33

– Co to znaczy, że statek jeszcze się nie pojawił? – parsknął Gunn. Szef sekcji międzynarodowych operacji antyterrorystycznych FBI, drobny mężczyzna nazwiskiem Tyler, otworzył akta na swoim biurku.

– Nie mamy żadnych informacji o miejscu pobytu kablowca „Baekje". Japońska policja kontroluje ruch we wszystkich portach kraju i sprawdza każdą jednostkę, która choćby w przybliżeniu przypomina statek opisany przez załogę NUMA. Jak dotąd, bez skutku.

– Monitorujecie porty poza Japonią?

– Interpol wysłał wszędzie zawiadomienia i o ile mi wiadomo, CIA na prośbę wiceprezydenta też prowadzi poszukiwania. Na razie bez rezultatu. Jest milion miejsc, w których ten statek mógł się ukryć lub zostać celowo zatopiony.

– A co z obserwacją satelitarną miejsca, gdzie zatonął „Sea Rover"?

– Niestety to zły moment. Przy obecnym napięciu w Iranie Narodowe Biuro Zwiadowcze skierowało sprzęt o wysokiej rozdzielczości obrazu na Bliski Wschód. Morze Wschodniochińskie jest teraz jednym z wielu rejonów, które tylko cyklicznie pojawiają się w polu widzenia satelitów na orbitach niegeosynchronicznych. Co oznacza, że „Baekje" mógłby pokonać pięćset mil między ich kolejnymi przelotami. Czekam na materiał zdjęciowy z ostatnich kilku dni, ale powiedziano mi, żebym nie robił sobie wielkich nadziei.

Gunn złagodniał. Zdał sobie sprawę, że Tyler robi wszystko, na co pozwalają mu dostępne środki.

– Wiadomo coś o przeszłości tego statku? – spytał.

– Twój człowiek, Hiram Yaeger, dostarczył nam cennych informacji. Na podstawie światowych rejestrów statków w komputerowym banku danych

NUMA zidentyfikował kablowiec jako „Baekje". Około czterdziestu znanych kablowców odpowiada opisowi podanemu przez uratowaną załogę. Skróciliśmy ich listę do dwunastu posiadanych lub dzierżawionych w azjatyckiej części Pacyfiku i uznaliśmy „Baekje" za „zaginiony w akcji". Tyler urwał, przekartkował dokumenty i znalazł faks. – Tu są szczegóły. Kablowiec „Baekje", długość sto trzydzieści sześć metrów, całkowity tonaż dziewięć i pół tysiąca. Zbudowany w roku dziewięćdziesiątym ósmym przez Hyundai Mipo Dockyard Company w Ulsan w Korei Południowej. Kupiony w tym samym roku przez Kang Shipping Enterprises z siedzibą w Inczhon w Korei Południowej i eksploatowany przez to przedsiębiorstwo do 2000 roku. Potem wydzierżawiony japońskiej firmie Nippon Telegraph and Telephone Corporation z Tokio do układania kabli na Morzu Japońskim i sąsiednich wodach.

Tyler odłożył faks i spojrzał Gunnowi w oczy.

– Dzierżawa wygasła pół roku temu i przez cztery miesiące „Baekje" stał nieużywany w Jokohamie. Dwa miesiące temu przedstawiciele NTT przedłużyli umowę na kolejny rok i wprowadzili na statek własną załogę. Z rejestrów portowych wynika, że „Baekje" wyszedł w morze na pięć tygodni, a potem wrócił na krótko do Jokohamy trzy tygodnie temu. Podobno widziano go w Osace, skąd najwyraźniej popłynął za „Sea Roverem" na Morze Wschodniochińskie.

– Został porwany, kiedy korzystała z niego firma NTT?

– Nie. Pod przedstawicieli NTT podszyli się jacyś oszuści, którzy wywarli presję na agentów Kang Shipping. Szefowie NTT byli zaszokowani, kiedy się dowiedzieli, że na przedłużonej umowie dzierżawy jest nazwa ich firmy, bo już skończyli układanie kabli światłowodowych. Pracownicy Kanga pokazali tamten dokument. Wszystko wydawało się im autentyczne, choć jeden z nich uznał za dziwne, że ludzie z NTT sprowadzili własną załogę, czego nie robili w przeszłości. Kang Shipping stara się teraz o odszkodowanie za statek.

