ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Poniedziałek, 20 października 2003r. 20. 25


Jane piła wodę mineralną i patrzyła na Iana. Stał przy kuchence, mieszając sos. Przygotowywał właśnie jedno z jej ulubionych dań – kurczaka w pomarańczach i rozmarynie. Kuchnię wypełniał już zapach pieczonego w ziołach mięsa, a także duszonych cytrusów, Ian świetnie gotował, dlatego podczas szykowania posiłków grał pierwsze skrzypce, natomiast Jane z radością przyjęła mniej prestiżowe funkcje podkuchennej i pomywaczki.

– Widziałam się z Dave’em.

– No proszę, szybko się z nim skontaktowałaś. Nie minęły nawet dwadzieścia cztery godziny.

Pochyliła głowę w jego stronę. Czyżby był poirytowany? A może zazdrosny?

– Jest moim przyjacielem.

– Wiem, Jane. – Spojrzał jej w oczy. – Wcale mnie to nie martwi. Do licha, przecież sam to zaproponowałem.

– Mhm. I muszę przyznać, że to był świetny pomysł.

– Tak?

– Przyniósł mi najnowszy „Texas Monthly”. Wiesz, to znane pismo.

Ian przestał mieszać i znów spojrzał na nią.

– Coś o tobie? Co o tym myślisz?

– Sam zobacz.

Wyjęła pismo i położyła na granitowym blacie, Ian aż gwizdnął, patrząc na pierwszą stronę.

– Daleko zaszłaś. – Wytarł dłonie, sięgnął po pismo i zaczął czytać. Przeleciał wzrokiem przez cały artykuł. – I pomyśleć, że mnie wybrałaś…

– To był tylko kaprys.

– Rozumiem, szukałaś taniej podniety.

– Nie jesteś tani, kotku – drażniła się z nim. – Ale na pewno podniecający.

Pochylił się, by ją pocałować. Kiedy się wyprostował, był już zupełnie poważny.

– Pewnie nie spodobało ci się to zdjęcie. – Nie pytał jej. Wiedział. Znał ją przecież dobrze. -A co na to Dave?

– Żebym dała sobie spokój. Moja przeszłość jest częścią mojej teraźniejszości. To właśnie dzięki niej zostałam artystką – powtórzyła najdokładniej, jak umiała. Mimo to zdjęcie wciąż ją niepokoiło. Dlatego szybko zamknęła pismo.

– Wiesz, jestem o niego zazdrosny. Chyba nie powinienem był się z tym kryć.

Pokręciła głową, patrząc z powagą na męża.

– Powiedziałam mu o koszmarach.

– I?

Szybko zrelacjonowała mu to, co usłyszała od Dave’a.

– Twierdzi, że boję się wszystko stracić – zakończyła.

– A ty co sądzisz?

– Ta teoria ma sens. Kiedy mi to powiedział, poczułam ogromną ulgę. Dave uważa, że mogę pokonać strach, jeśli zrozumiem, co się ze mną dzieje. Urwała na chwilę. – Powiedziałam mu o dziecku.

– Domyśliłem się.

– Nie jesteś zły?

– Jasne, że nie.

– Ale patrzysz tak jakoś dziwnie. Czy chcesz mi coś powiedzieć?

Otworzył usta, ale zaraz je zamknął i potrząsnął głową.

– Nie, nic takiego.

– No, powiedz- upierała się. Ian wypił trochę wina.

– Pewnie trochę zmarkotniał, kiedy się o wszystkim dowiedział.

Zmieszana, ściągnęła brwi.

Nie rozumiem…

– Przecież to jasne, że się w tobie kocha.

Przez chwilę patrzyła na męża z otwartymi ustami. Zupełnie ją zatkało.

– Nieprawda – wydusiła w końcu.

– Jesteś pewna?

Jane nie mogła uwierzyć, że Ian tak właśnie myśli.

– Jesteśmy przyjaciółmi! Mężczyzna i kobieta mogą się po prostu przyjaźnić!

