2

Edmund Falk nie lubił zmieniać niczego w swoich procedurach. Nie dlatego, że cierpiał na nerwice lub jakieś zaburzenia obsesyjne. Po prostu znał się wystarczająco dobrze, aby wiedzieć, że jeśli raz sobie odpuści, za chwilę zrobi to ponownie, i z procedury nic nie zostanie. Tyle razy tego doświadczył, że w końcu zaakceptował fakt, że musi sam być swoim najsurowszym opiekunem. Inaczej wszystko, czego się podejmuje, skończy się tak samo jak jego kariera taneczna. Zaczynał jako młody zdolny, jeden z wielu w słynącym z zawodowych tancerzy Olsztynie, potem awansował na nadzieję tańca, przyszły sukcesy w zawodach juniorskich, a potem między imprezami i romansami wszystko w kilka miesięcy legło w gruzach.

Nie żeby żałował tanecznej kariery, wręcz przeciwnie, ale był czas, kiedy wierzył, że nic gorszego go w życiu nie spotka. Dlatego się zmienił. Ludzie śmiali się z jego obsesji, podczas gdy w jego zachowaniach obsesji wcale nie było. Jedynie logiczny wybór.

Dlatego teraz, jak zwykle co drugi dzień o tej porze, nie zważając na pogodę, biegł w równym tempie stu czterdziestu uderzeń serca na minutę przez las miejski. Cztery kilometry miał już za sobą, zostało mu do przebiegnięcia sześć.

Nie słuchał w czasie biegania radia albo muzyki, ale tym razem wziął ze sobą telefon i wsadził słuchawki do uszu. Chciał wysłuchać, co Szacki powie po wiadomościach w Radiu Olsztyn jako świeżo mianowany rzecznik prasowy.

Tymczasem w rozgłośni ciągle grała muzyka, a on zastanawiał się, czy spotkać się z Wandą, czy nie. Teoretycznie już się umówił, praktycznie mógł to odwołać. Teoretycznie zrobił to dla ojca, praktycznie bardzo był ciekaw, czy cokolwiek zostało z tego, co działo się kiedyś między nimi. A działo się wiele.

Teoretycznie rozumiał, że w jego wypadku zaangażowanie jest niemożliwe, to logiczny wybór. Praktycznie chwyciłby się każdej wymówki, żeby ją zobaczyć.

Wybiegł na aleję Wojska Polskiego i postanowił, że zamiast przeciąć ją jak zwykle, pobiegnie kawałek przy ulicy. Czuł dziwny niepokój i światła cywilizacji wydały mu się bardziej kuszące niż puste ścieżki w wilgotnym lesie.

Biegł w stronę centrum, po prawej miał park i budynek radia, po lewej szpital psychiatryczny. Spojrzał w rozświetlone okna szpitala. A potem na stoper. 160 uderzeń na minutę.

Nie powinienem tędy biegać, pomyślał.

Загрузка...