– Wygląda na to, że gdzieś musiał być informator. Wiadomo coś o powiązaniach Japońskiej Czerwonej Armii z Nippon Telegraph and Telephone?

– Szukamy ich, ale jeszcze nic nie znaleźliśmy. Szefowie NTT ściśle z nami współpracują. Zależy im, żeby się oczyścić z wszelkich podejrzeń. Nie wydaje się prawdopodobne, aby ta firma wspierała terrorystów, ale może im pomagać ktoś z jej pracowników, i na tym koncentrują się japońskie władze.

Gunn pokręcił głową.

– Więc mamy stutrzydziestometrowy kablowiec, który rozpłynął się w powietrzu, zatopiony statek amerykańskiej agencji rządowej i żadnych podejrzanych. Dwoje moich ludzi porwano i być może zamordowano, a my nawet nie wiemy, gdzie ich szukać.

– My też jesteśmy sfrustrowani, Rudi, ale znajdziemy winnych. To poprostu wymaga czasu.

A ile czasu zostało Dirkowi i Summer, jeśli w ogóle jeszcze żyją? – pomyślał Gunn.

Gorący prysznic to wspaniała rzecz, pomyślała Summer. Stała pod strumieniem parującej wody przez dwadzieścia minut, w końcu zakręciła kran i sięgnęła po puszysty ręcznik. Wyszła z kabiny wyłożonej marmurem, wytarła się i owinęła ręcznikiem, wetknąwszy jego luźny koniec pod pachę. Przed nią ciągnął się marmurowy pulpit z dwiema umywalkami i lśniącą złotą armaturą. Nad umywalkami było wielkie skośne lustro sięgające sufitu. Trzeba przyznać, że któryś z tych bandziorów ma gust, uznała.

Po niespokojnej nocy, którą spędzili, śpiąc na zmianę na podwójnym łóżku z rękami skutymi na plecach, trzej uzbrojeni wartownicy zabrali ich rano na brzeg. Dirk spojrzał na imponującą rezydencję na szczycie urwiska i zapytał siostrę, czy nie przypomina jej Berghofu. Kamienna budowla z widokiem na rzekę kojarzyła mu się z posiadłością Hitlera w niemieckich Alpach. Zwłaszcza że otaczali ją ochroniarze w czarnych koszulach.

Dirka i Summer wepchnięto do windy. Wjechali na górę i wysiedli w korytarzu pod główną częścią mieszkalną. Zaprowadzono ich do dwóch sąsiadujących ze sobą pokoi gościnnych.

– Przygotować się do obiad z pan Kang – warknął wartownik łamaną angielszczyzną – Dwie godziny.

Kiedy Summer brała prysznic, Dirk oglądał swój pokój, szukając drogi ucieczki. Oba pokoje nie miały okien, były wykute w skalnej ścianie i prowadził do nich jeden korytarz, a przed otwartymi drzwiami stali uzbrojeni wartownicy. Dirk ocenił, że stąd nie da się uciec. Może gdzie indziej.

Summer wytarła włosy i rozkoszowała się chwilę luksusem wokół niej. Wąchała egzotyczne płyny do ciała i perfumy, w końcu zdecydowała się na aloes i lilię. W rogu stał wieszak z damskimi ubraniami. Wybrała czerwoną sukienkę z krótkim żakiecikiem w tym samym kolorze. Włożyła ją i obejrzała się w lustrze. Trochę za obcisła w biuście, ale poza tym bardzo twarzowa, pomyślała. Przerzuciła tuzin par pantofli pod wieszakiem i znalazła czarne na płaskim obcasie, które na nią pasowały. Zakładając je, złamała sobie paznokieć. Zaklęła i poszła do łazienki. Pomyszkowała wśród szczotek i grzebieni, wreszcie zauważyła jeden z podstawowych kobiecych przyborów: pilniczek do paznokci. Nie żadną tanią tekturkę, tylko metalowy z płaską porcelanową rączką. Spiłowała paznokieć i bezwiednie wsunęła pilniczek do kieszeni żakietu. Chwilę później walenie do drzwi uświadomiło jej, że chwila prywatności w luksusie się skończyła.

Wyszła z pokoju pod lufą i zobaczyła Dirka. Stał w korytarzu, a dwaj wartownicy celowali z karabinów w jego plecy. Na widok siostry w eleganckim czerwonym kostiumie gwizdnął.

