ROZDZIAŁ OSIEMNASTY

Środa, 22 października 2003 r. 14. 00


Stacy oglądała miejsce zbrodni, próbując zdobyć się na obiektywizm. Starała się też zapomnieć, że na zewnątrz znajduje się jej siostra, blada niczym chusta, pomijając sporą ranę na czole. Zemdlała. Na szczęście zauważyła ją przechodząca sąsiadka, która nie tylko się nią zajęła, ale również zadzwoniła po policję.

Ian przyjechał zaraz po niej i po Macu. Był głęboko wstrząśnięty.

Czy to możliwe, że jest aż tak dobrym aktorem?

Mac, który zawsze starał się raczej rozładować atmosferę, wyglądał na porządnie wkurzonego.

– Jesteśmy za późno – mruknął. – Skurwysyn! Stacy nic nie powiedziała. Cóż mogła? Rzeczywiście zawalili sprawę.

Jeden z oficerów podał im wstępny raport.

– Porządek, że mucha nie siada – stwierdził. – W torebce raczej nic nie brakuje. Wygląda na to, że morderca nie ruszył też biżuterii z jej kasetki.

– Drzwi i okna?

– Nie ma śladu włamania.

Nic dziwnego. Przecież to nie było przypadkowe zabójstwo. Zbrodniarz doskonale wiedział, co robi. Wyglądało to wręcz na egzekucję typową w kręgach przestępczych. Jedna dziwna rzecz – człowiek, który zabił Marshę Tanner, zakneblował ją jej biustonoszem.

Stacy obróciła się do Maca.

– I co myślisz?

– Musimy zbadać jej przeszłość. Być może miała jakieś kontakty ze światem przestępczym. Narkotyki. Mafia.

To nie pasowało do Marshy Tanner, którą znała, ale ludzie, którzy kończyli w ten sposób, często działali incognito.

W końcu pojawił się też Pete Winston. Nie wydawał się ucieszony, widząc Stacy. Spotkali się wczoraj wieczorem przy okazji potrójnego morderstwa, a teraz reprezentował koronera również w tej sprawie. Nie tylko w policji brakowało rąk do pracy z powodu grypy żołądka.

– Porucznik Killian zawsze w akcji – stwierdził zgryźliwie na powitanie.

– Ktoś w tym mieście musi ścigać tych cholernych przestępców – odparła ze śmiechem. – Ale ty chyba już wysiadasz. Jesteś blady i masz podkrążone oczy.

– Czuję, że coś mnie bierze.

– Więc lepiej trzymaj się od nas z daleka – rzucił Mac. – Jak my zachorujemy, to chyba zamkną nasz wydział.

Pete zabrał się do badań. Stacy poszła za nim aż do kuchni.

– I co możesz powiedzieć? Spojrzał na nią poirytowany.

– Tyle, że to morderstwo.

– Cholera jasna!

Pete włożył lateksowe rękawiczki.

– Jeśli chcesz wiedzieć więcej, to odsuń się i nie przeszkadzaj.

Niestety nie leżało to w charakterze Stacy.

– Podaj przynajmniej przybliżony czas śmierci. Pete podszedł do denatki, tak wybierając drogę, by nie naruszyć żadnych śladów.

– Sądząc po zsinieniu, zabito ją niedawno. Jakieś pięć, sześć godzin temu. Po sprawdzeniu temperatury ciała powiem dokładniej.

Stacy policzyła i spojrzała na Maca. To było wtedy, kiedy zamierzali ją odwiedzić. Po jego minie widziała, że on też do tego doszedł.

– Spieprzyliśmy tę robotę. Spieprzyliśmy równo. Teraz kapitan dobierze nam się do dupy.

– Jasne.

– Rozmawiałaś już z siostrą?

– Jeszcze nie. Chcesz przy tym być?

Skinął głową i wyszli razem na werandę. Jane siedziała skulona na ławeczce, Ian obejmował ją ramieniem.

– Możemy zadać ci parę pytań, Jane? – spytała Stacy, przykucnąwszy przy siostrze.

Zauważyła, że Jane z trudem przełknęła ślinę, a Ian zacieśnił jeszcze swój uścisk. Ale po chwili drżącym głosem zgodziła się na przesłuchanie.

– Więc powiedz, co cię tutaj sprowadziło.

Jane zaczęła opowiadać, jak zatrzymała się w klinice, dowiedziała o nieobecności asystentki męża i postanowiła sprawdzić, co się dzieje, chociaż Ian starał się ją do tego zniechęcić.

Mac spojrzał na Iana.

– Nie chciał pan, żeby żona tu przyjechała? A to dlaczego?

