28

Dziesięć minut później Donley Everett wskazał okno na pierwszym piętrze nad K – Martique, sklepem z ubraniami i akcesoriami w stylu gotyckim. Twierdził, że tam właśnie mieszkała Perky. Dane dał mu kolejną tabletkę, aby utrzymać go w błogim stanie zamroczenia lekami. Gdyby nie czarne koronkowe zasłony i czarne drzwi, z zewnątrz wyglądałby jak zwyczajny sklep. Wszedłszy przez czarne drzwi do K – Martique, Sherlock uśmiechnęła się, skinęła głową do kilku klientów znajdujących się w sklepie i pomiędzy półkami pełnymi czarnej odzieży i bielizny podążyła w stronę lady znajdującej się w odległym kącie sklepu. Lada ustawiona była naprzeciw wielkiego lustra, które bez wątpienia pozwalało ekspedientce na obserwowanie całego sklepu.

– Hej, szukam Perky. Pomożesz mi?

Młoda dziewczyna za ladą miała długie, proste, czarne włosy, trupiobladą twarz i cała ubrana była na czarno, jakby należała do rodziny Addamsów, lakier na paznokciach i szminkę na ustach też miała czarną. Sherlock zastanawiała się, jak wyglądałaby bez tych wszystkich akcesoriów i makijażu. Zmierzyła Sherlock od stóp do głów z pogardą.

– Hej, mogę zastąpić to drobnomieszczańskie ubranie, które nosisz, czymś naprawdę odjechanym.

– Nie podoba ci się moja czarną skórzana kurtka?

– Nie jest zła, ale potrzebujesz w niej jakichś długich rozcięć, no wiesz, jak od noża, będziesz przez to wyglądać groźniej. Mam nawet taką, której nie będziesz musiała ciąć.

Sherlock wyglądała najpierw na zainteresowaną, potem na rozżaloną.

– Niestety, nie mam dzisiaj czasu na zakupy – pokazała jej odznakę. – Agentka specjalna Sherlock, FBI. Gdzie jest Perky?

Młoda dziewczyna przelotnie spojrzała na jej dokumenty.

– Perky zniknęła – powiedziała.

– Gdzie zniknęła?

Dziewczyna spojrzała na nią znudzona i wzruszyła ramionami. Jeden ze zwiewnych czarnych rękawów jej bluzki spadł z jej bardzo bladego, kościstego ramienia.

– A ty jak się nazywasz?

– Ja? Jestem Pearl Compton. Po co ci to? Naprawdę powinnaś pozwolić sobie pomóc, twoje ciuchy i włosy wymagają podrasowania. Powinnaś przyjąć moją pomoc, droga pani.

– Posłuchaj, Pearl – powiedziała Sherlock. – Podaj mi prawdziwe nazwisko Perky i powiedz, gdzie mogę ją znaleźć, albo wykąpię twoją głowę w wiadrze z zimną wodą. Pozostałe trzy stałe klientki, wszystkie nastolatki, które najwyraźniej podsłuchiwały ich rozmowę, uciekły. Savich otworzył im drzwi.

– Rozsądna decyzja – powiedział, kiedy wychodziły. Pearl uderzyła bardzo białą ręką o ladę.

– Parzcie, co zrobiliście! Spłoszyliście mi trzy klientki! Sherlock pochyliła się i powiedziała:

– Tak. Jak naprawdę nazywa się Perky? Pearl wzruszyła ramionami.

– A kogo to obchodzi? Maude Coupe. Pochodzi z Montany, mówi, że wychowywała się, pasąc owce.

– Ile ma lat?

– Nie wiem. Coś koło czterdziestki.

– Jak długo mieszkała na górze, Pearl?

– Odkąd zaczęłam pracować w sklepie.

– A dokąd pojechała?

– Nie wiem, naprawdę. Dała mi swój klucz, przykazała podlewać bluszcz, a potem po prostu wstała i wyszła.

– No dobrze. A teraz chcę, żebyś poszła z nami na górę i wpuściła nas do mieszkania Perky – Sherlock odwróciła się i machnęła do Savicha, który stał przy drzwiach.

