26

Wyłonili się z ciemności jak zjawy sunące po wodzie. Mężczyźni w czerni płynęli czarnymi pontonami przez czarne morze. Tongju dowodził atakiem pierwszej łodzi. Towarzyszyło mu pięciu twardych komandosów uzbrojonych po zęby. Kim płynął w drugim pontonie z taką samą drużyną. Zmierzali w kierunku „Sea Rovera" w gumowych zodiacach z napędem elektrycznym, jakiego używają wędkarze, by nie płoszyć ryb. Silniki miały podwyższoną moc i przy prędkości trzydziestu węzłów były ledwo słyszalne. W nocnej ciszy rozlegał się tylko plusk fal uderzających w kadłuby.

Na mostku „Sea Rovera" sternik wachtowy zerkał na ekran obracającego się radaru. Obserwował duży statek z prawej burty. Potężny kablowiec stał w odległości mili od „Sea Rovera". Nie zmienił pozycji, odkąd tu przypłynęli. Na zielonym tle ekranu pojawiły się dwie białe smugi. Były gdzieś między „Sea Roverem" a kablowcem. Za słaby sygnał jak na statek, pomyślał sternik. Pewnie radar rejestruje spienione fale.

Dwie łodzie pneumatyczne zwolniły sto metrów od statku NUMA i pokonały resztę dystansu w spacerowym tempie. Tongju podpłynął do sterburty i zaczekał, aż ponton Kima okrąży rufę i znajdzie się przy lewej burcie. W górę poszybowały jednocześnie dwa haki abordażowe w gumowych osłonach i zaczepiły o relingi z obu stron statku. Wzdłuż burt opadły drabinki sznurowe przymocowane do haków. Komandosi szybko wspięli się na górę.

Przy lewej burcie stał biolog morski. Nie mógł zasnąć i obserwował nocne niebo. Nagle usłyszał, że coś uderzyło w statek. Tuż obok niego zaczepił o reling jakiś hak na linie. Zaintrygowany naukowiec wychylił się za burtę, żeby zobaczyć, dokąd prowadzi lina. W tym samym momencie wyrosła przed nim czyjaś głowa. Mężczyźni zderzyli się czołami. Biolog zatoczył się do tyłu. Chciał krzyknąć, ale komandos błyskawicznie wskoczył na pokład i zamachnął się karabinem szturmowym. Kolba trafiła naukowca w szczękę i mężczyzna runął nieprzytomny na pokład.

Dwie drużyny komandosów ruszyły oddzielnie w kierunku dziobu, żeby opanować mostek i kabinę radiową, zanim ktoś zdąży wezwać pomoc. O drugiej w nocy na uśpionym statku panowała grobowa cisza.

Na mostku sternik i drugi oficer popijali kawę i rozmawiali o rozgrywkach akademickiej ligi futbolowej. Tongju i jego dwaj ludzie wpadli do środka prawymi drzwiami i wycelowali broń w twarze marynarzy.

– Na ziemię! – krzyknął po angielsku Tongju. Drugi oficer szybko opadł na kolana, ale sternik spanikował. Rzucił się do ucieczki na lewe skrzydło mostka. Zanim Tongju i jego ludzie zdążyli mu przeszkodzić, w drzwiach pojawił się jeden z komandosów Kima. Walnął sternika kolbą w pierś, potem kopnął w krocze. Marynarz upadł na pokład i zwinął się, jęcząc z bólu.

Tongju obrzucił wzrokiem mostek. Sąsiednia kabina radiowa była pusta. Skinął głową do jednego z komandosów, żeby pilnował sprzętu, i podszedł do drzwi kajuty kapitańskiej za sterownią. Pokazał innemu komandosowi, żeby wtargnął do środka.

Morgan spał, gdy komandos wpadł do kajuty, zapalił światło i wycelował w niego AK-74. Kapitan natychmiast się obudził, zerwał z koi i ruszył na intruza.

– Co jest? – warknął.

