył w coś ciałem.

Seria ciosów w końcu zwaliła przeciwnika z nóg i obaj runęli na pokład. Nieprzytomny kapitan wciąż trzymał Gutierreza w niedźwiedzim uścisku. Gdy rozluźnił chwyt, komandor zaczerpnął powietrza, podniósł się na kolana i zaczął głęboko oddychać.

– Imponujący pokaz. Niestety twój ostatni – rozległ się jadowity głos Kanga. Potentat celował z glocka w głowę Gutierreza.

Komandos szukał wzrokiem jakiegoś środka obrony, ale żadnego nie było. AK-74 tkwił w rękach martwego ochroniarza po drugiej stronie sterowni,

MP5K nie nadawał się do użytku. Na kolanach, osłabiony postrzałami i walką z kapitanem, Gutierreznie mógł nic zrobić. Z buntowniczą miną spojrzał w górę na Kanga i pistolet wycelowany w swoją twarz.

Pojedynczy strzał zabrzmiał w sterowni jak trzask pioruna. Gutierrez nic nie poczuł i zaskoczył go nagły wyraz szoku w oczach Kanga. Po chwili zobaczył, że ręka Koreańczyka trzymająca glocka zniknęła wraz z bronią w rozbryzgu krwi. Rozległy się dwa następne trzaski i krew trysnęła z lewego kolana i prawego uda Kanga. Koreańczyk z krzykiem upadł na pokład, chwycił się za kikut prawej ręki i zwinął z bólu. Gutierrez spojrzał tam, skąd padły strzały.

W lewych drzwiach sterowni stał Dirk i przyciskał do ramienia kolbę AK-74. Dymiąca lufa nadal celowała w leżącą postać. Kiedy zobaczył, że komandor żyje, na jego twarzy pojawił się wyraz ulgi.

Dirk wszedł na mostek i zauważył, że pozbawiony sternika jacht wciąż pędzi w poprzek Han-gang z prędkością prawie czterdziestu węzłów. Za prawą burtą zostawała z tyłu łódź wsparcia SEAL. Nie mogła dotrzymać tempa szybszemu statkowi. Na wprost, wzdłuż przeciwległego brzegu rzeki, płynęła powoli jasno oświetlona pogłębiarka, którą Dirk widział poprzednio. Patrzył na nią przez chwilę, myśląc o zastrzelonym komandosie na przystani i meteorologach Straży Przybrzeżnej, którzy zginęli na Alasce. Potem wrócił do wijącego się z bólu, zakrwawionego Kanga.

– Twoja podróż dobiegła końca, Kang. Miłego pobytu w piekle.

Koreańczyk podniósł na niego wściekły wzrok i obrzucił go wyzwiskami.

Dirk odwrócił się i odszedł, zanim Kang skończył. Podszedł do steru i pomógł Gutierrezowi wstać.

– Dobra robota, partnerze, ale co ci zajęło tyle czasu? – wychrypiał komandor.

– Musiałem coś wyprasować – odrzekł Dirk i na wpół zaciągnął go do relingu.

– Lepiej zatrzymajmy statek – wymamrotał Gutierrez. – Nie spodziewałem się znaleźć na pokładzie tego ważniaka. Wywiad będzie chciał wziąć go w obroty.

– Obawiam się, że Kang ma spotkanie z kostuchą – odparł Dirk, chwycił kamizelkę ratunkową na przegrodzie i włożył ją przez głowę komandorowi.

– Miałem rozkaz wziąć go żywego – zaprotestował Gutierrez.

Nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo Dirk złapał go mocno za klapy i pociągnął ze sobą za reling. Obrócił ich tak, żeby być pod Gutierrezem, i przyjął na siebie uderzenie w wodę. Lądowanie w rzece przy dużej szybkości pozbawiło go tchu. Zanurzyli się na chwilę i wypłynęli na powierzchnię. Jacht minął ich i pomknął dalej.

Załoga zbliżającej się łodzi wsparcia zobaczyła, że wyskoczyli za burtę i ruszyła w pościg, żeby zabrać ich na pokład. Ale Dirk i Gutierrez nie odrywali oczu od pędzącego jachtu. Benetti przeciął środek rzeki i trzymał kurs prosto na pogłębiarkę przy drugim brzegu. Jej sternik na widok nadpływającego jachtu włączył syrenę okrętową, ale luksusowy statek nie zmienił kursu.

Lśniący biały jacht uderzył z hukiem w pogłębiarkę, przeciął dziobem jej zardzewiałe śródokręcie i roztrzaskał się na kawałki. Eksplodowały zbiorniki z paliwem i w powietrze uniosła się kula ognia. Na pogłębiarkę i rzekę wokół niej posypały się drzazgi. Szczątki poszły pod wodę i zatonęły. Kiedy rozwiał się dym i zgasły płomienie, po pięćdziesięciometrowym jachcie nie pozostał prawie żaden ślad.

Dirk i Gutierrez dryfowali z prądem i obserwowali ponuro katastrofę. W ich kierunku płynął ponton ratunkowy wysłany z łodzi wsparcia.

– Mogę cholernie drogo zapłacić za to, że nie dostarczę go żywego – odezwał się komandor.

Dirk pokręcił głową.

– Żeby mógł spędzić resztę życia w luksusowej celi? Nie, dzięki.

– Nie będę się spierał. Chyba wyświadczyliśmy światu wielką przysługę. Ale jego śmierć może wywołać poważne reperkusje. Moi szefowie nie będą zachwyceni, jeśli dojdzie do konfliktu z Koreą.

– Kiedy wyjdą na jaw fakty, nikt nie będzie płakał po Kangu i jego organizacji morderców. Poza tym jeszcze żył, kiedy opuszczaliśmy jacht. Według mnie, to wyglądało jak wypadek na rzece.

Gutierrez się zastanowił.

– Wypadek na rzece – powtórzył, próbując przekonać samego siebie. – Jasne, można tak powiedzieć.

Dirk popatrzył na resztki dymu nad rzeką i uśmiechnął się ze zmęczeniem do komandora. Podpłynął ponton ratunkowy i załoga wyłowiła ich z wody.

Загрузка...