ROZDZIAŁ PIĄTY

Poniedziałek, 20 października 2003 r. 15. 15


Jane spojrzała przez wizjer kamery wideo. Anne, jej modelka, siedziała na podwyższeniu, trzy metry od kamery. Jane pokryła to miejsce białym materiałem, a rolka białego, jednolitego papieru stanowiła tło.

Chciała, żeby oświetlenie było tak surowe, jak to tylko możliwe. Silne, nawet okrutne. Zamierzała wywołać wrażenie całkowitej nagości, żeby modelka nie mogła się ukryć za przyćmionym światłem, cieniem, kosmetykami, sprytnie dobranymi ciuchami, modną fryzurą.

Anne miała więc zupełnie nieumalowaną twarz, włosy upięte w węzeł, a na sobie jedynie prosty, szpitalny szlafrok związany paskiem w talii.

Całkowite obnażenie. Psychiczne. Emocjonalne.

– Ted – Jane spojrzała na swego asystenta – możesz poprawić światło po swojej stronie? Na lewym policzku jest niewielki cień.

Zrobił, jak poleciła, i odczekał, aż szefowa ponownie spojrzy w wizjer kamery.

Przed kilku laty Ted Jackman zwrócił się do Jane z prośbą o pracę. Mówił, że był na jej wystawie i że zrobiła na nim ogromne wrażenie. Jane w zasadzie nie szukała asystenta, chociaż co jakiś czas wspominała przy różnych okazjach, że przydałaby jej się pomoc.

Postanowiła zatrudnić go na próbę i okazało się, że strzeliła w dziesiątkę. Ted był pracowity, oddany i bystry. Ufała mu bezgranicznie. A kiedy Ian zgłaszał względem niego jakieś zastrzeżenia, przypominała mu, że zna Teda dłużej niż jego.

Chociaż nie dzieliła uprzedzeń męża względem swego asystenta, to wiedziała, skąd się mogą brać. Mimo że Ted miał dopiero dwadzieścia osiem lat, zdążył otrzeć się o mnóstwo zawodów. Był komandosem, gitarzystą w dosyć popularnej lokalnej grupie rockowej, rehabilitantem, a na koniec, tuż przed podjęciem pracy u niej, wizażystą w kostnicy.

Jeśli idzie o wygląd, łączył w sobie cechy Pięknej i Bestii. Miał klasyczne proporcje ciała, był muskularny i szczupły, a jego ciemne oczy potrafiły niemal hipnotyzować. Jednocześnie cały był poprzekłuwany i wytatuowany, a w jego długich ciemnych włosach widać było białe pasemka.

Piękna i Bestia. Prawie tak jak ona.

– Czy mam tak usiąść? – spytała Anne i podkurczywszy nogi, przysiadła na nich na twardym podwyższeniu.

– Jak chcesz.

Modelka poruszyła się, spojrzała przelotnie na Teda, a potem przeniosła wzrok na Jane.

– Chyba okropnie wyglądam.

Jane pozostawiła te słowa bez komentarza. Anne uniosła rękę, żeby poprawić fryzurę, ale zaraz ją opuściła. Przypomniała sobie, że Jane specjalnie związała w ten sposób jej piękne, kasztanowe włosy. Zaśmiała się nerwowo i zacisnęła dłonie na podołku.

Większość artystów starała się zrelaksować ludzi, którymi pracowała. Jane postępowała inaczej.

Chodziło jej o to, by dotrzeć do najskrytszych obszarów psychiki. Uchwycić strach, kruchość, przygnębienie.

– Powiedz mi, czego się boisz, Anne – zaczęła. – Go cię dręczy, kiedy zostajesz sama?

– Boję się? – powtórzyła nerwowo modelka. – Masz na myśli pająki czy coś takiego?

Nie miała, ale pozwoliła jej mówić. Musiała przecież od czegoś zacząć. Niektóre z jej rozmówczyń doskonale wiedziały, o co w tym wszystkim chodzi, inne, takie jak Anne, przyszły tu z ogłoszenia, nie wiedząc o Cameo nic poza tym, że gotowa była zapłacić sto dolców za parę godzin pracy.

