Załoga „Sea Rovera" rozpoczęła przygotowania do zbadania podwodnego obiektu. Kapitan Morgan zatoczył krąg i ustawił statek dokładnie nad celem, wykorzystując współrzędne GPS dostarczone przez Audry. Uruchomiono sterowane komputerowo pędniki boczne, które utrzymywały „Sea Rovera" w miejscu mimo znoszącego go prądu morskiego i wiatru.
Na pokładzie rufowym Dirk, Summer i pierwszy oficer Ryan przeprowadzili kontrolę przedzanurzeniową „Starfisha". Supernowoczesny pojazd podwodny zaprojektowany do badań naukowych na dużych głębokościach mógł operować dwa tysiące metrów pod powierzchnią morza. Przypominał wielką przezroczystą kulę ułożoną na wózku widłowym. Akrylowa kopuła dwuosobowego kokpitu, która zapewniała panoramiczny widok morza, miała grubość piętnastu centymetrów. Kabinę wypełniały sensory, aparaty fotograficzne, kamery i urządzenia sterownicze. Za kopułą i pod nią zamontowano cztery zespoły przestawnych pędników, dzięki którym pojazd miał dużą manewrowość. Dwa przegubowe ramiona manipulatorów po obu stronach kabiny służyły do pobierania próbek i obsługi aparatury analizującej dane. Ponieważ prawe ramię było większe niż lewe, pojazd poruszający się na dnie morza wyglądał jak krab. Summer spojrzała na ostatnią pozycję na liście kontrolnej.
– To chyba wszystko. Jesteś gotowy?
Dirk wyszczerzył zęby w uśmiechu.
– Pod warunkiem, że będę prowadził.
Wcisnęli się przez właz do małego kokpitu. Choć w środku było ciasno, siedzieli wygodnie w wyściełanych fotelach kapitańskich. Dirk założył na głowę słuchawki z mikrofonem.
– Tu „Starfish" – powiedział do pierwszego oficera, żeby sprawdzić łączność.
– Przygotujcie się do wodowania – zabrzmiał w słuchawkach głos Ryana.
Dźwig w górze nawinął na bęben grubą linę przewleczoną przez dwa ucha pojazdu i uniósł go w powietrze. „Starfish" zawisł metr nad pokładem. Ryan wcisnął przycisk na bocznej konsoli i dwie części pokładu rozsunęły się na rolkach w kierunku burt. W dole ukazało się jasnozielone morze. Ryan wcisnął inny włącznik i pod wodą rozbłysły reflektory umieszczone wzdłuż krawędzi dużego basenu wodującego w dnie „Sea Rovera". Wielka ryba zaskoczona nagłym blaskiem umknęła z dziwnej dziury w kadłubie statku. Pomarańczowy pojazd opuszczono powoli do wody. Kiedy Dirk zameldował, że wszystkie systemy „Starfisha" działają, odczepiono linę dźwigu.
– Lina odczepiona – oznajmił przez radio Ryan. – Możecie odpływać. Pomyślnych łowów.
– Dzięki za zrzut – odpowiedział Dirk. – Zatrąbię, jak wrócimy ze sklepu.
Po raz ostatni sprawdził pędniki, a Summer otworzyła zawór zbiornika balastowego i komorę wypełniła słona woda. Pojazd zaczął wolno opadać w głębiny.
Woda stopniowo zmieniła barwę z jasnozielonej na brunatną, a potem na czarną. Summer włączyła baterię mocnych reflektorów ksenonowych. Zanurzenie na głębokość trzystu metrów miało trwać prawie piętnaście minut. Mimo niskiej temperatury na zewnątrz w kabinie wkrótce zrobiło się za ciepło. Nagrzewały ją pracujące urządzenia elektroniczne. Summer włączyła klimatyzację. Dla zabicia czasu Dirk przypomniał kilka starych dowcipów Jacka Dahlgrena, a Summer opowiedziała bratu o badaniach skażenia morza wzdłuż wschodniego wybrzeża Japonii.
Na głębokości dwustu siedemdziesięciu metrów zaczęła manipulować regulatorem wyporności, żeby spowolnić opadanie i uniknąć uderzenia o dno. Widoczność się poprawiła i wkrótce Dirk zobaczył w dole wyłaniający się z mroku znajomy kształt.
– Jest. Dokładnie pod nami.
