1

Pierwsza.

Paradoksalnie w końcu czuł spokój. Nie powinien, przecież właśnie się dowiedział, że jego córka może zginąć w straszny sposób, rozpuszczona przez jakiegoś świra w żeliwnej rurze za pomocą paru kubełków kreta. Ale nie dostał wiadomości ze stertą kości pływających w zasadowej brei, tylko z nieostrym ujęciem rury. Oznaczało to zaproszenie do gry, a w każdej grze można wygrać. Nawet jeśli karty są znaczone i jedna strona dyktuje reguły wedle uważania, i tak można wygrać. Dlatego teraz nie miał innego wyjścia, niż pomyśleć. A potem zwyciężyć.

To był logiczny wybór.

Uprzątnął biurko, zrobił sobie duży kubek parzonej kawy, położył przed sobą akta śledztwa w sprawie Najmana i zaczął myśleć.

Druga.

Ciężko mu było zwalczyć chęć do natychmiastowego działania. Po każdej myśli miał ochotę łapać za telefon, wyciągać z łóżka Bieruta, Falka i Frankensteina. Rozmawiać z nimi, zlecać czynności, mocnym głosem wydawać polecenia. Za każdym razem z fizycznym nieomal wysiłkiem przekonywał siebie, żeby tego nie robić, żeby sobie wszystko ułożyć w głowie, sporządzić plan, przejrzeć go cztery razy i dopiero wdrożyć. Musiał kombinować szybko, miał na to cztery, pięć godzin najwyżej.

Przede wszystkim założył, że musi napisać własne reguły gry. Oszukać, i dzięki temu zwyciężyć. Jak w tej słynnej scenie z Indianą Jonesem. Przeciwnik wywija szablą, przekonany, że za chwilę potnie archeologa na plasterki, na co tamten wyjmuje pistolet i kończy sprawę jednym strzałem. Jego sytuacja była analogiczna. Przeciwnik macha inkrustowaną szablą, kręci piruety, puszy się całą swoją zdobywaną przez lata szermierczą wiedzą, planuje, jak w kolejnych ruchach i cięciach będzie upokarzał, okazywał swoją supremację – i dostaje kulkę między oczy. Paf.

To była strategia Szackiego: paf.

Oznaczała, że musiał działać w sposób nieprzewidywalny, prawie irracjonalny. Zupełnie inny niż ten, który założył przeciwnik. Tylko w taki sposób może włożyć tamtemu kij w szprychy, zburzyć plany i zmusić do błędu.

Doszedł do tego wniosku i zrozumiał, że jeśli chce działać w ten sposób, musi podjąć najtrudniejszą decyzję swojego życia. Nie tylko zawodowego, lecz życia w ogóle. Sprawca na pewno przewidywał, że Szacki wykorzysta teraz swoją pozycję prokuratorskiej gwiazdy, żeby rozpętać akcję, która stanie się wiadomością dnia nie tylko w polskich, ale i w światowych serwisach informacyjnych. Biegli będą analizować zdjęcia rury, informatycy sprawdzać po BTS-ach, skąd została nadana wiadomość. Każde nagranie z każdej kamery na trasie szkoła Heli–dom zostanie obejrzane i przeanalizowane. Funkcjonariusze z psami ruszą do akcji. Cała policja zostanie rzucona, żeby przesłuchać wszystkich, którzy mieli nieszczęście pojawić się tego dnia w centrum i mogli coś zobaczyć. Zwyczajne działanie w sprawie porwania zostanie nagłośnione do absurdu: portrety Heli na okrągło w każdej telewizji, reporterzy nadający na żywo spod jej szkoły.

Miał wielką ochotę zadziałać w ten klasyczny sposób, każdy neuron w jego głowie krzyczał, żeby właśnie tak postąpić. Każdy? Prawie każdy. Garstka broniła się, twierdząc, że sprawca musiał przewidzieć takie rutynowe działania. Więcej, zapewne ich oczekiwał. I dlatego właśnie on musiał postąpić odwrotnie. Ukryć przed światem fakt porwania, nie informować nikogo, samemu rozwiązać zagadkę i dopiero wtedy uderzyć.

Myślał o sporze Falka i Klejnockiego. Asesor twierdził, że nie można porównywać tej sytuacji do stosów, zabójstwa dokonanego w jakiejś leśnej chacie do publicznej egzekucji, która miała przyciągnąć tłumy i poinformować, co wolno, a czego nie wolno. Klejnocki argumentował, że może cała sprawa ma się stać publiczna i widoczna dopiero wtedy, kiedy sprawca uzna to za stosowne. I wygląda na to, że miał rację. Budowanie stosu przedwcześnie wzięli za egzekucję.

Płomień miał zapłonąć, kiedy publiczność będzie odpowiednio podniecona i odpowiednio przygotowana. To miało sens. Stos trzeba podpalać wtedy, kiedy tłum wypełnił rynek i nie wyjdzie, dopóki nie dostanie swojej dawki krwi i sensacji. Kto przy zdrowych zmysłach spaliłby czarownicę mimochodem i bez promocji, tak, że większość miasta byłaby przekonana, że jakiś mały pożar wybuchł w centrum, ale chyba szybko go ugasili.

Pytanie, jak się zachowa sprawca, jeśli zobaczy, że wbrew jego oczekiwaniom nie zostaje rozpętana wielka histeria w związku z zaginięciem dziecka prokuratora.

