35

Summer wiedziała, że piłowanie pierścienia potrwa jeszcze co najmniej dwadzieścia minut, musi więc znaleźć inny sposób na uwolnienie brata. Zostawiła Dirka i zanurkowała do dna groty w poszukiwaniu jakiegoś narzędzia. Ale na płaskim piaszczystym podłożu stały tylko obciążniki kotwiczne. Kierując się dotykiem, popłynęła wzdłuż rzędu masywnych bloków i trafiła na bryłę betonu, która oderwała się od jednego z nich, gdy zrzucono je na dno zbyt blisko siebie. Kiedy dotarła do ostatniego obciążnika, dotknęła czegoś płaskiego i miękkiego. Przedmiot wydawał się zrobiony ze skóry. Twardsza część poniżej była wąska i zaokrąglona na końcu. Summer rozpoznała podeszwę buta. Wystawał z niego jakiś drążek. Chwyciła go i nagle puściła z przerażeniem. To była ludzka kość piszczelowa, a dalej reszta szkieletu przykutego kajdankami do obciążnika. Jeszcze jedna ofiara Kanga. Summer zawróciła ze wstrętem i uderzyła głową w bryłę betonu. Odłamek miał mniej więcej prostokątny kształt i ważył jakieś czterdzieści kilogramów.

Zbadała go rękami. To mogło być rozwiązanie. Jedyne, biorąc pod uwagę okoliczności.

Wynurzyła się na moment, szybko zaczerpnęła powietrza i zanurkowała z powrotem. Dźwignęła bryłę i uniosła na wysokość piersi. Na lądzie miałaby z tym duże trudności, ale pod wodą wymagało to mniejszego wysiłku. Kierując się bardziej wyczuciem niż wzrokiem, dotarła wzdłuż rzędu obciążników do brata i odepchnęła go od betonowego bloku, do którego był przykuty. Zauważyła z niepokojem, że ciało Dirka nie stawia oporu.

Zajęła pozycję na wprost obciążnika i rzuciła się wraz z betonową bryłą na żelazny pierścień. Woda spowolniła jej ruch i siła grawitacji pociągnęła ją w dół, ale nim zaczęła iść na dno, kawał betonu uderzył w ucho cumownicze. Zardzewiały pierścień, osłabiony gorączkowym piłowaniem, oderwał się od obciążnika.

Summer natychmiast chwyciła Dirka za ramię i sięgnęła do jego nadgarstka, który zwisał teraz luźno. Wypchnęła brata na powierzchnię, nabrała powietrza do płuc, doholowała jego bezwładne ciało do małej półki skalnej i wyciągnęła go z wody. Uklękła, żeby zrobić mu sztuczne oddychanie, ale nagle poruszył się. Odwrócił głowę w bok, wypluł z jękiem małą kałużę wody i zaczerpnął głęboko powietrza. Uniósł sięniepewnie na łokciach i spojrzał na Summer.

– Czuję się, jakbym wypił pół rzeki – wysapał. – Następnym razem przypomnij mi, żebym się ograniczał do butelkowanej wody.

Ledwo skończył mówić, przechylił się na bok i znów wypluł z siebie wodę. Potem usiadł i rozmasował lewy nadgarstek. Przyjrzał się siostrze i odetchnął z ulgą, że nic jej się nie stało.

– Dzięki, że mnie wyciągnęłaś – powiedział. – Jak poradziłaś sobie z pierścieniem?

– Znalazłam luźny kawał betonu i walnęłam w obciążnik. Szczęśliwie przy okazji nie zmiażdżyłam ci ręki.

Dirk pokiwał głową.

– Jestem zobowiązany – mruknął.

Odpoczywali prawie godzinę, powoli odzyskując siły. Dirk wciąż wypluwał wodę, której nałykał się tuż przed uwolnieniem, kiedy omal nie utonął. Słońce dawno zaszło, zapadła noc i w jaskini zrobiło się prawie całkiem ciemno.