Czarny kiosk wielkiego okrętu podwodnego sterczał w górę jak miniaturowy wieżowiec. „Starfish" zawisł nad śródokręciem 1-411. Tak jak 1-403, ten okręt również spoczywał na dnie prawie pionowo, przechylony o zaledwie piętnaście stopni. Było na nim o wiele mniej narośli niż na 1-403, wyglądał więc, jakby zatonął kilka miesięcy temu, a nie przed wielu laty. Dirk uruchomił pędniki i cofnął „Starfisha". Summer wyregulowała wyporność tak, żeby pozostali na głębokości dwustu dziewięćdziesięciu metrów, na poziomie pokładu okrętu podwodnego.
– Ależ ogromny! – wykrzyknęła, ogarnąwszy wzrokiem potężny kadłub.
Nawet w świetle reflektorów „Starfisha" widziała tylko część okrętu.
– Znacznie większy niż zwykły U-Boot z czasów II wojny światowej – odrzekł Dirk. – Zobaczmy, gdzie dostał.
Manewrując pędnikami, popłynął wzdłuż sterburty tuż nad zaokrągloną krawędzią pokładu. Kiedy okrążał rufę, Summer wskazała dwie olbrzymie mosiężne śruby wystające z mulistego dna. Popłynęli wzdłuż lewej burty w stronę dziobu. Po około piętnastu metrach zobaczyli wielką wyrwę w kadłubie.
– Trafienie torpedą numer jeden – zawołał Dirk.
Ustawił „Starfisha" tak, żeby reflektory oświetliły nieregularną dziurę. Otwór przypominał rozwartą paszczę rekina o stalowych zębach. Skręcili i ruszyli dalej. Po dziesięciu metrach trafili na drugą wyrwę.
– Trafienie torpedą numer dwa – powiedział Dirk.
Ta dziura była znacznie wyżej, na krawędzi pokładu, jakby okręt został trafiony z góry.
– Masz rację, to musi być trafienie drugą torpedą – przyznała Summer. – Rufa opadła po pierwszym trafieniu, dziób odchylił się w górę i wtedy dostali drugi raz.
– Załoga „Swordfisha" nieźle strzelała. Musieli zaskoczyć Japończyka w nocy, kiedy płynął na powierzchni.
Summer wskazała duży tunel biegnący wzdłuż pokładu rufowego do kiosku.
– To hangar? – zapytała.
– Tak. Wygląda na to, że rozerwała go eksplozja – odparł Dirk i skierował pojazd w stronę otworu. Brakowało około sześciu metrów tunelu. W świetle reflektorów zobaczyli środek hangaru. Na tylnej ścianie wisiało trójłopatowe śmigło. Dirk zwiększył obroty pędników, skręcił i minął kiosk z kilkoma nienaruszonymi platformami artyleryjskimi. Dotarli nad pokładem do dziobu i zatrzymali się nad ogromnym sterem głębokości, który wystawał z okrętu niczym wielkie skrzydło.
– Koniec plenerowej części wycieczki – powiedział Dirk. – Sprawdźmy ładunek.
– Najpierw zameldujmy się na górze. – Summer założyła słuchawki z mikrofonem i wcisnęła przycisk nadajnika. – „Sea Rover", tu „Starfish". Znaleźliśmy zająca wielkanocnego i ruszamy na poszukiwanie pisanek.
– Przyjąłem – odpowiedział Ryan. – Uważajcie na koszyk.
– Chyba bardziej boi się o swój pojazd niż o nas – stwierdził Dirk.
Summer pokręciła głową.
– Typowy facet. Ma emocjonalny stosunek do mechanicznych zabawek.
– Nie rozumiem, o co ci chodzi – zażartował Dirk. Skierował „Starfisha" nad dziób okrętu podwodnego i popatrzył uważnie na pokład. Po kilku minutach dostrzegł to, czego szukał. – Widzę właz do górnej torpedowni. Tam powinna być broń biologiczna. Tak było na 1-403.
Podpłynął do włazu, posadził „Starfisha" na pokładzie 1-411 i wyłączył pędniki.
– Jak z twoimi umiejętnościami włamywaczki? – zapytał siostrę.
W przeciwieństwie do 1-403, tu właz dziobowy był szczelnie zamknięty i zaryglowany kołem. Summer przesunęła joystick ukryty w podłokietniku fotela, uruchamiając prawy manipulator hydrauliczny. Przegubowe ramię wyprostowało się na całą długość. Summer krótkimi ruchami sterownika opuściła je wolno w kierunku włazu. Z chirurgiczną precyzją rozwarła chwytak i zacisnęła na kole ryglującym.
