2

Ścisnęła go mocniej nogami, objęła i pchnęła w bok. Udało im się przeturlać, nie rozłączając, i teraz to ona była górą. Wyprostowała się, przycisnęła do niego jak najmocniej i zaczęła szybkimi ruchami poruszać się w przód i w tył, jęcząc – jego zdaniem – znacznie głośniej, niż wymagała tego sytuacja. Zastanowił się, czy samemu trochę nie powzdychać, żeby się znowu z niego potem nie śmiała, że uprawiają seks głuchoniemych, ale uznał, że na tym etapie i tak jest jej wszystko jedno, więc zamiast tego złapał ją za twardy, szczupły tyłek i mocno ścisnął, krzyknęła głośno, co z kolei podnieciło go do tego stopnia, że skończyli po chwili prawie jednocześnie. Cudownie.

Żenia poruszała się na nim jeszcze trochę, mrucząc i śmiejąc się na przemian, a prokurator Teodor Szacki uznał, że zazdrości kobietom ich orgazmów. Skorzystał z okazji, żeby sprawdzić godzinę i przeczytać SMS-a od doktora Frankensteina.

– Widzę – mruknęła, nie otwierając oczu.

Nie bardzo wiedział, co powiedzieć, więc odłożył telefon i zamruczał w sposób, który jego zdaniem wyrażał seksualne spełnienie. Żeby było jasne: czuł ogromne spełnienie, ale nie rozumiał, dlaczego to ma być powód, żeby spóźnić się do pracy.

Żenia westchnęła po raz ostatni i zsunęła się z niego.

– Muszę cię kiedyś zerżnąć w todze – powiedziała.

Jej głos, zawsze trochę gardłowy, po seksie robił się jeszcze bardziej zachrypnięty.

– Najlepiej w sądzie. Nie wiem dlaczego, ale strasznie mnie to podnieca. Myślisz, że wpuszczą nas po godzinach?

Spojrzał tylko znacząco i wstał.

– No co? Nie patrz tak. To nie sutanna. Zresztą jedno i drugie to kawał szmaty z pewnego punktu widzenia. Poza tym sutanna mnie w ogóle nie podnieca, bue, kojarzy mi się z mężczyznami, którzy nie używają wody kolońskiej. – Sama wstała. – To znaczy nie myśl, że mam jakieś doświadczenie, nie ma mowy, ale nigdy nie czułam, żeby ksiądz czymś pachniał, jak przechodziłam w sklepie czy coś. Nie żebym wąchała specjalnie, słuchasz mnie?

– Nie żebym wąchała specjalnie, słuchasz mnie? – powiedział, zakładając koszulę. Zawsze miał w szafie trzy przygotowane komplety. Odprasowany garnitur i koszula, wypastowane buty, krawat, spinki w foliowym woreczku przyczepionym do wieszaka. Śmiała się z tego woreczka, ale gdyby trzymał spinki w kieszonce marynarki, materiał mógłby się odkształcić.

– A wcześniej?

– Czymś pachniał, jak przechodziłam w sklepie.

– Nie wiem, jak ty to robisz, ale to jakaś sztuczka, nie słuchasz mnie przecież w ogóle.

– Przecież w ogóle.

– Cha, cha, dziękuję. – Pocałowała go w usta. – Od dawna chciałam sobie pokrzyczeć. Ostatnio tylko seks głuchoniemych, jeśli w ogóle.

– Nie chcę, żeby wiesz... – Wykonał nieokreślony ruch ręką.

– Masz rację, to byłoby straszne, gdyby twoja córka się dowiedziała, że jej ojciec uprawia seks.

– Nie no, weź nie mów o Heli i seksie, jak tak stoimy. – Wskazał na goluteńką Żenię i na swojego członka, dyndającego pod koszulą w tym samym rytmie, co krawat.

Pokiwała głową z niedowierzaniem i poszła w stronę łazienki.

– Boisz się jej nawet, kiedy jej nie ma. To już jest patologia.

Poczuł, jak rośnie w nim irytacja. Znowu coś źle.

– Zaczyna się. Nie możesz być zazdrosna o moją córkę.

– Możesz nie mówić o zazdrości i twojej córce, jak tak stoimy – zakpiła.

Policzył w myślach od pięciu do zera. Od jakiegoś czasu obiecywał sobie proponować konstruktywne rozwiązania, zanim wybuchnie.

– Jeśli uważasz, że coś nie gra w naszej relacji – powiedział powoli – to może powinniśmy wszyscy usiąść i o tym porozmawiać.

– Jak sobie to wyobrażasz? Przyznasz jej rację, zanim otworzy usta. A ona będzie zażenowana tym, jak łatwo tobą manipulować. Poza tym do Heleny nic nie mam, to fajna, mądra dziewczyna.

– Czyli do kogo coś masz? – zapytał bez sensu.

Podniosła brew w firmowym geście. Naprawdę wysoko; pomyślał, że to musi być kwestia wytrenowania odpowiednich mięśni głowy.

– No nie wiem, kurwa, a jak myślisz?

Bardzo łatwo zaczynała kląć, uważał, że to słodkie.

Żenia zawróciła do sypialni, wzięła się pod boki, małe spiczaste piersi wycelowała w Szackiego jak dodatkowe argumenty.

– Robisz jej krzywdę, Teo. Traktujesz ją jak dziecko, bo nie masz żadnego pomysłu na relację dorosłego ojca z dorosłą córką. Ona też go nie ma, ale nie musi. Jest zdezorientowana i nie mając pojęcia, jak się zachować, po prostu wykorzystuje twoją słabość. Nie winię jej wcale, żeby było jasne. Przykro mi to mówić, Teo, ale ten czas, kiedy była dzieckiem, które potrzebuje ojca, minął. Rozumiem, przykro ci, miałeś wtedy inne rzeczy na głowie, ale było, minęło.

Nic nie powiedział. Po pierwsze, nie chciał wybuchnąć, po drugie, wiedział, że Żenia ma rację. Co miał zrobić? Kochał Helę, chciał, żeby było jej jak najlepiej. Dopuszczał do siebie myśl, że rozpieszcza córkę, bo zagłusza wyrzuty sumienia po rozstaniu z Weroniką.

– I żeby było jasne – dodała Żenia. – Żebyś sobie nie myślał, że to ma związek z twoim rozstaniem, bla, bla, bla, psychologiczne brednie z szufladki dla użalających się nad sobą. Gówno prawda. Twoja córka jest odważna, nowoczesna, silna i pewna siebie. Krzywdzisz ją, nie wymagając niczego i traktując jak kochaną córeczkę. Robisz to samo, co twój seksistowski ojciec i seksistowski dziad. Boisz się fajnych kobiet i próbujesz wepchnąć córkę do formy, która dla niej jest już zupełnie obca.

– Skąd wiesz, że mój ojciec i dziad byli seksistowscy?

Spojrzała na niego i wybuchnęła chrapliwym śmiechem, głośniejszym niż jej niedawne jęki.

Загрузка...