6
Xanax sprawił, że była w ogóle w stanie wejść do izolatki, zamiast trząść się przed drzwiami ze strachu. Nie potrafił jednak wyłączyć emocji. Smutek spowodowany wspomnieniem tamtych wydarzeń walczył ze wstrętem, fizycznym obrzydzeniem wobec bladego faceta siedzącego na łóżku. Wiedziała, że ta pogarda jest bardzo nieprofesjonalna, ale nic nie mogła poradzić.
Mężczyzna nie nawiązywał żadnego kontaktu. Szybko uznała, że nie jest to wynik braku możliwości, lecz braku chęci. To nie jego mózg, jak w wypadku większości pacjentów na tym oddziale, zadecydował za niego, żeby wylogować się ze świata. Wyglądało, że to w pełni świadoma decyzja. Obserwacja to potwierdzi, a potem już zależy od prokuratury, co z nim zrobią. Nie ona będzie prowadzić obserwację, ale osobiście zadba o to, żeby żaden sąd nie miał wątpliwości co do poczytalności podejrzanego.
Zastanowiła się, jaki może być powód braku kontaktu. Żelazna konsekwencja mężczyzny jej zdaniem wskazywała na to, że musi chodzić o coś więcej niż zwyczajne symulowanie, taktykę obliczoną na uniknięcie kary. Wyrzuty sumienia? Byłby to pierwszy znany jej przypadek, że jakiś szybki w rękach damski bokser dorobił się sumienia. Habilitację by z tego mogła kiedyś zrobić. Szok? Prędzej. Trauma? Ale jaka? Jak wszyscy kaci domowi, był zapewne ofiarą przemocy w dzieciństwie. Może wróciło jakieś wyparte wspomnienie, jakieś okropieństwo, którego doświadczył.
Może uda się do tego dotrzeć, jeśli w ogóle go otworzą.
Pomyślała ostatnie zdanie, usłyszała je i zalała ją fala smutku. Zebrała całą swoją siłę woli i doświadczenie trzydziestu lat pracy, żeby nie rozpłakać się przy pacjencie. Tak samo wtedy siedziała na taborecie, tak samo układała myśli w głowie i szukała sposobu, żeby otworzyć pacjenta.
Opanowała się.
– Proszę pamiętać, że nie pracujemy dla policji ani dla prokuratury – powiedziała. – Jesteśmy lekarzami i bez względu na to, dlaczego pan się tu znalazł, chcemy pomóc. Jest pan otoczony przez ludzi życzliwych. Będziemy przychodzić, pytać, nie będziemy ustawać w próbach nawiązania kontaktu. Ale gdyby pan sam uznał, że chce porozmawiać, to o każdej porze dnia i nocy jesteśmy do pana dyspozycji. Żeby z życzliwością i zrozumieniem wysłuchać i pomóc. W czym tylko pan będzie chciał. Co tylko przyniesie panu ulgę i sprawi, że poczuje się pan lepiej. Jesteśmy przyjaciółmi. Rozumie pan?
Liczyła, że chwyt zadziała. Że jej łagodny, aksamitny głos doświadczonej terapeutki w połączeniu z pozytywnym przekazem sprawi, że się zapomni i skinie głową. Byłby to miły krok w stronę pełnej poczytalności i w stronę bezwarunkowej odsiadki w zakładzie karnym.
Mężczyzna nawet nie drgnął. Zauważyła, że był chorobliwie blady, jakby cierpiał na anemię lub stracił dużo krwi. Zapisała na karcie: morfologia.
Zerknęła w stronę korytarza. Pan Marek stał oparty o ścianę i obserwował, co się dzieje w środku. Czujnie, ale cierpliwie. Mimo to rozumiała, że pewnie ma pilniejszą robotę, niż gapić się na rozmowę z facetem, który się nie odzywa. Skinęła głową na znak, że zaraz kończy.