– I dlatego wciąż się koło ciebie kręci?

– Tak! – Krew nabiegła jej do policzków. – Przyjaźnimy się od szkoły i szanujemy nawzajem.

Ian uniósł ręce na znak, że się poddaje.

– Dobrze, cofam wszystko, co powiedziałem. Przepraszam. Już ci mówiłem, że jestem zazdrosny o to, co was łączy.

Podeszła do niego i objęła go mocno.

– Nie musisz., – Naprawdę?

– Oczywiście.

Pocałował ją, a potem polecił, żeby usiadła, jeśli chce w najbliższym czasie dostać coś do jedzenia.

Przez chwilę milczeli, wreszcie Jane uznała, że powinna dokończyć swoją relację.

– Rozmawialiśmy też o Stacy.

Podniósł głowę znad sosu i spojrzał na Jane.

– Tak?

– Uważa, że również ja jestem odpowiedzialna za całą sytuację.

– Ale ty się z nim nie zgadzasz?

– Wcale tego nie powiedziałam – rzuciła obronnym tonem, którego u siebie nie znosiła. – Chodzi o to, że…

W tym momencie w przedpokoju rozległ się dzwonek domofonu. Ranger zaczął szczekać.

– No, upiekło ci się – powiedział Ian nieco lżejszym tonem.

Pokazała mu język i podeszła do domofonu.

– Tak, słucham?

– Jane? To ja, Stacy.

Spojrzała na męża, ale on tylko uśmiechnął się złośliwie.

– O wilku mowa… Zdaje się, że będziesz miała kłopoty.

– Jane? Przycisnęła dzwonek.

– Chodź na górę.

Kiedy otworzyła drzwi, zauważyła, że siostra jest w towarzystwie jakiegoś mężczyzny. Był wysoki, mógł mieć z metr osiemdziesiąt pięć, i przystojny.

– Nie wiedziałam, że nie jesteś sama – powiedziała zaskoczona.

– To mój partner, podporucznik Mac McPherson.

– Bardzo mi miło. – Wyciągnął do niej rękę.

Jane uścisnęła ją.

– Mnie również.

– Musimy pogadać z Ianem. – Stacy pochyliła się i podrapała Rangera za uchem. – Czy jest w domu?

– Z Ianem? – powtórzyła jeszcze bardziej zmieszana. Spojrzała na siostrę, a potem na McPhersona. Stacy wyraźnie czuła się zażenowana, ale jej partner miał bardzo pewną minę. – Ale o czym?

– Sprawy zawodowe. Przepraszam, Jane.

– Chodźcie, jest w kuchni. Kiedy weszli, Ian spojrzał w ich stronę.

– Dawno cię nie widziałem, Stacy – powiedział ciepło. Wytarł ręce w ścierkę, podszedł do niej i ucałował w oba policzki. – Rzadko do nas wpadasz. Brakuje nam ciebie.

Jane zauważyła, że siostra trochę się zaczerwieniła. Zrobiło jej się nieprzyjemnie, że to on ją tak powitał. Dlaczego nie uściskała Stacy? Dlaczego nie powiedziała jej czegoś miłego? Dlaczego nie cieszyła się z tej wizyty?

Być może Dave ma rację. Być może obie zachowują się wobec siebie wrogo. Trzeba przerwać ten zaklęty krąg.

– Tak, bardzo brakuje – potwierdziła Jane.

I z miejsca wyczuła fałszywą nutę w swych słowach. Nic dziwnego, że nie zrobiły żadnego wrażenia na Stacy.

Siostra spojrzała na nią, a Jane spuściła oczy. Na szczęście podszedł do niej mąż i mocno ją objął.

– Mam nadzieję, że zostaniecie na kolację. – Spojrzał na partnera Stacy. – Oczywiście oboje.

Jane zrozumiała, na czym polega pomyłka Iana. Sądził, że szwagierka wpadła do nich, by przedstawić swojego nowego faceta.

– To jest partner Stacy, Ian. Tylko razem pracują – wyjaśniła. – Mają do ciebie jakąś sprawę.