– Wiesz, jak się stąd wydostać? – zapytał Dirk, kiedy poczuł, że może się ruszać.

– Wylot groty jest niecałe pięćdziesiąt metrów stąd – odpowiedziała Summer. – Kawałek dalej na południe jest przystań Kanga.

– A jak się tu znaleźliśmy?

– Przypłynęliśmy małym skiffem. Niestety spałeś w czasie tej uroczej podróży.

– Żałuję, że tyle straciłem – powiedział Dirk i dotknął małej rany na czubku głowy. – Będziemy musieli pożyczyć od Kanga łódź. Kiedy schodziliśmy z pokładu katamarana, widziałem motorówkę przycumowaną do pomostu. Może jeszcze tam stoi.

– Gdybyśmy zdołali ją odwiązać i wypłynąć cicho na zatokę, zyskalibyśmy na czasie. – Summer zadrżała, przemarznięta po długiej kąpieli w zimnej rzece.

– Znów do wody – westchnął Dirk. – Znasz drogę, więc prowadź.

Summer rozdarła spódnicę jedwabnej sukienki aż do biodra, żeby mieć większą swobodę ruchów, i zanurzyła się w chłodnej ciemnej wodzie. Dirk ruszył za nią. Płynęli przez wąską, krętą jaskinię w kierunku bladoszarej plamy nikłego światła widocznej na tle ciemności. Kiedy zbliżyli się do wylotu groty, zatrzymał ich na chwilę odległy szmer głosów. Wyłonili się zza ostrego zakrętu i zobaczyli owalny otwór. Na niebie świeciły gwiazdy, w wodzie odbijał się blask reflektorów na przystani Kanga. Wypłynęli z jaskini i dotarli do skał kilka metrów dalej. Ukryli się za śliskimi głazami, skąd mieli dobry widok na przystań.

Obserwowali ląd i pomost równoległy do brzegu. Mała motorówka patrolowa stała między rufą luksusowego włoskiego jachtu a dziobem katamarana, którym tu przypłynęli. Dirk spodziewał się, że na pokładzie jachtu nocuje załoga.

W końcu w oddali pojawił się samotny ochroniarz. Szedł wolno wzdłuż brzegu. Kiedy mijał reflektor, Dirk zobaczył karabin szturmowy na jego ramieniu. Ochroniarz skręcił na pomost i dotarł do jachtu. Zatrzymał się przy nim na kilka minut, potem wrócił na brzeg. Poszedł w kierunku windy i zniknął w małej wartowni u podnóża urwiska.

– Dopóki ten facet jest w środku, nie widzi motorówki – szepnął Dirk.

– Trzeba ją ukraść, zanim wyjdzie na następny obchód.

Odepchnęli się od głazów i popłynęli do pomostu. Dirk nie spuszczał z oczu wartowni. Zastanawiał się, ile czasu zajmie mu uruchomienie silnika motorówki bez kluczyka, jeśli nie zostawiono go na łodzi.

Płynęli daleko od przystani, żeby nie wzbudzić podejrzeń, i skierowali się do motorówki, dopiero gdy byli na wprost niej. Kajdanki na nadgarstkach przeszkadzały im, ale cierpliwie wykonywali rękami spokojne ruchy pod wodą.

Ochroniarz nadal siedział w wartowni i czytał jakiś magazyn ilustrowany.

Dirk pokazał gestem, żeby Summer odcumowała rufę, a on zajmie się dziobem. Przepłynął wzdłuż burty motorówki i już sięgał do cumy dziobowej, żeby podciągnąć się na pomost, gdy nagle usłyszał nad sobą ostry trzask. Zamarł. Rozbłysnął żółty płomyk i w jego blasku zobaczył twarz ochroniarza zapalającego papierosa na rufie jachtu Kanga zaledwie trzy metry dalej.