– Pójdę już. Przyjdę jeszcze po wieczornym obchodzie, dobrze? Może będzie pan miał ochotę na rozmowę. Większą niż na jedzenie. – Zmusiła się do uśmiechu i wskazała na naczynia po śniadaniu. Kakao było wypite do końca, ale kanapka z serem nietknięta. – Proszę jeść, dobrze? Taki duży mężczyzna, daleko pan na kakao nie zajedzie.
Wstała i podeszła do drzwi, kiedy mężczyzną wstrząsnął krótki atak stłumionego przez zamknięte usta kaszlu. Dziwne, trochę jak kaszel, trochę jak odruch wymiotny. Odwróciła się. Siedział na łóżku w tej samej pozycji, wzrok wbity w ścianę, ale palce zaciśnięte na pościeli. Widziała, że wkładał wiele wysiłku w powstrzymanie tego ataku, aż oczy mu się zaszkliły.
Podeszła bliżej. Mokry oskrzelowy kaszel, płuca próbowały się pozbyć zalegającej w nich wydzieliny, słyszała taki w przychodni setki razy. Próba powstrzymania takiego kaszlu nie miała sensu, ciało w wielu wypadkach było często mądrzejsze od człowieka w walce o zdrowie.
W oczach mężczyzny pojawiła się panika. Jakby głupi atak kaszlu stanowił zagrożenie. Walczył jak mógł ze swoimi oskrzelami, gdyby nie okoliczności, byłoby to komiczne.
Wstrząsany skurczami, zaczął wychodzić ze swej roli. Zerknął na Zemstę z histerią w oczach, ułamek ułamka sekundy, ale wystarczyło, żeby utwierdziła się w przekonaniu, że o żadnej niepoczytalności nie ma mowy.
Kaszel w końcu zelżał. Mężczyzna ciężko oddychał nosem po ataku.
Coś było nie tak.
Zemsta skinęła na pana Marka, który momentalnie wszedł do środka i spojrzał pytająco.
– Proszę podejść z pacjentem do okna – powiedziała.
Z jej głosu ulotniły się wszystkie tony przyjaźni i empatii, teraz była panią ordynator. No i laryngolog. Nie miała jednorazowych rękawiczek, nie miała wziernika ani szpatułki, ale uznała, że i tak może mu zajrzeć do gardła. Coś w tym kaszlu było niepokojącego.
Mężczyzna pokornie wstał z łóżka, kiedy pan Marek ujął go za ramię. Dopiero teraz zauważyła, że łóżko jest dziwacznie posłane. Wezgłowie okryto kocem bardzo pieczołowicie, tak pieczołowicie, że w nogach wystawało pół metra kołdry i prześcieradła. Nikt tak nie ścieli łóżka.
Podeszła i zdecydowanym ruchem zerwała koc. Nic. Poduszka nakryta kołdrą. Uniosła kołdrę, znowu nic. Poduszka na prześcieradle. Już miała odłożyć kołdrę na miejsce, ale zajrzała jeszcze pod poduszkę.
Wciągnęła ze świstem powietrze. Prześcieradło pod poduszką i druga strona poduszki były nasiąknięte krwią, jakby mężczyzna wykrwawiał się tam przez całą noc.
Coś było bardzo nie tak.
– Proszę otworzyć usta – powiedziała, podchodząc do okna.
Mężczyzna trząsł się i kręcił głową, w oczach miał tak skrajne przerażenie, że mimo wszystko Teresie Zemście zrobiło się przykro.
– Proszę pana, nie pora na głupie gierki. Wszyscy wiemy, że nic panu nie jest i że właściwie opinię mogłabym napisać dzisiaj. Jestem lekarzem i chcę pana tylko zbadać. Proszę się nie wygłupiać i otworzyć usta.
Nachyliła się, a mężczyzna otworzył szeroko usta.
Zajrzała w krwawą jamę i natychmiast tego pożałowała.