Jane rozmawiała z kobietami w różnym wieku i z różnych grup etnicznych. Miała i anorektyczki, i grubaski, zdarzały się piękności, a także brzydule z różnymi zniekształceniami.

Łączył je strach, coś, co pozwalało wierzyć we wspólnotę wszystkich kobiet.

– Nienawidzę pająków.

– Dlaczego, Anne?

– Są… są ohydne. Wszędzie włażą. – Urwała i aż zadrżała. – I mają obrzydliwe włoski na całym ciele.

– Więc chodzi tylko o wygląd? W ten sposób reagujesz na ich brzydotę?

Zmarszczyła brwi, ale skóra na czole pozostała gładka. Botoks. Jane natychmiast rozpoznała dziaIanie tego środka.

– Nigdy nie myślałam o tym w ten sposób – powiedziała z wahaniem Anne.

– Czy tak samo reagujesz na brzydotę lub okaleczenia u ludzi? Albo na otyłych? – Jane nienawidziła tych słów, tych bezwzględnych kategorii, lecz teraz sama ich używała, żeby osiągnąć zamierzony efekt.

Anne poczerwieniała. Spojrzała gdzieś w bok.

Reagowała, chociaż wstydziła się do tego przyznać.

To była ta forma dyskryminacji, którą Jane doskonale znała.

– Powiedz prawdę, Anne. Po to tu jesteśmy. Na tym polega moja praca.

– Nie spodoba ci się to. Pomyślisz, że uważam się za lepszą.

– Nie jestem tu po to, żeby osądzać. Jeśli nie możesz być szczera, powiedz to teraz. Po co marnować czas?

Anne wahała się jeszcze przez chwilę, a potem spojrzała Jane prosto w oczy.

– Wiem, że to źle, ale… aż mnie boli, kiedy na kogoś takiego patrzę.

– Dlaczego?

– Nie wiem.

– Myślę, że wiesz.

Modelka poruszyła się niespokojnie.

– Kiedy patrzę na takich ludzi, zaczynam… zaczynam ich nienawidzić…

– Nienawiść to silne uczucie. Być może silniejsze niż miłość.

Anne nie zareagowała. Jane zadała kolejne pytanie:

– Dlaczego tak się dzieje?

– Nie mam pojęcia.

Jane milczała chwilę, żeby pozbierać myśli. Postanowiła zaatakować z innej strony.

– Czy uważasz, że jesteś piękna, Anne?

– Tak. – Zarumieniła się. – To znaczy jak na swój wiek. – Spojrzała w bok, a potem znowu na Jane. – No, nie jestem już nastolatką.

– Nikt nie jest wiecznie młody.

– Właśnie – przyznała niechętnie. – Starzejemy się. Tak chciał Bóg.

– Tak. – Jane starała się panować nad głosem. Chciała, żeby był neutralny, niemal całkowicie wyprany z emocji. Zauważyła, że w ten sposób udawało jej się podsycać uczucia swoich rozmówczyń.

– Ile masz lat? – spytała nagle Anne.

– Trzydzieści dwa.

– To jesteś bardzo młoda. Pamiętam, jak sama miałam trzydzieści dwa lata.

– Nie jesteś o wiele starsza.

– Mam czterdzieści trzy lata. To prawdziwa przepaść. Nie wiesz tego. Nie możesz, bo…

Nie dokończyła. Jane zrobiła zbliżenie jej twarzy, która wypełniła cały kadr. Kamera uchwyciła łzy w oczach Anne. Jej kruchość. Sposób, w jaki zaciskała usta, by nie zdradzić, że drżą.

Jest szczera, pomyślała Jane. Miażdżąco szczera.

Skoncentrowała się teraz na jej ustach.

Kiedy Anne zwilżyła wargi i zaczęła mówić, Jane przesunęła obiektyw kamery na jej oczy.

– Codziennie rano długo wpatruję się w lustro. Szukam oznak starzenia się. Zauważam każdą nową zmarszczkę, najdrobniejszy ślad na skórze. Jej wiotczenie. – Zacisnęła dłonie w pięści. Jane natychmiast przeniosła na nie oko kamery. – Nie mogę niczego jeść, bo albo robię się gruba, albo zatrzymuję wodę w organizmie. A jeśli idzie o alkohol… – Zaśmiała się krótko, złowieszczo. – Wystarczy jeden koktajl i potem przez parę dni mam zapuchnięte oczy.