Zaskoczony komandos się zawahał. Morgan podbił lufę karabinu do góry i wypchnął napastnika za próg. Komandos poleciał do tyłu, upadł na plecy i uderzył w przegrodę czołową sterowni.

Nim zdążył wstać, Tongju uniósł pistolet półautomatyczny Glock 22 i strzelił do Morgana. Pocisk trafił kapitana w lewe udo i przeszedł na wylot. Na ścianę za Morganem trysnęła krew. Morgan zaklął, chwycił się za nogę i osunął na kolana.

– To statek rządu Stanów Zjednoczonych – wycedził.

– Teraz jest mój – odparł chłodno Tongju- i jeśli będziesz się stawiał, następną kulę wpakuję ci w łeb. – Podszedł do klęczącego kapitana i kopnął go w twarz.

Morgan rozciągnął się na pokładzie, dźwignął się powoli na kolana i spojrzał z nienawiścią na swojego prześladowcę.

Nie był w stanie ostrzec towarzyszy, mógł tylko bezradnie patrzeć, jak grupa intruzów zajmuje jego statek. Wyrwana ze snu załoga nie stawiała oporu na widok luf. Tylko w maszynowni odważny mechanik zdzielił jednego z napastników kluczem hydraulicznym w głowę. Inny komandos natychmiast otworzył ogień do marynarza; na szczęście razy nie były śmiertelne.

Na pokładzie „Sea Rovera" padło jeszcze kilka strzałów, ale po niecałych dwudziestu minutach oddział szturmowy opanował statek badawczy.

Tim Ryan i Mike Farley byli w kabinie kontrolnej operacji podwodnych i monitorowali zanurzenie „Starfisha", gdy do środka wtargnęli dwaj komandosi. Ryan zdążył wymamrotać przez radio:

– Co za cholera?

Potem on i Farley zostali wyrzuceni pod lufami ze stanowiska kontrolnego.

Napastnicy zaprowadzili załogę na pokład rufowy. Za basenem wodującym była cofnięta ładownia, gdzie trzymano pojazd głębinowy i sprzęt. Kim polecił unieść stalową pokrywę włazu, po czym kazał przerażonym więźniom zejść po drabince do przepastnego ciemnego pomieszczenia.

Do Kima podszedł Tongju. Za jego plecami jeden z komandosów szturchał lufą kulejącego Morgana.

– Melduj – powiedział Tongju.

– Zadanie wykonane – zameldował z dumą Kim. – Jedna ofiara w maszynowni, Ta-kong. Ale statek opanowany. Wszyscy więźniowie są w ładowni rufowej. Jin-chul znalazł w laboratorium osiem bomb. – Wskazał żylastego komandosa, który stał z drugiej strony pokładu. – Pojazd głębinowy właśnie wydobywa następne bomby.

Tongju odsłonił w uśmiechu pożółkłe zęby.

– Bardzo dobrze. Zawiadom „Baekje". Niech podpłynie do nas i zabierze bomby.

– Niedaleko zajdziecie – wtrącił Morgan, plując krwią.

– Jesteśmy dalej, niż ci się wydaje – odparł Tongju.

Trzysta metrów pod „Sea Roverem" Summer układała w prowizorycznym pojemniku dziesiątą bombę. Kiedy skończyła, zabezpieczyła obie manipulatorami.

– Mamy dziesięć, zostały dwie – zwróciła się do Dirka. – Możesz nas zabrać do domu.

– Tak jest, milady – odrzekł, uruchomił napęd „Starfisha" i wycofał się z ciasnego hangaru.

Kiedy wydostali się z 1-411, Summer połączyła się z kabiną kontrolną statku.

– „Sea Rover", tu „Starfish". Mamy następną partię towaru i przygotowujemy się do powrotu, odbiór.

Odpowiedziała jej cisza. Wywołała statek jeszcze kilka razy, ale nikt się nie odezwał. Rozpoczęli wznoszenie.

– Ryan musiał zasnąć – powiedział Dirk.

Summer stłumiła ziewnięcie.

