25

Była dobra, pomyślał Jack, bardzo dobra, wprawna manipulatorka. Odwróciła kota ogonem, a to, co powiedziała, miało sens. Dla Jacka było oczywiste, że Rachael nigdy tego nie rozważała. Wyglądała na oszołomioną.

– Pani Kostas, jak rozumiem, pani ojciec był takim despotą, że matka Rachael bała się go do tego stopnia, że nie powiedziała Rachael, kim jest jej prawdziwy ojciec, aż do śmierci Cartera Alaine'a Abbotta – powiedział Jack.

– To nonsens. Absolutny nonsens. Mój ojciec był wielkim człowiekiem, błyskotliwym, o niezwykłej przenikliwości. Proszę się rozejrzeć, to on pięćdziesiąt lat temu założył Abbott Enterprises przy niewielkim centrum handlowym i proszę, czym teraz jest – marką znaną na całym świecie. Nazwisko Abbott jest podziwiane i szanowane, a to wszystko spuścizna mojego ojca.

Dla swojej rodziny był uosobieniem dobroci. Ale powiem wam coś, nie mógł znieść głupców i kłamców, chronił swoje dzieci, opiekował się nimi. Kiedy zobaczył twoją matkę, wiedział, kim była, i uchronił przed nią swojego syna. Pojawiłaś się na progu domu mojego brata, bo twoja matka intrygantka potrzebowała pieniędzy, a ty mogłaś je dla niej zdobyć.

Rachael chciała ją zabić na miejscu, zacisnąć dłonie wokół jej szyi i… ale powiedziała tylko głosem spokojnym, a nawet uprzejmym:

– Doskonale to pani rozegrała, pani Kostas. Zepchnęła mnie pani do pozycji obronnej, a tę umiejętność, jak twierdził mój ojciec, ma pani opanowaną do perfekcji. Ale ja nie chcę być właścicielką firmy, którą pani chciała zagarnąć.

Chodzi o dowiedzenie się prawdy o śmierci mojego ojca, a nie o pani złośliwość czy niechęć wobec mnie. Chodzi o szukanie sprawiedliwości dla wspaniałego człowieka. Laurel uderzyła pięścią w biurko.

– Znam prawdę, jest już wystarczająco okropna i nie ma potrzeby wyciągania wniosków o udziale w tym jeszcze kogoś. Jeśli ty go nie zabiłaś, wygląda na to, że senator był pijany i stracił panowanie nad samochodem.

– Oczywiście wiedziała pani, że pani brat, odkąd osiemnaście miesięcy temu zabił tę dziewczynkę, Melisę Parks, nie wziął do ust alkoholu oraz nie siadał za kierownicą samochodu.

Jadła pani z nim posiłki, widywała na spotkaniach towarzyskich. Oczywiście zauważyła pani, że nigdy nie pił i nie prowadził. Taka jest prawda. Wiem, że to prawda. Zawsze pił tylko wodę sodową. Dlatego nie mógł ani być pijany, ani prowadzić. To był ktoś inny.

– Nie będę więcej rozmawiać na ten temat.

– Wiem, że Jimmy powiedział pani, pani mężowi i Quincy'emu o tym, co się stało osiemnaście miesięcy temu. Co więcej, wyznał pani, że nie może dłużej żyć z poczuciem winy i że ma zamiar o wszystkim opowiedzieć publicznie. Mówił, że pani i Quincy wpadliście w furię, kiedy powiedział wam, co zamierza zrobić, chociaż tylko jego zrujnowałoby to wyznanie, nie zgodziliście się. Czuliście, że to zniszczy dobre imię rodziny, postawi pytanie o jej honor, sprawi, że partnerzy w interesach zaczną kwestionować uczciwość rodziny Abbott. Powiedział, że pani i Quincy byliście wściekli. Był rozczarowany, ponieważ oczekiwał od was zrozumienia i wsparcia.

Laurel wyprostowała się. Wyglądała na lekko znudzoną.

