9

Czuł się jak ostatni kretyn. Wychodząc z domu, na wszelki wypadek naciągnął mocno na głowę kaptur grubej, bawełnianej bluzy, żeby przypadkiem nikt go nie rozpoznał. Szybkim krokiem ruszył w dół Emilii Plater, nie patrząc w okna prokuratury, a kiedy doszedł do rogu budynku, rozejrzał się czujnie jak szpieg z kryminalnej komedii i skręcił w stronę czarnej, zielonej dziury. Która o tej porze roku była po prostu czarną dziurą, bez cienia zieleni, bezlistne gałęzie na tle szarej mgły wyglądały jak scenografia do fantastycznego filmu grozy, dziwaczna pajęczyna czekająca na obcej planecie na nieuważnego przybysza. Chociaż nie, znajdował się tu jeden zielony element. Pojemnik na śmiecie.

Prokurator Teodor Szacki podszedł do pojemnika, rozejrzał się jeszcze raz, podniósł pokrywę i wskoczył do środka.

Prokuratura miała oczywiście specjalną maszynę do niszczenia dokumentów, ale zwykłe śmieci zebrane spod biurek, czyli ogryzki, puszki po coli, zasmarkane chusteczki, pomięte notatki i robocze protokoły z przesłuchań pieprzonych ofiar przemocy domowej, wszystko to trafiało do zwyczajnego pojemnika, opróżnianego pewnie późnym popołudniem lub wczesnym rankiem.

Stał pośród identycznych czarnych worków, zawiązanych u góry na identyczne supły, i zastanawiał się, czy jest jakiś sposób, żeby rozpoznać właściwy. Po objętości? Wrzucił tam wczoraj kilka papierów, pustą butelkę po soku pomidorowym i kubeczek po serku wiejskim.

Pomacał kilka worków. W jednym wyczuł małą butelkę. Rozerwał worek i ostrożnie zajrzał do środka. Małpka po żytniej, tak, ciekawe.

Odłożył.

Wymacał kolejną butelkę. Podniósł worek, który co prawda był związany, ale na dole rozerwany. Na jego spodnie wypadła najpierw butelka po napoju energetycznym, potem tylko częściowo niestety zjedzony jogurt, potem filtr pełen fusów po kawie, a potem wielki kleks czegoś, co wyglądało jak sperma i co okazało się majonezem, kiedy w końcu ze środka wypadła resztka trójkątnej kanapki ze stacji benzynowej. Odbiła się od spodni i została na butach, oczywiście majonezem do dołu.

Szacki zaklął głośno i szpetnie, pomyślał, że jego koledzy powinni bardziej dbać o dietę.

– Wypierdalaj stąd albo policję zawołam. – Szacki drgnął, słysząc głos tuż nad uchem.

Odwrócił się do ochroniarza, który musiał zobaczyć jego akcję na monitorze w dyżurce i przyszedł zrobić porządek.

– Pan prokurator? Co pan tu robi?

– Eksperyment procesowy.

Ochroniarz nie wydawał się przekonany. Stał i patrzył podejrzliwie.

– Mogę wrócić do pracy? – Szacki wskazał na rozłożoną u jego stóp mieszaninę odpadków spożywczych, jakby to były akta ważnej sprawy.

– Tak, oczywiście – bąknął niepewnie ochroniarz. – Miłego dnia, panie prokuratorze.

Ochroniarz wrócił do stróżówki, Szacki wrócił do obmacywania worków. Z interesujących rzeczy znalazł jeszcze książeczkę do nabożeństwa i biało-zielony szalik AZS-u Olsztyn. Zaczynało go to niebezpiecznie wciągać, kiedy w końcu trafił na swój sok pomidorowy i serce zabiło mu żywiej. W kubeczku po serku wiejskim czekał nie niego protokół przesłuchania, zwinięty w elegancką kulkę.

Загрузка...