– Wydawało mi się, że jest… to znaczy Marsha jest – plątał się – bardzo chora. Nie chciałem, żeby Jane się zaraziła. Marsha zawsze była obowiązkowa, więc sprawa musiała być poważna.

– I nie zdziwiło pana, że nie przyszła do pracy i nie zadzwoniła?

– Jasne, że zdziwiło.

– Ale nie sprawdził pan, co się dzieje.

– Dzwoniłem. I to parę razy. Elsie też.

– Elsie?

– Moja kosmetyczka. Marsha nie odbierała. Nie mogliśmy zrobić nic więcej, bo ciągle pojawiali się nowi pacjenci. – Spojrzał na Jane, a potem znowu na Stacy.

– Oboje byliśmy dzisiaj bardzo zajęci.

– Więc dlaczego nie chciał pan, żeby żona pojechała do pani Tanner? – naciskał Mac. – To przecież było najlepsze wyjście.

– Co pan chce przez to powiedzieć? – zdenerwował się Ian.

– Zupełnie nic. Po prostu chcę zrozumieć pańskie motywy.

– Jane jest w ciąży. Nie chciałem, żeby zetknęła się z grypą czy czymś gorszym…

Zetknęła się z czymś najgorszym, pomyślała Stacy. Spojrzała na siostrę.

– Opowiedz dokładnie, jak to wyglądało, kiedy tu przyjechałaś.

Jane skinęła głową i zaczęła mówić drżącym głosem, tak cichym, że wszyscy musieli się pochylić w jej stronę, by coś słyszeć.

– Zadzwoniłam, ale nikt nie… Za domem szczekał pies. Pomyślałam, że coś się stało. Marsha nie zostawiłaby tak Tiny. Bardzo o nią dbała… – Zrobiła zatroskaną minę. – Czy ktoś się nią zajął? Trzeba ją nakarmić i napoić. Pewnie jest… przerażona.

– Zajmiemy się nią, Jane – powiedziała łagodnie Stacy. – Co było dalej?

– Ale gdzie ona się podzieje? Marsha nie miała rodziny.

– W takich przypadkach pies trafia do schroniska, dopóki ktoś się o niego nie upomni.

– Nie! – Jane spojrzała na Stacy, a potem na Iana. – Marsha by tego nie zniosła. Nie możemy jej tego zrobić!

– Weźmiemy ją – zapewnił ją mąż. – Ranger będzie miał koleżankę.

Stacy ścisnęło się w gardle, kiedy Jane spojrzała na Iana z wdzięcznością i oddaniem.

– Dziękuję, kochanie.

Stacy chrząknęła. Postanowiła sprowadzić rozmowę na poprzednie tory.

– Co się stało po tym, jak usłyszałaś szczekanie psa?

– Stwierdziłam, że Marsha nie zostawiłaby Tiny na zimnie. Uznałam, że coś jest nie w porządku, i sprawdziłam drzwi.

– Widziałaś kogoś? A może słyszałaś coś poza psem? Jane pokręciła głową.

– Poczułam brzydki zapach. Pomyślałam, że to dlatego, że…

– Tak? – spytała łagodnie Stacy.

– Że Marsha jest chora – dokończyła, wycierając oczy. Mac obrócił się do Iana.

– Czy robi pan dużo implantów? To pytanie wyraźnie go zaskoczyło.

– Słucham?

– Implantów – powtórzył Mac. – Czy często powiększa pan piersi?

– A co to ma wspólnego z…?

– Tak czy nie?

– W poprzedniej pracy robiłem tego sporo.

– A teraz?

– Trochę. Ale specjalizuję się w rekonstrukcji twarzy.

– Czy to się opłaca?

Ian zerknął na Stacy, a potem utkwił wzrok w śledczym.

– Muszę odwieźć żonę do domu. Czy to nie może poczekać?

– Jeszcze tylko parę pytań. Czy rekonstrukcja twarzy naprawdę się opłaca?

– Czasami tak. Zależy od pacjenta. Czy ma dodatkowe ubezpieczenie, czy nie. I kiedy można liczyć na wypłatę z tego ubezpieczenia. Staram się nikogo nie odsyłać z kwitkiem.

– Jest pan prawdziwym świętym.

Ian skrzywił się, wyczuwając sarkazm w głosie McPhersona.

– Lubię pomagać ludziom.

– A czy zajmuje się pan jeszcze operacjami kosmetycznymi?

– Tak. Dzięki temu mam pieniądze.

– Ale przecież pańska żona jest bogata. Nie potrzebuje pan się o nie martwić.

Jane jęknęła i potrząsnęła głową, jakby nie chciała tego słuchać, Ian wstał i spojrzał ponuro na Maca.