Trwał w bezruchu, żeby nie wzburzyć wody, i obserwował czerwony ognik, który rozżarzał się rytmicznie, kiedy ochroniarz zaciągał się papierosem. Wstrzymywał oddech z obawy nie o siebie, lecz o Summer. Miał nadzieję, że nikt jej nie zauważy na rufie łodzi. Ochroniarz rozkoszował się paleniem przez dziesięć minut, w końcu wyrzucił papierosa za burtę. Niedopałek wylądował w wodzie metr od głowy Dirka i zgasł z sykiem.

Dirk zaczekał, aż ucichną kroki oddalające się od relingu, zanurkował i popłynął w kierunku rufy motorówki. Wynurzył się tuż za śrubą i zobaczył zniecierpliwioną minę Summer. Pokręcił do niej głową, podciągnął się do krawędzi burty i spojrzał w stronę siedzenia sternika. W ciemności ledwo dostrzegł tablicę rozdzielczą. W stacyjce nie było kluczyka. Zsunął się z powrotem do wody, zerknął na siostrę i sięgnął po cumę w jej dłoniach. Summer była zaskoczona, kiedy zniknął pod powierzchnią i wyłonił się po chwili z pustymi rękami. Myślała, że Dirk chce z powrotem przywiązać linę do pomostu, ale wskazał środek zatoki. Popłynęła za nim w tamtą stronę. Gdy znaleźli się w bezpiecznej odległości od przystani, zatrzymali się i odpoczęli.

– O co chodzi? – zapytała Summer z irytacją.

Dirk powiedział jej o ochroniarzu na rufie jachtu Kanga.

– Bez kluczyka nie mamy wielkich szans. Łódź stoi tak blisko statku, że zobaczą mnie albo usłyszą, kiedy będę majstrował przy przewodach, żeby uruchomić silnik. Na katamaranie też ktoś może mieć wachtę. Będziemy musieli zadowolić się skiffem.

Łódka, którą ludzie Kanga przetransportowali Dirka i Summer do groty, stała na brzegu obok przystani.

– Bardzo blisko wartowni – zauważyła Summer.

Dirk spojrzał w tamtym kierunku: ochroniarz nadal siedział w małym budynku około dwudziestu metrów od skiffa.

– Uda się – odrzekł z przekonaniem.

Popłynęli w stronę lądu. Minęli szerokim łukiem przystań i zbliżyli się do kamienistej plaży od wschodu. Kiedy poczuli pod nogami grunt, Dirk kazał Summer zaczekać w wodzie i podkradł się wolno do brzegu.

Wyszedł z wody, położył się na brzuchu i podczołgał do łódki. Stała między dwiema skałami jakieś pięć metrów od wody, dziobem w stronę lądu.

Dirk ukrył się za drewnianym skiffem i zajrzał nad burtą do środka. Dostrzegł linę zwiniętą na przedniej ławce i umocowaną do małej knagi na dziobie. Sięgnął do łódki, odczepił linę i przyciągnął zwój do siebie. Potem cofnął się do rufy, przesunął ręką po jej górnej krawędzi i znalazł otwór do mocowania silnika doczepnego. Przeprowadził tamtędy linę i mocno zawiązał.

Wrócił na brzuchu do wody i rozciągnął linę na całą długość. Miała ponad piętnaście metrów. Podpłynęła Summer i oboje schylili się w wodzie.

– Przyciągniemy ją jak marlina – szepnął Dirk. – Jeśli ktoś coś wywęszy, schowamy się za tamtymi skałami przy grocie – wskazał głową pobliskie głazy.

Ułożył ręce Summer na linie, cofnął się i zaczął powoli ciągnąć. Summer zacisnęła dłonie i zrobiła to samo.

Lekka łódka nie stawiała oporu. Zaczęła sunąć z chrzęstem po kamykach. Szybko poluzowali linę i spojrzeli na wartownię. Ochroniarz nadal czytał magazyn. Najwyraźniej nie usłyszał hałasu. Znów zaczęli przyciągać skiffa. Summer wstrzymała oddech, gdy łódka zbliżyła się do wody. Kiedy skiff uniósł się na falach i chrzęst wreszcie ucichł, wydała długie westchnienie ulgi.

