Od autora
Serdecznie dziękuję wszystkim, którzy poświęcili mi czas i odpowiadali cierpliwie na najróżniejsze pytania w czasie pracy nad tą powieścią. Przede wszystkim olsztyńskim prokuratorom i sędziom, których nie wymieniam z nazwiska ze względu na charakter ich pracy. Specjalne podziękowania należą się Joannie Piotrowskiej z Feminoteki, która jedną rozmową i dwiema doskonałymi lekturami (J. Katz, Paradoks macho. Dlaczego niektórzy mężczyźni nienawidzą kobiet i co wszyscy mężczyźni mogą z tym zrobić; J. Piotrowska, A. Synakiewicz, Dość milczenia. Przemoc seksualna wobec kobiet i problem gwałtu w Polsce) otworzyła mi oczy na powszechność problemu przemocy wobec kobiet i seksizmu w ogóle. Profesorowi Mariuszowi Majewskiemu dziękuję za udostępnienie mi odrobiny jego medycznej wiedzy i za zaskakująco żywą kryminalną wyobraźnię.
Bardzo przepraszam za to, że czasem Wasze słowa i informacje przekręciłem, przeinaczyłem i pokazałem w krzywym zwierciadle powieści kryminalnej. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe. Czytelników zapewniam, że jeśli w książce coś nie gra, to wszelkie pretensje należy kierować pod adresem autora.
Niezmiennie okazuję niewyrażalną słowami wdzięczność Filipowi Modrzejewskiemu, który jest nie tylko najlepszym, ale też najbardziej cierpliwym spośród redaktorów. Dziękuję też swojej stałej, od lat niezmienionej ekipie pierwszych czytelników: Marcie, Marcinowi Mastalerzowi i Wojtkowi Miłoszewskiemu. Wiem, że wszystkie te kłótnie wyszły książce na dobre, ale naprawdę – ciężkie to były dla mnie chwile. Marcie, Mai i Karolowi jak zwykle należy się medal za znoszenie zamkniętego w swoim gabinecie furiata. Mai dołożę jeszcze jeden medal, żeby ją udobruchać i żeby nie pomyślała, że została sportretowana w osobie córki Szackiego. Po prostu każda szesnastolatka jest spiżowo bezkompromisowa i ma wiele w stu procentach wiarygodnych wymówek, żeby nie odebrać telefonu od ojca.
Chciałbym też skorzystać z okazji i szczególnie podziękować fantastycznym ludziom i doskonałym lekarzom z Olsztyna, którzy w opisanym na kartach powieści szpitalu na Warszawskiej profesjonalnie i z wielką troską przywrócili mojego ojca do zdrowia. Kłaniam się w tym miejscu nisko doktor Monice Barczewskiej i profesorowi Wojciechowi Maksymowiczowi.
Proszę wszystkich olsztyńskich lokalnych patriotów o wybaczenie, jeśli poczuli, że miłość do miasta i jego jedenastu jezior została obrażona. Nic nie poradzę, że Teodor Szacki to taki zgryźliwy warszawski zrzęda. Zapewniam, że sam jestem w rodzinnym mieście mojej żony szczerze zakochany, choć przyznaję, że mimo to – a może właśnie dzięki temu – wszelkie jego niedoskonałości jakoś bardziej działają mi na nerwy.
Przygody prokuratora Teodora Szackiego dobiegły końca. Dziękuję wszystkim Państwu, którzy dotarli aż tutaj.
Do zobaczenia,
Z.
Warszawa–Radziejowice, 2013–2014