Mac skinął głową.

– Podporucznik McPherson – przedstawił się. – To wizyta służbowa, panie doktorze.

Ian ściągnął brwi, uścisnął jednak dłoń podporucznika.

– Bardzo dziwne.

Stacy uśmiechnęła się do niego, chcąc dodać mu odwagi.

– Nie musisz brać tego tak poważnie, chociaż rzeczywiście mamy do ciebie sprawę – rzuciła lekko.

– Przepraszam, że o tej porze.

Ian wskazał stół i krzesła.

– Przynajmniej usiądźcie. Może napijecie się wina albo herbaty?

– Nie, dziękujemy – powiedziała Stacy.

Cała trójka usiadła. Jane stała obok, nie bardzo wiedząc, co robić.

– Czy znasz niejaką Elle Vanmeer? – zaczęła Stacy.

– Elle? Jasne. To moja pacjentka. Skąd to pytanie? Stacy nie miała zamiaru odpowiadać.

– Jak długo?

– Niech się zastanowię. – Uderzył parę razy palcem wskazującym o blat, jakby liczył. – Po raz pierwszy operowałem ją, kiedy zacząłem pracę w Centrum Chirurgii Kosmetycznej. Czyli jakieś cztery, pięć lat temu. Mogę to sprawdzić w papierach.

– To znaczy, że robiłeś jej też następne operacje, prawda?

– Tak – potwierdził, chociaż wyraźnie się zmieszał.

– Jakie?

– Rozumiecie, że to są informacje poufne. Nie mogę…

– Ona nie żyje, Ian – rzekła bez ogródek Stacy.

– Ktoś ją zamordował.

– O Boże! – Jane zakryła usta dłonią. Spojrzała na męża. Był wstrząśnięty.

– Jak? Kiedy?

– Zeszłej nocy. Znaleziono ją dzisiaj rano.

– Mamy nadzieję, że pomoże nam pan odnaleźć mordercę, panie doktorze – dodał Mac.

– Ja? – Ian spojrzał na żonę, a potem na policjantów.

– Zakładamy, że znał ją pan dobrze. Jej obawy i tęsknoty. Najbardziej intymne sekrety.

– Byłem jej chirurgiem plastycznym, a nie psychiatrą – odpowiedział sztywno.

Poirytowana Stacy spojrzała wymownie na Maca i sama podjęła dalszą rozmowę.

– Mam wrażenie, Ian, że twoje pacjentki często ci się zwierzają. Jesteś dla nich kimś w rodzaju terapeuty. Przecież ich decyzje mają głównie emocjonalny charakter. Mężowie oglądają się za młodszymi kobietami, narzeczeni wolą duże biusty… Muszą ci o tym mówić.

– To prawda – zgodził się. – W wielu przypadkach chirurgia plastyczna nie jest konieczna. Część pacjentek podchodzi do sprawy właśnie tak, jak to ujęłaś. Zwierzają mi się… Ale to nie znaczy, że wiem, kto mógłby którąś z nich zabić.

Stacy potrząsnęła głową.

– Wcale tego nie oczekujemy. Chcemy tylko, żebyś odpowiedział na parę pytań.

– Na przykład, dlaczego pani Vanmeer zdecydowała się na te zabiegi – wtrącił Mac.

Ian zmarszczył brwi.

– Cóż, miała obsesję na punkcie swojego wyglądu i starości.

– Dlaczego?

McPherson rzucił to takim tonem, jakby oskarżał o coś Iana. Jane postanowiła stanąć w jego obronie.

– Nie potrzebowała do tego jakichś szczególnych powodów. Codziennie rozmawiam z kobietami, które mają podobne obsesje. Są często piękne i… załamane z powodu swojego wyglądu.

– Niby dlaczego? – zdziwił się Mac. – Mają chyba nie po kolei w głowie.

Jane skinęła głową.