– Odciągnijmy ją trochę dalej – szepnął Dirk.

Owinął sobie linę wokół ręki i popłynął w kierunku środka zatoki. Kiedy byli sto metrów od brzegu, wrzucił linę do łódki i wdrapał się przez burtę na pokład. Potem chwycił rękę Summer i wciągnął siostrę do skiffa.

– Ślizgacz to nie jest, ale chyba wystarczy – powiedział, oglądając wnętrze łódki. Wypatrzył pod ławką dwa wiosła, włożył je w dulki, zanurzył pióra w wodzie i usiadł twarzą do rufy. Mając w polu widzenia oświetloną twierdzę Kanga, zaczął energicznie wiosłować w stronę środka zatoki.

– Do rzeki jest jakieś półtora kilometra- oceniła Summer. – Może spotkamy tam kuter patrolowy południowokoreańskiej marynarki wojennej albo ochrony wybrzeża.

– Zadowoliłbym się frachtowcem.

– Jasne – odparła. – Byle nie miał na kominie logo Kang Enterprises.

Dirk zerknął w kierunku brzegu i dostrzegł w oddali jakiś ruch. Zmrużył oczy, żeby lepiej widzieć. Po chwili skrzywił się.

– Obawiam się, że to nie frachtowiec nas zabierze – powiedział i mocniej zacisnął dłonie na wiosłach.

Ochroniarzowi znudziło się czytanie i postanowił się przejść na pomost. Idąc plażą, nie zauważył braku skiffa. Ale gdy wchodził na pomost, potknął się i złapał poręczy, żeby nie stracić równowagi. Wtedy jego wzrok padł na ślad zostawiony na kamienistym brzegu przez ciągniętą łódkę.

Natychmiast zawiadomił przez radio stanowisko dowodzenia i po chwili z ciemności wybiegli dwaj uzbrojeni ludzie. Po gorączkowej wymianie zdań rozbłysło kilka latarek, które oświetliły wodę, skały i niebo w poszukiwaniu skiffa. Ale dopiero wartownik na rufie jachtu Kanga zlokalizował dwójkę uciekinierów. Włączył silny reflektor morski, skierował go na zatokę i zobaczył małą białą łódkę prującą fale.

Summer zaklęła, gdy padł na nich snop światła.

– Niezbyt dobry moment na sceniczną iluminację.

Zaterkotał karabin szturmowy i nad ich głowami zagwizdały pociski.

– Padnij! – rozkazał Dirk i zaczął mocniej wiosłować. – Jesteśmy poza zasięgiem precyzyjnego strzału, ale mogą mieć szczęście.

Skiff był dopiero w połowie drogi przez zatokę. Dirk i Summer byliby łatwym celem dla ludzi Kanga w szybkiej motorówce, która mogłaby ich dogonić w ciągu sekund. Dirk modlił się w duchu, żeby nikt nie zwrócił uwagi na jej cumę rufową.

Na brzegu jeden z ochroniarzy już wskoczył do motorówki i uruchomił silnik. Tongju, obudzony strzałami, wypadł ze swojej kajuty na katamaranie i zaczął wydawać rozkazy.

– Do motorówki – krzyknął. – Zabijcie ich, jeśli będzie trzeba.

Do łodzi pobiegli jeszcze dwaj ludzie. Jeden odcumował po drodze dziób. W pośpiechu nikt nie zauważył, że cuma rufowa jest w wodzie. Sternik zobaczył tylko to, że na pachołkach na pomoście nie ma lin. Odbił od przystani i pchnął przepustnicę do oporu.

Motorówka wystrzeliła do przodu i nagle stanęła. Silnik wył na wysokich obrotach, śruba mełła wściekle wodę, ale łódź nie płynęła. Zdezorientowany sternik cofnął przepustnicę. Nie wiedział, co się dzieje.

