3

Przed mikrofonem Radia Olsztyn zasiadł spięty, martwiąc się, że źle poprowadzona rozmowa na temat Najmana może doprowadzić co najmniej do histerii w mediach. Jedno nieopatrzne słowo i sprawa seryjnego mordercy z Warmii wymknie się spod kontroli i zamieni w medialny huragan.

Na szczęście okazało się, że lokalne radio jest tak samo niezainteresowane kontrowersyjnymi tematami jak lokalna prasa. Szacki odpowiedział na kilka ogólnych pytań dotyczących specyfiki kryminalnej miasta. Przyciśnięty do muru w kwestii lokalnego patriotyzmu, wybrnął żartem, że zamierza zostać Warmiakiem na sto procent, kiedy zima odpuści i gdy nauczy się żeglować, bo na razie zamiast jedenastu jezior ma jedenaście lodowisk. Zbył polityczne pytanie o konflikt na szczycie między prokuratorem generalnym a premierem, tłumacząc, że jako zwykły śledczy ma inną perspektywę.

Cieszył się, że jego pierwsze oficjalne medialne starcie idzie jak po maśle, lecz trochę się nudził. Dziennikarz miał niski, radiowy głos hipnotyzera, co w połączeniu z ciepełkiem kameralnego studia sprawiło, że Szackiemu kleiły się oczy. Potrzebował kawy.

– Słuchacze komentują na bieżąco naszą rozmowę – powiedział dziennikarz, zerkając w ekran komputera. – Trochę uwag na temat funkcjonowania systemu w ogóle, raczej krytycznych. Ale też widzę, że jakiś dowcipniś pyta, czy w Olsztynie grasuje seryjny morderca.

Dziennikarz uśmiechnął się, Szacki też się uśmiechnął, kiwając wyrozumiale głową. Włożył w ten uśmiech tyle sympatycznego pobłażania, ile w sobie znalazł, byleby tylko nie musieć odpowiadać na to pytanie. Nie mógł skłamać, a powiedzenie, że „na tym etapie nie może udzielać informacji o konkretnych śledztwach” postawiłoby wszystkie media w Polsce w stan alarmu.

– I jeszcze telefon od słuchacza. Pozwoli pan?

Szacki skinął głową. Pewnie ktoś mu wyleje kubeł pomyj na głowę za to, że jakiś jego kolega na drugim końcu Polski uznał swastykę za hinduski znak szczęścia, ale lepsze to niż rozmowa o seryjnych zabójcach.

W słuchawce słyszał tylko szum i kiedy już myślał, że połączenie zostało zerwane, on i wszyscy stojący właśnie w porannych korkach słuchacze Radia Olsztyn usłyszeli niepewny głos starszej kobiety:

– Dzień dobry, ja dzwonię, żeby wszyscy się dowiedzieli, że nie każdy prokurator siedzi za biurkiem i przekłada papiery. Pan prokurator Szacki sam tego nie powie, ale kilka dni temu uratował życie jednej kobiecie. Nie paragrafami, tak po prostu, wszedł do niej do domu i uratował życie. Jedno wspaniałe życie. Bardzo dziękuję, do widzenia.

Dziennikarz patrzył na niego zdziwiony.

– To prawda, panie prokuratorze?

Wahał się przez chwilę. Wyobraził sobie Szarejnę i Poniewasza, którzy właśnie siedzą przy radiu i podnoszą ręce w geście tryumfu albo przybijają piątkę lub robią żółwika czy jak tam teraz gimbaza wyraża radość. Mieli rację, hura, sukces i jeszcze raz sukces, prokurator Teodor Szacki będzie twarzą urzędu, szeryfem nowej generacji, prokuratorzy będą chcieli w gabinetach wieszać jego portret obok orzełka. Wystarczyło potwierdzić.

– To nieprawda – powiedział. – Faktycznie rankiem dwudziestego ósmego listopada udałem się... – Dziennikarz zrobił tak przerażoną stylem Szackiego minę, że ten urwał gwałtownie. – Mówiąc krótko, w czwartek rano poszedłem do kobiety, która dzień wcześniej szukała u mnie pomocy. Znalazłem ją umierającą, została dotkliwie pobita przez męża. Obok niej bawiło się małe dziecko. Pięć minut później bawiłoby się przy zwłokach swojej matki.

Zapanowała niezręczna cisza. Dziennikarz patrzył na Szackiego zdumiony. Realizator w reżyserce zaczął im dawać rozpaczliwe znaki, żeby coś powiedzieli.

– Pozostaje pogratulować – odezwał się w końcu dziennikarz.