– Szałowa kreacja, rudowłosa, ale obawiam się, że zrobisz dziś wrażenie tylko na kilku szczurach – powiedział i wskazał kciukiem facetów za sobą.

– A ty postanowiłeś nadal wyglądać jak złota rączka – odcięła się, patrząc na jego brudny, przepocony kombinezon NUMA.

– Niestety wszystkie udostępnione mi ubrania są w takim rozmiarze – podciągnął nogawki do połowy łydek. – Poza tym nigdy nie przywiązywałem wagi do stroju.

Wartownicy, zirytowani tą pogawędką, zaprowadzili ich siłą do windy. Wjechali piętro wyżej. Drzwi otworzyły się na imponującą jadalnię z panoramicznym widokiem za oknami. Kang siedział u szczytu stołu i przeglądał zawartość skórzanej teczki na akta. Tongju stał przy jego lewym ramieniu. Koreański potentat przemysłowy miał na sobie drogi granatowy garnitur i jedwabny kasztanowy krawat. Zerknął na windę i z obojętną miną wrócił do wertowania dokumentów.

Dirk i Summer spojrzeli przez okno na malowniczy krajobraz, po czym przenieśli wzrok na gospodarza. Summer przeszył dreszcz, kiedy napotkała lodowate oczy Kanga. Nagle poczuła się głupio w jedwabnej sukience. Nerwowo splotła dłonie na wysokości talii. Ale pozbyła się strachu, gdy zerknęła na brata.

Dirk stał prosto i patrzył z góry na Tongju, który sięgał mu do brody.

– Operatorzy pojazdu głębinowego ze statku NUMA – Tongju przedstawił rodzeństwo szefowi.

Dirk zignorował go.

– Dae-jong Kang, jak się domyślam – powiedział. – Boss Kang Enterprises.

Kang skinął lekko głową i pokazał gościom, żeby usiedli. Wartownicy wycofali się pod ścianę, nie przestając obserwować więźniów. Tongju zajął miejsce naprzeciwko Dirka.

– Pan Pitt jest odpowiedzialny za śmierć dwóch naszych ludzi w Ameryce – oznajmił i utkwił w Dirku zmrużone oczy.

Dirk skinął głową z cichą satysfakcją. Jego podejrzenia potwierdziły się: istniał związek między próbami wydobycia ładunku z dwóch japońskich okrętów podwodnych a zamachem na jego życie na wyspie Vashon.

– Jaki ten świat mały – rzekł Kang.

– Za mały dla takich ludobójców jak pan – wycedziła wściekle Summer.

Kang zignorował komentarz.

– Szkoda. Ludzie w Seattle należeli do najlepszych agentów Tongju.

– Ale nie byli najlepszymi kierowcami – odparł Dirk. – Powinien pan staranniej dobierać pracowników.

Odwzajemnił Tongju lodowate spojrzenie.

– Gdyby nie tamto zdarzenie, nie moglibyśmy skorzystać z pańskiej wspaniałomyślnej pomocy przy wydobywaniu ładunku z 1-411 – powiedział Kang. – Jestem ciekaw, co doprowadziło pana do tego okrętu.

– Szczęśliwy zbieg okoliczności. Odkryłem, że inny japoński okręt podwodny ostrzelał wybrzeże Oregonu pociskami z cyjankiem, i zastanawiałem się, czy ktoś nie wydobył podobnej amunicji i nie użył jej na Aleutach. Dopiero gdy zanurkowałem do 1-403 i znalazłem resztki bomb lotniczych z bronią biologiczną, zrozumiałem, że chodziło o coś więcej.

– Szkoda, że bomby uległy zniszczeniu przy zatonięciu okrętu – odrzekł Kang. – Byłoby je o wiele łatwiej wydobyć niż tamte na 1-411.

– Ale znalazł pan jedną nietkniętą i wykorzystał na Wyspach Aleuckich.

– Oczywiście – przyznał Kang. – To interesujące, jak Japończycy połączyli elementy broni biologicznej i chemicznej. Nasz test wykazał, że skuteczność czynnika biologicznego ograniczało dwufazowe uwolnienie, ale komponent chemiczny miał silniejsze działanie, niż się spodziewaliśmy.

– Wystarczająco silne, żeby zabić dwóch członków Straży Przybrzeżnej Stanów Zjednoczonych – zauważyła gniewnie Summer.

