38

Waszyngton

Piątek rano

Rachael wylała gorącą, gęstą owsiankę na talerz Jacka. Ten popatrzył na papkę, potem na nią.

– O co chodzi? No dalej, jedz, póki gorąca. Dobrze ci zrobi, a musisz wiedzieć, że robię najlepszą owsiankę w Kentucky. O, jeszcze trochę brązowego cukru – i posypała nim owsiankę.

Spojrzał na nią błagalnie.

– A mogę zamiast tego dostać płatki kukurydziane? Rachael pacnęła go w ramię.

– Co to ma znaczyć? To ja poświęcam się i gotuję ci na śniadanie moją specjalność, bo jesteś tutaj, żeby mnie chronić, i chciałam nagrodzić cię za to, że w nocy nie było żadnych włamań, a ty wolisz płatki kukurydziane? Z pudełka?

– Polane beztłuszczowym mlekiem? – poprosił. Rachael wzięła się pod boki.

– A może jeszcze do tego plasterki banana? Parsknęła śmiechem i na chwilę zniknęła w spiżarni.

– Przykro mi, Jack, nie mam płatków kukurydzianych – powiedziała. – Więc masz do wyboru: owsianka lub śmierć głodowa.

Jack podniósł do ust łyżkę z owsianką, przeżuł wolno i połknął.

– No i jak? Może być?

– Szczerze?

– No pewnie. Daj spokój, Jack, zniosę każdą prawdę.

– To musi być najlepsza owsianka w Kentucky.

– No tak. Ale przecież nie jesteśmy w Kentucky, głupku – rzuciła w niego serwetką i zabrała się do jedzenia własnej porcji. – No dobra, postaram się dla ciebie o te płatki kukurydziane.

W pokrzepiającej ciszy jedli owsiankę. To było dziwne uczucie jeść z kimś śniadanie, pomyślała Rachael, patrząc, jak poranne słońce wpada przez kuchenne okno nad zlewozmywakiem. Po śmierci Jimmy'ego dni były takie puste i upływały tak bardzo powoli, zanim wyjechała na Sycylię, że zaczęła wątpić, czy kiedykolwiek powita ranek z uśmiechem. A potem ktoś próbował ją otruć i wrzucił do jeziora Black Rock.

– Dziękuję, Jack.

Oblizał łyżkę i odstawił pusty talerz.

– Za co?

– Za to, że tu jesteś. I że nie jestem sama. Dobrze spałeś? Jack spał w jednej z wypełnionej antykami sypialni, trzy pokoje od sypialni Rachael. Sypialnia jej ojca znajdowała się na drugim końcu długiego korytarza i od jego śmierci pozostała nietknięta. Właściwie łóżko Jacka było twarde jak skała i tego ranka musiał długo przeciągać się, aby rozprostować kości.

– Wspaniale – odpowiedział.

– Cieszę się. Musi być z ciebie prawdziwy macho. Spałam raz w tym łóżku i myślałam, że połamię sobie plecy, taki ma twardy materac. Cieszę się, że nikt nie próbował się włamać i mnie zabić. – Bez słowa ponownie napełniła jego talerz. – Tak naprawdę nie zmrużyłam oka, bo bałam się, że każdy szmer to bandyta, który przyszedł mnie dopaść, pomimo że wiedziałam, że jesteś blisko i nic mi nie grozi.

– To zrozumiałe.

– Trzymałam broń obok łóżka. Więc owszem, byłam bezpieczna, Jack. Około trzeciej zaczęłam myśleć, że może jakiś idiota zajrzy do mnie przez okno. Tylko – jeżeli strzeliłabym przez podwójną szybę, to czy kula przejdzie na wylot, czy może roztrzaska szybę?

– Przez te okna? Przejdzie na wylot – i dodał bez zastanowienia: – mogłabyś spać ze mną.

To proste zdanie oznajmujące, składające się tylko z czterech słów, powinno było ją uszczęśliwić. Ale tak się nie stało. Rachael popatrzyła mu w oczy.

– Spać z tobą?

– Nie, no, wiesz, w jednym łóżku. Byłbym blisko ciebie, więc nawet kiedy przyszedłby jakiś bandyta, najpierw musiałby poradzić sobie ze mną.

– Oczywiście. Mogłabym wystawić cię w charakterze kozła ofiarnego – powiedziała rzeczowo Rachael.

– Cóż, raczej nie widziałem siebie dokładnie w takiej roli. Może nie kozła. Wiesz… – i zamilkł. Ledwie mu odpuściła. Jego nieruchomy wzrok utkwiony w jej twarzy zdradzał zainteresowanie.

– Dzwoniłam do mamy, powiedziałam, że wszystko jest w porządku. Rozmawiała z wujkiem Gillette i dzięki Bogu, wiedział, że nie należy opowiadać jej o tym, co się stało, i nie puścił pary z ust.