– Dobra robota – pochwalił Dirk.
– Żeby tylko się otworzył – odparła. Poruszyła drugą dźwigienką i mechaniczna ręka zaczęła się obracać. Oboje przywarli twarzami do kopuły kabiny i patrzyli, czy koło ryglujące ustąpi. Niestety, nawet nie drgnęło. Summer spróbowała kilka razy w lewo i w prawo. Bez skutku. – To tyle, jeśli chodzi o mój hydrauliczny wytrych – mruknęła.
– Nie puszczaj koła – powiedział Dirk. – Spróbujemy je pociągnąć.
Uruchomił pędniki, uniósł „Starfisha" z pokładu i dał całą wstecz. Koło ryglujące nie puściło, zaczął więc przesuwać pojazd w przód i w tył, próbując odryglować właz szarpnięciami.
– Urwiesz manipulator – ostrzegła Summer.
Dirk nie rezygnował. Przy następnym pociągnięciu zauważył, że koło nieznacznie się poruszyło. Kolejne szarpnięcie przesunęło je o ćwierć obrotu.
– Niech wie, kto tu jest szefem – powiedziała Summer.
Dirk się uśmiechnął.
– Tylko nie mów Ryanowi, że jego zabawka ma teraz prawe ramię dłuższe niż przedtem.
Zawiśli nad włazem i Summer przy użyciu manipulatora szybko odkręciła koło ryglujące. Potem Dirk cofnął „Starfisha" i metalowe ramię w końcu uniosło właz. Wrócili nad otwór i zajrzeli do środka. Ale zobaczyli tylko ciemność.
– To robota dla „Snoopy'ego" – powiedziała Summer. – Ty sterujesz.
Dirk wyjął laptop sterujący i włączył zasilanie. Błysnął rząd zielonych diod.
– Gotowe – mruknął i uruchomił przyciskiem miniaturowe pędniki.
Z zewnętrznego uchwytu pod kokpitem wystartował mały ROV – zdalnie sterowany pojazd podwodny. Miał wielkość nesesera i był po prostu pływającą kamerą wideo na uwięzi, zaopatrzoną w elektryczne pędniki. Mógł penetrować ciasne przestrzenie i nadawał się idealnie do badania zakamarków wraka.
Summer obserwowała, jak „Snoopy" pojawia się w polu widzenia i wpływa do otwartego włazu wśród pęcherzyków powietrza. Dirk wcisnął inny przycisk i na kolorowym monitorze ukazał się obraz z kamery. Patrząc na ekran, skierował pojazd do znajomej już torpedowni. „Snoopy" minął pięć dużych torped na stojakach. Zatoczył krąg i kamera pokazała ten sam widok przy drugiej burcie. 1-411 najwyraźniej nie spodziewał się walki, kiedy zaskoczył go „Swordfish".
Ale Dirka nie interesowały torpedy. Poprowadził ROV-a w głąb torpedowni i zaczął ją metodycznie przeszukiwać od burty do burty w kierunku rufy.
– Ani śladu bomb i ich skrzyń – powiedział, kiedy skończył. – Ale mogą być niżej, w drugiej torpedowni.
– Możesz tam wprowadzić „Snoopy'ego"? – spytała Summer.
– W pokładzie jest luk załadunkowy, ale wątpię, żeby „Snoopy" zdołał go otworzyć. Muszę wymyślić inną drogę.
Przyjrzał się torpedowni okiem obiektywu kamery ROV-a i zauważył właz do kwater podoficerów. Przejście było otwarte. Wprowadził tam pojazd. Summer wskazała róg ekranu.
– Tam jest drabinka.
Dirk skierował ROV-a wokół masy szczątków do otwartego włazu w pokładzie. „Snoopy" opadł w dół i wpłynął do drugiej torpedowni poziom niżej. Była trochę mniejsza od górnej, bo przestrzeń ograniczało zwężenie kadłuba, ale wyglądała identycznie. Tu też leżał komplet dziesięciu torped typu 95. Choć kabel zasilający ROV-a rozwinął się prawie do końca, Dirk ostrożnie poprowadził pojazd wokół torpedowni. Kamera nie pokazała nic poza torpedami.
Summer z rozczarowaniem pokręciła głową.
– Wygląda na to, że nie będzie pisanek.