– Nie, nie mogę tego zrobić. To naruszanie jej prywatności i wiem, że Perky byłaby naprawdę zła, gdybym wpuściła tam kogokolwiek. Ona i właściciel, no wiecie, oni sypiają ze sobą, kiedy on wyrwie się od swojej żony.

Savich podszedł prosto do Pearl i stanął nad nią, nie mówiąc absolutnie nic.

Pearl bębniła swoimi pomalowanymi na czarno paznokciami o ladę, drżała.

Spod lady wyciągnęła klucz, podeszła do drzwi wejściowych, wywiesiła tabliczkę z napisem „zamknięte” i zamknęła drzwi.

– Tędy – przez ramię spoglądała na Savicha. – Wyglądałbyś naprawdę nieźle z naszyjnikiem z kłów, może jakiś delikatny puder, żeby pokryć tę opaleniznę na twojej twarzy.

– Dzięki, nie skorzystam – odparł Savich. Wchodzili za nią na górę po wąskich czarnych schodach o płytkich, drewnianych stopniach. Potem weszli za Pearl do wąskiego, ciemnego korytarza z drzwiami na końcu, do których była przypięta kartka czarnego papieru, na której widniał napis PERKY.

– Jesteśmy. To jej chata.

Przekręciła klucz w zamku i otworzyła drzwi. Savich szybko odsunął ją na bok.

On i Sherlock wyjęli broń, powoli weszli do środka, Savich wyprostowany, Sherlock skulona. Weszli do małego, ciemnego pomieszczenia, kiedy drzwi za nimi zamknęły się z trzaskiem i usłyszeli dźwięk przekręcanego klucza, tupanie butów na schodach. Savich otworzył kopniakiem drzwi, schylając się nisko, wyszedł na mały korytarz. Gdyby nie był prawie zgięty w pół, zostałby postrzelony w pierś. Kula świsnęła nad jego głową, ledwo chybiając. Padł plackiem na podłogę korytarza i wystrzelił. Jeszcze dwie kule uderzyły w ścianę ponad jego głową, gdy usłyszał, jak ktoś biegnie. Sherlock znalazła się obok niego.

– Nic ci nie jest?

– Nie, zostałem tylko upokorzony.

– No cóż – powiedziała. – Myślę, że właśnie poznaliśmy Perky. Muszę powiedzieć, że jest niezła. Savich wyciągnął swoją komórkę.

– Dane, dziewczyna, cała gotycko czarna, właśnie nam uciekła. To była Perky. Nie, nie, nic nam nie jest. Za chwilę powinna wybiec. Ma broń i umie się nią posługiwać. Niech jeden z was zajdzie od tyłu, na wszelki wypadek. Jeśli już wyszła, idźcie za nią. Tak jak powiedziałem, wszystko gotyckie, długie czarne włosy, czarne ubranie, czarne buty, naprawdę młoda, tak ze dwadzieścia lat. Bądźcie ostrożni. Jest naprawdę groźna.

Słuchał przez chwilę.

– Świetnie, tak, to ona. Wyszła właśnie przez główne drzwi? Pewna siebie ta nasza dziewczyna. Zatrzymaj ją. Naprawdę nazywa się Pearl Compton. Chyba.

Savich usłyszał odgłos kroków, i krzyk Dane'a:

– Zatrzymaj się, Pearl! FBI! Zatrzymaj się natychmiast! Potem padł strzał i Savich śmiertelnie się przeraził.

– Co się stało? Co tam się dzieje? – krzyknął do telefonu. Jeszcze trzy wystrzały. Ludzie krzyczeli.

Savich i Sherlock pędem wybiegli ze sklepu i zobaczyli Olliego i Dane'a znikających za sąsiednim blokiem i wbiegających do księgarni Barnes &Noble.

– Nie jest dobrze – orzekł Savich.