Kang wzruszył ramionami.

– Skąd pani to wie? Była pani tam?

Summer w milczeniu pokręciła głową. Wtrącił się Dirk:

– Pilotowałem śmigłowiec zestrzelony przez pański „trawler".

Kang i Tongju spojrzeli po sobie.

– Jest pan niezniszczalny, Pitt – stwierdził Kang.

Zanim Dirk zdążył odpowiedzieć, otworzyły się boczne drzwi i do jadalni weszli dwaj mężczyźni w białych kelnerskich marynarkach z dużymi srebrnymi tacami w dłoniach. Postawili przed każdym kolorowe danie z owoców morza i kieliszek szampana Veuve Clicquot. Dirk i Summer nie jedli porządnego posiłku od kilku dni, więc niemal rzucili się najedzenie.

– Zgaduję, że wasz rząd nie jest zbyt przyjaźnie nastawiony do Japończyków – powiedział Kang.

– Udawanie Japońskiej Czerwonej Armii było sprytnym posunięciem, ale mój rząd was rozszyfrował. Ustalono, że ci dwaj cyngle z Seattle byli Koreańczykami – skłamał Dirk i wyszczerzył zęby do Tongju. – Przypuszczam, że lada chwila władze zapukają do pańskich drzwi, Kang.

Kang zmarszczył brwi, ale po chwili jego twarz złagodniała.

– Blefuje pan, Pitt. Tamci dwaj nie mieli pojęcia, dla kogo pracują. Nic pan nie wie o naszych zamiarach.

– Niechęć Korei do Japonii jest powszechnie znana – ciągnął Dirk. – Nikt nie byłby zaskoczony, gdyby szaleńcy posiadający skuteczną broń chcieli jej użyć przeciwko dawnemu wrogowi.

Kang uśmiechnął się lekko i odchylił na krześle.

– Wasz statek nie miał eskorty w czasie operacji wydobywczej, co świadczy, że amerykański rząd nie przywiązuje dużej wagi do pańskiego odkrycia na 1-403. A pańskie przypuszczenia co do wykorzystania broni biologicznej są chybione.

– Więc co chcecie z nią zrobić? – zapytała Summer.

– Może użyć jej przeciwko waszemu krajowi… – Kang zawiesił głos. – A może nie – dokończył.

– Szczepionka przeciwko ospie jest łatwo dostępna w Stanach Zjednoczonych i wystarczy jej dla wszystkich – skontrował Dirk. – Zaszczepiono już dziesiątki tysięcy pracowników służby zdrowia. Uwolnienie wirusa wywołałoby co najwyżej lekką panikę. Nie byłoby niebezpieczeństwa wybuchu epidemii.

– Uporanie się z Variolą major, czyli zwykłą ospą, na pewno nie byłoby dla was problemem. Ale nie macie szczepionki przeciwko chimerze.

– Chimerze? Mitycznemu potworowi z głową lwa, tułowiem kozy i wężem zamiast ogona?

– Przeciwko innemu potworowi. Hybrydzie powstałej z połączenia zabójczych wirusów w jeden śmiercionośny organizm. Przeciwko tej broni biologicznej wasza szczepionka byłaby żałośnie nieskuteczna.

– O co panu chodzi, na litość boską?! – wykrzyknęła Summer.

Kang spokojnie dokończył swoje danie, złożył starannie serwetkę i położył na stole.

– Mój kraj został podzielony wbrew woli narodu po waszej interwencji zbrojnej w latach pięćdziesiątych. Wy, Amerykanie, nie rozumiecie, że wszyscy Koreańczycy marzą o zjednoczeniu naszej ojczyzny. Wtrącanie się obcych uniemożliwia nam urzeczywistnienie tego marzenia. Główną przeszkodą jest obecność zagranicznych wojsk na naszej ziemi.

– Amerykańska obecność militarna w Korei Południowej gwarantuje, że marzenie o zjednoczeniu nie zostanie urzeczywistnione na ostrzach północnokoreańskich bagnetów – odparł Dirk.

– Korea Południowa nie ma już serca do walki, a potęga militarna Korei Północnej będzie stabilizującą siłą niezbędną do utrzymania porządku podczas procesu zjednoczenia.

