23

Angel Snodgrass była szesnastolatką o długich, gęstych naturalnych blond włosach, i niebieskich oczach. Na jej twarzy nie było śladu makijażu.

Rzeczywiście wyglądała jak anioł. Tajny funkcjonariusz obyczajówki przyłapał ją na nagabywaniu mężczyzn w okolicach pubu Grove Creek w centrum handlowym Hammerson w Fairfax.

– Angel? Jestem agent specjalny Savich, a to jest agentka Sherlock z FBI. Chcielibyśmy z tobą porozmawiać. Położyła swoje niezwykle blade ręce na stole i wpatrywała się w nie.

– Dlaczego jesteście specjalni? Savich uśmiechnął się.

– Z tego, co wiem, zanim Hoover * przejął władzę w FBI, panował tam wielki chaos – żadnego badania pochodzenia, zero szkoleń, dziedziniec dla przestępców. Hoover to wszystko zmienił, ogłosił, że jego agenci odtąd będą agentami specjalnymi, i od tamtej pory nosimy takie właśnie tytuły. Obecnie jest wielu specjalnych agentów, ale my byliśmy pierwszymi.

Savich nie był pewny, czy to była do końca prawda, ale brzmiało to dość wiarygodnie. Angel zastanowiła się nad tym przez chwilę, wpatrując się w jego twarz.

– A kto to jest Hoover? – zapytała.

– Ach, to było tak dawno temu. Gdzie jest twój dom, Angel? zapytał ją.

– Jakie to ma znaczenie, skoro tam nie wracam?

– Po co były te sztuczki? – zapytała Sherlock. Angel wzruszyła ramionami.

– Miałam ochotę na hamburgera. Do pubu Grove Creek przychodzi wielu biznesmenów, a w centrum handlowym kręci się mnóstwo facetów. Jestem młoda i ładna, więc zwykle dostawałam też duże napiwki. Gdyby ten gliniarz mnie nie przyłapał, mogłabym sobie kupić kilkanaście hamburgerów. A teraz muszę jeść gówniane żarcie w tej dziurze. Czego właściwie chcecie, specjalni ludzie? Czy ktoś się nad nią znęcał, zanim uciekła z domu? Savich wiedział, że z tą dziewczyną nie będzie łatwo, że sprowadzenie jej na dobrą drogę będzie wyzwaniem. Sherlock wyprostowała się na krześle.

– Potrzebujemy twojej pomocy, Angel. Kelner, któremu dałaś numer swojej komórki w restauracji Blue Fox, powiedział nam, że byłaś tam z Roderickiem Lloydem. Proszę, opowiedz nam o nim.

– Dlaczego? Co zrobił Roddy? Savich przyglądał się jej uważnie.

– Cóż, Angel, Roddy to bardzo zły człowiek. W tej chwili jest w szpitalu w zachodniej Wirginii, bo próbował zamordować kobietę. Na szczęście dla siebie, była sprytniejsza i szybsza od niego, bo złapała strzelbę i postrzeliła go. Angel odrzuciła do tyłu głowę, a piękne blond włosy spłynęły na plecy.

– Cóż, przyznam, że nie jestem tym zaskoczona. Rody zawsze się chełpił, jaki to on jest ważny, że kiedy ktoś ma problem, on może go rozwiązać. Był taki nadęty, kiedy powiedział mi, że musi na kilka dni wyjechać z miasta i opanować sytuację zleconą przez bardzo kogoś bardzo ważnego. Nie zdradził mi jego nazwiska, jeżeli to chcecie wiedzieć.

Zastanawiałam się, dlaczego Roddy do mnie nie zadzwonił, potem zorientowałam się, że moja komórka padła i nie mogę jej naładować, bo mieszkanie Roddy'ego jest zamknięte, a ja nie mam kluczy. Czy on umrze?

– Nie – odparła Sherlock. – Ale nie jest w najlepszym stanie. Na razie ma niesprawne obie ręce.

– Podejrzewałam, że jest płatnym mordercą czy kimś tym stylu – powiedziała Angel, spoglądając przez prawe ramię Savicha i zniżając głos. – Mogę sobie wyobrazić, że zawalił sprawę. Jak się nad tym dobrze zastanowić, to nawet w łóżku zawsze kończył zbyt szybko. Nic dziwnego, że to też schrzanił.

– Opowiedział ci o tej sytuacji, którą musiał rozwiązać? zapytał Savich.

Wyjął z kieszeni paczkę gumy do żucia i poczęstował ją. Wzięła listek gumy, długimi bladymi palcami rozwinęła go z papierka i włożyła sobie do ust.

– To nie jest wprawdzie Big Mac, ale też nieźle. Dziękuję, agencie specjalny.

– Proszę bardzo.

Przez chwilę w miłej atmosferze milczenia żuli sobie gumę, po czym Savich odezwał się:

– Jeżeli chodzi o sytuację, z którą musiał poradzić sobie Roddy, na pewno docenimy, jeżeli powiesz nam dokładnie, co o tym wiesz.