Tak, to było dobre pytanie. Szacki wstał i zaczął chodzić wokół swojego biurka. Za oknem rządziła najczarniejsza noc. W czarnej zielonej dziurze nie migały żółte światełka maszyn budowlanych, dawno wyłączono iluminację katedry. Czerń i nic więcej.

Jak się zachowa?

Na początku pewnie będzie czekał. Popijał yerba mate czy co tam popijają zaburzeni, coś zdrowego pewnie, gapił się w Polsat News, słuchał Radia Olsztyn i odświeżał co pół minuty główną stronę lokalnego portalu informacyjnego. Do południa będzie spokojny, po południu zacznie się zastanawiać, o co chodzi, a wieczorem uzna, że zachowanie Szackiego i organów ścigania musi stanowić element strategii. Jeśli ma jakieś dojścia (co podejrzewał Klejnocki) w policji albo w prokuraturze, spróbuje się dowiedzieć, jaka to strategia. Jeśli się nie dowie, poczuje niepokój.

I wtedy może uznać, że trzeba przeorganizować plan. I że lepiej zrealizować go z okrojoną publicznością, niż nie zrealizować w ogóle.

Prokurator Teodor Szacki doszedł do takiego wniosku, wrócił do biurka i usiadł ciężko.

Jego wewnętrzne przekonanie zgadzało się z wynikiem logicznego wnioskowania: jeśli chce ocalić Helę, musi to zrobić dzisiaj i musi to zrobić sam. Wtajemniczenie kogokolwiek w jego sytuację i jego zamiary jest zbyt ryzykowne.

Miał kilkanaście godzin. Może mniej, na pewno nie więcej.

Trzecia.

Wybór odpowiednich czynności wydawał się kluczowy. Mógł przypuszczać, że najbardziej oczywiste rozwiązania zostały przewidziane przez jego przeciwnika i nie przyniosą żadnego rezultatu. Czyli rzucenie się do gardła żonie Najmana i jego wspólniczce nie ma sensu. Jest nadzieja, że Bierutowi uda się znaleźć kochankę widmo, ale nie mógł sobie teraz pozwolić na nadzieję. Oczywiście to pomoże, jeśli ją znajdzie, ale teraz musi założyć, że to się nie stanie.

Co może zrobić, czego nie zrobił, a co jest na tyle nieoczywiste, że ten cholerny świr tego nie przewidział?

Dłuższą chwilę rozważał wariant, że sprawa kata z Równej i Najmana się wiążą, że faceta bez strun głosowych trzeba dopisać do listy ofiar obok samego Najmana oraz właścicieli dłoni i kosteczek słuchowych. Intuicja mu podpowiadała, że marnuje czas, tego faceta z Równej nikt nie rozpuścił, nikt nawet nie próbował rozpuścić, po prostu ktoś spuścił mu srogi wpierdol za znęcanie się nad żoną, nie pierwszy to taki przypadek i nie ostatni. Pewnie rodzina ofiary, jakiś brat albo szwagier. Ale to nie był zwykły wpierdol. Został poważnie okaleczony, a mimo to zadbano o to, żeby nie umarł.

Dlaczego?

Może dlatego, że jego żona też nie umarła.

Postukał długopisem w kartkę papieru, którą miał przed sobą.

– Okej – powiedział, jego zachrypnięty głos w pustym i idealnie cichym gabinecie zabrzmiał nieprzyjemnie. Szacki wzdrygnął się, jakby odkrył, że ktoś stoi za jego plecami. – Spróbujmy.

Postanowił rozważyć wersję, że jakiś fanatyk sprawiedliwości wymierza karę sprawcom przemocy domowej. I zamierza zaprowadzić porządek nie w sądach, ale rozpalając stosy. Chemiczne stosy, w których płomienie zastępuje wodorotlenek sodu.

Ale ponieważ jest sprawiedliwy, nie morduje ich jak popadnie, tylko wymierza sprawiedliwą karę. Dlatego faceta z Równej okalecza, dbając o to, żeby nie umarł. Cholera wie, dlaczego w taki akurat sposób okalecza, może wie coś, czego oni, jako śledczy, nie wiedzą. Przemoc psychiczna, słowne poniżanie, agresja, krzyk, wmawianie kobiecie, że jest nic niewartym niczym. Zabrano mu narząd mowy, żeby nigdy już więcej nikogo nie skrzywdził słowem.

Skrzywił się.

Wydumane.

Tyle tylko że wtedy śmierć Najmana musiałaby być karą za czyjąś śmierć. Wzruszył ramionami. Żona Najmana żyje i w miarę dobrze się miewa, dziecko tak samo, wspólniczka też. Żadna o dziwnych zdarzeniach z jego przeszłości nie wspominała, a po jego śmierci nie było powodu, żeby strach przed mężem i wspólnikiem je powstrzymywał. Najman nie figurował też w żadnej bazie danych, nie tylko nie został skazany, ale też nie oskarżono go, nie przedstawiono zarzutów w żadnej sprawie.

Nagle do głowy przyszedł mu jeden pomysł. Sięgnął na półkę, ale okazało się, że jeszcze nie ma kpk po ostatniej nowelizacji, szybko znalazł właściwy dokument w komputerze.

Tego się pan szaleniec nie spodziewa.

Загрузка...