20
Już bardzo długo szła górską ścieżką i naprawdę nieźle się spociła, zanim spostrzegła, że matriks się psuje. Po pierwsze, w Tatrach nigdy nie ma takiej pogody. To znaczy pewnie jest, ale ona nigdy w czasie żadnej wyprawy takiej nie widziała. Czy to z mamą na nartach, czy to z tatą na trekkingu, czy to z wycieczką szkolną na nudnych marszach – zawsze w Tatrach widziała jedynie mokre skały, mgłę i deszczową (lub śniegową) chmurę na wysokości oczu.
Tym razem szła kamienistą ścieżką po grani i widoki miała z każdej strony takie, jakby ktoś nawet powietrze wypompował, żeby nie przeszkadzało w podziwianiu świata. Nie miała pojęcia, że w tych mokrych Tatrach jest tyle gór w ogóle, nigdy ich nie widziała więcej niż sto metrów do przodu. Wspaniałe doświadczenie.
Nagle doszła do stromej ściany z wykutymi stopniami. Nie wyglądało to bezpiecznie, ale też ciągle bardziej na szlak turystyczny niż na drogę wspinaczkową. Zwłaszcza że obok stopni do skały przytwierdzony był masywny, zardzewiały stalowy łańcuch.
Pociągnęła. Trzymał się.
Złapała się zimnego żelastwa i zaczęła mozolnie wspinać pod górę. Na początku czuła się wspaniale, ale im więcej powietrza dzieliło jej tyłek od ścieżki, tym bardziej do jej myśli wkradał się niepokój i tym bardziej wyobraźnia podsuwała obrazy bezwładnego ciała spadającego w dół, obijającego się o wystające ze ściany głazy, zanim w końcu roztrzaska się o kamienie.
Z nerwów mocniej ścisnęła łańcuch. Który nieoczekiwanie ugiął się pod jej ręką, jakby został zrobiony z gumy. Zdziwiona spojrzała na ogniwo. Ścisnęła jeszcze raz. Faktycznie, zachowywało się jak gumowa zabawka.
Powąchała łańcuch. Pachniał intensywnie zardzewiałym metalem.
Potrząsnęła gwałtownie. Zamiast zagrzechotać o granit, wydał dźwięk kauczukowej piłeczki, odbijającej się o ściany.
I wtedy zrozumiała, że śni. I postanowiła wykorzystać świadomość tego faktu, zanim się obudzi. Spojrzała na świat dokoła, powtórzyła sobie trzy razy, że to wszystko jest w jej głowie, odbiła się mocno nogami od skały i poleciała. Szybko, zdecydowanie, nie jak Mary Poppins, tylko jak Robert Downey Junior.
– Juhuuu! – krzyknęła, patrząc na oddalające się w szybkim tempie góry, granitowa grań między dwiema dolinami wyglądała z tej perspektywy jak kolce wyrastające z kręgosłupa olbrzymiego zielonego dinozaura.
Zamierzała dolecieć do Krakowa, kiedy znowu poczuła intensywny zapach zardzewiałego żelastwa. Spojrzała na swoje dłonie i ze zdumieniem zauważyła, że ciągle trzyma gumowy łańcuch, który wcześniej pomagał jej we wspinaczce. Łańcuch, hen daleko przytwierdzony do gór, rozciągnięty był do granic możliwości. Jego ogniwa, wcześniej grube na palec, teraz były cieniutkie jak wędkarska żyłka.
Sam widok byłby zabawny, gdyby nie to, że nagle rozciągnięty łańcuch z wielką siłą zaczął ją ciągnąć z powrotem. Nie potrafiła go puścić, więc tak jak wcześniej pędziła w górę, tak teraz leciała w dół, coraz szybciej i szybciej, z ogromną prędkością i świstem w uszach, a góry zbliżały się do niej błyskawicznie. Widziała już stopnie wykute w ścianie, skuliła się i zacisnęła oczy przed uderzeniem.
Wtedy się obudziła. Mięśnie miała napięte i obolałe, oczy mocno zaciśnięte, ciągle czuła intensywny zapach rdzy.
Odetchnęła głęboko, zachichotała na wspomnienie snu, otworzyła oczy i chichot uwiązł jej w gardle.
Nawet przez ułamek sekundy nie miała wątpliwości, gdzie się znajduje. Światła w pomieszczeniu było wystarczająco wiele, aby mogła podziwiać fakturę zardzewiałego metalu. Zerknęła pod nogi. Na szczęście nie było tam żadnych szczątków, czego się obawiała, jakichś pływających w mazi zębów i paznokci.
Wnętrze rury było czyste i suche, aż chciałoby się powiedzieć: zadbane. Ze zdziwieniem zauważyła, że cały czas jest w butach i w ogóle we wszystkich ciuchach. W przeciwieństwie do faceta z filmu, który umierał nagi.
Umrę, ale przynajmniej mnie nie zgwałcili, pomyślała. Dobre i to.
Na wysokości jej klatki piersiowej rdza była poszarpana, pocięta pionowymi liniami. Hela zadrżała, kiedy zrozumiała, jak powstały. Ktoś szalał z bólu tak, że próbował się wydrapać z metalowej rury. Czy ona też spróbuje?
Spojrzała na swoje dłonie, związane z przodu cienką linką.
Pewnie tak. Jak tylko linka puści od tego kwasu, którym ją zasypią, będzie próbowała się przedrapać przez żeliwo, jak wszyscy przed nią.
Zmusiła się, żeby oderwać wzrok od tych śladów i spojrzała w górę.
Prosto w oko kamery.