– Nie do wiary, jemy lunch ze skrzyżowaniem Stalina i Mary Tyfus – mruknęła Summer do brata, mając na myśli Mary Mallon, która na początku XX wieku zaraziła durem brzusznym kilkadziesiąt osób, ale sama nie zapadła na tę chorobę.

Kang nie zrozumiał uwagi.

– Południowokoreańska młodzież – mówił dalej – ma już dość waszej okupacji i znieważania naszych obywateli. Nie boi się zjednoczenia i pomoże do niego doprowadzić.

– Innymi słowy, po wycofaniu się wojsk amerykańskich oddziały z Północy pomaszerują na Południe i zjednoczą kraj siłą.

– Wojskowi oceniają, że gdy Amerykanie wycofają się z Korei Południowej, osiemdziesiąt procent jej terytorium uda się zająć w ciągu siedemdziesięciu dwóch godzin. Ofiary będą nieuniknione, ale kraj zostanie zjednoczony, nim USA, Japonia i inne państwa zdążą zareagować.

Dirk i Summer zaniemówili. Obawiali się ataku terrorystycznego z użyciem wirusa ospy, ale nie podejrzewali spisku na taką skalę: napaści na Koreę Południową i jednoczesnego uśmiercenia milionów Amerykanów.

– Chyba nie docenia pan siły Stanów Zjednoczonych – powiedział Dirk. – W obliczu ataku terrorystycznego nasz prezydent nie zawaha się przed użyciem środków odwetowych.

– Być może. Ale przeciwko komu? Wszystkie tropy prowadzą do Japonii…

– Znów Japońska Czerwona Armia.

– Po prostu nie ma innej możliwości. Wasi wojskowi, wywiad i politycy skupią uwagę na Japonii, a wtedy nasz parlament uchwali wycofanie wojsk amerykańskich z Półwyspu Koreańskiego w ciągu trzydziestu dni. Amerykańskie media skoncentrują się na ofiarach epidemii i szukaniu winnych w Japonii. Wycofywanie wojsk z Korei będzie mało ważną wiadomością. Wzbudzi zainteresowanie dopiero długo po fakcie.

– Wywiad w końcu odkryje, że za rzekomymi działaniami Japońskiej Czerwonej Armii stał pan i pańscy kumple z komunistycznej Północy.

– Być może. Ale ile to potrwa? Jak długo wyjaśnialiście sprawę zgonów, które spowodował wąglik w waszej stolicy w 2001 roku? Zanim to nastąpi, emocje opadną. Temat będzie nieaktualny.

– Tak pan nazywa zamordowanie milionów ludzi? – oburzyła się Summer. – Pan jest szalony.

– A ilu moich rodaków zabiliście w latach pięćdziesiątych? – odparował Kang z gniewnym błyskiem w oczach.

Summer zmiażdżyła go wzrokiem.

– Na waszej ziemi zostało również mnóstwo naszej krwi.

Dirk spojrzał na Tongju, który wpatrywał się w Summer zmrużonymi oczami. Zabójca nie był przyzwyczajony, by ktokolwiek tak śmiało zwracał się do Kanga, a zwłaszcza kobieta. Miał twarz bez wyrazu, ale w jego wzroku czaiła się groźba.

– Czy nie zaszkodzi pan własnym interesom? – spytał Dirk. – Pańskie zyski nie będą rosły, jeśli władzę w zjednoczonej Korei przejmie Partia Robotnicza.

Kang uśmiechnął się lekko.

– Wy, Amerykanie, zawsze myślicie przede wszystkim o pieniądzach. Już zorganizowałem sprzedaż połowy moich holdingów koncernowi francuskiemu. Zapłacą mi we frankach szwajcarskich. A po zjednoczeniu kto lepiej pomoże państwu zarządzać gospodarką koreańską niż ja?

– Sprytny plan – odrzekł Dirk. – Szkoda tylko, że żaden kraj nie będzie chciał niczego kupować od totalitarnego reżimu.

– Zapomina pan o Chinach, Pitt. To duży rynek i zaprzyjaźniony pośrednik w wymianie handlowej z innymi krajami. Zmiana władzy zakłóci na pewien czas prowadzenie interesów, ale wkrótce wszystko szybko wróci do normy. Zawsze jest zapotrzebowanie na dobre, niedrogie produkty.

