8

Wszedł do domu, powiesił płaszcz i niestety w nozdrza nie uderzył go zapach ciepłego posiłku.

– Hela! – krzyknął.

Zdjął buty i poczuł się zmęczony. Dawno już nie miał tak długiego dnia.

– Co?! – odkrzyknęła z głębi wielkiego mieszkania, głos odbijał się tutaj echem.

Jasne, prędzej trupem padnie, niż przyjdzie. Wszedł do kuchni, dom miał taki układ, że naturalnym odruchem było zaraz za sienią skręcić do kuchni. Często ich goście nawet nie trafiali do reszty mieszkania, w ogromnej kuchni toczyło się całe życie domowe i towarzyskie. Zapalił światło. Talerz, kubek po kawie i szklanka po soku stały dokładnie w miejscu, w którym je zostawił. Okruszki też.

– Hela! – wrzasnął takim tonem, że tym razem przybiegła. Spojrzała na niego pytającym wzrokiem przedszkolanki, która nie może ścierpieć, że znowu jakiś bachor jej zawraca głowę.

– Jaki dziś mamy dzień? – zapytał spokojnie.

Podniosła brwi. Podniosła brwi jak Żenia, zdumiewające, jak wystarczy chwilę pomieszkać razem, żeby zacząć się do siebie upodabniać.

– Wszystko ci wyjaśnię...

– Hela – przerwał jej wypowiedź uniesieniem dłoni – jedna rzecz. Nie sto, nie dziesięć, jedna. Nie musisz opiekować się trojgiem młodszego rodzeństwa, pomagać mi w prowadzeniu rodzinnego biznesu, nie musisz nawet prać swoich gaci ani myć wanny, która się w cudowny sposób dla ciebie sama myje. Raz w tygodniu, we wtorek, kiedy kończysz po czterech lekcjach, masz zrobić obiad. Jedna rzecz na tydzień. Jedna, słownie jedna. Która po raz kolejny okazała się za trudna.

Oczywiście miała łzy w oczach.

– Ty w ogóle nie rozumiesz mojej sytuacji.

– Tak, jasne, biedne dziecko z rozbitej rodziny, wychowywane przez ojca psychopatę i złą macochę. Cudowny kwiatuszek, przemocą oderwany od swoich warszawskich korzeni. Weź mnie nie denerwuj. Chodzą wszyscy wokół ciebie na palcach, księżniczko Szacka, a w nagrodę plujesz nam do zupy. Przepraszam, nie plujesz. Wiesz dlaczego? Bo nigdzie nie ma cholernej zupy!

Patrzyła na niego zła, usta jej się poruszały, jakby nie wiedziały, na jaką obelgę się zdecydować.

– Jeszcze mnie uderz! – krzyknęła w końcu płaczliwie.

Z wrażenia zaniemówił.

– Zwariowałaś kompletnie? W życiu nawet klapsa nie dostałaś.

– Pewnie wyparłam. Pani pedagog mówiła, że to jest możliwe. Wyparcie traumy. Boże, co ja przeżyłam.

Ukryła twarz w dłoniach.

Próbował się uspokoić, ale czuł, że krew w nim kipi.

– Nie mogę w to uwierzyć. Po prostu zejdź mi z oczu, zanim dorobisz się prawdziwej traumy. I gwarantuję, że ci się jej nie uda wyprzeć przez następne siedemdziesiąt lat. Wynocha.

Odwróciła się na palcach i odeszła wyprostowana. Jakże dumna, mimo krzywdy, która ją spotkała. Nie mógł się powstrzymać i pokazał jej plecom palec.

– A za pizzę potrącę ci z kieszonkowego. Obiecuję, że będzie bardzo droga.

Wyczerpany usiadł na kuchennym blacie, prosto w kleks keczupu ze śniadania. Poczuł, jak na pośladku rośnie mokra plama.

Nie mógł nie parsknąć śmiechem. Podwinął mankiety, zmył po śniadaniu i zamówił pizzę. W sumie to nawet miał na nią ochotę. Wstawiał czajniczek na swoją świętą wieczorną kawę, kiedy do domu wróciła Żenia. A razem z nią nieoczekiwanie przybył zapach chińszczyzny.

Stuknęły zrzucane w sieni kozaki, zaraz potem weszła do kuchni, wysoka, zarumieniona od zimna, z długaśnym tęczowym szalikiem, okręconym wokół szyi. Wyglądała ślicznie, jak nastolatka.

– Też chcę kawę. A jeszcze jak mi mleka podgrzejesz, to... – Zrobiła dłonią przy ustach gest robienia laski.

Postukał się w czoło. Ale naprawdę lubił tę dziewczynę. Na tyle, że słowo „małżeństwo” przestawało w jego głowie brzmieć jak groźba. Czy fajnie by było resztę życia znosić jej czerstwe dowcipasy? Musi o tym pomyśleć.

Postawiła na stole dwie wielkie torby, z pudełkami z chińszczyzną.

Spojrzał pytająco.

– A, nie mogłam się zdecydować, to wzięłam więcej, najwyżej na jutro zostanie. Helena – zawsze mówiła o jego córce Helena, co o dziwo małej się podobało – do mnie dzwoniła po szkole, przepraszała, że nie zrobi obiadu, ale mieli jakiś projekt charytatywny. Obiecała, że jutro usmaży placki z jabłkami. Co się tak patrzysz, Teo?

Загрузка...