Wybiegli z bloku i zwolnili dopiero, kiedy weszli do Barnes &Noble. Oboje dobrze znali tę księgarnię, wszystkie trzy piętra, na parterze była wielka otwarta przestrzeń, sprzedawcy za ladą biegnącą wzdłuż lewej strony, książki po prawej. W tej chwili, to miejsce w szybkim tempie zamieniało się w dom wariatów. Sprzedawcy i klienci biegali i krzyczeli, niektórzy leżeli na podłodze, kilka regałów było przewróconych, wszędzie porozrzucane książki, a dyrektor Steve Olson krzyczał, żeby wszyscy padli na podłogę. Dane, Ollie i dwóch agentów torowało sobie przejście, przedzierając się pośród krzyków, szukając Perky.

Savich widział ją, jak strzelała do Dane'a z bocznego przejścia, po czym skoczyła w dół na schody ruchome prowadzące z drugiego poziomu i zaczęła po nich wbiegać na górę, jej czarna spódnica powiewała, buty dudniły głośno, w prawej ręce trzymała broń. Intuicyjnie czuł, że kieruje się na trzeci poziom, do działu dziecięcego, żeby znaleźć sobie idealnego zakładnika.

– Sherlock, wyprowadź stąd wszystkich – zawołał. – Steve, pędź do sali zabaw dla dzieci. Zabierz dzieci do windy, szybko, albo do toalety, po prostu zabierz je z widoku. Niech wszyscy leżą!

Słyszał, jak Steve ciągle krzyczał:

– Są z FBI, wszystko będzie dobrze. Nie panikujcie, proszę leżeć!

Kiedy Perky dotarła na szczyt schodów, odwróciła się i przez długą chwilę patrzyła na Savicha. Po czym złapała nastoletnią dziewczynę za długie włosy, a ona wiła się i wyrywała.

– Widzisz, co tu mam, panie agencie? – Potrząsała dziewczynką jak szczurem. Ale kiedy mówiła, patrzyła na Sherlock, która podchodziła do nich wolno, patrząc na Perky, trzymając się blisko książek. – Pożegnaj się z tą ślicznotką! – wrzasnęła i wystrzeliła, nie do dziewczynki, którą trzymała, ale do Sherlock.

Sherlock umknęła za półkę z książkami. Kulkę dostała powieść Lindy Howard.

Jeszcze trzy strzały, ale to nie Sherlock strzelała, nikt z nich nie mógł tego zrobić, kiedy Perky trzymała przed sobą dziewczynkę.

– Dobra, to jest to, co nazwałabym impasem – powiedziała Perky.

– Poddaj się, Pearl, to koniec – krzyknął Savich. Podniosła broń do góry, szybka jak wąż i strzeliła do Savicha. Rzucił się w bok, nie chcąc wymianą ognia ryzykować trafienia dziewczynki. Ale blada, przerażona nastolatka pochyliła się i ugryzła Perky w rękę. Perky walnęła ją pięścią w głowę, puściła ją, odkręciła się w kierunku Savicha i jeszcze raz wystrzeliła.

– Na ziemię! – krzyknął.

Dziewczynka starała się to zrobić, ale upadła na ruchome schody i zaczęła się po nich staczać w dół. Próbowała zatrzymać się, ale to był niemożliwe.

– Kiedy spadniesz na dół, uciekaj najszybciej, jak tylko potrafisz! – krzyknął.

Savich słyszał krzyki ludzi, widział rodziców ściskających swoje dzieci, nastolatka podciągającego spodnie i jednocześnie próbującego schować za sobą swojego małego brata. Nastolatka spadła na dół, poderwała się i pobiegła.

Perky stała na szczycie schodów i powoli podnosiła broń, spuszczając wzrok. Tam było mnóstwo osób, miała niezły wybór.

Nie mam wyjścia, nie mam wyjścia. Savich przetoczył się i wstał, szybciej niż nastolatka. Musiał ją zdjąć i zrobi to teraz. Wyciągnął swojego siga.

Usłyszał krzyk Dane'a:

– Perky! Dziewczyno, już mnie nie kochasz?

Загрузка...