Waszyngton
Czwartek rano
Jack i Rachael zbliżali się do biurowca Hart, siedziby głównej Senatu przy Constitution Avenue, gdzie o dziewiątej umówieni byli na spotkanie z Gregiem Nicholsem, który objął już nową funkcję w biurze Jessie Jankela, senatora z Oregonu. Wtedy zadzwonił Ollie.
– Włącz radio, Jack, na pewno będziesz chciał to usłyszeć. Savich wypowiada się na konferencji prasowej FBI.
– Założę się, że padło na niego, bo ma dziś dyżur – powiedział Jack i podkręcił dźwięk w radiu. – Musi wytłumaczyć się z tego gówna, które stało się wczoraj w księgarni Barnes & Noble, ale w końcu to jego pięć minut.
Savich miał plan. Stał obok Jimmy'ego Maitlanda, rozglądając się po sali pełnej dziennikarzy z gazet, radia i telewizji, siedzących na plastikowych krzesłach, większość z nich mu znajomych. Ludzie z telewizji byli pięknie ubrani, kamery były w pogotowiu, reporterzy gazet ubrani w dżinsy bardziej przypominali zwykłych ludzi. Spojrzał na Sherlock, uśmiechnął się do niej i skinął głową. Kiedy pan Maitland go przedstawił, podszedł do mikrofonu i spojrzał na żądne informacji twarze, gotowe zasypywać go niezliczoną ilością pytań, czekające na sensację godną nadania w wieczornych wiadomościach.
– Przypuszczam, że większość z państwa słyszała o zajściach, jakie miały miejsce wczoraj po południu w księgarni Barnes & Noble w Georgetown.
Na sali rozległ się wybuch śmiechu, bo każdy z dziennikarzy kręcił się po Georgetown i wypytywał wszystkich w promieniu co najmniej dziesięciu przecznic od Barnes & Noble. Także Steve Olson, dyrektor, zamknął swoją księgarnię, stanął przed nią i odpowiadał na pytania dziennikarzy.
Był też specjalny, nieco dziwny raport wyemitowany wieczorem pomiędzy zwykłymi programami, niektóre podane w nim informacje były bliskie prawdy.
– Kobieta, którą aresztowaliśmy w Barnes & Noble, około północy umarła w szpitalu w Waszyngtonie – mówił Savich. – Sekcja zwłok planowana jest na dziś rano.
– Agencie Savich, po co sekcja zwłok? Czy ona nie umarła wskutek ran postrzałowych?
– Czy to pan ją zastrzelił?
– Jak dotąd z naszych wstępnych ustaleń wynika, że nie umarła wskutek odniesionych obrażeń. Jej rany nie były śmiertelne – powiedział Savich.
– Jednak nie żyje. Zaraz, zaraz, myśli pan, że została zamordowana?
– Ile kul dostała?
– Co zrobiła? Kim była?
– Dlaczego uciekła do księgarni?
– Jak się nazywała?
W końcu Savich podniósł rękę.
Sala ucichła.
– Nazywała się Pearl Elaine Compton. Była zabójczynią, z naszych wstępnych informacji wynika, że bardzo skuteczną i od bardzo dawna, biorąc pod uwagę, że w chwili śmierci miała czterdzieści jeden lat.
Miała trzech wspólników. Jeden z nich nie żyje, drugi leży w szpitalu, a trzeci jest ciągle na wolności. Powtarzam, dziś powinniśmy poznać przyczynę jej śmierci.
Jak zapewne państwo słyszeli, wybuchła panika, co jest zrozumiałe. Jeden z naszych agentów unieruchomił Compton zaraz po tym, jak nastolatka, której używała jako tarczy, ugryzła ją w rękę i uciekła.
Wystarczyły dwa strzały, żeby obezwładnić podejrzaną, w bark i ramię. Potem przewieźliśmy ją do szpitala.
Nikt więcej nie został ranny – nikt z klientów, personelu ani funkcjonariuszy. – Pochylił się do przodu i objął dłońmi mikrofon. – Dyrektorem księgarni Barnes & Noble przy M Street jest Steve Olson, którego znam osobiście. Był bardzo pomocny w uspokajaniu wszystkich tam obecnych. Jednak poskarżył mi się, że dopiero skończyli ustawianie na półkach co najmniej pięciuset nowych książek.