Ale i tak się o mnie martwi, że jestem w domu Jimmy'ego całkiem sama, bez przyjaciół. Myślę, że ona też chciałby ze mną spać.

Jack zakrztusił się kawą. Wytarł usta grzbietem dłoni.

– Mam nadzieję, że wyperswadowałaś jej przyjazd tutaj. Troje w jednym łóżku to stanowczo za dużo.

– Powiedziałam jej, że niedługo ją odwiedzę. Ciągle jest w szoku po tym, jak Jimmy został zamordowany, a ja teraz jestem bogata. Nie mogła uwierzyć, kiedy jej powiedziałam, że Jimmy zapisał mi jedną trzecią swojego majątku. Nadal nie skontaktowałam się z moimi siostrami ani ich matka Jacqueline nie skontaktowała się ze mną. Chcę poczekać, aż to wszystko się wyjaśni.

– Sprawdzałem, czy jacyś dziennikarze nie koczują przed domem. Widocznie pomyśleli, że nic ciekawego się tutaj nie zdarzy. Dzięki Bogu.

– Tak, ale musimy być czujni. Nigdy nie wiadomo, kiedy jakiś sęp wyłoni się zza kubła ze śmieciami. Pokiwał głową, łyżką nabrał owsianki i skrzywił się. Opuścił łyżkę.

– Dziękuję, więcej już nie dam rady. Starałem się, ale ciągle smakuje tam samo, kęs po kęsie.

– A płatki kukurydziane nie smakują tak samo kęs po kęsie?

– O, nie. Mleko po kolei zmiękcza małe płatki, więc każdy kęs jest niespodzianką.

– Jesteś wariatem – powiedziała, uśmiechając się. – Wyglądasz na całkiem normalnego faceta, który siedzi przy stole i je owsiankę na śniadanie, ale kiedy pomyślę, kim jesteś, czym się zajmujesz i co robiłeś prze cztery lata – Elitarna Jednostka Kryminalna, tak się to nazywa? Pokiwał głową.

– Jak tam było?

Odsunął talerz, starannie złożył serwetkę i wyjrzawszy przez wielkie kuchenne okno, zobaczył na podwórku śliczną białą altanę. Znowu spojrzał na Rachael.

– Tak naprawdę każdy dzień przynosił nowe tragedie, nie sposób było przed nimi uciec. Były z tobą wszędzie, nawet w snach cię prześladowały. Na szczęście teraz moje sny nie są już tak krwawe i obrazowe.

Jest tylu przerażających ludzi, Rachael, i wiesz co? Podanie ci środka odurzającego i przywiązanie betonowego bloku do twoich stóp, po to, żebyś po utonięciu nie wypłynęła na powierzchnię, to zasługuje na rozgłos. Nazywaliśmy ich potworami, złoczyńcami i psychopatami, po to, żeby ich odczłowieczyć. Ale ja ciągle wyobrażałem ich sobie, kiedy byli dziećmi – jak się śmiali, płakali, byli tacy niewinni, i codziennie zastanawiałem się, dlaczego? Co się stało, że niewinne dzieci wyrastają na zabójców, zadają niewyobrażalny ból i sieją grozę? Udało nam się złapać dużą część z nich, większość zabijając, po prostu nie mieliśmy wyjścia. Uratowaliśmy życie kilku osobom.

– Dlaczego stamtąd odszedłeś?

– Bo wiedziałem, że gdybym został, coś by we mnie umarło. Kiedy wstąpiłem do Elitarnej Jednostki Kryminalnej, powiedzieli mi, że człowiek wypala się tam po pięciu latach i dali mi listę objawów, na które należy uważać. Jednym z głównych symptomów było „poczucie śmierci w sobie” i wiedziałem, że osiągnąłem swoją granicę.

Potrzebowałem na to czterech lat. Savich zgarnął mnie, zanim zdążyłem odejść i wrócić do biura prokuratora.

– Cieszysz się, że zostałeś w FBI?

– Tak. Jednostka Savicha jest wyjątkowa, wszyscy agenci są bystrzy, mają bardzo duże doświadczenie, no i zależy im. To dobra jednostka – zgrana, każdy może na każdym polegać. To jasne, że jest jeszcze ta otępiająca biurokracja, idioci, agenci, którzy zachowują się, jakby świat kręcił się wokół nich, ale większość agentów, których znam, wykonuje kawał dobrej roboty. Są bardzo pomocni. Gadam, jakbym chciał cię zwerbować, wybacz.

– W porządku.

Jack wstał od stołu, odniósł swój talerz do zlewu i umył go, po czym ręcznikiem wytarł ręce.

– Teraz chciałbym, żebyśmy pojechali nad jezioro Black Rock. Chcę zobaczyć na własne oczy, gdzie się to wszystko stało. Chcę prześledzić, jak wróciłaś do domu.

Загрузка...