Błysk niepokoju na ułamek sekundy pojawił się w jej oczach.

– Kobiecie, którą próbował zabić – powiedział spokojnie Savich. – A zamiast tego ona postrzeliła jego. Dalej grozi jej niebezpieczeństwo ze strony osób lub osoby, która wynajęła Roddy'ego. Czy mówił ci coś na ten temat?

Angel zaczęła stukać palcami o zniszczony blat. Savich nie był ślepy i zauważył blask w jej niewinnych niebieskich oczach. Ach, więc mieli do czynienia z dobrze zapowiadającym się negocjatorem.

– Nie – zaczęła Angel. – Słowem nie wspomniał i nic nie wiem… Savich przerwał jej łagodnie:

– Jeżeli nam pomożesz, dopilnuję, żebyś została wynagrodzona. Chodzi o… hm, nie jestem pewien, może pięćset dolarów, zależy od informacji.

– Gówno prawda – burknęła Angel.

– No tak – przyznał Savich. – Ale kupiłbym ci dużo Big Maców i nową ładowarkę do twojej komórki.

– Hm – mruknęła Angel. – A skąd mogę wiedzieć, że mogę ci ufać? To znaczy, niezłe z ciebie ciacho, ale to nie zmienia faktu, że jesteś federalnym. Może przyjdzie mi czekać na nagrodę parę tygodni, a może parę lat.

Savich wyciągnął portfel i dostrzegł, że ona nie spuszcza z niego wzroku. Powoli wyciągnął z niego pięć banknotów studolarowych, które dziś rano wyjął z bankomatu.

– Na dowód, że możesz mi zaufać, pokażę ci nagrodę. Jest twoja, jeżeli to, co powiesz, okaże się nam przydatne. Ani na chwilę nie spuściła wzroku z pliku banknotów.

– Pierwszy na zachętę – powiedział Savich i podsunął w jej stronę jeden banknot. – Żeby udowodnić moje dobre intencje.

Angel złapała go i wetknęła do stanika.

– Bardzo panu do twarzy w zielonym – zauważyła, uśmiechając się szeroko. – No, dobrze, coś wam mogę powiedzieć. Po trzech burbonach Roddy zrobił się rozmowny i powiedział mi, że powinien zostać lepiej opłacony za poradzenie sobie z tą sytuacją. Roddy zawsze tak mówił. Twierdził, że płacą mu śmiesznie małe pieniądze za jego talent, i takie tam. Prawie wykrzyczałam mu w twarz: „Jesteś stary i paskudny, kto miałby ci za cokolwiek zapłacić?”, ale dzięki niemu mam gdzie się zatrzymać. Roddy jest mało wymagający i szybko kończy w łóżku, więc trzymałam buzię na kłódkę. Twierdził, że to naprawdę pilna robota. Kiedy wybierał się do tego prowincjonalnego miasteczka, nie miał czasu, żeby zrobić rozeznanie, twierdził, że nie cierpi tak działać w ciemno, ale z tego, co wiem, zawsze tak robił, po prostu jak gdyby nigdy nic gdzieś jechał i liczył na to, że mu się uda. Co za kretyn. Czy to jest przydatne?

– Niezbyt – odparł Savich i dotknął drugiej studolarówki, patrząc jej w twarz. Angel wyciągnęła ręce w stronę banknotu.

– No dobra. Podsłuchiwałam, kiedy rozmawiał przez telefon, stąd wiedziałam, że ma robotę. Znał osobę, z którą rozmawiał, zwracał się do niej z szacunkiem, zapewniał, że może załatwić wszystko, że można mu zaufać, i takie tam pierdoły.

– Nie zwracał się do tej osoby po imieniu?

– Nie, tylko uważnie słuchał i powtarzał temu komuś, że wszystkim się zajmie i że nie ma problemu.

– A co powiedział, kiedy odłożył słuchawkę?

– Powiedział, że ma mało czasu i że jutro musi jechać do tego małego miasteczka w Kentucky. Wyjechał w poniedziałek z samego rana. W trakcie tej rozmowy dużo notował. Chyba wskazówki. Potem faksem przyszło to zdjęcie.

Savich podsunął jej kolejną studolarówkę, którą schowała za biustonoszem.

– Tak, ten faks – to było zdjęcie młodej ładnej kobiety, z blond włosami – znowu potrząsnęła włosami. – Miała taki fajny warkocz. Zapytałam, co zamierzał jej zrobić, a on powiedział, że nic takiego, tylko ją trochę postraszy, i znowu wypił szklankę burbona.

Kiedy nalewał sobie kolejną, przyjrzałam się jej zdjęciu – pochodziło z jej prawa jazdy i było marnej jakości, ale pomimo to mogłam stwierdzić, że jest bardzo ładna. Kiedy zrobię prawo jazdy, – prześpię się z jakimś dobrym fotografem, który zrobi mi porządne zdjęcie. Savich zaczął rozkładać kolejny – trzeci już banknot.