– Trudno go za to winić. Jest wpół do trzeciej nad ranem.

– Mam tylko nadzieję, że facet na dźwigu nie śpi – mruknął Dirk.

Kiedy zbliżyli się do powierzchni, zobaczyli znajomy blask reflektorów.

Skierowali „Starfisha" do kręgu świateł i wynurzyli się w basenie wodującym. Zaczęli wyłączać elektronikę, więc nie zwracali uwagi na ciemne postacie na pokładzie, gdy opuszczano hak dźwigu i przyczepiano do pojazdu. Dopiero gdy zostali gwałtownie szarpnięci do góry i przeniesieni na pokład z takim rozmachem, że prawie uderzyli w lewą burtę, zdali sobie sprawę, że coś jest nie tak.

– Kto obsługuje ten dźwig, do cholery? – warknęła Summer. – Nie wiedzą, że mamy tu dwie bomby?

Dirk wyjrzał przez kopułę kokpitu.

– Czeka na nas dziwny komitet powitalny.

Na wprost nich Azjata w czarnym stroju paramilitarnym celował z pistoletu w brzuch kapitana Morgana. Dirk popatrzył na jego długie obwisłe wąsy i krzywe żółte zęby odsłonięte w złowrogim uśmiechu. Potem spojrzał w jego czarne oczy. Dostrzegł w nich okrucieństwo i całkowitą obojętność. To były oczy zabójcy.

Summer wstrzymała oddech na widok Morgana. Miał zabandażowane lewe udo, strużki zakrzepłej krwi na łydce, opuchnięty policzek i podbite oko, a z jego rozciętej wargi krew kapała na koszulę. Ale nie okazywał strachu.

Przed kopułą „Starfisha" pojawili się dwaj komandosi. Wymachiwali AK-74, pokazując Dirkowi i Summer, żeby wysiedli. Kiedy oboje wydostali się z pojazdu, zaprowadzono ich pod lufami do Morgana i Tongju.

– Pan Pitt – powiedział Tongju. – Miło, że pan do nas dołączył.

– Chyba nie miałem przyjemności pana poznać – mruknął Dirk.

Tongju lekko skłonił głowę.

– Jestem tylko skromnym sługą Japońskiej Czerwonej Armii, moje nazwisko nie ma więc znaczenia – odrzekł uprzejmie i uśmiechnął się.

– Nie wiedziałem, że ktoś z tego klubu pomyleńców pozostaje na wolności.

Tongju nadal się uśmiechał. Nie drgnął mu żaden mięsień twarzy.

– Macie piętnaście minut na wymianę akumulatorów w pojeździe głębinowym i przygotowanie się do wydobycia dwóch ostatnich bomb.

– Obie są uszkodzone i w kawałkach – skłamał Dirk. Starał się gorączkowo ułożyć plan działania.

Tongju uniósł pistolet wycelowany w brzuch Morgana i przystawił lufę do prawej skroni kapitana.

– Macie czternaście minut. Potem zastrzelę jego i was – ostrzegł, nie przestając się uśmiechać.

Dirk popatrzył na szaleńca. Miał ochotę rzucić się na niego. Powstrzymał go delikatny dotyk dłoni Summer na ramieniu.

– Chodź, mamy mało czasu – powiedziała i pchnęła go lekko w stronę wózka z akumulatorami.

Morgan spojrzał na Dirka i skinął głową. Zmagając się z uczuciem bezradności, Dirk zaczął przenosić akumulatory do „Starfisha". Nie spuszczał z oka dowódcy komandosów.

Kiedy przygotowywali pojazd do ostatniego zanurzenia, przyprowadzono pod lufami jeszcze kilku członków załogi i kazano im wejść do ładowni. Summer zauważyła przerażone miny dwóch laborantów, gdy brutalnie popychano ich do włazu.

Dirk i Summer wymienili akumulatory w dwanaście minut. Nie mieli już czasu na kontrolę systemów.

Tongju przeszył wzrokiem dwoje Amerykanów, którzy górowali nad nim wzrostem.