– Na jakiekolwiek aberracje cierpiał pod koniec życia mój biedny brat, nie są już one dla nikogo powodem do niepokoju. Bardzo kochałam brata. Podziwiałam go, ale on nie był silnym człowiekiem.

– Nie był silny? Nie znałam go zbyt długo, ale moim zdaniem był jednym z najsilniejszych ludzi, jakich kiedykolwiek poznałam.

– Chcę, żebyście już poszli. Nie mam wam nic więcej do powiedzenia.

– Jest coś jeszcze, pani Kostas. Czy pani i pani brat, a może leż pani lubieżny mąż, odurzyliście mnie, przywiązaliście moje stopy do betonowego bloku i wrzuciliście do jeziora Black Rock, ponieważ wiedzieliście, że zamierzałam powiedzieć światu, co zrobił mój ojciec?

– Ty mała suko, nie mieszaj w to mojego męża! Twierdzisz, że ktoś próbował cię zabić? Wrzucił cię do jeziora? – Śmiała się. – Jesteś bardzo melodramatyczna. Myślisz, że ktoś uwierzy komuś takiemu, jak ty? Jesteś niczym więcej jak tylko chwilowym kłopotem. Wynoś się.

– Właściwie jestem czymś więcej niż chwilowym kłopotem, pani Kostas – powiedziała Rachael, odwracając się. – Jestem właścicielką domu Jimmy'ego. Do mnie należy jedna trzecia jego pieniędzy i jedna trzecia jego udziałów w firmie. Mam nadzieję, że zakwestionuje pani jego testament i zażąda testów DNA. Tak, zróbmy to, publicznie, tak jak pani lubi. Dzięki temu będę miała szansę oznajmić światu, jaką żmiją jest pani i pani brat.

Laurel oparła się o biurko, jej dłonie na blacie zacisnęły się w pięści.

– Wynoście się stąd natychmiast!

– Wiem, że próbowaliście mnie zabić. Baliście się, że ogłoszę to za Jimmy'ego. Próbowaliście trzy razy! Trzy! I wciąż tu jestem, stoję w pani biurze. Śmierć Jimmy'ego nie była wypadkiem i dobrze pani o tym wie. Proszę wyobrazić sobie te tłumy dziennikarzy koczujące przed pani domem, pani Kostas, kiedy wszyscy poznają prawdę. Ciesz się tym zimnym, bezdusznym biurem póki możesz, ciociu Laurel, bo nie zostaniesz tu już zbyt długo.

– Co tu się dzieje, Laurel? Julia powiedziała mi, że w twoim gabinecie jest FBI. Och, to pani. Co pani tutaj robi, panno Janes?

– Szuka guza, Quincy – powiedział Stefanos Kostas, okrążając szwagra.

Jack i Rachael odwrócili się i zobaczyli Quincy'ego Abbotta i Stefanosa Kostasa. Quincy wyglądał tak, jak Jack się spodziewał, że będzie wyglądał Abbott – bardzo drogi włoski garnitur, czarny w bardzo cienkie czerwone prążki, biała koszula, czerwony krawat. Był elegancki, zadbany i w tej chwili wyglądał na bardziej zdziwionego niż złego. Tylko jedna rzecz tutaj nie pasowała – tupecik, który nosił. Kolor był doskonale dobrany, ale styl niezupełnie pasował do kształtu jego głowy.

Co do Kostasa, Jack pomyślał, że wygląda on jak rozpustny playboy, człowiek, który żyje tylko dla swojej własnej przyjemności i dla swoich kaprysów. Był tak przystojny, jak Jack przypuszczał, wysportowany, dobrze ubrany, ale z nim też było coś nie tak i nie chodziło o tupecik. W tej chwili Jack nie był w stanie powiedzieć co. Rachael odwróciła się i odezwała się uprzejmie:

– Wujku Quincy, to jest agent specjalny Jackson Crowne. Jest tu, żeby dowiedzieć się, co się przydarzyło mojemu ojcu i kto próbował mnie zabić w ostatni piątek, poniedziałek i wczoraj też. Ale jestem przekonana, że o tym wiecie, prawda?