– Słusznie, ale to nie ich wina. – Założyła ręce na piersi. – Nawala system wartości w naszym społeczeństwie. Niech pan włączy telewizję albo zajrzy do jakiegoś pisma i przyjrzy się prezentowanym tam kobietom. Wszystkie są młode, chude i piękne.

Wzruszył ramionami.

– I co z tego?

– To znak, że każda kobieta powinna tak wyglądać, jeśli chce odnieść sukces i być kochana – wyjaśniała cierpliwie Jane. – Przynajmniej w naszej kulturze.

– I dlatego decydują się na operacje plastyczne? – W jego głosie pojawiła się nuta zdziwienia.

– Założę się, że gdyby pańska samoocena zależała od tego, czy odpowiada pan wzorcom wykreowanym przez media, zrobiłby pan wszystko, co w pańskiej mocy, by sprostać tym wymaganiom. Prawda, panie poruczniku? I wpadłby pan w panikę, gdyby okazało się, że osiągnięcie tego celu jest coraz mniej możliwe. Tak się składa, że ludzie się starzeją, a nie odwrotnie.

– Przepraszam, chodzi nam o to, by jak najwięcej dowiedzieć się o Elle Vanmeer – powiedziała cicho Stacy. – To wszystko.

Ian uścisnął dłoń żony, potem spojrzał na szwagierkę i powiedział:

– Przecież wiesz, że ten temat to z kolei obsesja Jane, A nawiasem mówiąc, dosyć dokładnie opisała motywy Elle, jak i wielu innych kobiet, które do mnie przychodzą. Elle najbardziej bała się starości. Bez przerwy mówiła, że nie wygląda już jak kiedyś. Wiem, że nie na wiele wam się to przyda, ale tak rzeczywiście było.

– Kiedy widziałeś ją ostatni raz?

– Jakiś miesiąc temu. Przyszła, żeby omówić ze mną torakoplastykę.

– Co to takiego?

– Nie to, o co jej chodziło. Mówiąc w uproszczeniu, zabieg polega na odcinkowym wycięciu żeber, żeby zlikwidować ich deformację.

– A co ona myślała?

– Że żebra usuwa się po to, by mieć węższą talię.

– Żartuje pan sobie! – nie wytrzymał Mac.

– Od lat krążyły plotki, że wiele gwiazd poddało się temu zabiegowi. Cher, Jane Fonda, Pamela Anderson. I inne.

– Jak rozumiem, nie zgodziłeś się na przeprowadzenie tej operacji?

– Jasne, że nie. Torakoplastyka to nie tylko operacja kosmetyczna. Żebra chronią wiele ważnych organów. Zaproponowałem zwykłe odsysanie tłuszczu, bo to właśnie robi wiele gwiazd, na przykład Cher.

– Elle miała tylko czterdzieści dwa lata, a już przeszła tyle operacji – zauważyła Stacy. – Czy naprawdę ich potrzebowała?

– Na takie pytanie nie ma dobrej odpowiedzi. Widocznie czuła, że ich potrzebuje.

– A co ty sądziłeś? – naciskała. Ian wzruszył ramionami.

– Nic. Gdybym odmówił, poszłaby do kogoś innego. Mac mruknął coś pod nosem.

Ian pochylił się ku niemu i Stacy.

– W tej chwili w chirurgii plastycznej rywalizują dwie szkoły. Jedna mówi, że należy zaczynać operacje jak najwcześniej, a potem tylko wprowadzać korekty. A druga, tradycyjna…

– Czekać, aż pacjentka się zestarzeje – wpadła mu w słowo Stacy.

– A którą pan preferuje? – spytał Mac.

– Zależy od pacjentki. Oczywiście nie robię niczego, co przeczyłoby zasadom etyki lekarskiej lub zdrowemu rozsądkowi.

– No jasne.

Jane aż się skrzywiła na tę jawną drwinę. Zauważyła, że Ian też poczuł się urażony. Był zdenerwowany, niepewny.

– Czy wiesz może o jakichś jej kłopotach? – spytała Stacy łagodnie, niemal przepraszająco.