– Ty idioto! – wrzasnął Tongju z pokładu katamarana. – Cuma rufowa zaplątała się w śrubę. Niech ktoś ją odetnie.

Sztuczka Dirka się opłaciła. Kiedy zanurkował pod motorówkę, owinął mocno linę wokół śruby i j ej wału. Gdy sternik dał maksymalne obroty, cuma zapętliła sięjeszcze bardziej. Odblokowanie pędnika zajęłoby nurkowi dwadzieścia minut.

Tongju zorientował się, jaka jest sytuacja, i wpadł do kajuty sternika katamarana.

– Odpalaj silniki i ruszaj – warknął. – Natychmiast.

Zaspany Koreańczyk w czerwonej jedwabnej piżamie skinął głową i pobiegł do sterowni.

Ponad kilometr dalej Dirk stękał z wysiłku przy każdym ruchu wiosłami. Waliło mu serce, bolały go mięśnie ramion i ud. Zmęczone ciało mówiło, żeby zwolnił tempo, umysł nakazywał, żeby wiosłował z całej siły. Dzięki unieruchomieniu motorówki zyskali cenne minuty, ale ludzie Kanga mieli do dyspozycji jeszcze dwa statki.

W oddali rozległ się przytłumiony ryk silników katamarana. Dirk wiosłował szybkim, równym rytmem, Summer prowadziła go przez kanał w kształcie litery S, do którego wpłynęli na krańcu zatoki.

– Mamy najwyżej pięć minut – wysapał Dirk. – Dasz radę popłynąć wpław?

Summer uniosła ręce z kajdankami na nadgarstkach.

– W tych bransoletkach nie będę mogła mknąć przez wodę jak Esther Williams, ale nie chcę znów korzystać z gościnności Kanga.

Nie musiała pytać, czy bratu starczy sił. Wiedziała, że mimo zmęczenia będzie się czuł w wodzie jak ryba. Dirk specjalizował się w maratonach pływackich, a dystans pięciu mil regularnie pokonywał dla przyjemności.

– Jeśli zdołamy dotrzeć do rzeki, możemy mieć szansę – powiedział.

Kiedy znaleźli się za pierwszym zakrętem, okoliczne wzgórza przesłoniły światła posiadłości Kanga i w kanale zrobiło się ciemno. W nocnej ciszy słychać było tylko zbliżający się odgłos czterech silników katamarana. Dirk wiosłował jak maszyna, zanurzając i wynurzając pióra długimi, rytmicznymi ruchami. Summer pełniła funkcję sternika. Podawała lekkie zmiany kursu, żeby przeprowadzić ich przez kanał możliwie najkrótszą trasą.

– Zbliżamy się do drugiego zakrętu – powiedziała. – Daj bardziej w prawo. Do rzeki powinno być trzydzieści metrów.

Dirk nadal utrzymywał równe tempo. Opuszczał co trzeci ruch lewym wiosłem, żeby skierować dziób w zakole kanału. Za nimi narastał hałas silników katamarana pędzącego przez zatokę. Mimo bólu mięśni Dirk wiosłował teraz szybciej. Bliskość przeciwnika dodawała mu sił.

Za zakrętem było trochę jaśniej. Wypłynęli z kanału na szeroką rzekę. Na horyzoncie błyszczały światełka wiosek rozrzuconych wzdłuż niej i na wzgórzach. Tylko one wskazywały, jaką szerokość ma Han-gang. Do przeciwległego brzegu było około ośmiu kilometrów. O tak późnej porze ruch na szlaku wodnym prawie zamarł. Kilka kilometrów w dół rzeki stało kilka małych frachtowców, które przycumowały na noc, żeby o świcie ruszyć do Seulu. W górę Han-gang płynęła wolno jasno oświetlona pogłębiarka. Była prawie na wprost Dirka i Summer, ale w odległości około sześciu kilometrów. Dalej w górze rzeki środkiem farwateru płynął mały statek z różnokolorowymi światłami.