– Niech pan wymieni chociaż jeden dobry produkt, który powstał w kraju komunistycznym – odparł Dirk. – Spójrzmy prawdzie w oczy, Kang. To przegrana sprawa. Na świecie nie ma już miejsca dla despotów, którzy dochodzą do bogactwa lub budują własną potęgę militarną kosztem swoich rodaków. Pan i pańscy kumple na Północy możecie mieć kilka chwil radości, ale w końcu rozgniecie was jak walec idea, która jest wam obca, a nazywa się „wolność".

Kang siedział chwilę w milczeniu.

– Dziękuję za wykład – rzekł wreszcie. – To było bardzo pouczające spotkanie. Żegnam państwa.

Zerknął na swoich ludzi pod ścianą, a ci natychmiast znaleźli się przy Dirku i Summer i podnieśli ich z krzeseł. Dirk chciał złapać nóż ze stołu i zaatakować wartowników, ale zrezygnował, kiedy Tongju wycelował w niego glocka.

– Zabierzcie ich do groty przy rzece – rozkazał Kang.

– Dziękuję za gościnę – mruknął do niego Dirk. – Muszę się zrewanżować.

Kang nie odpowiedział. Skinął głową wartownikom, którzy popchnęli rodzeństwo w kierunku windy. Dirk i Summer spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Mieli mało czasu. Jeśli chcieli się wydostać z łap Kanga, musieli działać szybko.

Problemem był Tongju i jego glock 22. Zabójca trzymał ich pod lufą i na pewno bez wahania nacisnąłby spust.

Wartownicy zaprowadzili Dirka i Summer do windy. Kiedy drzwi się otworzyły, wepchnęli ich brutalnie do środka. Tongju z wyrazem złowrogiej satysfakcji na twarzy warknął coś po koreańsku i został w jadalni z jednym wartownikiem. Dirk odetchnął z ulgą.

Drzwi się zamknęły i w windzie zrobiło się ciasno. Tłok dawał więźniom przewagę. Dirk zerknął na Summer i skinął lekko głową. Siostra mrugnęła do niego. Po chwili złapała się za brzuch, jęknęła i schyliła, jakby miała zwymiotować. Najbliższy wartownik, mięśniak z ogoloną głową, chwycił przynętę. Gdy pochylił się nad Summer, ta wyprostowała się błyskawicznie i z całej siły wbiła mu kolano w krocze. Wybałuszył oczy i z wrzaskiem bólu zgiął się wpół.

Dirk zaatakował drugiego wartownika. Walnął go z dołu pięścią w szczękę. Azjata przewrócił oczami i osunął się nieprzytomny na podłogę.

Trzeci wartownik cofnął się i spróbował unieść karabin, ale Summer złapała za ramiona zgiętego wpół mężczyznę i popchnęła na niego. Łysol wpadł na towarzysza, który stracił równowagę. Dirk dał krok nad leżącym Azjatą i zdzielił niedoszłego strzelca w skroń. Lekko zamroczony wartownik usiłował kopnąć Dirka, ale dostał pięścią w krtań i stracił oddech. Posiniał, chwycił się rękami za gardło i opadł na kolana. Dirk złapał jego karabin i uderzył kolbą w twarz wartownika walczącego z Summer. Cios odrzucił mężczyznę w róg windy i pozbawił go przytomności.

– Dobra robota – pochwaliła Summer.

– Lepiej nie czekajmy na drugą rundę – wysapał Dirk. Winda zwolniła.

Sprawdził, czy karabin jest odbezpieczony, i przygotował się do biegu. Ale kiedy drzwi się otworzyły, nie było dokąd uciekać.

Przywitały ich trzy wycelowane AK-74 z kompensatorami odrzutu na końcach luf. Ochroniarz siedzący przed monitorami widział walkę w windzie, gdzie była zainstalowana kamera, i szybko wezwał posiłki.

– Sou! – krzyknął po koreańsku jeden z Azjatów. Rozkaz był oczywisty.

Dirk i Summer zamarli. Dirk wolno upuścił broń i wyczuł za sobą ruch.

Odwrócił się i zobaczył uniesioną kolbę karabinu trzeciego wartownika. Spróbował się schylić, ale było za późno.

W oczach rozbłysło mu jasne światło i zawirowały gwiazdy. Jak przez mgłę dostrzegł stopy Summer, potem ogarnęła go ciemność i runął na ziemię.

Загрузка...