Jane doskonale wiedziała, że obawy i brak poczucia bezpieczeństwa mogą przerodzić się w prawdziwy, rozdzierający strach. Albo, co gorsza, nienawiść do własnej osoby.

– Czy wiesz, ile czasu spędzam na sali gimnastycznej? Na stepperze albo taśmie? Ile wylałam potu, żeby utrzymać swoją wagę? I ile pieniędzy wydałam na zastrzyki kolagenowe, botoks czy lifting?

– Nie – mruknęła Jane. – Nie mam pojęcia. Anne pochyliła się w jej stronę, obejmując się szczelnie rękami.

– Właśnie, nie wiesz. Nie możesz wiedzieć. Bo masz trzydzieści dwa lata. Jesteś o dziesięć lat młodsza ode mnie. Całe dziesięć lat.

Jane nie odpowiedziała. Pozwoliła, by zaległa niezręczna i nieprzyjemna cisza.

Kiedy wreszcie się odezwała, powtórzyła swoje pierwsze pytanie, zataczając w ten sposób pełny krąg.

– Czego się boisz, Anne? Co cię dręczy, kiedy zostajesz sama?

W oczach modelki pojawiły się łzy.

– Boją się starości – wydusiła. – Zwiotczenia. Zmarszczek. I… – nabrała oddechu – własnej brzydoty.

– Są tacy, którzy by się z tobą nie zgodzili. Uważają, że znaki czasu na twarzy są piękne.

– Kto? – Potrząsnęła głową. – W dniu, kiedy się rodzimy, zaczynamy umierać. Przemyśl to sobie. – Pochyliła się jeszcze bardziej. – Czy to nie przygnębiające? W sensie fizycznym jesteśmy najdoskonalsi tuż po urodzeniu.

Jane z trudem panowała nad podnieceniem. Ten wywiad może być najlepszy ze wszystkich, które do tej pory zrobiła. Na to przynajmniej wyglądało. Zadecyduje o tym później, kiedy już przejrzy cały film i poszuka odpowiednio mocnych podpisów do poszczególnych scen, do tego, jakie uczucia pokazywały się na twarzy rozmówczyni i jak język ciała potwierdzał lub przeczył temu, co powiedziała.

– To tyle, Anne.

– Już koniec? To nic trudnego. – Zeskoczyła z podwyższenia. – Dobrze mi poszło?

Jane uśmiechnęła się do niej ciepło.

– Doskonale. Być może wykorzystam ten wywiad w czasie najbliższej wystawy, jeśli tylko zdążę z reliefami. Ted umówi cię na następną sesję.

Podczas niej Jane zacznie robić gipsową maskę twarzy Anne i różnych części jej ciała. Następnie zajmie się odlewem, kapiąc płynnym metalem do gipsowej formy, by utworzył się koronkowy, siatkowaty relief. Powstanie naturalna mapa, utworzona z połączonych kropel i nitek niezwykle trwalej substancji. W ten sposób Jane osiągała też kontrast między tym, co kruche, a tym, co trwałe. Krytycy uważali, że jej prace pełne są liryki, ale też okrucieństwa. Feministki uznały je za akt oskarżenia współczesnych czasów, mówiły też, że ukazują zniewolenie kobiet.

Jane w ogóle się tym nie przejmowała. Jej sztuka była odzwierciedleniem tego, co uważała za prawdę. W przypadku Anne chodziło o to, że cywilizacja Zachodu posunęła się w kulcie piękna, zwłaszcza w przypadku kobiet, zdecydowanie za daleko.

Czuła się po prostu artystką, taką jak pisarz, muzyk czy nawet satyryk, i chciała wykorzystać swoje doświadczenia, by powiedzieć coś ważnego o ludzkiej kondycji. Czasami to, co miała do powiedzenia, nie było łatwe do przyjęcia. Mnóstwo zupełnie niepodobnych do siebie osób odbierało jej sztukę. W jej pracach tkwiło coś, co dotykało wielu ludzi, ale ich reakcje ogromnie różniły się między sobą.

