Jack podszedł do drzwi, wyjrzał przez wizjer i otworzył je.
– Hej, Clive, masz coś?
W drzwiach stanął Clive Howard, prawdziwy weteran, od dwudziestu lat w FBI, jeden z najlepszych ekspertów medycyny sądowej. Miał prawie dwa metry wzrostu, był chudy i miał szeroki uśmiech.
– Oczywiście, że coś mam – powiedział z najsilniejszym południowym akcentem, jaki Rachael kiedykolwiek słyszała.
– Spójrz na to. – Clive wręczył mu mały, poszarpany skrawek materiału. – Nasz delikwent powinien był bardziej uważać, kiedy wspinał się po tym dębie. Jeżeli zauważył już rozdarcie w swojej kurtce, pewnie się jej pozbył, a jeżeli nie, pomoże ona nam go zidentyfikować. Myślę, że ten skrawek pochodzi z lekkiej kurtki, i to ma sens, bo noc była raczej ciepła. Włókno syntetyczne, bez dodatku bawełny.
– Wiem, że to mały kawałek, ale czy ten materiał wygląda na nowy, Clive? – zapytała Sherlock.
– Jak na moje niezbyt wprawne oko – uśmiechnął się do Sherlock – powiedziałbym, że jest dość nowy. Sprawdzimy to, ale idę o zakład, że nie był prany chemicznie. Nie nadaje się do noszenia zimą, więc to prawdopodobnie wiosenny zakup, może sprzed trzech, czterech miesięcy.
– Dzięki niebiosom za ciebie, Clive – powiedział Savich, w geście toastu unosząc filiżankę z zieloną herbatą. Clive rozpromienił się.
– Wiemy też, że nasz chłopiec naprawdę jest chłopcem – nosi buty rozmiar dziesięć, chodzi z naciskiem na pięty, to kawał chłopa, waży jakieś osiemdziesiąt kilogramów, ale nie jest zbyt wysoki – tak twierdzi Mendoza, który jest w stanie określić rozmiar stopy goryla dyndającego na drzewie w lesie.
– Las? – wtrącił nagle Sean. – Czy ktoś jeszcze jest uwięziony w „Lesie, z którego nie ma ucieczki”?
Rachael pomyślała, że życie toczyło się dalej, i roześmiała się, a Savich szybko wyjaśnił Clive'owi, o co chodzi w grze komputerowej Seana.
– Wiesz, Sean – powiedział Clive. – Moja mała córeczka uwielbia Zhora i „Las, z którego nie ma ucieczki” i próbuje go zniszczyć za każdym razem, kiedy uda jej się zjeść swoją porcję warzyw.
Sean westchnął.
– Tata musiał mi trochę pomóc.
– W porządku, ja tez czasami pomagam mojej córeczce.
– Nie jest taka duża jak ja?
– Tak, jest duża. Właśnie skończyła osiemnaście lat. Sean zachichotał. Savich wstał i mężczyźni uścisnęli sobie dłonie.
– Podziękuj wszystkim, że zechcieli tutaj przyjść w niedzielę rano, Clive.
– Wszystko dla dobra sprawy – odparł Clive, skinął do wszystkich, a do Seana powiedział: – Hej, szkrabie, powodzenia w pokonaniu Zhora. I wyszedł.
– Mogę zobaczyć ten materiał? – zapytała Rachael. Savich podał go jej. Był to ciemnobrązowy, gładki materiał, szykowny, pomyślała Rachael.
– Materiał syntetyczny czy nie, facet, który go nosi, ubiera się elegancko – zawyrokowała. Komórka Savicha zadzwoniła, wygrywając melodię z Harry'ego Pottera.
– Savich, słucham? Co takiego? Słuchaj, Tommy, odprowadź doktora MacLeana do jego sali i upewnij się, że tam zostanie. Trzymaj tego dziennikarza z daleka od niego, i nie wpuszczaj go, dopóki nie przyjadę. Tak, dobrze, rozumiem. Tak, już jedziemy.
Savich spojrzał na pozostałych zrezygnowany.
– Doktor MacLean opowiedział dziennikarzowi o tym, że kongresmenka Dolores McManus zamordowała swojego męża.