2

Jego interesantka wyszła tymczasem z prokuratury i zamiast skręcić w prawo, gdzie zaparkowała w głębi Emilii Plater, poszła w stronę centrum handlowego. Zwyczajna kobieta, ani elegancka, ani zaniedbana; ani piękna, ani brzydka. Wtopiła się w tłum zwyczajnych ludzi. I dobrze, zawsze w takim tłumie czuła się bezpieczniej. Usiadła w jednej z bezosobowych kafejek i zamówiła absurdalnie drogą kawę, a miała tylko trochę swoich pieniędzy. Pożyczyła od matki na Wszystkich Świętych, pod jakimś głupim pretekstem, przecież wiedzą, że im się powodzi. Zawsze podkreślają, jacy są dumni, że takiego kawalera sobie znalazła. Dom zbudował, drzewo zasadził, syna spłodził – prawdziwy mężczyzna. Tradycyjny na ile trzeba, nowoczesny na ile trzeba.

Upiła gorącej kawy i skrzywiła się, jeszcze ją po wczorajszym gardło bolało. Z takim mocnym postanowieniem zasnęła, że przyjedzie do prokuratora i zrobi z tym porządek, że wyrwie się z tego syfu. Że nawet jeśli jest beznadziejną, niewdzięczną, niezborną, nieogarniętą cipą, przecież na to nie zasługuje. Miała praktykę logopedyczną, pracowała z młodzieżą, kochała obozy pod żaglami, lubiła pokazywać małolatom w kółko te same węzły, palić ogniska w tych samych miejscach, fałszować szanty, z radością dowiadywać się, że tym samym przesmykiem nigdy nie płynie się tak samo.

Ledwie trzy lata temu tak było, dziś jej się zdawało, że to prehistoria. Najlepsze jest to, że wszystko zdawało się naturalne i niegroźne. Dużo czasu spędza z mężem, bo to w końcu jej młody mąż. Dużo siedzi na budowie, bo trzeba pilnować budowy. Dużo czasu siedzi w domu, bo wykończeniówki tym bardziej trzeba pilnować. Dużo czasu siedzi na odludziu, bo ich wymarzony dom jest na cholernym odludziu. Pilnuje wydatków, bo dom to pieniądze, wiadomo, a jeszcze dziecko w drodze. A ona nie zarabia, bo ktoś musi pilnować domu, a potem dzieciaka. Rynek pracy jest taki, że żeby zarobić na opiekunkę i dojazdy, musiałaby zostać logopedą w Warszawie albo przeprowadzić się na Wyspy Kanaryjskie, gdzie sezon żeglarski trwa cały rok. Swoją drogą kiedyś marzyła, żeby uczyć żeglarstwa gdzieś dalej, w Chorwacji, na morzu jest zupełnie inne pływanie.

Oprócz zeszytu z wydatkami powinna też mieć zeszyt z rzeczami, które spieprzyła. Dziś by dopisała wizytę w prokuraturze. Z jednej strony ten siwy fagas nie był zbyt zachęcający, patrzył na nią jak na wariatkę i nieomal wypychał myślami z gabinetu. Z drugiej, czego ona się spodziewała? Że prokurator czyta w cudzych myślach? Trzeba się było przemóc i powiedzieć: „Drogi panie prokuratorze, mąż mi codziennie wkłada chuja tak głęboko do gardła, że muszę łykać własne rzygi. Czy myśli pan, że jest na to jakiś przepis?”.

Czy coś by to zmieniło? Może tak. Spytałby, czy ma obdukcję i uszkodzenia ciała, i dał dobrą radę, że niestety nie ma żadnych urzędów tępiących patologię przy robieniu laski. Albo co gorsza, uśmiechał się głupkowato, dowcipkował i opowiadał, że gorzej można trafić w małżeństwie. Zwierzyła się przyjaciółce, zaraz kiedy to się zaczęło, bo zaczął się brzydzić jej cipki po porodzie. To ją wyśmiała, że i tak ma lekko. Przynajmniej nie musi czuć smaku spermy, bo trafia prosto do żołądka.

Dopiła kawę, myśląc, że w jednym siwy fagas ma rację. Żaden urząd za nią tego nie załatwi. Pora się z tym rozprawić. Raz na zawsze.

Загрузка...