Wybuch śmiechu. Wszyscy pchali się bliżej.
– Chodzi o to, że tym razem uniknęliśmy tragedii. Mam nadzieję, że przy następnej wizycie w księgarni tylko napiję się herbaty i przejrzę najnowsze bestsellery. Kto ma jeszcze jakieś pytania?
Wszyscy podnieśli ręce, w sali znowu zawrzało. Savich rozejrzał się. Skinął w stronę Mercer Jones, długoletniego dziennikarza działu kryminalnego Washington Post. Przez lata Mercer napisał na jego temat kilka historii.
– Agencie Savich – powiedział Mercer niskim, grubym głosem. – Dlaczego FBI bierze udział w strzelaninie w Georgetown? A nie waszyngtońska policja? Co się tutaj właściwie dzieje? Po co ścigaliście tę Pearl Compton?
Mercer był dobry, jak zwykle, i zrobił mu doskonałe wprowadzenie.
– Trafne pytania – odparł Savich. – Podam teraz państwu kilka istotnych informacji. – Spojrzał na Jimmy'ego Maitlanda, który skinął głową.
– Jak wiadomo, senator John James Abbott zginął ostatnio w wypadku samochodowym – przerwał na chwilę. – W tej chwili uważamy, że jest możliwe, że Pearl Compton, zabójczym, która umarła ubiegłej nocy, była zamieszana w jego śmierć. Wznowiliśmy śledztwo w tej sprawie.
Oczywiście Rachael i pan Maitland zgodzili się z tym. W końcu całe to przedstawienie było po to, żeby ją chronić.
Po co ją zabijać, jeżeli FBI już wie wszystko, co ona wiedziała? Media oszalałyby i zaczęłyby węszyć. Dotarłyby do Rachael, ale zajęłoby im to trochę czasu. Jeśli ktoś z rodziny senatora Abbotta za tym stoi, powinien zacząć się bać.
Ze strachu można popełnić błędy. Tak jak oczekiwał, najpierw nastąpiła chwila głuchej ciszy, a potem pandemonium.
Milly Cranshaw, gospodyni programu Night Lights w telewizji PB S, krzyknęła:
– Agencie Savich, oficjalne oświadczenie brzmiało, że senator Abbott jechał pod wpływem alkoholu i stracił panowanie nad samochodem. Pan twierdzi, że ktoś wynajął tę kobietę, żeby zamordował senatora Abbotta? Kto mógł to zrobić? I dlaczego?
Savich uśmiechnął się do niej. Na Milly można było zawsze liczyć: zasypała go pytaniami, spośród których mógł wybierać.
– Czy Pearl Compton została wynajęta, żeby to wyglądało na wypadek? – dodał Thomas Black z CBS, którego siwe, krzaczaste brwi sięgały niemal do linii włosów.
– Chcę tylko powiedzieć, że prowadzimy dochodzenie, czy Pearl Compton była w to zamieszana.
– Ale komu zależałoby na śmierci senatora Abbotta?
– Myśli pan, że to sprawka terrorystów?
– Ale nikt się nie przyznał – krzyknął Mercer.
Savicha znowu zasypano pytaniami. Rozpoznawał wiele głosów, ale wkrótce głosy zamieniły się w kakofonię, a ludzie zaczęli się kłócić między sobą.
Czas to przerwać. Savich uniósł rękę. Sala ucichła.
– Przesłuchujemy wszystkich związanych z senatorem Abbottem, zarówno służbowo, jak i prywatnie.
– Na jakiej podstawie podważa pan fakt, że jego śmierć była wypadkiem? – krzyknął Bert Mintz z telewizji Fox.
– Sądzimy, że senator Abbott nie brał do ust alkoholu przez przynajmniej osiemnaście miesięcy przed swoją śmiercią. Od tamtej pory nie prowadził też samochodu. Mamy dużo informacji w toczącym się śledztwie, ale w tej chwili nie jesteśmy gotowi na ich ujawnienie.
