Chwilę później

Przy furtce odwrócił się i spojrzał na dom zły. Jego kontury rozpływały się w ciemnościach, potworny nokturn namalowany odcieniami czerni. Ciemnoczarny dom z czarnymi otworami okien, na tle szaroczarnej ściany lasu. Nagle coś zakłóciło ten festiwal czerni, coś mignęło w polu widzenia. Drgnął, przekonany, że przyszli po niego. Że on będzie następnym, trzecim już bytem, który w ciągu kwadransa przekroczy granicę między życiem a śmiercią.

Nie miał nic przeciwko. Wręcz przeciwnie. Chciał nie żyć. Niczego teraz nie pragnął tak bardzo jak tego, żeby nie żyć.

Ale za mignięciem nie stała postać, światło latarki, eksplozja wystrzału ani błysk klingi. Za chwilę kolejne mignięcia pojawiły się w czerni wokół i zrozumiał, że to pierwszy śnieg. Coraz większe płatki coraz śmielej spadały z nieba, osiadając na zamarzniętej, błotnistej ziemi, na domu złym i na czarnym płaszczu Szackiego.

Dotknął dużego płatka na kołnierzu, jakby chciał go obejrzeć dokładniej, ale ten rozpuścił się w okamgnieniu, zamienił w kroplę zimnej wody.

Patrzył na tę kroplę i w jego głowie pojawiła się dziwna myśl. Zrazu bardziej cień, miraż, prawie nieuchwytny. Stało się w nim coś dziwnego, co biegli psychiatrzy nazwaliby fazą szoku. Czuł, że on to on, wiedział, gdzie jest i co się wydarzyło, rozumiał, że musi wsiąść do samochodu i odjechać, ale z drugiej strony wszystkie jego myśli i emocje kłębiły się za ścianą z przydymionego szkła. Coś tam się działo, słyszał stłumione głosy, krzyki, widział słabe, niewyraźne obrazy – ale wszystko to poza nim, w bezpiecznej odległości, bez dostępu do jego świadomości.

Poza tą jedną, natrętną myślą, która w jednym miejscu waliła w szybę i krzyczała w kółko to samo, żądając uwagi i wysłuchania.

– To niemożliwe – powiedział cicho na głos, kiedy w końcu zrozumiał sens tej myśli. – To niemożliwe.

Nie wiedział, kiedy to się stało, ale gdy wstał znad zwłok dziewczyny, telewizor był wyłączony. Nie pamiętał, kiedy został wyłączony, ale ani razu nic nie odwróciło jego uwagi w czasie szamotaniny. To raz. Dwa, że nie miało absolutnie żadnego sensu, poza przyzwoitością, wkładanie Heli do rury w ubraniu. Im bardziej pozwalał tej myśli do siebie dotrzeć, tym bardziej rozumiał, że w momencie kiedy zobaczył łupież na golfie Heli, wszystko powinno stać się dla niego jasne. Tyle tylko że wtedy prawda byłaby jeszcze bardziej nieprawdopodobna niż całe to szaleństwo.

Ale po co? W jakim celu? Dlaczego?

W pierwszej chwili wziął ruch po swojej lewej za zadymkę, płatki śniegu tańczące na wietrze. Ale kiedy spojrzał w tamtą stronę, zobaczył, że część ciemności przesuwa się w jego stronę, płatki śniegu układały się tam na ludzkim kształcie.

Zaczął iść w tamtą stronę, zrazu wolniej, potem coraz szybciej.

I po chwili stał przed swoją córką. Zziębniętą, przerażoną, ale jak najbardziej żywą.

Chwycił ją za ramiona, żeby sprawdzić, czy to nie halucynacja.

– Au – powiedziała halucynacja. – Błagam, powiedz, że jesteś samochodem.

Pokiwał głową, nie będąc w stanie wykrztusić słowa.

– Super. To wsiadajmy do tego grata i uciekajmy stąd. Nie masz pojęcia, co mi się przydarzyło.

Pogłaskał ją po włosach, jego ręka była mokra od płatków śniegu. Spojrzał na dłoń i zobaczył, że jeden z płatków nie rozpuścił się, tkwił w zagłębieniu pomiędzy linią życia i linią rozumu, jakby był ciepłoodporny. Nowy rodzaj śnieżnych płatków, importowanych z Chin, żeby centra handlowe łatwiej mogły sterować magią Bożego Narodzenia?

Spojrzał na włosy swojej córki, która tymczasem odzyskiwała pomału swój wyjściowy, lekko skrzywiony wyraz twarzy, mówiący: „Okej, ale o co chodzi?”. Miała we włosach więcej sztucznych płatków śniegu. Miała je też na swoim czarnym golfie. Wziął jeden z nich, chwycił między kciuk i palec wskazujący, ścisnął.

I zrozumiał.

– Tato? Wszystko okej? Bo ja naprawdę bym chętnie usiadła w cieple.

Kulka styropianu.

Rzucił ją na ziemię i poszedł z Helą w stronę samochodu, nie oglądając się za siebie.


Загрузка...