Stosują taktykę złego i dobrego policjanta, pomyślała Jane. Ale po co? Dlaczego tak naprawdę tu przyjechali?

– Nie, nic.

– Problemy z facetami?

– Nic mi o tym nie mówiła.

– Czy miała jakiegoś stałego partnera?

– Przykro mi, Stacy, ale nie byliśmy ze sobą na tyle blisko, by o tym rozmawiać.

– A co możesz powiedzieć o jej mężach?

– Miała dwóch. Pierwszy raz wyszła za mąż, kiedy była bardzo młoda, i rozwiodła się dawno temu. Bez żadnych problemów, o ile mi wiadomo.

– A drugie małżeństwo?

Zastanawiał się przez chwilę, jakby usiłował coś sobie przypomnieć, jakąś rozmowę czy uwagę rzuconą przez Elle Vanmeer.

– To było nie tak dawno i zdaje się, że nie bardzo zgadzała się z drugim mężem. Wiem, że o coś się poróżnili, ale nie mogę sobie przypomnieć szczegółów.

– Dzieci?

– Nie.

– A jej środowisko? Czy stykała się z kimś podejrzanym, może niebezpiecznym?

– Elle? Nic podobnego! Bardzo zależało jej na swoim wizerunku. I na pieniądzach. Obaj jej mężowie byli bardzo bogaci. Umawiała się z lekarzami, biznesmenami, tego typu ludźmi.

– Pan jest takim facetem. Ian zesztywniał.

– Ale byłem jej lekarzem.

– Mówiła o nich? O tych facetach? Ian wyraźnie się stropił.

– Czasami. Zdarzało się też, że gdzieś ją spotykałem. Na wystawie, w teatrze czy balu dobroczynnym.

– I zawsze z kimś była?

– Tak.

– Za każdym razem z tym samym facetem?

– Nie, za każdym razem był to ktoś inny.

– Czy pamięta pan…?

– Nazwiska? – Ian potrząsnął głową. – Nie, niestety.

– A kiedy widziałeś ją po raz ostatni – włączyła się Stacy – czy może wyglądała inaczej? Albo jakoś szczególnie się zachowywała?

Ian zastanawiał się przez moment, w końcu jednak potrząsnął głową.

– Nie, była taka jak zawsze.

Stacy wstała. Po chwili Mac poszedł w jej ślady.

– Jeśli sobie coś przypomnisz, zadzwoń do nas, dobrze?

– Oczywiście.

Podeszli do drzwi. Towarzyszył im Ranger. Kiedy już mieli wyjść, Mac podał swoją wizytówkę Ianowi. Ten spojrzał na nią, potem na Stacy i McPhersona.

– Nie mogę w to uwierzyć. Jak… jak to się stało?

Przykro mi, ale obowiązuje nas tajemnica śledztwa, Ian zmieszał się, a potem otworzył im drzwi. – Tak, tak. Oczywiście. Po prostu trudno mi uwierzyć, że nie żyje.

Policjanci wyszli. Stacy zza progu spojrzała na siostrę. – Musimy się kiedyś spotkać – rzuciła. Anne uśmiechnęła się sztucznie.

– Świetny pomysł. Może zjemy razem lunch? Stacy skinęła głową i już chciała się odwrócić, lecz zmieniła zdanie.

– Jeszcze jedna rzecz, Ian. Czy twoja znajomość z Elle Vanmeer miała wyłącznie zawodowy charakter?

– Słucham?

– Czy nigdy nie wykroczyła poza ramy zawodowe?

– Nie – odparł szybko. – Skąd to pytanie?

– Po prostu musimy wszystko sprawdzić.

Jane popatrzyła na siostrę, czując mrowienie wzdłuż kręgosłupa. Pytanie było niewłaściwe i w ogóle nie pasowało do pozostałych. A nawet gdyby jej mąż przyjaźnił się z tą kobietą, to co z tego?

To, co przyszło jej do głowy, wcale jej się nie spodobało. Jeszcze przez chwilę patrzyła na plecy oddalającej się siostry.

Загрузка...