– Zabrał mi faks i zaczął mówić coś do siebie. Powtarzał w kółko: Potrzebuję do tego magazynku, albo dwóch. Skąpi łajdacy.

Łajdacy. Liczba mnoga. Savich pokiwał głową.

– Angel, czy Roddy może przypadkiem używał kiedyś twojej komórki? Zaczęła się nad tym zastanawiać, a Savich dostrzegł jej duży wysiłek umysłowy.

– Może kilka razy.

– A jak dawno ten student – doktorant zapłacił za twoje usługi telefonem komórkowym?

– Pewnie powinnam wam powiedzieć, że poderwałam tego studenta, kiedy byłam już z Roddym.

– I nadal masz swoją komórkę?

– Tak, ale jest tak stara, jak ryba, którą zastrzelił wuj Bobby, kiedy celował do mojego młodszego brata. Nie, pomyślał Savich, nie będę ciągnąć tego tematu.

– Chciałbym pożyczyć twoją komórkę, Angel. Oddam ci ją. Zapłacę ci za wypożyczenie. Co ty na to? W jej niewinnych oczach pojawiła się chciwość.

– A ile chce mi pan zapłacić? To dobry telefon, ma dużo fajnych funkcji. Ale szczerze mówiąc, niestety chyba nie mam na nim zbyt wielu minut.

– Mnie to nie przeszkadza – odparł Savich.

– Wie pan, telefon komórkowy jest jak facet: jeżeli co noc me podłączasz go do kontaktu i dobrze nie naładujesz, nie ma z niego żadnego pożytku.

Savich przesunął po stole w jej kierunku dwie studolarówki, a Angel sięgnęła do kieszeni po telefon.

– Przydałaby mi się szminka, ale nie oddadzą mi mojej torebki. Telefonu nie zabrali pewnie dlatego, że padł.

– Nie martw się, kiedy ci go zwrócę, będzie naładowany. – Savich wstał, zostawiając kolejny banknot na stole. – Sherlock, może dasz Angel swoją szminkę? Ma naprawdę ładny odcień. Sprawdź, czy nie chciałaby zarobić kolejnej stówy.

– Do zobaczenia wkrótce – powiedział do Angel. – Myślę że twoje informacje były na tyle cenne, że porozmawiam z odpowiednimi ludźmi i oni wycofają oskarżenia.

Spojrzała na niego zdumiona.

Podniósł rękę, chcąc uciszyć ewentualną reakcję dziewczyny.

– Zaczekaj, Angel, zrobię to, jeżeli przyrzekniesz mi, że zadzwonisz pod ten numer. – Wręczył jej wizytówkę. – Ten facet pomaga takim dzieciakom, jak ty. Zadzwonisz do niego?

Zobaczył kłamstwo w jej oczach. Tak, oczywiście, panie agencie specjalny, natychmiast zadzwonię do… pana Hanratty.

Podał jej rękę i zostawił ją z Sherlock, żeby sprawdziły, czy szminka pasuje. W korytarzu spotkał panią Limber, asystentkę dyrektora tego ośrodka.

– Bardzo dobrze nam poszło – zwrócił się do niej. – Dziękuję, ze pozwolili nam państwo porozmawiać z nią na osobności. Sprawdzę, czy może zostać zwolniona.

Pani Limber, łagodna kobieta z wielkimi okularami na nosie, poklepała go po ramieniu.

– Angel ma charakter i głowę na karku, ale ma też złodziejską duszę. Wie pan, niektóre z nich tak mają.

– Tak – odparł. – Wiem, ale…

– Ona jest jak rozpędzony pociąg – nie zatrzyma się. Widzę, ze ma pan rozładowany telefon Angel. Pożyczyć panu ładowarkę?

Tymczasem Sherlock uśmiechała się na widok ładnego ciemnoróżowego odcienia szminki na ustach Angel.

– Bardzo ci do twarzy w tym kolorze. Możesz zatrzymać szminkę i lusterko.

– Chcę Big Maca – powiedziała Angel, odrzucając do tyłu włosy. Sherlock pogładziła ostatnią studolarówkę.

– To może opowiesz mi, jak poznałaś Roddy'ego? Sherlock znalazła Savicha siedzącego pod drzewem przed ośrodkiem. Mrucząc coś pod nosem, bawił się komórką Angel. Podniósł wzrok.

– Zarobiła ostatnią stówę?

– Tak, i dodatkowo nasz przyszły Donald Trump wszedł w posiadanie mojej szminki, lusterka i grzebienia. Aha, i powiedziała mi, że możesz zatrzymać jej komórkę. Za tę kasę, którą z ciebie zdarła, kupi sobie nową. Nie może doczekać się, aż w końcu się stąd zerwie. No nie wiem, Dillon, sama nie wiem.

– Czasami trzeba puścić rybę wolno. Nie uwierzysz, co znalazłem w jej komórce.

Загрузка...