Quincy Abbott zaśmiał się, po czym katem oka spojrzał na siostrę i powiedział:

– Wygląda na to, że jakiś twój były chłopak się wkurzył. Z kim ty sypiałaś? Rachael pomyślała o swoim byłym narzeczonym z Richmond. Straszna porażka. Stefanos nie zwrócił uwagi na jego pytanie.

– O co chodzi z tym zabójstwem?

– Może pan, pani Kostas i pan Abbott zechcą powiedzieć mi, gdzie byli w piątek w nocy? – zapytał uprzejmie Jack Quincy zmarszczył brew.

Byłem u pani Mauriel Longwoeth na powitalnym przyjęciu na cześć nowego włoskiego ambasadora. O ile sobie dobrze przypominam, ty, Stefanos, przyszedłeś później. Stefanos pokiwał głową i spojrzał na piersi Rachael. Nie mam zamiaru odpowiadać na to pytanie – odparła Laurel.

– Wujku Quincy, Jimmy powiedział ci o śmierci tej małej dziewczynki – zwróciła się do niego Rachael.

– Możliwe. Prawdę mówiąc, nie byłem tym zbytnio zainteresowany. A jakie to ma teraz znaczenie? Senator nie żyje i został pochowany. Szkoda tylko, że zostawił ci nasz dom. Co do udziałów, przynajmniej nie masz ich tyle, żeby sprawiać kłopoty. – Rozchmurzył się. – Mówisz, że ktoś próbuje cię zabić? Więc niech ten agent FBI go znajdzie i wsadzi do więzienia. – Quincy Abbott skinął głową do nich obojga, przeciągle spojrzał na siostrę, odwrócił się na pięcie i wyszedł z gabinetu.

Stefanos oparł się o drzwi, skrzyżował ręce na piersi i zwrócił się do żony:

– Byłem na zakupach. Guido zadzwonił do mnie w sprawie lej bardzo lekkiej wełny, którą noszę. Jak uważasz? Znowu spojrzał na biust Rachael, wiedząc, że żona go obserwuje. Gdyby była na miejscu Laurel, zastrzeliłaby go. Ale Laurel nic nie powiedziała i nie dała po sobie poznać, że coś jest nie tak.

Wydaje się, że każde z ich trojga żyje na innej planecie, pomyślała Rachael.

Rachael i Jack wyszli z gabinetu.

Ostatnim wspomnieniem Jacka o Laurel Abbott Kostas był chłód i zła wola w jej oczach, jej mąż oparty o drzwi, jak wytwornie ubrana jaszczurka. Jackowi przypomniał się Jakie Hades, właściciel złomowiska w Marlin, w stanie Kentucky, poczciwy staruszek, który jeździł po okolicznych miastach. Zabijał ludzi i umieszczał ich ciała pod starymi wrakami samochodów, pomiędzy stosami opon, albo upychał do bagażników. Powiedział Jackowi, że lubił zapach gnijących ciał. Jack wciąż miewał koszmary o Jukiem i stosie kości, które odkrył pod plandeką narzuconą na stos kierownic. Dziwne, że bogaty grecki playboy przypominał mu Jukiego, ale tak było. Wdychali morskie powietrze, idąc wzdłuż Calver Street do Inner Harbor. Jack zaśmiał się.

– Ona jest przerażająca, Rachael. Napędziła mi stracha. Quincy jej nie lubi, ale wie, że to ona ma władzę. Zastanawiam się, czy się jej boi?

– Muszę wziąć prysznic – powiedziała Rachael. – Stefanos Kostas jest okropnym człowiekiem. A ona nawet nie zauważyła, że patrzył w mój dekolt.

Jack zatrzymał się na środku chodnika, położył dłonie na jej ramionach i powiedział.

– Dałaś radę. Jestem z ciebie dumny.

Rachael stała nieruchomo, świadoma przechodzących obok ludzi, świadoma tego, że czuje się dobrze i tego, co powiedział.

– Dziękuję. Mówisz, że Quincy boi się swojej siostry. Dlaczego? Jack opuścił ręce i dalej szli z tłumem turystów.