Wiedział, że to, co właśnie powiedział, na pewno usłyszy dziś w wiadomościach.
Wtedy nastąpiły jakieś dwie sekundy przenikliwej ciszy, coś, co Savichowi wydawało się niemożliwe, a potem oczywiście znowu zaczął się krzyżowy ogień pytań.
– Będziemy na bieżąco informować państwa o wynikach śledztwa. Dziękuję.
Savich zszedł z podium pośród kakofonii krzyków, tuż za nim Jimmy Maitland. Jego szef był sprytny. Nie ma mowy, żeby pan Maitland sam miał zamiar stawić czoło tej szalonej bandzie.
Savich, Sherlock i Maitland byli w pogotowiu, żeby słuchać pytań skierowanych bezpośrednio do nich. Dyrektor Mueller jak zwykle zaskoczył ich swoją zwykłą uprzejmą skutecznością.
– W naszych rękach jest wiarygodność FBI, Savich – szepnął Maitland do Savicha. Podrapał się po krótko ostrzyżonych włosach.
– Wszyscy jesteśmy zgodni co do tego, że teraz najważniejsze to chronić Rachael i dociec prawdy – odparł. Maitland pokiwał głową, potem roześmiał się.
– Spójrzcie na ich miny. Myślałem, że stary Jerry Webber z Post spadnie z krzesła. To byłaby sensacja. Maitland westchnął.
– Mimo wszystko trudno mi uwierzyć w to, że ktoś zabił Jimmy'ego. Nie zauważyłem, że przestał pić, ale w końcu widywałem go zaledwie co kilka miesięcy. Rachael jest tego zupełnie pewna?
Savich pokiwał głową.
– Wiesz, że media natychmiast się o niej dowiedzą, a teraz mają motywację – powiedział Maitland. – Gotowi koczować na trawniku pod domem Abbottów. Tak, jak powiedziałeś, nasze oświadczenie powinno chronić j ą przed dalszymi zamachami na jej życie. Zrób z tym porządek, Savich, i to szybko.
Dyrektor Mueller powtórzył to, co powiedział Maitland:
– Zajmij się tym, Savich. Szybko. Prezydent jest bardzo zaniepokojony. Uśmiechnął się do Sherlock i wyszedł w otoczeniu trzech swoich pracowników. Sherlock zwróciła się do Maitlanda:
– Czy senator Abbott opowiadał panu o swojej córce?
– Tak, był bardzo szczęśliwy, ale nie powiedział mi zbyt wiele o jej pochodzeniu. Wydawał się bardzo podekscytowany tym, że ją odnalazł. Był w dobrym humorze. – Maitland pokiwał głową. – Ale sześć tygodni później zginął. To głębokie, paskudne kłębowisko żmij. Dyrektor ma rację, trzeba to załatwić raz na zawsze.
– Mam nadzieję, że niedługo to nastąpi – powiedział Savich. – Może przyjdzie pan do nas dziś wieczorem? Pozna pan Rachael Janes Abbott.
– Czemu nie? A co z doktorem MacLeanem? Wiadomo coś nowego? Savich uśmiechnął się.
– Mamy pewne wskazówki. A teraz, zechce nam pan wybaczyć, ale wzywają nas pilne sprawy – powiedział, po czym chwycił rękę Sherlock i odszedł, a Maitland patrzył za nimi, kiwając głową. Nagle przypomniał sobie ojca Savicha, Bucka.
Savich, szalony kowboj, który w życiu złapał więcej przestępców, niż on sam. Przypomniał sobie, jak kiedyś był z Buckiem w barze w Dallas. Wszedł tam brzuchaty facet w czarnej skórze, szukając pretekstu do bójki. I, głupiec, wybrał Bucka. Maitland uśmiechnął się do siebie, kiedy pomyślał o brzuchatym facecie zwijającym się z bólu na podłodze.
Nie mógł doczekać się spotkania z córką Jimmy'ego. Ciekawe, co była żona Jimmy'ego, Jacqueline i jego córki myślały na temat Rachael?