– Odwiozę teraz żonę do domu – oznajmił oficjalnym tonem i objął Jane, która stanęła u jego boku. – Jakby miał pan jakieś pytania, proszę dzwonić albo tam, albo do kliniki.

– Jeszcze jedno, doktorze. – Ian obejrzał się przez ramię. – Morderca zakneblował panią Tanner biustonoszem. Jak pan myśli, dlaczego?

– Skąd mam wiedzieć?

– O której był pan dzisiaj w klinice, panie doktorze?

– Zaczynam pracę o dziewiątej.

– Więc wyjeżdża pan z domu o ósmej?

– Mniej więcej. Czasami trochę wcześniej, czasami później.

– A dzisiaj?

– Słucham?

– O której pan dzisiaj wyjechał? Wcześniej czy później?

Stacy odniosła wrażenie, że Ian pobladł. Mogła się jednak mylić.

– Wcześniej – rzucił cierpko. – Jak mówiłem, miałem dziś dużo pracy. Musiałem też zadzwonić w parę miejsc i przejrzeć papiery pacjentów.

– Dzięki za pomoc – powiedziała Stacy. – Będziemy w kontakcie.

Patrzyła, jak szwagier pomaga Jane wsiąść do samochodu, a potem spojrzała groźnie na partnera.

– Co też, na miłość boską…?!

– Robię? – podchwycił. – Tylko to, co do mnie należy. Dziwię się, że ty na to nie wpadłaś, Stacy.

– Nie rozumiem, o co ci chodzi.

– Jak na postrach policji, w tej sprawie zachowujesz się wyjątkowo delikatnie. Chciałabyś o tym pogadać?

– A może jednak zaczniemy od sprawdzenia tego, co się tu działo, chociaż widzę, że aż się palisz, aby od razu wsadzić kogoś na krzesło elektryczne – rzuciła zjadliwie.

Chciała przejść obok, ale Mac złapał ją za ramię.

– Jak sądzisz, dlaczego morderca zakneblował ją tym stanikiem? To chyba jasne, że była to pierwsza rzecz, o jakiej pomyślał. Ile piersi zrobił twój szwagier? Pięćset? Tysiąc? – Przerwał na chwilę, by Stacy mogła włączyć się w tok jego rozumowania. – Nie rozumiesz? Mamy tu dwa morderstwa i obie ofiary w jakiś sposób były związane z doktorem Westbrookiem. Marshę Tanner zamordowano niecałą dobę po tym, jak z nią rozmawialiśmy, i to jeszcze zanim udało nam się ją przesłuchać. Vanmeer była jego pacjentką, a także, według jej męża, kochanką. Ten facet w czapeczce z windy jest zbudowany jak Westbrook.

– Mamy tylko poszlaki – odparowała. – To wszystko nie trzyma się kupy! Poza tym Ian ma alibi na ten wieczór, kiedy zamordowano Vanmeer.

– Oparte wyłącznie na tym, co powiedziała jego żona. To za mało. Czy nie zrobiłaby wszystkiego, żeby go chronić?

Stacy już otworzyła usta, by zaprzeczyć i powiedzieć, że jej siostra nigdy nie utrudniałaby śledztwa, ale zaraz je zamknęła. Jane kochała Iana i wierzyła w jego niewinność. Ileż mądrych i bystrych kobiet w takich sytuacjach zapadało na ślepotę?

Ale czy świadomie posunęłaby się do kłamstwa, żeby chronić męża?

Mac pochylił się w jej stronę.

– Jak wiesz, zdarzały się orzeczenia winy w procesach poszlakowych.

– Ale co z motywami, Mac? Musisz przecież jakieś znaleźć.

– To nie będzie trudne – stwierdził cicho. – Przede wszystkim – pieniądze. Pamiętaj, że twoja siostra jest bardzo bogata. Jak sądzisz, co by powiedziała, gdyby okazało się, że mąż ją zdradza?

Stacy wiedziała, do czego zmierza Mac. Jego scenariusz wyglądał następująco: Ian miał romans z Elle Vanmeer, która w pewnym momencie zagroziła, że powie o wszystkim Jane. Zabił więc, by ją uciszyć. To się zdarzało. A potem nie miał już wyjścia i musiał też zgładzić osobę, która wiedziała, co łączyło go z Elle Vanmeer – swoją wieloletnią asystentkę.

Stacy poczuła, że robi jej się niedobrze. Wszystko doskonale do siebie pasowało.

Ale to nie mogła być prawda!

– Powinnaś się pogodzić z faktami, Stacy – rzekł z niechęcią Mac. – Twój szwagier tkwi w tym po szyję. I jeśli nie zdarzy się nic nowego, niedługo pójdzie na dno.

Загрузка...