– Niekoniecznie. Kobieta jest ciągle w krytycznym stanie. Dziecko jest pod opieką państwa. Gdybym nie był bezmyślnym urzędasem i wysłuchał tej pani dzień wcześniej, zamiast zlekceważyć jej wołanie o pomoc, ratunek byłby niepotrzebny. Gdybym zachował się właściwie, tej kobiecie, ofierze przemocy domowej, oraz jej dziecku zostałaby zapewniona pomoc prawna i psychologiczna. Nie musiałaby wracać do męża i nie musiałaby umierać na podłodze w kuchni. Chciałbym skorzystać z okazji i publicznie przeprosić tę panią, jej syna i jej rodzinę. Bardzo się wstydzę, cofnąłbym czas, gdyby to było możliwe. Przepraszam.

– Wszyscy popełniamy błędy – powiedział sentencjonalnie dziennikarz i wskazał na zegarek, dając znać, że ich czas dobiega końca.

Skoro już się rozbudził, znowu poczuł, jak rośnie w nim irytacja. Gniew, jak to Hela ujęła. Podobało mu się to słowo, nadawało agresji rys szlachetności i sprawiedliwości.

– Owszem. Ale jak pan popełni błąd, to w tirze jadącym do Augustowa zagra Beyoncé zamiast Rihanny. Gdy ja popełnię błąd, jeśli nie dostrzegę zagrożenia albo nie wyeliminuję sprawcy zagrożenia ze społeczeństwa, to czyjeś życie może się zakończyć.

– Rozumiem pański punkt widzenia – dziennikarz poprawił modne okulary, w końcu zainteresowała go rozmowa – ale w takim myśleniu jest pułapka. Czynnik ludzki to najsłabszy, najbardziej awaryjny element każdego systemu. Ale zazwyczaj niezbędny. Gdyby przyjąć pański sposób myślenia, to strach przed błędem może się stać tak paraliżujący, że nikt nie będzie chciał być prokuratorem, sędzią albo neurochirurgiem. Nie da się wyeliminować błędów, ponieważ nie da się wyeliminować człowieka.

– Da się – powiedział Szacki. – Wystarczy wyłączyć autopilota i uważnie rozważać każdą z decyzji, jakie podejmujemy każdego dnia. Dzięki temu unikniemy błędów. – Szacki uśmiechnął się i postanowił zrobić prezent swojemu asesorowi. – To logiczny wybór.

Realizator dawał ręką znaki znane z meczów koszykówki: czas. Szacki udał, że tego nie zauważa.

– Skoro już o tym rozmawiamy, chciałbym poruszyć jeszcze jedną istotną sprawę. Zwracam się do państwa jako do sąsiadów swoich sąsiadów. Pamiętajcie, że jeśli za ścianą albo za płotem dzieje się coś złego, to możecie być dla tej kobiety albo dla tego dziecka ostatnią deską ratunku. Na pewno siedzicie wieczorem i uważacie, że to nie wasza sprawa, że przecież ci ludzie mają rodzinę, pracę, że ktoś coś zauważy. Że sąsiadka jest rozgarnięta, poszłaby na policję przecież. To nie jest prawda. Ofiary przemocy nie idą na policję, ponieważ czują się winne. Zrywają kontakty z rodziną ze wstydu. Są mistrzyniami maskowania, żeby nikt nie zauważył niczego w pracy. Ten moment, kiedy siedzicie w domu i oszukujecie się, że małe dziecko płacze, bo ma pewnie znowu zapalenie ucha, to jest moment, kiedy możecie ocalić kogoś, czyjeś zdrowie, czyjeś życie. Proszę, żebyście pamiętali, że nikt inny tego nie zrobi i że to jest wasza odpowiedzialność i obowiązek.

– Czyli kończymy pochwałą donosicielstwa – zażartował dziennikarz.

Szacki poczuł, jak przed oczami opada mu czerwona kurtyna.

– Nazywa pan donosicielstwem informowanie wymiaru sprawiedliwości w państwie prawa, że komuś dzieje się krzywda? – warknął.

Dziennikarz podniósł ręce w obronnym geście.

– To był prokurator Teodor Szacki, u nas za chwilę wiadomości regionalne, a przedtem jeszcze zdążymy posłuchać dla odmiany czegoś radosnego, w Radiu Olsztyn Aerosmith i utwór w sam raz dla tych, którzy jeszcze nie do końca się przebudzili: Janie’s got a gun!

Czerwone światełko zgasło, Szacki położył na stole słuchawki, z których dochodziły charakterystyczne pierwsze akordy evergreenu faceta o zbyt dużych ustach.

Pożegnał się szybko i wybiegł z rozgłośni.

Daleko nie ujechał. Na alei Wojska Polskiego utknął w korku, wpatrzony w światła stopu stojącego przed nim nissana, i myślał, że Olsztyn to małe miasto. I że wcześniej czy później ścieżki osób odpowiedzialnych za organizację ruchu w warmińskiej biedametropolii przetną się z jego ścieżkami. A wtedy on, prokurator Teodor Szacki, zamieni się w straszliwego anioła zemsty.

Загрузка...