Anne wskazała garderobę.

– Mogę się przebrać?

– Oczywiście, proszę.

Anne spojrzała na Teda, a potem wycofała się do garderoby ze słowami:

– To nie zajmie dużo czasu.

Gdy zamknęła za sobą drzwi, Ted popatrzył na Jane.

– Wiele twoich modelek się mnie boi. Mama mówi, że jestem straszny.

– I ma rację.

Mimo że powiedziała to żartobliwym tonem, Ted zmarszczył brwi.

– Boisz się mnie, Jane?

– Ja? Prawdziwa narzeczona Frankensteina? Nie żartuj.

– Nie powinnaś tak o sobie mówić. Jesteś ładna. Bardzo ładna. – Ted wskazał głową drzwi przebieralni. – Żal mi jej.

– Anne? Dlaczego?

– Nie tylko jej. Prawie wszystkie twoje modelki mają zawężone spojrzenie na życie. – Wyraz jego twarzy lekko się zmienił. – Takie kobiety nie potrafią niczego przeżyć naprawdę. Nie wiedzą, co to prawdziwy ból, więc wymyślają sobie lęki i obsesje.

Złość, która kryła się w tych słowach, zupełnie ją zaskoczyła.

– Czy to tak źle? Czy krzywdzą kogoś innego poza sobą?

– I to właśnie ty o to pytasz? Czy zrezygnowałabyś ze swego bólu, żeby zostać kimś takim? – Ponownie wskazał gestem zamknięte drzwi.

Jane nie zdążyła odpowiedzieć, gdyż z garderoby wyszła Anne. Miała na sobie elegancki strój, włosy były rozpuszczone i starannie uczesane, twarz umalowana.

– Tak jest lepiej, prawda?

– Świetnie wyglądasz. – Jane uśmiechnęła się do niej promiennie i spojrzała znacząco na Teda.

On jednak nie skomplementował wyglądu Anne, tylko się od niej odwrócił.

– Przyniosę kalendarz – mruknął.

Kiedy już wpisał datę kolejnej sesji, Jane odprowadziła Anne do wyjścia, raz jeszcze dziękując i zapewniając, że wywiad doskonale się udał.

Kiedy wróciła do pracowni, Ted stał tam, gdzie go zostawiła. Miał dziwny wyraz twarzy.

– Coś się stało?

– Czekała na komplement – odparł. – Takie kobiety zawsze są łase na komplementy.

– Więc nie mogłeś jej powiedzieć czegoś miłego?

– Musiałbym skłamać.

– Nie wydaje ci się, że jest piękna?

– Nie – odpowiedział bez wahania.

– Więc jesteś pewnie jedynym mężczyzną w Dallas, który tak uważa.

Popatrzył na nią trochę dzikim, jak jej się zdawało, wzrokiem.

– Tej całej Anne chodzi tylko o to, co jest na zewnątrz. A mnie interesuje wnętrze. Jej akurat jest wyjątkowo brzydkie.

Jane nie wiedziała, co odpowiedzieć. Zaskoczyła ją głębia i intensywność uczuć Teda.

– Jeśli chcesz, to mogę już rozesłać zaproszenia na otwarcie twojej wystawy – stwierdził nagle. – Powiedzmy, jutro do południa.

Była wdzięczna za zmianę tematu rozmowy. Spojrzała na zegarek.

– Mam się zaraz spotkać z Dave’em w Arts Cafe. Potem dam ci listę nazwisk i instytucji.

– Dobra, więc teraz zajmę się katalogowaniem eksponatów.

Jane z narastającym niepokojem patrzyła, jak się oddala. Nagle zdała sobie sprawę, że bardzo mało wie o życiu Teda. Nie miała pojęcia, jacy są jego przyjaciele, czy ma dziewczynę, jak spędza wolny czas. Do tej pory w ogóle nie mówił o rodzinie.

Do dzisiaj nie wspominał też, co go interesuje.

Czyżby?

Dziwne, pomyślała. Przecież pracowali razem już od roku, a ona prawie nic o nim nie wiedziała. Jak to możliwe? Czy to on jest skryty? Czy może ona tak niewiele się nim interesowała?

Загрузка...