– Nie widzę żadnej taksówki wodnej – powiedziała Summer.

Dirk wiosłował w stronę środka rzeki, ale prąd wspomagany odpływem Morza Żółtego spychał ich w kierunku ujścia Han-gang. Dirk puścił na chwilę wiosła i się zastanowił. Pogłębiarka wyglądała zachęcająco, ale dotarcie do niej uniemożliwiał silny prąd. Spojrzał w dół rzeki i zobaczył na drugim brzegu żółte światła. Były w odległości około trzech kilometrów. Wskazał je wiosłem.

– Spróbujmy się dostać do tamtej wioski. Jeśli popłyniemy wpław, prąd powinien nas tam znieść.

– Im mniej wysiłku, tym lepiej.

Nie wiedzieli, że przez tę część delty Han-gang przebiega linia demarkacyjna i światła w dole rzeki to nie wioska, lecz północnokoreański garnizon wojskowy i baza kutrów patrolowych.

Nim zdołali cokolwiek zrobić, usłyszeli ryk silników katamarana, który wypadł z kanału. Dwa jasne reflektory zaczęły przeczesywać wodę. Snop światła mógł w każdej chwili paść na białego skiffa przecinającego rzekę.

– Czas zejść ze sceny – powiedział Dirk i skierował dziób łódki w stronę ujścia Han-gang.

Summer błyskawicznie zsunęła się za burtę. Dirk chwycił dwa kapoki, rzucił je daleko od skiffa i poszedł w ślady siostry.

– Płyń na skos w górę rzeki, żeby oddalić się od łódki – polecił.

– Dobra – odrzekła Summer. – Policzymy do trzydziestu i wynurzymy się, żeby nabrać powietrza.

Zaterkotał karabin maszynowy i pociski podziurawiły wodę kilka metrów przed nimi. Jeden z reflektorów znalazł skiffa i ochroniarz na pędzącym katamaranie otworzył ogień.

Dirk i Summer zanurkowali na głębokość półtora metra i popłynęli skośnie pod prąd. Znosił ich w dół rzeki o wiele wolniej niż dryfującą łódkę.

Pod wodą rozchodził się pulsujący odgłos silników katamarana. Czuli, jak zbliża się do skiffa. Dirk odliczał czas przy każdym ruchu ramionami. Miał nadzieję, że on i Summer nie rozdzielą się w ciemności. Kiedy doliczył do trzydziestu, uniósł się ku powierzchni i ostrożnie wynurzył.

Trzy metry dalej zobaczył głowę Summer i usłyszał jej głębokie oddechy. Zerknęli na siebie, potem w kierunku skiffa. Nabrali powietrza do płuc i zanurzyli się z powrotem, żeby znów policzyć do trzydziestu.

Widok na powierzchni uspokoił Dirka. Katamaran zbliżał się do pustej łódki i ostrzeliwał ją z broni maszynowej. Nikomu na pokładzie nie przyszło do głowy, żeby rozejrzeć się po rzece. Załoga była pewna, że Dirk i Summer są w skiffie. Tymczasem oddalili się od łódki prawie o sto metrów.

Kiedy katamaran podpłynął do dryfującego skiffa, Tongju kazał swoim ludziom przerwać ogień i oświetlić łódkę. Spodziewał się zobaczyć ciała podziurawione pociskami, ale po uciekinierach nie było śladu. Tongju zaklął pod nosem.

– Przeszukać rzekę dookoła i brzeg – warknął.

Katamaran zaczął okrążać skiffa, snopy światła z reflektorów przesuwały się po wodzie.

– Tam! – krzyknął nagle strzelec na dziobie i wskazał ręką w lewo.

Tongju skinął głową. Tym razem są załatwieni, pomyślał z satysfakcją.

Загрузка...