– Wydobędziecie bomby i wrócicie na statek. Macie półtorej godziny. Tylko bez żadnych głupstw, bo poniesiecie poważne konsekwencje.

– Na pańskim miejscu martwiłabym się raczej o to, jakie wy poniesiecie konsekwencje za porwanie rządowego statku – wyrzuciła z siebie Summer.

– Żadnych, bo ten statek zniknie bez śladu – odparł Tongju z uśmiechem.

Nim zdążyła odpowiedzieć, odwrócił się na pięcie i odszedł. Zastąpili go dwaj komandosi, którzy wycelowali w rodzeństwo karabiny szturmowe.

– Chodźmy, siostro – mruknął Dirk. – Nie ma sensu dyskutować z psychopatą.

Dirk i Summer znów usadowili się w kokpicie „Starfisha" i operator dźwigu szarpnął ich brutalnie do góry. Kiedy byli w powietrzu, Dirk zobaczył przez kopułę kabiny, że komandosi wpychają Morgana do ładowni. Azjata na dźwigu uniósł masywną pokrywę włazu i ułożył na miejscu. Cała załoga została uwięziona pod pokładem. „Starfish" opadł gwałtownie do basenu wodującego i odczepiono hak.

– On chce zatopić „Sea Rovera" – powiedział Dirk, kiedy zaczęli powolne zanurzenie.

– Z załogą zamkniętą w ładowni? – Summer z niedowierzaniem pokręciła głową.

– Tak – odrzekł Dirk ponuro. – I nie mamy sposobu na wezwanie pomocy.

– Niestety. Podwodny system łączności do niczego się nie przyda, a na powierzchni nasz sygnał miałby za mały zasięg. Dotarłby najwyżej do kilku chińskich rybaków.

– Albo do kablowca, który pewnie jest statkiem wsparcia tych typów – dodał Dirk.

– Nasz wywiad nie docenił Japońskiej Czerwonej Armii – powiedziała Summer. – Ci faceci nie wyglądają na ekstremistów z dynamitem przypasanym do pleców.

– Nie. Sprawiają wrażenie dobrze wyszkolonych zawodowych żołnierzy. Ktokolwiek stoi za tą operacją, zna się na rzeczy i ma odpowiednie fundusze.

– Ciekawe, co chcą zrobić z bombami?

– Może planują zamach w Japonii? Nie, to mało prawdopodobne. Wydaje mi się, że planują coś na znacznie większą skalę. Ale nie mam pojęcia, co.

– Na razie mamy inny problem. Trzeba uratować naszą załogę.

– Naliczyłem ośmiu komandosów, ale bez wątpienia jest ich więcej. Nie pokonamy ich kilkoma śrubokrętami – odparł Dirk, sprawdzając zawartość skrzynki narzędziowej zamontowanej za jego fotelem.

– Będziemy musieli uwolnić część załogi, żeby nam pomogła.

– Dobry pomysł, ale jak otworzyć ładownię? Wątpię, żeby nasi przyjaciele w czerni pozwolili mi wejść na dźwig i odsunąć pokrywę.

– Może jest jakieś inne wyjście z ładowni? – zastanawiała się Summer.

– Nie – odparł Dirk. – Ładownię oddziela od śródokręcia basen wodujący.

– Wydaje mi się, że Ryan przeciągał kabel zasilający inną drogą niż przez właz.

Dirk pomyślał chwilę i coś sobie przypomniał.

– Masz rację. W przegrodzie jest mały wywietrznik. Tuż za basenem wodującym. Służy do wypuszczania szkodliwych oparów, gdy w ładowni są przechowywane chemikalia. Na pewno zmieści się w nim człowiek, ale problem w tym, że jest zamknięty od zewnątrz.

– Więc trzeba go otworzyć – powiedziała Summer.

Przeanalizowali kilka możliwości i w końcu ułożyli plan. Wymagał dobrej koordynacji, umiejętności i odwagi. Ale przede wszystkim szczęścia.

Загрузка...