– On jest delikatny jak jedwab i zachowuje się, jakby starał się na każdym kroku udowodnić, że jest coś wart. To zupełnie inna liga niż jego siostra. Co do tupeciku, niewiele o nim mówi. To był tylko wstęp do pierwszej bitwy, Rachael.

Rozległ się głos Madonny, śpiewającej „Like a Virgin”. Rachael wyczekująco spojrzała na Jacka, który wyciągnął z kieszeni telefon i odebrał go.

– Halo? – słuchał. Jego dłoń zaciskała się na telefonie. Słuchał bardzo długo. Kiedy włożył telefon z powrotem do kieszeni marynarki, powiedział: – To był Savich. Zidentyfikowali faceta, którego wczoraj postrzeliłem w rękę, tego, którego kobieta z krótkofalówką nazywała Donley. Nazywa się Everest, Donley Everett. Okazało się, że pojechał do Clapperville w Wirginii, poszedł do miejscowego lekarza i zmusił go, żeby go opatrzył. Dzięki Bogu go nie zabił. Najwyraźniej Donley myślał, że lekarz mieszkał sam, więc zostawił go związanego i zakneblowanego w piwnicy. Okazuje się jednak, że żona lekarza była w delegacji. Przyjechała do domu godzinę po tym, jak Everett wyszedł. Zawiadomili policję, która wysłała za nim list gończy.

– A jaki był stan zdrowia Donley a Everetta?

– Lekarz twierdzi, że kiedy się u niego pojawił, miał gorączkę i jeżeli chodziłby z tą kulą w ramieniu przez jeszcze jeden dzień, mógłby umrzeć. Everett zmusił go, żeby wyjął kulę tylko przy miejscowym znieczuleniu, i tak też zrobił. Powiedział Savichowi, że facet nawet nie pisnął.

Lekarz dał mu dawkę antybiotyków wystarczającą na tydzień i bardzo silne środki przeciwbólowe. Powiedział, że Everett przez chwilę mógł czuć się kiepsko, ale jego zdaniem wyjdzie z tego. Savich mówi, że lekarz poczuł ogromną ulgę, kiedy Everett tylko go związał i zostawił w piwnicy.

– A co z tym drugim, z tym, którego zastrzeliłeś?

– Na razie nic nie wiadomo. Savich uważa, i zgadzam się z nim, że Everett zakopał go gdzieś w krzakach. Savich mówi, że przeszukali system pod kątem imienia Clay. Ma przysłać mi na komórkę zdjęcia dwóch mężczyzn, którzy mogą pasować. Jeden z nich jest znanym współpracownikiem Everetta, więc on najbardziej pasuje.

Stali, wpatrując się w ekran telefonu.

Po chwili Jack patrzył na mężczyznę, który nazywał się Clay Clutt. Ale to nie był ten, którego Jack postrzelił na skraju lasu w Slipper Hollow.

Oddzwonił do Savicha.

– To nie Clay Clutt – powiedział do słuchawki.

– No dobra, Clutt był na rozgrzewkę. Zaraz dostaniesz drugie zdjęcie. Kiedyś pracował z Everettem. Już ci go wysyłam.

– Bingo – zawołał Jack do Savicha kilka minut później. – Clay Huggins.

Rachael słuchała, jak opowiadał Savichowi o ich spotkaniu z Laurel Kostas, jej mężem i Quincym Abbottem. Kiedy schował komórkę, powiedział:

– Dane Donleya Everetta i Claya Hugginsa figurują w aktach w Kalamazoo, byli podejrzani o morderstwo. Żaden z nich nie został skazany. Savich wysyła naszych agentów do miejsc zamieszkania obu panów. Powiedział, że razem z Sherlock jadą do mieszkania Everetta, bo prawdopodobnie tam się zaszył, leczy postrzelone ramię i łyka prochy przeciwbólowe. Savich twierdzi, że wygląda na to, że wdepnęliśmy w mrowisko, to dobrze. No dobra, może dość na dziś, Rachael, chodźmy zjeść homara.

Загрузка...