11
Stał koło domu na Równej, przemoknięty i zmarznięty, patrząc, jak samochód, którym opieka społeczna przyjechała po chłopca, podskakuje na wybojach. We mgle błysnęły światła stopu, potem kierunkowskaz, stary nissan skręcił na drogę do Olsztyna i zniknął. Karetka zabrała matkę chłopca kwadrans wcześniej. Dochodzeniowcy zbierali w środku dowody.
Nie miał tu absolutnie nic do roboty.
A mimo to nie był w stanie wsiąść do samochodu i odjechać. Ba, nie mógł nawet się ruszyć.
Po prostu stał.
Usłyszał, jak za nim zatrzymuje się samochód. Silnik zgasł, trzasnęły drzwi.
Asesor Edmund Falk stanął przed nim, musiał zadrzeć głowę, żeby spojrzeć Szackiemu prosto w oczy.
– Jeśli ona nie przeżyje, zniszczę pana – powiedział.
Szacki nie odpowiedział. To był logiczny wybór.